„Joe Biden zamierza zorganizować międzynarodowy Szczyt Demokracji, by »wzmocnić instytucje demokratyczne i otwarcie wystąpić przeciwko narodom, które nie przestrzegają reguł«”.
I zapowiada, że pod jego przywództwem Stany Zjednoczone będą chciały wymóc od uczestników takiego szczytu dalsze zobowiązania dotyczące trzech obszarów: walki z korupcją, obrony przed autorytaryzmem oraz promowania praw człowieka w swoich państwach oraz poza ich granicami.
Pod przywództwem Bidena Stany Zjednoczone będą raczej uwiarygodniać (jeśli nie otwarcie wspierać) działanie tych instytucji, w tym Unii Europejskiej, które mają na celu przywrócenie standardów demokracji liberalnej w Polsce.
Pryncypialność Bidena w tej kwestii może sugerować, że Waszyngton nie będzie ograniczał się – jak obecnie – do interwencji dyplomatycznych tylko w wypadkach, gdy zagrożone są amerykańskie interesy biznesowe (np. kwestia własności mediów w Polsce)” – pisze Piotr Buras*, dyrektor warszawskiego biura think tanku ECFR.
Tekst ukazał się najpierw na stronie ForumIdei Fundacji Batorego.
Oto pełny tekst jego analizy. [Tytuł i śródtytuły – od redakcji]
Prawdopodobne zwycięstwo Joe Bidena w wyborach w USA byłoby dobrą wiadomością dla Europy i Polski. Ale jeśli pójdą za nim dążenia do zawarcia nowego partnerstwa transatlantyckiego, oznaczać to będzie szereg trudnych decyzji nowego podziału zadań między USA i UE.
Podczas gdy prezydentura Bidena wpłynie na stan bilateralnych relacji polsko-amerykańskich, to bardziej istotne mogą okazać się jej skutki dla polskiej polityki europejskiej.
Miejsce Polski w polityce Stanów Zjednoczonych zawsze było funkcją ich strategii wobec Europy. Inne czynniki odgrywały tylko podrzędną rolę.
Polska była beneficjentem amerykańskiego zaangażowania na rzecz stabilizacji Europy po 1989 roku, którego efektem było rozszerzenie NATO i poparcie Waszyngtonu dla przyjęcia nowych członków przez Unię Europejską.
Symbioza między USA a Europą zakłócona została wojną w Iraku, ale do czasów Trumpa nie doszło do rozbratu między nimi. Przez cały okres do 2016 roku proatlantyckie nastawienie Warszawy liczyło się dlatego, że Waszyngtonowi nie tylko zależało na bliskiej współpracy z Europą, ale Europa stanowiła (nawet jeśli w malejącym stopniu) kluczowy punkt ciężkości w amerykańskiej polityce zagranicznej.
Trump wykorzystuje Polskę przeciw UE
W ostatnich czterech latach Polska była na swój sposób beneficjentką zupełnie innej strategii USA wobec Starego Kontynentu: wymierzonej w jedność Unii Europejskiej i mającej antyniemieckie ostrze. Trump starał się – choć był w tym nie w pełni skuteczny – rozgrywać i wykorzystywać napięcia między krajami członkowskimi UE, spośród których Polska była dla niego szczególnie przydatnym partnerem.
Ciepłe relacje z rządem i prezydentem PiS (związane też z powinowactwem ideowym) kontrastowały ze stosunkiem Waszyngtonu do Berlina i Brukseli, służąc uwydatnieniu podziału Europejczyków na „lepszych” i „gorszych” (dla USA).
Polska pomagała Waszyngtonowi realizować inicjatywy polityczne krytycznie postrzegane przez partnerów w UE (konferencja bliskowschodnia), ale mogła liczyć na przychylność w kwestiach o tak dużym znaczeniu dla Warszawy jak wojskowa obecność USA w Polsce, kwestia wiz czy sankcje wobec Nord Stream 2.
Prawdopodobne zwycięstwo Joe Bidena w wyborach prezydenckich będzie oznaczać początek zupełnie nowego etapu w relacjach między Europą a Stanami Zjednoczonymi, co istotnie wpłynie na pozycję Polski.
Jeśli Warszawa będzie chciała zachować status ważnego sojusznika Waszyngtonu, to nie wystarczy w tym celu odwołanie się do tradycyjnego atlantycyzmu. Konieczne będą zarówno zmiany w polityce wewnętrznej, jak i reorientacja w polityce europejskiej.
W kierunku nowego partnerstwa transatlantyckiego
Era Donalda Trumpa, jeśli rzeczywiście dobiegnie w tym roku końca, zostanie prawdopodobnie zapamiętana nie jako anomalia w stosunkach transatlantyckich, lecz swego rodzaju burzliwy okres przejściowy: między dawnym partnerstwem między USA a Europą a jego nowym modelem, którego kształtu na razie nie znamy.
Powód jest prosty. Jakkolwiek napięcia między Europą a USA spowodowane były konfrontacyjnym stylem polityki Trumpa, wyznawanym przez niego podejściem America first i tendencją do podejmowania nieuzgodnionych z sojusznikami (lub nawet wrogich im) kroków, to
zmiany definicji interesów amerykańskich w świecie nie są produktem ostatniej kadencji.
Konieczność przeformułowania stosunków między USA a Europą oczywista była już za czasów Baracka Obamy. Prezydentura Trumpa charakteryzowała się niemożnością realizacji tego celu, ale go nie unieważniła.
Co więcej, w drastyczny sposób ukazała także możliwość rozejścia się dróg Europy i Stanów Zjednoczonych oraz skalę problemów, które coraz częściej dzielą niż łączą obu partnerów. Nowe uwarunkowania wynikają zresztą nie tylko ze zmian w polityce USA.
Unia jest już gdzie indziej
Unia Europejska jest dzisiaj także w innym punkcie niż w 2016 roku: w związku z brexitem, kryzysem rządów prawa, ale także nowymi wysiłkami na rzecz wzmocnienia jej od wewnątrz, których świadectwem jest nowy budżet i fundusz odbudowy. Unia stawiająca na Zielony Nowy Ład i silniej nastawiona na obronę swojego porządku (np. za pomocą instrumentów polityki konkurencji) jest już innym partnerem niż kilka lat temu.
Ewentualne zwycięstwo demokraty Joe Bidena nastąpi więc w zupełnie nowych warunkach: osłabionych fundamentów partnerstwa USA-Europa i przekonania, że jego filary należy ustawić na nowo.
Nie należy oczekiwać zatrzymania ewolucji w kierunku większej asertywności USA, ich mniejszego zaangażowania w roli strażnika ładu międzynarodowego czy skupienia uwagi na Chinach (a nie Europie).
Wygrana Bidena prowadziłaby bez wątpienia do znaczącego obniżenia napięć między USA a Europą i powrotu współpracy przynajmniej w wielu istotnych obszarach (polityka klimatyczna, prawa człowieka, dyplomacja wielostronna, pewnie Iran).
Jest oczywistym, że nie będzie jednak oznaczać prostego powrotu do normalności w stosunkach transatlantyckich. Co najważniejsze, dopiero prezydentura Bidena może okazać się prawdziwym sprawdzianem, czy Unia Europejska może zbudować nowe relacje z USA oparte na nie tylko wzajemnym zaufaniu, lecz także innym podziale odpowiedzialności, biorąc na siebie więcej zadań. Związane są tym duże szanse, lecz także nie mniejsze oczekiwania pod adresem Europejczyków.
Trump „zwolnił” Europejczyków z wyzwania
Prezydentura Trumpa była z tej perspektywy paradoksalnie łatwiejszym wyzwaniem, bo „zwolniła” Europejczyków z konieczności podchodzenia w ogóle do takiego testu. Otwarta wrogość Trumpa do Unii i Niemiec uczyniła opcję odnowy partnerstwa iluzoryczną. Większości ważnych decyzji Trump nie konsultował z Europejczykami (np. wycofania wojsk z Syrii) albo podejmował wbrew ich interesom (wypowiedzenie porozumienia z Iranem).
W tym kontekście wysuwane przez Trumpa pod ich adresem oczekiwania – dotyczące tak ważnych spraw, jak wydatki zbrojeniowe czy kwestie handlowe – mogły być traktowane z dystansem lub jako kolejny przejaw niechętnej niedawnym sojusznikom polityki.
Innymi słowy, prezydentura Trumpa dostarczała Europejczykom (zwłaszcza Niemcom czy Francji) dobrego pretekstu, by odsuwać od siebie także te kwestie w relacjach transatlantyckich, które wymagają nowego ułożenia, niezależnie od tego, kto rządzić będzie w Waszyngtonie.
Wybór Bidena na prezydenta położy kres tej polityce:
Unia Europejska będzie musiała przystąpić do poważnej rozmowy ze Stanami Zjednoczonymi o podziale obowiązków w świecie i nowym ułożeniu relacji wzajemnych.
Świadomość większej wspólnoty interesów i wartości będzie bez wątpienia kluczową zmianą w stosunku do ery Trumpa.
Ale w równym stopniu pewne jest, że warunkiem bliskiej i opartej na odbudowanym zaufaniu współpracy z administracją Bidena, jakiej życzyłaby sobie większość krajów UE, będzie gotowość Europy do wyjścia naprzeciw USA w szeregu kluczowych dla nich spraw.
Takie nowe partnerstwo tym przede wszystkim różnić będzie się od „starego”, że
amerykański parasol bezpieczeństwa skurczy się, zaś Europa część ważnych dla siebie problemów będzie musiała rozwiązywać sama
lub przy tylko ograniczonym zaangażowaniu Stanów Zjednoczonych.
Wyznacznikiem postawy proatlantyckiej nie będzie już tylko przywiązanie do NATO i amerykańskiego przywództwa w świecie. Kluczowym jej miernikiem będzie też wkład w budowę takiej Unii Europejskiej, która będzie w stanie efektywnie odciążać USA na arenie międzynarodowej w rozwiązywaniu problemów globalnych. Dla Polski ewolucja ta oznaczać będzie szereg wyzwań.
Sojusz demokratów
Słowa Joe Bidena, który w debacie prezydenckiej jednym tchem wymienił Białoruś, Polskę i „reżimy totalitarne”, nie były wymierzone bezpośrednio w Polskę, lecz odczytywać je należy jako odzwierciedlenie priorytetu jego agendy politycznej: obrony demokracji przed tendencjami autorytarnymi i antyliberalnymi.
„Triumf demokracji i liberalizmu nad faszyzmem i autokrację legł u podstaw wolnego świata. Ale ta walka nie definiuje tylko naszej przeszłości. Będzie ona definiować także naszą przyszłość” – napisał Biden w programowym artykule na temat swojej polityki zagranicznej na łamach „Foreign Affairs”.
W oczywisty sposób tak sformułowany cel jest pochodną problemów amerykańskiej polityki wewnętrznej i zagrożeń dla porządku demokratycznego związanych z działaniami Donalda Trumpa. Wezwanie do odnowy demokracji w USA i postawienia jej wzmocnienia na agendzie globalnej to związane ze sobą i wzajemnie warunkujące się cele.
Biden zamierza zorganizować międzynarodowy Szczyt Demokracji, by „wzmocnić instytucje demokratyczne i otwarcie wystąpić przeciwko narodom, które nie przestrzegają reguł (backsliding)”.
I zapowiada, że pod jego przywództwem Stany Zjednoczone będą chciały wymóc od uczestników takiego szczytu dalsze zobowiązania dotyczące trzech obszarów: walki z korupcją, obrony przed autorytaryzmem oraz promowania praw człowieka w tych państwach oraz poza ich granicami.
Problem dla rządu PiS
Demokratyczna ofensywa Bidena w oczywisty sposób stanowić będzie problem dla rządu PiS. Biden określa w swoim tekście Trumpa jako przedstawiciela obozu przeciwnego, który „układa się z autokratami, a okazuje pogardę dla demokratów”.
Trudno wyobrazić sobie, by Polska depcząca rządy prawa, pozostająca pod pręgierzem organizacji monitorujących przestrzegania demokracji i praw człowieka i sympatyzująca z Orbánem mogła być postrzegana przez Bidena jako ważny partner w realizacji jego kluczowego zadania.
Pod przywództwem Bidena Stany Zjednoczone będą raczej uwiarygodniać (jeśli nie otwarcie wspierać) działanie tych instytucji, w tym Unii Europejskiej, które mają na celu przywrócenie standardów demokracji liberalnej w Polsce.
Pryncypialność Bidena w tej kwestii może sugerować, że Waszyngton nie będzie ograniczał się do interwencji dyplomatycznych tylko w wypadkach, gdy zagrożone są amerykańskie interesy biznesowe (kwestia własności mediów w Polsce).
Podczas gdy regres demokracji w Polsce nie zaważył na relacjach z USA za czasów Trumpa, w przypadku Bidena stanie się on kluczowym wyzwaniem – nadmierna bliskość z osuwającą się ku rządom niedemokratycznym Warszawą podważałaby wiarygodność agendy politycznej prezydenta.
Waszyngton-Berlin-Warszawa
Biden uchodzi za prawdopodobnie ostatniego amerykańskiego prezydenta, który przywiązywać będzie wyjątkowe znaczenie do relacji z Europą. Inaczej niż Trump, widzi w Unii Europejskiej nie przeciwnika, lecz potencjalnego partnera w rozwiązywaniu problemów, które mają dla Stanów Zjednoczonych kluczowe znaczenie.
Nawet jeśli część wyzwań definiuje podobnie lub tak samo jak Trump (konieczność zdecydowanego wystąpienia przeciwko Chinom, ograniczenie zaangażowania wojskowego w świecie czy nałożenie na sojuszników większych zobowiązań w dziedzinie bezpieczeństwa), to jego strategia dochodzenia do tych celów będzie odmienna: nie poprzez szantaż, konfrontację i działania jednostronne, lecz dążenie do współpracy i wykorzystania instytucji multilateralnych.
Reorientacja wobec UE
Takie podejście oznaczać będzie gruntowną reorientację polityki wobec Unii Europejskiej. Bidenowi zależeć będzie na silnej, nie słabej Unii, nawet jeśli w szeregu spraw różnice interesów między Europą a Stanami Zjednoczonymi nie znikną.
Niemcy będą odgrywać w tej strategii szczególną rolą. Julianne Smith, jedna z najbliższych doradczyń Bidena do spraw polityki zagranicznej, sugeruje, że to właśnie w Berlinie nowy prezydent powinien złożyć swoją pierwszą wizytę zagraniczną.
Smith podkreśla, że Niemcy są krajem, który był najbardziej niesprawiedliwe krytykowany przez Trumpa. Jej zdaniem
Biden powinien wygłosić w Berlinie przemówienie nakreślające wizję nowego partnerstwa transatlantyckiego
skoncentrowanego wokół idei obrony wartości demokratycznych przed autorytaryzmem oraz definiującego nie tyle obietnice USA (jak w przeszłości), lecz oczekiwania wobec Europy.
Stanom Zjednoczonym pod przywództwem Bidena zależeć będzie na odbudowie znajdujących się w kryzysie relacji z Niemcami, nawet jeśli wiele bilateralnych problemów pozostanie – w odniesieniu do Nord Stream 2, kwestii handlowych, wydatków na obronę czy polityki wobec Chin.
Niemcy znów głównym partnerem
Berlin powróci do roli głównego interlokutora administracji amerykańskiej w Europie jako kraj o największym wpływie na kierunek polityki Unii Europejskiej, z którą USA szukać będą możliwości współpracy, a nie konfrontacji. Dla Polski oznacza to powrót do sytuacji z czasów prezydencji Baracka Obamy (a nawet wcześniej), kiedy to przedstawiciele Waszyngtonu wyraźnie komunikowali Warszawie, że USA oczekują ścisłej współpracy i dobrego porozumienia między Berlinem a Warszawą.
Za prezydentury Bidena znaczenie Polski jako partnera USA będzie w dużej mierze zależało od tego, czy Polska zdoła odbudować swoje relacje z Berlinem. Aktualne napięcia w bilateralnych relacjach z Niemcami będą postrzegane jako niepotrzebnie komplikujące politykę europejską Waszyngtonu.
Bezpieczeństwo nie tylko na wschodzie
Prezydentura Bidena, którego krytyczny stosunek do Rosji i przywiązanie do NATO są dobrze znane, pozytywnie wpłynie na bezpieczeństwo Polski. Nie należy się spodziewać, by cofnięte mogły zostać podjęte przez administrację Trumpa decyzje o wzmocnieniu obecności wojskowej USA w Polsce.
Biden może natomiast doprowadzić do rezygnacji z zapowiedzianego przez Trumpa zmniejszenia amerykańskiego kontyngentu w Niemczech, które miałoby negatywny wpływ na bezpieczeństwo wschodniej flanki NATO.
Także w kwestii przyszłości gazociągu Nord Stream 2 nie należy spodziewać się istotnej zmiany stanowiska Waszyngtonu – krytyczny stosunek Bidena do tego projektu nie będzie skłaniał go to wycofania się z polityki sankcji skierowanych przeciwko niemu, tym bardziej, że kluczową rolę w tej sprawie odgrywa Kongres, a nie administracja prezydencka.
Rosja i Bliski Wschód zejdzie z agendy transatlantyckiej
Podczas gdy kierunek polityki wschodniej Waszyngtonu zgodny będzie z interesami Polski, zaś zmiana na stanowisku prezydenta zredukuje nieprzewidywalność polityki amerykańskiej, nie mniej ważny jest jej inny aspekt: polityka wobec Rosji i wschodniego sąsiedztwa UE nie stanie się znowu głównym obszarem rozmów i współpracy transatlantyckiej.
Po pierwsze, USA nie wrócą do roli aktywnego gracza w Europie Wschodniej (z której zrezygnowały już za Obamy).
Po drugie, USA będą oczekiwały większego zaangażowania od Unii Europejskiej w regionach o strategicznym dla nich znaczeniu, czyli obszarze Indopacyfiku.
Po trzecie, USA kontynuować będą wycofywanie z obszarów o strategicznym znaczeniu dla Europy, czyli Bliskiego Wschodu i Afryki (zgodnie ze słowami Bidena, kładąc wreszcie kres „nie kończącym się wojnom”).
Tradycyjna postawa proatlantycka (wsparcie dla NATO) nie będzie już wystarczające odpowiedzią na te nowe okoliczności. Poważny dialog między Europą a Stanami Zjednoczonymi na temat bezpieczeństwa – teraz wreszcie możliwy – dotykać będzie szeregu kwestii mieszczących się poza listą priorytetów polskiej polityki zagranicznej.
Czy i jaką rolę NATO ma pełnić poza Europą?
W jaki sposób kraje Europy mają wypełnić pustkę po Stanach Zjednoczonych w jej południowym sąsiedztwie? Czy odpowiedzią na nowy kontekst strategiczny ma być budowa europejskiego filaru NATO (jak miałby on wyglądać?)? Czy też jest nią raczej rozwój europejskiej „autonomii strategicznej”, czyli osobnych od USA zdolności działania?
Co istotne, należy się spodziewać, że także administracja Bidena oczekiwać będzie od Unii Europejskiej, by samodzielnie była w stanie przejąć odpowiedzialność z bezpieczeństwo tam, gdzie Amerykanie nie zamierzają się już w pełni angażować. Sojusz ze Stanami Zjednoczonymi będzie wymagał gotowości do aktywnego zaangażowanie także w tym zakresie.
Oczy Waszyngtonu z pewnością silniej zwrócą się ku Francji jako krajowi nie tylko mającemu interesy bezpieczeństwa w tym obszarze, lecz także prawdziwe zdolności i wolę działania. Ta ewolucja od bezwarunkowej wspólnoty bezpieczeństwa do partnerstwa opartego w większym stopniu na interesach i podziale zadań prędzej czy później postawi na to, jaki wkład we wspólne wysiłki europejskie włożyć są w stanie inne kraje, w tym Polska.
Wnioski
Niezależnie od wyniku wyborów prezydenckich, Stany Zjednoczone pozostaną w nadchodzących latach krajem silnie skupionym na narastających problemach polityki wewnętrznej, a w wymiarze międzynarodowym na rywalizacji z Chinami.
Europa i jej problemy wewnętrzne odgrywać będzie mniej istotną rolę, niewspółmierną do rangi, jaką miała w przeszłości.
Niemniej, spodziewana prezydentura Joe Bidena będzie dla Polski i Europy ogromną, być może ostatnią szansą na odnowę i wzmocnienie partnerstwa transatlantyckiego. Wystawi to jednak i Unię Europejską, i Polskę na trudną próbę.
Szczególnie w interesie Polski jest to, by nowy kształt partnerstwa z USA okazał się trwałą i nośną konstrukcją. Ale sprostanie oczekiwaniom USA oraz stawienie czoła konsekwencjom długofalowych trendów w polityce amerykańskiej będzie wymagało reorientacji w wielu ważnych obszarach polityki.
Dla Warszawy pierwszorzędnym problemem będą kwestie demokracji i rządów – bez zmiany kursu Polska z hołubionego partnera Waszyngtonu zmieni się w przedmiot krytyki i nacisków.
Ale niezależnie od tego fundamentalne znaczenie będzie miała dyskusja w ramach Unii Europejskiej, jaką uruchomi konieczność nowego ułożenia relacji z USA.
Perspektywa rządów przyjaznej Europie administracji w Waszyngtonie może do pewnego stopnia osłabić zwolenników budowy „suwerenności europejskiej” (zdolności UE do niezależnego, także od USA, działania na arenie międzynarodowej), do których Polska dotąd nie należała.
Ostatecznie jednak tylko taka Unia Europejska, która jest samodzielnym i skutecznym podmiotem w relacjach międzynarodowych, będzie przydatnym partnerem, którego Stany Zjednoczone będą mogły traktować poważnie.
Nawet jeśli Biden wygra, Europa nie uniknie poważnej dyskusji o tym, jak do tego doprowadzić. Tym samym odnowa partnerstwa transatlantyckiego i budowa europejskiej suwerenności będą musiały postępować równolegle – i wzajemnie się warunkować.
Nowy model polskiego atlantycyzmu oraz znaczenie Polski dla USA będą nieodłącznie związane z odpowiedziami, jakich udzielimy na trudne pytania dotyczące przyszłości Unii.
Piotr Buras – jest dyrektorem warszawskiego biura i Senior Policy Fellow w think-tanku European Council on Foreign Relations (ECFR)
Od redakcji: Autor zrezygnował z honorarium, wyrażając w ten sposób wsparcie dla OKO.press. Dziękujemy!
ECFR jest współorganizatorem (razem z Fundacją im. Heinricha Boella) serii debat online „Świat pod lupą” z udziałem międzynarodowych ekspertów. Są one skierowane do wszystkich osób zainteresowanych aktualnymi wydarzeniami na świecie i w Europie.
5 listopada o 16.00 tematem debaty będą wyniki wyborów w USA. Szczegółowy program oraz link rejestracyjny dostępne są na www.swiatpodlupa.eu.
Więcej aktualności na profilu „ECFR Warsaw” https://www.facebook.
Komentatorom wielkiej polityki, typu UE/USA, Rosja/UE, ciągle się wydaje, że działające w niej potęgi będą brały pod uwagę istnienie Polski. Ten kraj to znowu "chory człowiek Europy", który będzie omijany z daleka i izolowany. Aby nie rozprzestrzeniał zarazy. Objawy izolacji widoczne są od dawna. Nieliczne i raczej obrzędowe kontakty z politykami, brak wymiany kulturalne, naukowej i gospodarczej, zamieranie różnych inicjatyw w rodzaju wyszehradzkiej, skandynawskiej czy ostatnie kontrowersje wokoł trzech morz. Skromne beneficja z tytułu półniewolniczego wykorzystywania Polski jako prowincji gospodarczej nie rekompensują możliwych strat. Polska z roku na rok przesuwa się do pozycji czerwonej latarni UE. Mimo wpompowanych dziesiątek mld € i 30 lat liberalnego tolerowania głupoty, bałaganu i ciemnoty Polaków.
PS: czy ktoś słyszał o polemice polskiego MSZ z Klubem Wałdajskim, a może wystarczający dla udziału w polityce zagranicznej jest bełkot osobnika o ksywie "prezydent" dochodzący z pod stulu u Trumpa?
Aktualne szanse wg. 538: Bidena na wygraną 87% (99%+, jeśli wygra na Florydzie albo w Arizonie — jeśli nie, liczenie głosów może się ciągnąć miesiącami), demokratów na przejęcie senatu 73%, demokratów na utrzymanie izby reprezentantów 96%.
po tym co komuchy z antify odjebaly w usa biden nie ma zadnych szans na wygrana
A co takiego odjebały?
Niszczyli pomniki – podobne zachowania tylko państwo islamskie robiło na zajmowanych terenach.
Obawiam sie,ze motywacja do niszczenia pomnikow jest zgoła inna w obu przypadkach.Pozatym komuchy z antofy tez glosuja.
Co to znaczy "komuchy z antify" (poza tym, że to dziecinne określenie ludzi, których nie lubisz)?
I nie, flaga na posągu to nie "niszczenie pomników", a porównywanie tego z działaniami państwa islamskiego jest tak oderwane od rzeczywistości, że aż zabawne.
Tlumaczenie jak dziecku nie pomaga w przypadku prawaka z tego prostego powodu ze prawactwo jest objawem niedorozwoju umyslowego. Nie dotrze chocbys nie wiadomo jak sie starala.
Rozum niektórym Polakom. Zdalnie :))
Sądziłem, że PiS będzie zachwycony, w końcu Biden jest katolikiem 😉
Papież Franciszek też jest katolikiem, a PiS jakoś nie może się nim \zachwycić…
Polski katolicyzm ma sie tak do katolicyzmu jak krzeslo elektryczne do krzesla. To jest osobna religia.
Otóż to.
Biden ma 78 lat ( w listopadzie skończy) -czy 80 latek nadaje się na prezydenta i czy taki ktoś może być dla kogoś nadzieją ?
Szanse na wygranie Biden ma obecnie niewiele wiesze niż Tramp i on niczym nie przesadzają. Wygrana Bidena o czym tu nie piszą wsadzi Polskę i nie tylko Polskę do współpracy z Chinami.
Ruszą wielkie projekty Chińskie blokowane obecnie przez Trampa. Tramp nie jest miły da PIS jak to widzi autor artykułu bo tak lubi – ma tu interesy.
Trump ma 74 lata, zajmuje się spożywaniem fast foodów i wysiadywaniem po nocach na Twitterze, uwielbia też sam się nakręcać (życie w gniewie i nieprawidłowy cykl snu są bardzo niezdrowe), a aktywność fizyczną uważa za zbędne zło – w myśl pseudonaukowej teorii, według której człowiek rodzi się z określoną ilością energii do zużycia. Już nawet pomijając kwestie czysto merytoryczne – tzn. przygotowanie na stanowisko, inteligencję lub jej brak, itd – to kto lepiej nadaje się na prezydenta? No nie Trump.
Szacowane szanse są zadziwiająco spore, poza tym każda przewaga jest istotna.
Czy chcemy, czy nie, musimy współpracować z największymi potęgami świata, w tym z Chinami, więc po co te rozważania?
Po to że USA są w stanie praktycznie wojny z Chinami i nie da się współpracować z jednym i drugim – trzeba wybrać, a wybór będzie poważnie skutkował w bardzo wielu wymiarach gospodarczo politycznych.
A g..o mnie to obchodzi co oni tam robia albo wybieraja,jankie talko pyskuja o jakiejs demokracji ,u nich nie ma zadnej demokracji to co robia to czysty cyrk a nie jakies wybory !!!! Gdybym miel decydujacy glos w europie to bym na srodku atlantyku ustawil pole minowe zeby odgrodzic ten bandycki kraj od reszty swiata,ten kraj nie zasluguje na zaden szacunek !!!!
W PiS nie ma katolików. Są tylko polskokatolicy. Generalnie schizma 🙂
….że też ja wsparłem ten portal finansowo, co za popelina propagandowa….!
Powinniśmy istotnie zmienić historyczne postrzeganie Niemiec w Polsce. Jak się dobrze przyjrzeć 1000 lat historii, to wyjdzie, że nasze stosunki było całkiem dobre. Jedynie ostatnie "wystepy" Niemców w 2WŚ oraz kilkadziesiąt lat propagandy komunistycznej (do czego zaliczam też PiS) zepsuły Niemcom opinię.
Średniowiecze – politykę Marchii Brandenburskiej należy postrzegać autonomicznie – najazdy na Wielkopolskę były polityką lokalnych warlordów, którzy częściej wojowali w Rzeszy przeciw kolegom, niż przeciw Polsce. W wielu tych konfliktach Cesarstwo często stało po naszej stronie, a kolejni królowie polscy zwykle mieli bardzo dobre układy na dworze cesarskim. Sprawa Krzyżaków jest znana, ale znowu, to był zakon z całą prywatą, który często prowadził politykę antycesarską. Jeżeli szukać trwałego sojusznika Krzyżaków i stałego wroga Polski to był Watykan, a nie Cesarz. Należy też pamiętać o imporcie niemieckiej ludności do miast i jej roli w kulturze polskiej (np. Kopernik). Przez następne wieki nie mieliśmy ze strony Niemiec żadnych problemów, a najczęściej byli to sojusznicy np. w wojnach ze Szwedami. Mieliśmy też niemiecką dynastię Sasów. Nawet działania Prus w czasie rozbioru Polski było raczej oportunistyczne wobec ówczesnych potęg – Rosji i Austrii. Prusy w tym czasie otarły się o własne rozbiory. W czasach napoleońskich większość krajów niemieckich było częściej sojusznikami Napoleona (i Polaków) niż wrogami. Znowu – Austria to nie Niemcy. Prusacy zaś byli raz wrogiem, raz sojusznikiem. W czasach zaborów Poznańskie osiągnęło najwyższy rozwój gospodarczy w historii (wyższy niż obecnie w porównaniu do Niemiec). W czasie I WŚ polityka niemiecka wobec Polski była ambiwalentna (co oczywiste), jednak odzyskaliśmy niepodległość w 1919 r. dzięki ich cichej zgodzie i dzięki milionowi żołnierzy niemieckich chroniących powstającą Polskę przed Rosją na froncie za Smoleńskiem. Nie mówię, że robili to z miłości do nas, ale wyszło dobrze jak wyszło.
Generalnie więc przez 1000 lat bywało dobrze i źle, jak to z sąsiadami, ale gdy porównamy stosunki z Niemcami do tych z innymi sąsiadami – Czechami, Rosją, Szwecją, Austrią – to w gruncie rzeczy Niemcy byli najbardziej w porządku. Tylko ta 2 WŚ… Francuzi, Belgowie, Holendrzy, Duńczycy czy Czesi mieli swoje przejścia też, jednak udaje im się utrzymywać dobre stosunki.
PS. Należy też nie grzebać w sprawie Pomorza Zachodniego i Śląska – bo PZ nie było częścią Polski nigdy, a Śląsk od czasów Kazimierza Wielkiego.