0:00
0:00

0:00

Książka „Dalej jest noc” to studium losów ukrywających się przed Zagładą Żydów w dziewięciu powiatach przedwojennej Polski (w większości w tzw. Generalnym Gubernatorstwie, czyli Polsce centralnej i południowej). Naukowa praca, efekt kilkuletnich badań znakomitych polskich historyków z Centrum Badań nad Zagładą w PAN lub z nim związanych. O tym, że książka powstaje, opinia publiczna wiedziała od wielu miesięcy. Mówiła o niej np. współredaktorka tomu, prof. Barbara Engelking w wywiadzie dla OKO.press w listopadzie 2017 roku.

Przeczytaj także:

Drugi współredaktor, prof. Jan Grabowski z Uniwersytetu w Ottawie, opowiadał o książce w dodatku „Ale historia” w „Gazecie Wyborczej” 17 marca 2018.

Redaktorzy „Newsweeka” przesadzili więc odrobinę, pisząc na okładce numeru z 9 kwietnia o „sensacyjnej książce historycznej”, która „do końca była ukrywana przed władzami”. Nie tylko władze, ale i opinia publiczna wiedziały, że książka powstaje, i to od wielu miesięcy.

View post on Twitter

„Newsweek” dał także na okładce jednoznaczny tytuł - „Jak Polacy dobijali Żydów” (z makabryczna ilustracją) - ale w tekście redakcyjnym skupił się przede wszystkim na opisach dobrze udokumentowanych zbrodni popełnionych przez Polaków na próbujących się ukrywać przed Niemcami Żydach. Autorzy i autorki książki „Dalej jest noc” sięgnęli do rozproszonych, lokalnych źródeł, żeby jak najlepiej zrekonstruować historie żydowskich uciekinierów z niemieckiej maszyny śmierci.

Oficjalna premiera książki nastąpi 22 kwietnia; do redakcji trafiają właśnie egzemplarze recenzyjne (do OKO.press także). Nikt - poza autorami i redaktorami - nie może więc jeszcze wiedzieć, co jest w środku. Nie przeszkadza to jednak politykom prawicy i mediom, które już traktują dzieło historyków z Centrum Badań nad Zagładą jak zamach na Polskę. 8 kwietnia poseł ruchu Kukiz’15 Marek Jakubiak napisał na Twitterze:

View post on Twitter

I dodał: "Nie zdołałem dopisać, że tych 322 doczekało, bez niczyjej pomocy oczywiście. I tysiące Polaków ryzykując życie dla ich ratowania, tylko patrzyło jak ich zabić.

Nie wiem, po co ta gazeta to robi, ale poziom w szkalowaniu już dawno jest na poziomie rynsztoka :("

Twierdzenie posła Jakubiaka można łatwo zweryfikować: słowo „Niemcy”, którego według niego w relacji „Newsweeka” nie ma, pada zarówno na okładce, jak i w redakcyjnym omówieniu książki.

Nigdzie też nie ma sugestii, że Polacy byli sprawcami Holocaustu - chociaż wielokrotnie jest mowa o pomocy, której udzielili Niemcom, wyręczając ich i zabijając szukających schronienia Żydów (redakcja nie szczędzi drastycznych opisów).

Marek Jakubiak, jak dowiadujemy się z jego biogramu, ukończył w 1980 roku szkołę chorążych na kierunku eksploatacja samolotu na wydziale lotnictwo oraz w 1987 roku policealne studium zawodowe na kierunku organizacja pracy kulturalno-oświatowej. To nie sugeruje, że zna się na Zagładzie. OKO.press stoi jednak na stanowisku, że każdemu wolno wypowiadać się na tematy historyczne - pod warunkiem, że robi to z odrobiną staranności.

Poseł Jakubiak nie zajrzał nie tylko do książki (bo nie mógł), ale nawet do „Newsweeka”, którego zaatakował, jednak autorkę nazwał "prowokatorką".

"Sprawą zajmie się prokuratura"

O zachowaniu Jakubiaka warto napisać dlatego, że jest symptomatyczne dla większej części naszej prawicy. Książki oczywiście nie czytała, bo też nikt jej nie czytał (poza dziennikarzami Newsweeka). Co ciekawe, autorzy i autorki tekstów na jej temat w ogóle nie próbują z nią polemizować. Z góry traktują ją jako efekt antypolskiego spisku.

Zachowują się tak, jak gdyby z góry wszystko wiedzieli - i nie musieli ani nic czytać, ani konfrontować się z potencjalnie nieprzyjemnymi odkryciami historyków.

Oto dwa przykłady. Informację o okładce "Newsweeka" portal wPolityce.pl opublikował w dziale "kronika kłamliwej histerii". Składa się ona niemal wyłącznie z głosów oburzenia na Twitterze ("zalewa nas fala kłamstwa") oraz teorii spiskowych (jeden z komentujących odkrył, że historyczka prof. Barbara Engelking zasiada we "władzach różnych fundacji" zajmujących się upamiętnianiem Zagłady). Tę samą strategię zastosowała Niezalezna.pl. „Lis w formie. Kolejna dawka antypolskich »rewelacji« z niemieckiego tygodnika” napisała, przypominając, że Newsweek wydawany jest przez „niemiecko-szwajcarski koncern”.

"To niewiarygodne, jak gazeta Tomasza Lisa po raz kolejny atakuje Polaków publikując stek antypolskich manipulacji. Nowa okładka tygodnika »Newsweek« wywołała falę oburzenia wśród Polaków".

Poza doniosłymi głosami oburzenia nie było w „Niezależnej” żadnych prób polemiki z faktami. Więcej, nie było o tych faktach wzmianki. Czytelnik mógł się dowiedzieć z niej tylko tyle, że „Newsweek” oskarża Polaków o mordowanie Żydów, jest antypolski i obraża.

Portal wPolityce.pl sięgnął jeszcze po dr Ewę Kurek – historyczkę wsławioną antysemickimi wypowiedziami i kwestionowaniem ustaleń śledztwa IPN w sprawie Jedwabnego, traktowaną jako persona non grata w środowisku badaczy Zagłady. Dr Kurek pyta:

"Należy sprawdzić na podstawie jakich źródeł powstała ta praca. (…) Sprawą powinna zająć się prokuratura i sąd. Historyk musi mieć źródła i dowody na potwierdzenie swoich tez. Musi udowodnić na jakiej podstawie pisze".

To jest bardzo dobre pytanie. Nie jest tylko jasne, dlaczego sprawdzaniem rzetelności źródeł, na podstawie których powstała książka, ma się zająć prokuratura i sąd, a nie inni historycy. Media prorządowe będą miały problem ze znalezieniem bardziej kompetentnych od dr Kurek ekspertów.

5 kwietnia PAP opublikował wywiad z prof. Grzegorzem Berendtem, historykiem, dyrektorem ds. naukowych w Muzeum II Wojny Światowej po przejęciu tej placówki przez PiS. Prof. Berendt zajmował się stosunkami polsko-żydowskimi i faktom nie zaprzecza – stara się tylko przedstawić je w odrobinę strawniejszym dla władzy świetle.

Przypomina, że pomoc państwa polskiego dla Żydów była śladowa, że policja „granatowa” współpracowała z Niemcami w Zagładzie na masową skalę i że wyroki na szmalcowników co prawda były, ale wykonano tylko kilka i to pod koniec wojny.

Jeżeli to mówi ekspert bliski PiS, członek rządowego zespołu ds. dialogu prawno-historycznego – to prawicowym pismom zostanie już tylko cytowanie anonimowych głosów oburzenia z Twittera.

;

Udostępnij:

Adam Leszczyński

Dziennikarz OKO.press, historyk i socjolog, profesor Uniwersytetu SWPS w Warszawie.

Komentarze