0:00
0:00

0:00

Konrad Piasecki w "Kawie na ławę" (27 czerwca) zapytał Patryka Jakiego, dlaczego właściwie władze "chcą przejąć władzę absolutną nad szkolnictwem za pośrednictwem kuratoriów"? Europoseł Solidarnej Polski odparł, że "edukacja należy do państwa", a samorządy "wykonują tu tylko zadania zlecone". Powtórzył narrację ministra edukacji Przemysława Czarnka i całego PiS, że "nie ma czegoś takiego jak autonomia szkół" i w edukacji de facto nie obowiązują konstytucyjne zasady samorządności i pomocniczości.

Co Jaki przeczytał w "Daily Mail"?

Ciekawszy był kolejny argument: "Chodzi o to, żeby Polska nie doświadczyła tego, co Wielka Brytania. Do szkół pchają się ludzie, którzy nie mają żadnych kwalifikacji, żeby siać dzieciom propagandę, chodzi o organizacje skrajnie lewicowe. Rząd Wielkiej Brytanii, który był taki najbardziej progresywny, wprowadził tych różnych gender edukatorów do szkoły i tam się okazywało, że jeżeli dziecko miało jakiś problem i tak dalej, to ci tłumaczyli dziecku, że to dlatego, że masz problemy z płcią.

Rząd to zbadał i okazało się, że w ostatnich latach mieli najwięcej wniosków o zmianę płci i wyrzucili ich ze szkół. Ja się obawiam i ministerstwo [Czarnka] też, że takie same organizacje pchają się do szkół w dużych miastach i to mogłoby się powtórzyć w Polsce. Kurator chciałby mieć nad tym nadzór".

Piasecki i uczestnicy dyskusji zażądali od Jakiego podania źródła tych informacji sugerując, że to wymysły.

"Zaraz poszukam w internecie. Organizacje lewicowe wprost mówią, że chcą wchodzić do szkół... To, że państwo chcecie, żeby człowiek sobie zmienił płeć na jedną z 200 czy ileś" - mamrotał Jaki i stukał w klawisze telefonu. Aż znalazł i triumfował:

"Mam nadzieję, że mnie przeprosicie. Wytyczne brytyjskiego ministerstwa edukacji mówią, że nie wolno współpracować z zewnętrznymi organizacjami, które sugerują dzieciom niezgodność z płcią biologiczną. A dlaczego? »Daily Mail« pisze, że liczba dziewczynek pragnących zostać chłopcami gwałtownie wzrosła w ostatnich latach właśnie dlatego, że do szkół wprowadzono takie organizacje. My nie chcemy się na to zgodzić".

A co napisał "Daily Mail"?

Zaskakująca wiadomość: Jaki w zasadzie wiernie przedstawił treść artykułu "Daily Mail" z 26 września 2020 zatytułowanego "Nauczyciele nie powinni zachęcać chłopczyc (tomboys) do zmieniania płci tylko dlatego, że ubierają się i bawią jak chłopcy".

"W zasadzie" robi jednak różnicę, a przykład brytyjski jako argument w sporze o zamach polskiego rządu na autonomię szkół zupełnie nie ma sensu.

"Daily Mail", popularny dziennik (z kategorii tzw. middle market, czyli prasa lepsza od bulwarówek, ale gorsza od dziennikarstwa jakościowego) faktycznie stwierdza, że gwałtownie wzrosła liczba dziewcząt, które chcą zostać chłopcami. "Daily Mail" stwierdza: "niektórzy eksperci są przekonani, że chłopczyce (tomboys), które nie czują się dobrze w typowych dla dziewcząt ubraniach i aktywnościach, są przekonywane, że urodziły się w złym ciele".

Stąd płyną zalecenia ministerstwa, by wobec "chłopczyc":

  • nauczyciele nie używali sugestii, że ich zachowanie wynika z niewłaściwego określenia płci dziecka, czyli, że są one osobami tranpłciowymi;
  • odrzucali materiały [edukacyjne], które kwestionują (biologiczną) płeć takiego dziecka;
  • unikali korzystania z "kontrowersyjnych organizacji transgenderowych".

Ministerstwo zwraca przy tym uwagę szkołom, że podważanie płci żeńskiej "chłopczyc" może oznaczać wzmacnianie stereotypów genderowych, zgodnie z którymi dziewczynka musi bawić się lalkami i ubierać na różowo.

Uproszczona transgenderowa interpretacja może mieć zatem wymowę antyfeministyczną.

Odwrotnie do trendów współczesnej kultury (np. wielu seriali), które pokazują, że kobiety mogą z sukcesem podejmować tzw. męskie zachowania.

Na cenzurowanym w artykule znalazła się organizacja Mermaids (Syreny), której misją jest "wspieranie transpłciowych, niebinarnych dzieci i młodych ludzi do 20 lat, podobnie jak ich rodzin i osób zawodowo się nimi opiekujących". Takie dzieci i młodzież wymagają, zdaniem organizacji, zrozumienia, a także mają prawo do swobodnego badania swej tożsamości płciowej.

Według "Daily Mail" organizacja prowadzi kursy, w których używa 12-stopniowej skali gender, od bieguna kobiecego (lalki Barbie w różowej sukience) po męski (figurka supermena GI Joe w wojskowym mundurze).

Przedstawiciele Mermaids wyjaśnili jednak "Daily Mail", że prowadzą tylko treningi dla nauczycieli, a nie zajęcia w szkole, a także nie przygotowują materiałów edukacyjnych dla uczniów, więc zmiany ich nie dotyczą.

Dodali, że trans-dzieci czasem wyrażają swoje prawdziwe "ja" wybierając zabawki i ubrania.

"Zgadzamy się jednak, że rzecz wymaga ostrożności i będziemy pracować nad większą klarownością naszego podejścia".

Ministerstwo (Wielkiej Brytanii) niczego nie zakazuje, a tylko zaleca

Jaki sugeruje, że zalecenia ministerstwa edukacji Wielkiej Brytanii i proponowana przez PiS prewencyjna cenzura dostępu organizacji społecznych do szkół to wyraz takiej samej ochrony dzieci.

Brytyjski rząd to zbadał i okazało się, że mieli najwięcej wniosków o zmianę płci i wyrzucili ich ze szkół (...) takie same organizacje pchają się do szkół w Polsce. Kurator chciałby mieć nad tym nadzór

Kawa na ławę, TVN24,27 czerwca 2021

Sprawdziliśmy

Podwójna manipulacja. Brytyjskie ministerstwo nie wyrzuciło żadnych organizacji, zaleciło tylko nauczycielom ostrożność w nauczaniu o osobach trans, zwłaszcza wobec "chłopczyc". A Lex Czarnek przewiduje pełną cenzurę dostępu organizacji do szkół

Według nowelizacji ustawy oświatowej, polski rząd chce wprowadzić obowiązek pozytywnej opinii kuratora przed rozpoczęciem ewentualnych zajęć prowadzonych w szkole przez organizacje społeczne, przy czym trzeba o nią wystąpić nie później niż na dwa miesiące przed rozpoczęciem zajęć. Do tej pory dyrektor szkoły – na mocy art. 68 prawa oświatowego – akceptował oferty organizacji społecznych (pozarządowych) za zgodą Rady Rodziców (lub Rady Szkoły tam, gdzie ona istnieje). W praktyce było to rozwiązanie elastyczne. Teraz arbitralną decyzję miałby podejmować urzędnik ministerstwa (jakim jest kurator).

Tymczasem brytyjskie ministerstwo wydaje jedynie zalecenia i opisuje reguły, których należy przestrzegać. W odniesieniu do edukacji seksualnej ministerstwo stwierdza, że zewnętrzne organizacje "mogą być źródłem osób prowadzących, narzędzi edukacyjnych i innych form wzmocnienia i uzupełnienia realizacji podstawy programowej". Ministerstwo podkreśla, że przekaz tych organizacji musi być apolityczny, zgodny z zasadami demokracji i praw człowieka a także odpowiedni do wieku uczniów i uczennic. Dyrekcja szkoły powinna mieć pełne zaufanie do organizacji, ich przekazu i materiałów, jakie używają.

Zalecenia opisywane przez ministerstwo dotyczą szczegółowej kwestii edukacji o płci. W niczym nie ograniczone zostają prawa do korzystaniu z dorobku organizacji LGBT, z tym jednym zastrzeżeniem — unikania pochopnej diagnozy dzieci, a zwłaszcza dziewczynek, jako osób trans.

Jak to się ma do Czarnka i Jakiego?

Uzasadnienie Jakiego, że pełna kontrola nad edukacją seksualną i nauczaniem o prawach osób LGBT ma chronić polskie dzieci przed niebezpieczeństwem, na jakie brytyjskie dzieci naraża "propaganda transgenderowa" jest manipulacją, bo sytuacje są nieporównywalne:

  • w Wielkiej Brytanii ograniczenia, jakie zaleca ministerstwo, dotyczą jednej szczegółowej kwestii w edukacji transgenderowej i tylko w odniesieniu do dzieci;
  • nawet konserwatywne organizacje zgadzają się, że należy w szkołach bez uprzedzeń edukować o homo czy biseksualności, a także
  • że nie należy w niczym ograniczać praw dorosłych osób LGBT;
  • ministerstwo wydaje jedynie zalecenia, decyzja należy do dyrekcji szkół, nie ma tu cenzury dostępu organizacji pod groźbą utraty stanowiska.

Brytyjskie organizacje konserwatywne wg Jakiego i Czarnka byłyby lewackie

Satysfakcję z zaleceń ministerstwa wyrażają w artykule dwie organizacje, które na rynku brytyjskim należy opisać jako konserwatywne. Aktywistka Transgender Trend oświadczyła, że właśnie o takie regulacje apelowali. A Safe Schools Alliance (Stowarzyszenie Bezpiecznej Szkoły) z satysfakcją uznało, że Mermaids nie będą już prowadzić treningów dla nauczycieli i doradzać szkołom.

Rzut oka na obie konserwatywne organizacje pokazuje, że nie spełniają one zupełnie kryteriów heteropoprawności Patryka Jakiego czy Przemysława Czarnka. Wręcz przeciwnie.

Transgender Trend zajmuje się dziećmi cierpiącymi na "dysforię płciową" (odczuwana tożsamość płciowa nie odpowiada płci przypisanej przy urodzeniu), ale twierdzi, że nie należy z tego wyciągać pochopnego wniosku, że powinny one dokonać korekty płci. Ich przesłaniem jest skrajne stwierdzenie, że "żadne dziecko nie urodziło się w niewłaściwym ciele", a dzieci niepodporządkowane genderowym wymogom wcale nie muszą być transgenderowe.

Krytykują "bolesne i stresujące stereotypy płci, jakie dorośli narzucają dzieciom". Prowadzą one do tego, że np. młoda lesbijka (typu butch) może być nakłaniana przez dorosłych do korekty płci na męską.

Organizacja podkreśla, że w pełni afirmuje dorosłe osoby trans, uważa, że wszyscy dorośli mają pełne prawo do podejmowania decyzji o tożsamości zgodnie ze swoim życzeniem i nie powinni być jakkolwiek ograniczani.

Stowarzyszenie Bezpiecznej Szkoły podkreśla, że wśród jego członków i członkiń jest wiele lesbijek, gejów i osób biseksualnych, a "wiele z nas ma dzieci czy wnuki trans".

Tak jak Transgender Trend uznają, że przypisywanie określonego zestawu cech dziewczętom, a innego chłopcom to seksizm. Sztywne klasyfikowanie dzieci jako cis (zgodność z płcią urodzenia) lub trans (niezgodność) może im wyrządzić szkodę. W szczególności uznawanie, że pociąg seksualny do osób tej samej płci oznacza, że jesteś osobą trans może być "swego rodzaju odpowiednikiem terapii konwersyjnej dla osób homoseksualnych". Wyciągają z tego mocny postulat, by kategoria płci była przez szkoły chroniona.

Jak widać, oba stowarzyszenia przeciwstawiają się organizacjom wspierającym prawa osób transpłciowych, ale ujmują to wyłącznie w odniesieniu do dzieci i nie dążą do ograniczenia prawa do decyzji o swoim ciele osób dorosłych.

Poza tym ich niechętny czy podejrzliwy stosunek do transpłciowości nie tylko nie łączy się z homofobią, ale wręcz przeciwnie, stanowi według obu organizacji, obronę praw młodych gejów i lesbijek m.in. do nawiązywania kontaktów seksualnych z własną płcią. Ich zdaniem jest ryzyko pochopnego uznania homoseksualności za przejaw transpłciwości.

Debata o transpłciowości faktycznie trwa. "Wojna genderowa"

Niezależnie od snucia fałszywych analogii, Jaki odwołał się do prawdziwego sporu, jaki toczy się w tej chwili w Europie o uregulowanie praw osób transgenderowych. Rząd Wielkiej Brytanii - pisze ten sam "Daily Mail" - odrzucił wniosek aktywistów transgenderowych, by można było zmieniać płeć tylko na podstawie deklaracji woli.

Jak podsumowuje "The Economist" 12 czerwca 2021, "Europa wkracza w stan wojny genderowej".

W maju parlamenty Hiszpanii i Niemiec odrzuciły prawo, które pozwalałoby ludziom określać swoją płeć (tzw. samo-określenie) i zmieniać legalny status bycia kobietą na mężczyznę lub odwrotnie tylko poprzez deklarację, bez przechodzenia jakiejkolwiek procedury medycznej. W Niemczech Partia Zielonych proponowała nawet zapis, że prawo do samookreślenia miałoby dziecko od 14 lat, nawet jeśli rodzice są temu przeciwni.

Debata jest potrzebna, by z jednej strony uwzględnić prawa osób trans, a z drugiej nie przyjąć pochopnych rozwiązań dotyczących osób nieletnich. Strach przed nieodwracalnymi skutkami interwencji medycznych w młodym wieku, napędzają pojedyncze, ale głośne historie o "detranzycji" opowiadane przez osoby, które po miesiącach lub latach od rozpoczęcia terapii hormonalnej odkryły, że źródłem ich cierpień była np. autohomofobia, a nie dysforia płciowa.

Światowe zalecenia ekspertów dotyczące diagnostyki dzieci jasno wskazują jednak, by podążać za ich potrzebami: pozwolić na społeczne funkcjonowanie w odczuwanej płci i otoczyć opieką psychologiczną.

Każda historia odkrywania transpłciowości jest inna, nierzadko bywa skomplikowana, ale pewne jest, że kwestii tożsamości płciowej nie da się nikomu "wmówić", nie da się też jej określić na podstawie preferowanych w dzieciństwie zabawek czy kolorów. Obydwa poglądy są szkodliwe.

O tym jak zawiła jest to debata świadczy fakt, że toczy się ona także wewnątrz środowisk LGBT, gdzie pojawiają się animozje a nawet uprzedzenia: transfobia wśród gejów i lesbijek, męski szowinizm wśród gejów, zaprzeczanie biseksualności.

W Polsce jesteśmy jeszcze w innej epoce

To wszystko toczy się jednak w świecie, gdzie zagwarantowane są elementarne prawa osób LGBT. Przenoszenie europejskich sporów na polski grunt i używanie ich jako argumentu na rzecz rządowej polityki homo i transfobicznej jest manipulacją.

W Polsce jako jednym z ostatnich 6 krajów UE, osoby homoseksualne nie mają żadnych praw legalizacji swoich związków, a w przekazie oficjalnej propagandy obowiązuje tzw. nowoczesna homofobia, zgodnie z którą osoby homoseksualne mają już wszystkie prawa zagwarantowane, ich roszczenia są nieuzasadnione , a także nie powinny się "tak eksponować", bo naruszają zasady moralności publicznej. Homo-seksualność ma być ukrywana jako nieprzystojna w świecie, gdzie seksualność hetero jest eksponowana w obyczaju, kulturze, sztuce, nie mówiąc o porno w sieci.

Przeczytaj także:

Osoby trans poddane są w Polsce okrutnemu prawodawstwu. Zmiana oznaczenia płci w dokumentach (z męskiej na żeńską lub odwrotnie) uzależniona jest od zawiłego procesu diagnostycznego. Trzeba uzyskać opinię seksuologa, psychiatry i psychologa potwierdzających transpłciowość oraz rozpocząć terapię hormonalną.

Dopiero po zgromadzeniu obszernej dokumentacji medycznej, można wejść na drogę sądową, czyli - niezależnie od wieku - trzeba pozwać rodziców, za to że źle określili płeć dziecka po urodzeniu.

Jeśli rodzice nie żyją, sprawę przejmuje kurator, ale trzeba przejść przez upokarzający proces.

Esencja płci, konstrukcja płci

Spór o traktowanie nieletnich osób trans ma w tle generalną debatę nad kwestią płciowości i orientacji seksualnej. Trwa spór między podejściem esencjalistycznym, zgodnie z którym nasza tożsamość płciowa i orientacja seksualna jest dana jako trwała cecha od urodzenia, a uznaniem, że są one do pewnego stopnia "konstruowane" jako wynik uczenia się, nacisków kulturowych a także własnej decyzji osoby.

Jak tłumaczyła autorowi tego tekstu Judith Butler, filozofka i autorka jednej z najsłynniejszych książek XX wieku "Uwikłani w płeć", "osoby transseksualne mają różne przekonania. Niektóre - jak w Polsce Anna Grodzka - mówią o sztywnej tożsamości i chcą rekonstruować binarny system płci: albo on, albo ona. Ale dlaczego mielibyśmy oczekiwać, że wszystkie osoby trans określą się tak samo? I dlaczego właściwie muszą się nam spowiadać? Przecież nie pytamy osób hetero, jak doszło do tego, że stały się kobietą czy mężczyzną".

Butler mówiła też o swojej teorii "konstrukcji płci": "Kościół od wieków sprzecza się z nauką, ale historia nauki zdaje się stać po naszej stronie - potwierdza, że to, jak postrzegamy biologiczną płeć, się zmienia. Myślę, że błędem jest stwierdzenie, iż płeć (sex) jest wyłącznie konstruktem kulturowym.

Było to zaskakujące, bo osłabiało słynną tezę Butler, że nie tylko płeć kulturowa (gender), ale i biologiczna (sex) jest wytwarzana przez kulturę.

"Dyskusja, jak myśleć o płci, trwa od dawna. Dyskutuje Komitet Olimpijski, ruch feministyczny, genetycy dyskutują, w jaki sposób geny determinują płeć. I czy determinują, czy może współdziałają z hormonami, kulturą, środowiskiem. To są otwarte pytania. Każdy uczciwy intelektualista rozumie, że takie pytania napędzają dyskusję. W histerycznej reakcji na gender jest rys antyintelektualizmu" - odpowiedziała Butler na tę uwagę.

Krzysztof i Piotr Pacewicz: Pani słynna opinia, że płeć jest tylko konstruktem kulturowym i nie ma "wrodzonej prawdy o płci", jest sprzeczna z poczuciem wielu osób LGBT. Czy to nie paradoks?

Judith Butler: Dlaczego?

Była posłanka Anna Grodzka, słynna osoba transseksualna, od dziecka miała silne przekonanie, że urodziła się kobietą w męskim ciele. Podkreśla, że tak zdecydowała biologia.

Osoby transseksualne mają różne przekonania. Niektóre - jak Anna Grodzka - mówią o sztywnej tożsamości i chcą rekonstruować binarny system płci: albo on, albo ona. Ale dlaczego mielibyśmy oczekiwać, że wszystkie osoby trans określą się tak samo? I dlaczego właściwie muszą się nam spowiadać? Przecież nie pytamy osób hetero, jak doszło do tego, że stały się kobietą czy mężczyzną.

Wiele osób odczuwa gender jako istotę tego, kim są. Ale czasami gender, który został nam przypisany, jest po prostu "nie do zamieszkania" (uninhabitable). Dla większości osób trans zmiana jest koniecznością. Trzeba uszanować to pragnienie znalezienia ciała, w którym dałoby się żyć.

Można różnie tłumaczyć tę głęboką konieczność zmiany. Pamiętajmy, że przypisanie do gender następuje w najwcześniejszym okresie życia i że to jest zawsze decyzja kogoś innego, nigdy własna.

Dopiero potem decydujemy, jak chcemy żyć. Nie powinniśmy więc utożsamiać kulturowej konstrukcji płci (gender) z "wolnym wyborem", a wrodzonej płci biologicznej (sex) z "koniecznością".

Czy - jak twierdzą przedstawiciele polskiego Kościoła - jest Pani seksoholiczką?

Czuję, że odpowiedź na takie pytanie uwłacza mojej godności. Walcząc o swą godność, geje, lesbijki, osoby trans- albo biseksualne zwracają się do społeczeństwa, by pozwoliło nam żyć swobodnie i bez strachu, żyć jak inni.

Kościołowi się chyba zdaje, że badacze gender zaprzeczają biologicznym różnicom płciowym, a to nieprawda. Chodzi o to, jak opiszemy te różnice i jak duże znaczenie im przypiszemy.

Kościół od wieków sprzecza się z nauką, ale historia nauki zdaje się stać po naszej stronie - potwierdza, że to, jak postrzegamy biologiczną płeć, się zmienia. Myślę, że błędem jest stwierdzenie, iż płeć (sex) jest wyłącznie konstruktem kulturowym.

Przecież to pani słynna teza, że nie tylko płeć kulturowa (gender), ale i biologiczna (sex) jest wytwarzana przez kulturę!

Dyskusja, jak myśleć o płci, trwa od dawna. Dyskutuje Komitet Olimpijski, ruch feministyczny, genetycy dyskutują, w jaki sposób geny determinują płeć. I czy determinują, czy może współdziałają z hormonami, kulturą, środowiskiem. To są otwarte pytania. Każdy uczciwy intelektualista rozumie, że takie pytania napędzają dyskusję. W histerycznej reakcji na gender jest rys antyintelektualizmu.

;
Na zdjęciu Piotr Pacewicz
Piotr Pacewicz

Założyciel i redaktor naczelny OKO.press (2016-2024), od czerwca 2024 redaktor i prezes zarządu Fundacji Ośrodek Kontroli Obywatelskiej OKO. Redaktor podziemnego „Tygodnika Mazowsze” (1982–1989), przy Okrągłym Stole sekretarz Bronisława Geremka. Współzakładał „Wyborczą”, jej wicenaczelny (1995–2010). Współtworzył akcje: „Rodzić po ludzku”, „Szkoła z klasą”, „Polska biega”. Autor książek "Psychologiczna analiza rewolucji społecznej", "Zakazane miłości. Seksualność i inne tabu" (z Martą Konarzewską); "Pociąg osobowy".

Komentarze