0:000:00

0:00

Prawa autorskie: Slawomir Kaminski / Agencja GazetaSlawomir Kaminski / ...

Z powodu choroby Jarosław Kaczyński nie mógł się pojawić na zjeździe klubów „Gazety Polskiej” 15 czerwca 2018 w Spale. Napisał jednak list, w którym tłumaczył, że „siła wyższa” zatrzymała go w domu. Przekonywał, że PiS poczynił duże kroki w procesie budowy „Polski naszych marzeń”. Narzekał na „totalną opozycję, która zatraciwszy wszelką miarę i jakże często elementarną przyzwoitość, nie cofała się przed niczym i formułowała skrajnie absurdalne oskarżenia pod naszym adresem”. Dostało się przy okazji „elitom”. Kaczyński pisał:

"Nie próżnowały też proszone o pomoc przez polskie kompradorskie elity wrogie nam ośrodki zagraniczne, które bezprzykładnie usiłowały politycznymi naciskami zmienić bieg polskich spraw i zahamować proces dobrej zmiany. Z drugiej strony, musieliśmy podjąć trudne, ale niezbędne, decyzje".

Słowo „komprador” ma źródło w języku portugalskim (pochodzi od słowa „nabywca”), ale używane było przede wszystkim w odniesieniu do półkolonialnego systemu handlu zainstalowanego przez mocarstwa zachodnie w Chinach. W wydanej w 1941 r. w Hong Kongu na upamiętnienie stulecia kolonizacji brytyjskiej książce (cytowanej przez Johna M. Carrolla w książce „Edge of Empires. Chinese Elites and British Colonials in Hong Kong”, Harvard University Press, 2005) pochodzenie systemu kompradorskiego zostało określone jako „bardzo proste”.

Kupcy z Zachodu przypływali do Chin na handel, ale nie znali lokalnych języków, zwyczajów oraz warunków prowadzenia interesów - pisze Carroll. Kompradorzy pełnili rolę pośredników, otwierających przed Zachodem lokalny rynek. Kiedy obcokrajowiec chciał sprzedać coś lub kupić w Chinach, udawał się do kompradora. Kiedy chińska firma chciała coś sprzedać obcokrajowcom, również zwracała się do kompradora, często tego samego.

„Prosty czy nie, system kompradorski był kluczowy w wytworzeniu się handlu pomiędzy Chińczykami i Zachodem w nowoczesnych Chinach” - pisze Carroll. Niektórzy biznesmeni z Zachodu stali się tak zależni od kompradorów, że nie byli bez nich w stanie prowadzić biznesu. Nie wiedzieli nawet, jak ten system działał - poza najwyższym poziomem operacji handlowych. Pod koniec XIX w. dwóch kompradorów firmy Jardine’s, w Szanghaju i w Hong Kongu, należało do najbogatszych ludzi w całych Chinach.

Pojęcie „burżuazji kompradorskiej” stało się później, także u marksistów, synonimem lokalnej elity, która bogaci się utrwalając kolonialne zacofanie swojego kraju. W tym znaczeniu zapewne użył go Kaczyński.

Ale nie tylko on. O „burżuazji kompradorskiej” pisali klasycy myśli antykolonialnej, w tym Mao Tse Tung. Latem 1956 r. Mao pisał:

„W krajach uciskanych przez imperializm istnieją dwa typy burżuazji, burżuazja narodowa oraz burżuazja kompradorska. Czy wasze kraje mają te dwa typy burżuazji? Generalnie tak. Burżuazja kompradorska jest zawsze psem łańcuchowym imperialistów i celem rewolucji”.

Mao potem dowodził, że kompradorzy sprzymierzą się z każdym przeciwko interesom własnego narodu - w odróżnieniu od „burżuazji narodowej”, która jest w równym stopniu wroga klasie robotniczej, co zagranicznym imperialistom.

Nie jest dla nas zaskoczeniem, że Jarosław Kaczyński cytuje myśl Przewodniczącego Mao.

Mao, podobnie jak Kaczyński, był radykałem, który był wrogi obcym. Prowadził rewolucję, jak twierdził, w myśl długofalowych interesów Chińczyków, a dopiero w drugiej kolejności w celu zaprowadzenia socjalizmu na świecie. Pojęcie to pasuje doskonale do retoryki PiS wymierzonej w „elity”, które rzekomo uzależniły Polskę od Zachodu i czerpią korzyści z utrzymywania Polaków w stanie zależności od zachodnich stolic (i w charakterze zaplecza taniej siły roboczej).

Oczywiście nie porównujemy Jarosława Kaczyńskiego do Mao Tse Tunga, totalitarnego dyktatora, który miał na sumieniu od 30 do 50 mln ludzi zabitych, zagłodzonych i zamęczonych torturami. Pogląd o neokolonialnym podporządkowaniu Polski (jak i innych krajów peryferyjnych) Zachodowi nie jest też wcale nowy i wcale nie wyznawany wyłącznie przez szaleńców. We wrześniu 2017 o „skolonizowaniu” Europy Wschodniej przez zachodni kapitał pisał np. wybitny ekonomista Thomas Piketty (tutaj). Kaczyński jednak nie zaprasza do dyskusji nad postawami polskich elit w czasach transformacji, tylko używa słowa, które zapewne zapamiętał ze studiów w PRL - traktując je jako naznaczającą obelgę.

Nie wiemy przy tym, co jest bardziej zabawne: czy fakt, że Kaczyński mówi jednym głosem z Przewodniczącym Mao, czy fakt, że w klubach „Gazety Polskiej” nikt się nie zorientował. Kaczyński znany jest ze złośliwego poczucia humoru, może więc zjazd w Spale po prostu wrednie strollował.

Przeczytaj także:

;

Udostępnij:

Adam Leszczyński

Dziennikarz OKO.press, historyk i socjolog, profesor Uniwersytetu SWPS w Warszawie.

Komentarze