Bo Janek był we wszystkim, co w Polsce najważniejsze i najodważniejsze: za Marzec ’68 wyrzucili go ze studiów, dostał dwa i pół roku, w 1976 był wśród założycieli KOR-u, współtworzył słynny „Biuletyn Informacyjny”, w 1977 roku redagował „Robotnika”, nielegalne pismo walczące o niezależny ruch związkowy, w 1980 został doradcą „Solidarności”, 13 grudnia 1981 internowany, potem aresztowany, bo komuniści bali się go wypuścić – opowiada OKO.press Ewa Kulik-Bielińska, dyrektorka Fundacji Batorego, przyjaciółka Jana Lityńskiego jeszcze z czasów opozycji demokratycznej w PRL.
Jan Lityński umarł tragicznie 21 lutego 2021 roku. Miał 75 lat.
A kto Tobie, Janku, napisze nekrolog, skoro Ciebie już nie ma
Mieszkali ostatnio z Elą w domku nad tą Narwią, z trzema psami. Wrzucał na FB zdjęcia Eli z psami i pisał o tym, co pysznego gotuje Eli na kolację. Tak, Janek kochał życie, naprawdę, kochał żyć. I kochał ludzi. Lubił pracować, ale nie był pracoholikiem.
Przyjaźnił się niemal ze wszystkimi. Ze wszystkimi rozmawiał. Nie wiem, co trzeba byłoby zrobić, żeby mu zajść za skórę i żeby zerwał z kimś znajomość.
Był wybitnym intelektualistą, rozdyskutowanym, stale w dialogu, polemice. Perorował, z szybkością karabinu maszynowego wyrzucał z siebie słowa, aż czasem trudno było zrozumieć. Miał zawsze jakąś ciekawą teorię, frapujące wyjaśnienie. Trochę jak Wojtek Pszoniak, który umarł pół roku przed Jankiem, ale Pszoniak nauczył się aktorskiego fachu, Janka czasem było trudno zrozumieć.
Ale nie miał w sobie nic z zarozumiałego mądrali, uwielbiał i potrafił rozmawiać z robotnikami nie tylko w czasach KOR, z chłopami. Jak wyszedł po Marcu ’68, to pracował też jako robotnik.
Decydujące było to, że był ciekawy ludzi, ciekaw świata.
Tak zresztą się poznaliśmy w Krakowie w 1979 roku, dokąd przyjechał, żeby zobaczyć, co to za ludzie robią Studencki Komitet Solidarności. Zaprzyjaźnił się wtedy z Różą Woźniakowską, z Maleszką, Wildsteinem, Sonikami, ze mną. Lubił do nas przyjeżdżać.
Pisał, dużo pisał, zawsze pisał. Do „Robotnika”, do „Tygodnika Mazowsze”, do „Krytyki” do „Wyborczej”, publikował też na Zachodzie.
W sierpniu 2020 układaliśmy razem nekrolog dla Henia Wujca, z którym się oboje przyjaźniliśmy i dziś od razu pomyślałam: a kto Tobie, Janku, napisze nekrolog, skoro Ciebie już nie ma.
W stanie wojennym ukrywaliśmy się razem przez dwa lata. Janek dołączył do RKW [Regionalnej Komisji Wykonawczej Mazowsza podziemnej Solidarności], współtworzył ją ze Zbyszkiem Bujakiem, Wiktorem Kulerskim i moim mężem Konradem Bielińskim. Po prostu nie wrócił z przepustki na komunię córki w 1984 roku. Ja prowadziłam biuro, organizowałam całą pracę.
Ukrywanie się z nim i cała ta podziemna robota były bardzo fajne, bo w każdej sytuacji potrafił znaleźć dobre strony. Mimo pozornej nerwowości w sposobie bycia, był w nim spokój i pewnego typu optymizm, a może zgoda na rzeczywistość.
Właśnie w podziemiu zaczął gotować, aby ratować resztki normalności, zapraszał nas – w warunkach konspiracyjnych – na kolację.
Kiedy my z Konradem i Zbyszkiem wpadliśmy w maju 1986, Janek i Wiktor ocaleli, choć ich łączniczka też już była namierzona.
Ciągnęło go do polityki, fascynowała go. Ale wolał być raczej na drugim planie, nie pchał się do przodu. Chyba mniej udany był epizod doradcy u prezydenta Bronisława Komorowskiego – miał zamiar zająć się reformą wymiaru sprawiedliwości, ale jakoś nic z tego nie wyszło. Kampania 2015 roku też nie była sukcesem.
Jak na polityka był może trochę zbyt inteligentny i za mało próżny.
Miał dystans do siebie i do „sprawy” przez duże „S”. I fantastyczne poczucie humoru, autoironii. W tych jego żartach z innych było jednak często coś czułego. Miał dużą wrażliwość i uwagę dla ludzi.
Był przenikliwy i błyskotliwy, potrafił nazwać coś skrótem. Uwielbiałam te jego powiedzonka. Jedno z nich nazwaliśmy „prawem Lita”: „Wymyśl coś głupiego, a komuniści na pewno to zrobią”. Po 2015 zamienił „komuniści” na „PiS”.
Notował: Piotr Pacewicz
Cześć Jego pamięci. Wielka strata
Musiał to być jakiś wielki pies. Dlaczego p. Lityński nie puścił po prostu smyczy w krytycznym momencie? Jakaś dziwna sytuacja.
Bo kochał swojego psa nad życie. Może to zrozumieć tylko ktoś, kto obdarza swoich mniejszych przyjaciół podobnymi uczuciami. To nie wyrzut ani pretensja, tak po prostu jest.
Cześć panowie, mam na imie Monika 25 lat. Chętnie poznam normalnego faceta. Nie szukam sponsora, nie interesuje mnie jakie masz zarobki, samochód itp. Przede wszystkim cenię kulturę osobistą i poczucie humoru, wygląd dla mnie to sprawa drugorzędna. Zainteresowanych panów zapraszam do kontaktu najlepiej na moim profilu gdzie zobaczysz moje gorące zdjęcia 😉 http://panieonline.pl/monia89
Gdyby tonął człowiek, też rzuciłby się w nurt na wpół zamarzniętej rzeki? Umarł z miłości? taki Romeo? Czy chociaż wyratował tego psa, czy zginęli razem?
Za grosz taktu i współczucia. Niektórzy ludzie nie zasługują by ich tak nazywać.
wersja 1. Jan w niedzielę wybrał się z żoną i psem na spacer w Pułtusku. Spacerowali wałem przeciwpowodziowym. W pewnym momencie pies spadł ze skarpy i wpadł do wody, Jan rzucił się mu na ratunek. Całość zdarzenia widziała jego żona, Krystyna Lityńska. Wszedł do rzeki Narew, chcąc wyciągnąć z niej psa, pod którym załamał się lód. Według relacji żony, która była świadkiem zdarzenia, mężczyzna utonął – powiedział rzecznik Komendy Głównej Policji, inspektor Mariusz Ciarka.
wersja 2. Informacje o tragicznej śmierci Jana Lityńskiego napłynęły w niedzielę 21 lutego. Były poseł i działacz opozycyjny z okresu PRL wpadł do Narwi, kiedy próbował ratować swojego psa na zamarzniętej rzece. Te doniesienia potwierdziła jego żona. „Drodzy, Janek nie wypłynął z przerębli ratując psa. W przerębli znaleźliśmy się razem bo pobiegłam go ratować. My żyjemy. Janka szuka straż, helikoptery” – poinformowała Elżbieta Bogucka. W dalszej części swojego wpisu na Facebooku żona byłego opozycjonisty podkreśliła, że „Jan Lityński był w znakomitej formie, acz nie na tyle by się stamtąd wydostać”. „Wczoraj straciłam swoje życie, Serce, wszystko” – wyznała.
Pytanie: jak nazywa się żona pana Jana i z kim był na spacerze?
Obie informacje sprzed trzech godzin za https://www.msn.com/pl