Jaki jest mój Adamowicz? W czepku urodzony. Marzyciel, ale skuteczny. Katolik, który wierzy w chrześcijańską miłość, co nie wyklucza. Nieśmiały, lojalny, dobry - pisze Antoni Pawlak* rzecznik prezydenta Gdańska (2007-2016). "Jak wiesz, Pawle, nie umiem się modlić. Ale jeśli może Ci pomóc modlitwa niewierzącego, to wiedz, że się modlę za Twój powrót do nas"
Byłem z nim na stole operacyjnym, jestem z nim w oddziale intensywnej terapii, choć tak naprawdę siedzę w swojej maleńkiej kuchni i próbuję napisać te kilka słów. Boję się tylko, że tekst będzie zbyt łzawy i sentymentalny.
Ale OK, spróbujmy.
W niedzielę wieczorem, w trakcie odpalania Światełka do Nieba Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy młody człowiek zaatakował go nożem. Na scenie. Na oczach tłumu. Na oczach telewizyjnych kamer. Mogła to zobaczyć cała Polska. Adamowicza w stanie ciężkim odwieziono do szpitala. Trzy groźne rany. Walczy o życie. Z tego co słyszę nie jest to łatwa walka.
Kiedy zaszokowany oglądałem to wszystko w telewizji zadzwonił telefon. Znajomy zapytał: „Słuchaj, jaki naprawdę jest ten Adamowicz”. Atak nożownika wywołuje takie pytania. Prawo mediów.
No to, jaki jest Paweł Adamowicz?
Nie jest teraz ważne, jakie ma wykształcenie, jakie ordery, nagrody i wyróżnienia. A ma ich całą szufladę. Nie są najważniejsze suche informacje: rocznik 1965, prawnik... Te można znaleźć na Wikipedii, po co się powtarzać.
Chcę napisać, jaki jest mój Adamowicz.
Przede wszystkim to człowiek w czepku urodzony. Albo urodzony pod szczęśliwą gwiazdą. Jak sobie chcecie.
W świat wchodził szybko i z raźnym przytupem. W 1990 został najmłodszym w Polsce prorektorem na Uniwersytecie Gdańskim. 25 lat! Cztery lata później najmłodszym chyba przewodniczącym Rady Miasta.
A w 1998 roku - prezydentem Gdańska. Miał wtedy trzydzieści trzy lata. I jest tym prezydentem już dwadzieścia jeden lat, co jest swoistym rekordem kraju w tej rzadkiej i dość niszowej dyscyplinie. Przez kilka kadencji był Prezesem Zarządu Unii Metropolii Polskich, założycielem i prezesem Stowarzyszenia Obszaru Metropolitalnego Gdańsk, Gdynia, Sopot. Od lat jest członkiem zgromadzenia przedstawicieli samorządów regionalnych i lokalnych Unii Europejskiej Komitet Regionów. I tak dalej. Jednym słowem człowiek sukcesu.
Przez lata prezydentury dokonał rzeczy niebywałej – z zapyziałego, zaniedbanego i ubogiego miasta Europy Środkowej uczynił tętniącą życiem europejską metropolię.
Gdańsk w oczach rósł i się zmieniał. To mnie zafascynowało. Może i ja bym w tych zmianach wziął udział? – pomyślałem. W 2006 roku poszedłem do niego po rozmowie z jego bratem, redaktorem "Rzeczpospolitej" Piotrem Adamowiczem.
Paweł zaproponował mi funkcję doradcy do spraw kultury. I tak zaczęła się moja wieloletnia przygoda urzędnicza, a dokładniej - moja fascynująca przygoda z Adamowiczem.
Po niespełna roku zapytał, czy nie chciałbym zostać jego rzecznikiem. Nie chciałem. Wydawało mi się, że się nie nadaję, że to mnie przerasta. Któregoś dnia staliśmy razem na balkonie jego mieszkania, bo musiałem zapalić, a u niego się nie pali. To był marzec, kwiecień 2007 roku.
I na tym balkonie uśmiechnął się do mnie, a wszyscy znają ten uśmiech, także z mediów, i powiedział: „Wiesz Antek rzecznik to dla mnie ktoś, do kogo mam absolutne zaufanie. A do ciebie mam”. Tym mnie przekonał.
Przez te dziesięć lat mego rzecznikowania dobrze się poznaliśmy. Tak jak poznają się ludzie w chwilach sukcesów i w chwilach kryzysów. A jednych i drugich naprawdę nie brakowało.
Dziś wydaje mi się, a właściwe wiem na pewno, że Paweł Adamowicz przede wszystkim jest wielkim marzycielem. Ale w odróżnieniu od wielu innych marzycieli, często uroczych, potrafi zamieniać marzenia w rzeczywistość.
W młodości wymarzył mu się Gdańsk jako znacząca europejska metropolia. I Gdańsk się nią stał.
Pod koniec lat 90. wymarzył i wymyślił Europejskie Centrum Solidarności. Większość ludzi stukała się w głowę, gdy zapalony opowiadał im o pomyśle, a ten jego zapał znają wszyscy, którzy widzieli go także w mediach.
I co? 30 sierpnia 2014 otworzono budynek ECS, marzenie przybrało realny kształt architektoniczny, w formie miedzianego okrętu polskiej wolności w krajobrazie Stoczni Gdańskiej. Słowo stało się ciałem. Wiem, że to był jeden z najszczęśliwszych dni w jego życiu.
Jest marzycielem, bo wierzy w ideały. Demokracja, wolność słowa, solidarność, wolność to dla Pawła nie są puste pojęcia.
Uważa, że jego obowiązkiem – używając słów wielkich - „obywatelskim obowiązkiem” jest obrona demokracji, niezależności sądów i wolności słowa. Szczególnie dziś, gdy są zagrożone. Za tę postawę słono płaci. Chyba żaden prezydent miasta w Polsce nie spotkał się w ostatnich latach z taką nienawiścią i napastliwością prorządowych mediów.
Chwilami bałem się, że tych ataków psychicznie nie wytrzyma. Kiedyś nazywano go złośliwie Budyniem. Ta ksywa sugerowała, że jest miękki, że nie ma w nim ducha walki. Dziś ci sami ludzie nie mogą się nadziwić jego nieugiętości.
Paweł jest katolikiem. Trzeba doprecyzować, że nie jest katolikiem w powszechnym w Polsce tego słowa znaczeniu. Dla niego wiara nie kończy się na bieganiu do kościoła.
Wyzwanie chrześcijaństwa traktuje niezwykle serio. To właśnie z tego myślenia - o chrześcijańskiej miłości - zrodził się jego pomysł, by stworzyć w Gdańsku Model na Rzecz Równego Traktowania.
Chciał, żeby Gdańsk był miejscem przyjaznym dla wszystkich mieszkańców, był ich domem niezależnie od ich płci, wieku, orientacji seksualnej, wyznania, pochodzenia etnicznego czy stopnia sprawności. Chodzi z grubsza o to, by każda i każdy czuł się w mieście u siebie, bezpieczny, doceniony, sprawiedliwie traktowany.
Niezapomniane są i będą jego słowa na marszu LGBT, że "chrześcijaństwo łączy, nie dzieli. Miłość może tylko łączyć". I że "jeśli słyszycie, że ktoś jest zboczony, że ktoś jest zepsuty, to powiem tak: ten jest zboczony, który sieje nienawiść, ten jest zepsuty, który odnosi się do drugiego z wrogością, trzyma rękę wyciągniętą w nienawiści, chce rzucić kamieniem, który mówi złe słowa, ten jest, przepraszam, zboczony. My jesteśmy najnormalniejsi na świecie”.
Z podobnego myślenia powstał Gdański Model Integracji Imigrantów. „Gdańsk nie wychodzi przed szereg, Gdańsk wytycza szlaki. Tu powstały związki zawodowe, to tutaj podpisano najważniejsze Porozumienia Sierpniowe. Model Integracji Imigrantów to stosowanie solidarności, ale przez małe „s”. To sprawa człowieczeństwa.
Imigrant to nie problem. To wyzwanie i szansa dla gospodarki.
W Gdańsku reagujemy na fakt, na kilkunastu imigrantów, którzy już w naszym mieście są” – powiedział kiedyś.
Jego - po prostu - dobroć łączy się tu z dumą gdańszczanina. Czuł za sobą historię Gdańska "przez wieki budowanego na różnorodności", miasta, które przyjmowało prześladowanych Szkotów, Holendrów, miasta otwartego. Miasta Solidarności.
Większość tych jego działań i pomysłów spotykała się ze sprzeciwem. Głównie ze strony lokalnych polityków Prawa i Sprawiedliwości. Gdy bronił niezawisłości sądów mówiono, że rząd Szydło a potem Morawieckiego odetnie miastu pieniądze unijne. Gdy proponował Model na Rzecz Równego Traktowania sączono jad, że broni „zboczeńców” i „popaprańców”. Gdy wymyślił Gdański Model Integracji Imigrantów rozległy się wrzaski, że chce do miasta ściągnąć terrorystów, morderców i gwałcicieli. Niespecjalnie się tym wszystkim przejmował. Wiedział, że ma rację i robił swoje. Wiem, że tak było.
Dla jego przeciwników nie było takiej rzeczy, o którą by go nie oskarżyli. Pamiętam, jak po którymś tam chamskim napadzie telewizji publicznej uśmiechnął się do mnie: „Nie oskarżyli mnie jeszcze tylko o nekrofilię. Chyba, że coś przeoczyłem”.
A więc gospodarz i marzyciel, patriota miasta i kraju.
Ale tak naprawdę, dla mnie Paweł jest nieśmiałym, delikatnym i lojalnym człowiekiem. Szefem, przyjacielem, kolegą. Niejednokrotnie sam tego doświadczyłem.
Za to wszystko dziękuję ci Pawle. Jak wiesz, nie umiem się modlić. Ale jeśli może Ci teraz pomóc modlitwa niewierzącego, to wiedz, że modlę się za Twój powrót do nas.
*Antoni Pawlak — gdańszczanin, poeta, człowiek niepokorny, dysydent w PRL, pierwszy wyrok dostał w 1972 r. za ulotki, współpracował z biuletynem KOR, kwartalnikiem Puls. Brał udział w strajku w Stoczni w 1980 , potem był etatowym pracownikiem Solidarności w Regionie Mazowsze. W stanie wojennym internowany. Od 1989 r. do 1993 r. dziennikarz „Gazety Wyborczej”, w 2006 zaczął 11-letnią przygodę współpracy z Pawłem Adamowiczem jako doradca, a potem rzecznik. Cały czas pisze wiersze, wydał 20 tomików poetyckich. Kilka tysięcy osób śledzi profil Pawlaka na Facebooku, na którym regularnie publikuje krótkie formy literackie.
Komentarze