0:000:00

0:00

Prawa autorskie: Jakub Porzycki / Agencja GazetaJakub Porzycki / Age...

Dominika Sitnicka, OKO.press: Uchwała PKW jest bardzo mocno krytykowana. Co jest z nią nie tak z punktu widzenia prawa?

Prof. Anna Rakowska-Trela*: Widzę tam dwa zasadnicze problemy. Pierwszy jest taki, że PKW wykroczyła poza swoje kompetencje, bo nie ma prawa do dokonywania powszechnej wykładni ustaw. A rozumiem, że ta uchwała była właśnie próbą dokonania wykładni, której inne organy będą się trzymać albo przynajmniej potraktują jako niewiążącą wskazówkę. W mojej ocenie PKW powinna była się zatrzymać na paragrafie pierwszym.

Po drugie - problemem jest ta bardzo daleka analogia, którą zastosowano w paragrafie drugim. Wybory, które się nie odbyły z powodu braku kandydatów to coś innego niż wybory, które się nie odbyły, bo po prostu państwo sobie ich nie przeprowadziło. Nie można stawiać znaku równości między tymi sytuacjami.

Przeczytaj także:

Czyli ta uchwała miała, zgodnie z najnowszą intencją rządu, wyłączyć z całego procesu Sąd Najwyższy. I teraz na stronie sn.pl pojawiła się informacja, że SN nie będzie rozpoznawał protestów wyborczych, bo PKW nie podjęła uchwały o wyniku wyborów. I to już koniec?

Na pewno PKW nie ma kompetencji, żeby wyłączać Sąd Najwyższy. Wyobrażam sobie taką sytuację, że pomimo tej uchwały PKW Sąd Najwyższy rozpatruje protesty wyborcze i rozstrzyga o ważności wyborów.

W moim przekonaniu SN rzeczywiście nie ma do tego kompetencji, bo wszystkie terminy z tym związane biegną od “ogłoszenia wyniku wyborów”. A takiego ogłoszenia nie było.

Ale jest też interpretacja przeciwna i nie można wykluczyć, że sędziowie stanęliby po jej stronie.

Czyli ten komunikat jest takim opowiedzeniem się za tą drugą interpretacją?

Ten komunikat jest jeszcze czymś innym. Mnie nie dziwi jego treść, bo zgadzam się z tym, że SN nie ma w takiej sytuacji kompetencji do rozstrzygania o ważności wyborów. Dziwi mnie jego forma. Powiem nawet więcej - jego forma mnie bardzo niepokoi.

Po pierwsze nie wiadomo, kto w ogóle ten komunikat wydał. Nie widzę tam żadnego podpisu. Po drugie nie należy do prezesa sądu, prezesa izby, ani rzecznika rozstrzyganie jakie sprawy są przyjmowane, a jakie nie, tego co jest dopuszczalne na drodze sądowej, a co nie jest dopuszczalne. To wszystko znajduje się w zakresie niezawisłości sędziowskiej. O tym powinny decydować składy trójkowe sędziów tej izby.

Czyli obywatele, jeśli mają taką chęć, będą składać protesty, a składy trójkowe sędziów będą teraz rozważać, czy uważają taki protest za dopuszczalny, czy za niedopuszczalny. A jeśli uznają za dopuszczalny, to wtedy zdecydują, czy go uwzględnić, czy nie.

Czyli treść mnie nie dziwi, ale dziwi mnie forma. Ten, kto to napisał, ingeruje w niezawisłość sędziowską.

Czyli jeśli złożymy protest, to możemy oczekiwać, że będzie rozpatrzony? Jest jakiś sposób, żeby to wyegzekwować?

Jak najbardziej możemy próbować składać takie protesty. Sędziowie nie są związani żadnym komunikatem podpisanym przez nie wiadomo kogo. Sędziowie są związani prawem i własnym sumieniem. I jeśli uważają, że z przepisów prawa wynika to, że protestów nie można składać, to taki skład trójkowy powinien odmówić. Sami powinni rozstrzygnąć, czy taki protest jest dopuszczalny, czy jest niedopuszczalny.

A jak rozwiązać teraz sytuację z “nieodbytymi wyborami”. Czy jest jakieś wyjście zgodne z prawem?

W moim przekonaniu jedyna dobra ścieżka, ale zależna od dobrej woli politycznej prezydenta Andrzeja Dudy, polega na tym, że prezydent w ostatnich dniach swojej kadencji podaje się do dymisji. Następuje opróżnienie stanowiska, zastępuje go marszałek Sejmu i wtedy są rozpisywane przyspieszone wybory. Obecnie to jedyna zgodna z prawem ścieżka.

Jest też drugie rozwiązanie, to, które zaproponowała PKW. I jest ono, delikatnie mówiąc, wątpliwe prawnie, o czym już wspominałam.

Jest też trzecia możliwość, czyli czekanie na rozstrzygnięcie Sądu Najwyższego, o którym mówili panowie Kaczyński i Gowin. I mimo tego komunikatu, który pojawił się na stronie, to ta ścieżka jest cały czas w pewien sposób otwarta. Sędziowie, którzy mieli rozstrzygać o ważności lub nieważności wyborów cały czas mogą to zrobić. Tej kompetencji nie może ich pozbawić ani uchwała PKW, ani komunikat opublikowany na stronie SN.

Jest jeszcze ten pomysł, żeby po prostu poczekać do końca kadencji Andrzeja Dudy.

Tak, jego autorem jest prof. Mikuli z Krakowa. To na pewno pomysł lepszy niż ten, który zaprezentowała Państwowa Komisja Wyborcza, bo analogia nie jest tak odległa. Ale cały czas byłaby to jednak analogia. Profesor Mikuli zakłada, że czekamy do końca kadencji, nie ma wyborów, nie ma nowego prezydenta, urząd się opróżnia. Z logicznego punktu widzenia to ma sens, ale z konstytucyjnego - nie do końca. Konstytucja nie przewidziała sytuacji upływu kadencji prezydenta bez wyboru nowego. To się po prostu nigdy nie powinno wydarzyć. Konstytucja przewiduje, co należy zrobić, kiedy w państwie jest tak nadzwyczajna sytuacja, że wybory nie mogą zostać przeprowadzone. Po to narzędzie władza nie sięgnęła.

Jeżeli nie wybierzemy prezydenta do końca kadencji, to opróżnia się jego urząd. To ma być analogia do tych sytuacji, które przewiduje Konstytucja, czyli śmierć prezydenta, zrzeczenie się urzędu. Już trochę bliższa, bardziej zazębiająca się z istniejącymi przepisami konstytucji niż analogia proponowana przez PKW. Ale ja jestem ostrożna, jeśli chodzi o analogie konstytucyjne w sytuacjach kryzysu. Analogie w prawie są w ogóle niebezpieczne. Zastosowanie jednej analogii może zachęcić do wprowadzenia drugiej.

A czy powinniśmy wprowadzić stan nadzwyczajny, żeby i tak odsunąć wybory? Czy to by nam teraz w czymś pomogło?

Możemy wprowadzić stan nadzwyczajny, ale właściwie po co? Jesteśmy już po procedurze wyborczej, która nie zakończyła się niczym. Nie zagłosowaliśmy. Stan nadzwyczajny rozwiąże tylko sytuację o tyle, że nie będzie można przez jakiś czas przeprowadzić wyborów, kadencja prezydenta ulegnie przedłużeniu.

Ale stan nadzwyczajny nie zniweluje tego galimatiasu prawnego, w którym tkwimy. Nadal będziemy po procedurze wyborczej, która zakończyła się fiaskiem. Stan nadzwyczajny nie spowoduje, że ta procedura nam nagle odżyje. Sam w sobie nie będzie podstawą do zawiązania nowej procedury.

Czy nie jest tak, że zabrnęliśmy tak daleko, że teraz wszczynanie nowej procedury wyborczej jest z gruntu skażone? I te kolejne wybory za dwa miesiące też mogą się okazać nieważne? W dodatku forsowany jest pomysł “praw nabytych”...

Nie ma mowy o żadnych “prawach nabytych”. Nie wiem, skąd się ta koncepcja wzięła. Jest całkowicie sprzeczna z prawem. Jeśli wybory są zakończone, to nie ma czegoś takiego jak przejście tamtych praw do nowej procedury. Przecież ogłaszamy nowe wybory, musimy przeprowadzić wszystkie czynności wyborcze. Nie ma czegoś takiego jak prawa nabyte w kontekście wyborczym. To wprowadzałoby nierówność między starymi, a nowymi kandydatami, którzy musieliby zbierać te podpisy w czasie pandemii.

I będą mieli też na to ekstremalnie mało czasu, bo cała procedura wyborcza będzie bardzo krótka, potrwa półtora, może dwa miesiące.

Jesteśmy w tym samym bałaganie prawnym, w którym byliśmy w niedzielę. Parlament musiałby szybko uchwalić sensowne zmiany w prawie wyborczym. I wymagałoby to porozumienia z opozycją, żeby również Senat szybko zaakceptował zmiany.

Nowy projekt ma być już w nocy [Projekt pojawił się na stronie Sejmu w momencie publikowania tej rozmowy, jego analiza już za chwilę w OKO.press].

Pytanie, co się w nim znajdzie. Czy to będzie akceptowalne. Te przepisy trzeba szybko uchwalić, szybko wprowadzić w życie. W krótkim czasie trzeba powołać komisje wyborcze, wydrukować karty, wszystko zorganizować. Kandydaci w bardzo krótkim czasie i to do tego w czasie pandemii będą musieli zebrać podpisy. Znowu ten proces będzie obarczony wadami. Nie wiemy jeszcze tylko jak bardzo poważnymi. Wyborów w czasie pandemii na pewno się nie przeprowadza.

A co z sześciomiesięcznym odstępem między ingerencją w prawo wyborcze, a samymi wyborami. Czy sam fakt, że nie zachowamy go wpłynie na ważność tych wyborów?

Ja rozumiem ten argument sześciu miesięcy. Ale jesteśmy w sytuacji nadzwyczajnej. Jestem w stanie sobie wyobrazić, że odstępujemy od tego terminu, ale oczywiście po to, żeby rozwiązać ten problem zgodnie ze standardami konstytucyjnymi i w sposób cywilizowany, przedstawione zostaną opinie, propozycje będą dyskutowane.

*Prof. Anna Rakowska-Trela: Prawnik, adwokat, samorządowiec, doktor habilitowana nauk prawnych, nauczyciel akademicki Uniwersytetu Łódzkiego. Autorka wielu opinii i publikacji z zakresu prawa konstytucyjnego, w tym dotyczących wolności i praw człowieka, prawa wyborczego, konstytucyjnych organów państwa.

Udostępnij:

Dominika Sitnicka

Absolwentka Prawa i Filozofii Uniwersytetu Warszawskiego. Publikowała m.in. w Dwutygodniku, Res Publice Nowej i Magazynie Kulturalnym. Pisze o praworządności, polityce i mediach.

Komentarze