0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: Maciek Jazwiecki / Agencja GazetaMaciek Jazwiecki / A...

Polski Ład zdominował wiadomości i analizy gospodarcze przez ostatnie pięć miesięcy, od oficjalnego ogłoszenia programu 15 maja wiele szczegółów się zmieniło. Najnowsza doniesienia mogą przez to zniknąć w medialnym hałasie, ale niesłusznie.

W piątek 10 września poznaliśmy treść poprawionej ustawy podatkowej Polskiego Ładu. To ważny dokument, bo w tej formie trafi do Sejmu. Może jeszcze ulec przeobrażeniom w pracach komisji, ale mamy w końcu przed sobą projekt, o który PiS będzie walczyć.

Najpierw podsumujmy jego założenia:

  • Nic nie zmienia się w kluczowej zapowiedzi: kwocie wolnej od podatku w wysokości 30 tys. złotych i podwyższeniu do 120 tys. złotych granicy wejścia w drugi próg podatkowy (32 proc.);
  • Nie utrzymała się za to jednolita składka zdrowotna dla wszystkich. Przedsiębiorcy na podatku liniowym zapłacą na NFZ jedynie 4,9 proc. dochodu zamiast 9 proc.;
  • To spowodowało oczywiście mniejsze wpływy niż początkowo zakładano. W ostatniej chwili Ministerstwo Finansów wymyśliło więc nowy podatek od korporacji;
  • To z kolei nie podoba się Ministerstwu Aktywów Państwowych, bo, jak twierdzi resort Jacka Sasina, najwięcej zapłacą spółki skarbu państwa;
  • Na Polskim Ładzie najbardziej zyskają emeryci, ale niczego nie dostaną najubożsi z nich.

Prześledźmy najważniejsze punkty ustawy i najważniejsze zmiany krok po kroku.

Polski Ład: jednak mniejsza składka dla liniowców

We wtorek 7 września pisaliśmy o doniesieniach medialnych na temat obniżenia składki zdrowotnej dla przedsiębiorców. W czwartek 9 września Ministerstwo Finansów potwierdziło, że taki właśnie jest plan: dla osób na podatku liniowym rząd planuje zmienić pierwotny projekt i zamiast składki zdrowotnej w wysokości 9 proc. zmniejszyć obciążenie do 4,9 proc. w 2023 roku.

„Efektem zmian będzie zmniejszenie planowanych dochodów NFZ o ponad 4,5 mld zł, ten ubytek będzie musiał być pokryty z budżetu państwa. O te 4,5 mld zł ta reforma po prostu drożeje”

– powiedział 8 września na spotkaniu z dziennikarzami wiceminister finansów Jan Sarnowski.

To zaskakujące w kontekście maila premiera Mateusza Morawieckiego, który 8 września ujawniła „Gazeta Wyborcza”. Według dziennika premier 23 kwietnia napisał do swoich ministrów:

"(...) jesteśmy w strukturalnym deficycie i 70 mld pod kreskę i nie ma możliwości dokładania tam więcej - chyba że kosztem rosnącego zadłużenia czy też unijnej procedury nadmiernego deficytu (...)".

W ten sposób premier odpowiadał na sugestię stworzenia nowego programu prodemograficznego. Gdy zestawimy te dwa komunikaty, wniosek jest następujący: w budżecie nie ma pieniędzy na ważne wyzwania demograficzne, znajdzie się natomiast 4,5 mld złotych na załatanie dziury po obniżeniu składki zdrowotną dla działalności gospodarczych, które rozliczają się podatkiem liniowym.

PiS szuka większości sejmowej, by uchwalić swoją kluczową obietnicę – kwotę wolną od podatku w wysokości 30 tys. złotych. W tym celu uwzględnił część uwag z konsultacji i poszedł na rękę przedsiębiorcom na podatku liniowym. Zapłacą oni większe zobowiązania niż przed reformą, ale wciąż znacząco niższe niż pracownicy. O szczegółach pisaliśmy w OKO.press.

Marek Chądzyński z portalu 300Gospodarka.pl wyliczył, że przychody NFZ będą ostatecznie niższe nawet o 5,4 mld złotych niż pierwotnie planowano. To kolosalna różnica. W kolejnych latach dochody NFZ też będą mniejsze niż według pierwszej wersji Polskiego Ładu, zawsze o kilka miliardów złotych.

Gdy spojrzymy na protestujących ratowników medycznych i dramatyczne problemy z obsadą karetek, łatwa rezygnacja z kilku miliardów rocznie jest trudna do zrozumienia.

Podatek od... spółek skarbu państwa?

Skoro dochody spadną, gdzieś trzeba szukać nowych. Jednym ze sposobów rekompensaty ma być wprowadzenie minimalnego podatku dla wielkich firm w wysokości 0,4 proc. przychodów firmy i 10 proc. wydatków pasywnych.

Brzmi jak doskonałe rozwiązanie dla rządu PiS: obciążyć najbogatszych, w tym duże, zagraniczne firmy. Okazuje się jednak, że nawet tutaj może być problem i jest opór w samym rządzie co do tego rozwiązania.

A to dlatego, że… podatek może najsilniej obciążyć spółki skarbu państwa.

W oficjalnym piśmie z 8 września Andrzej Śliwka, podsekretarz stanu w Ministerstwie Aktywów Państwowych, z upoważnienia swojego szefa Jacka Sasina pisze tak:

„Łączna kwota dopłaty ze strony spółek z domeny Skarbu Państwa wg powyższych założeń to szacunkowo 379 mln zł. Należy wskazać, że oznaczałoby to wzrost łącznego obciążenia CIT spółek z domeny Skarbu Państwa umieszczonych w analizowanej bazie o 12 proc., podczas gdy średni wzrost obciążenia CIT w całej bazie to 9 proc. Oznacza to, że proponowane rozwiązanie może proporcjonalnie mocniej dotknąć spółki Skarbu Państwa niż podmioty prywatne, w tym te z kapitałem zagranicznym”.

MAP: za mało czasu na konsultacje

Bardzo interesujące są też inne fragmenty listu. Przedstawiciel resortu aktywów państwowych narzeka na... tryb konsultacji. Zwraca uwagę, że pierwotny projekt nie zawierał takiego pomysłu, więc ministerstwo nie miało szansy się do niego odnieść w czasie pracy nad ustawą.

Ministerstwo podkreśla:

„Projekt ten, liczący pierwotnie 226 stron oraz zawierający kilkadziesiąt istotnych propozycji zmian legislacyjnych, został przekazany do konsultacji międzyresortowych w dniu 26 lipca 2021 r. Następnie po zakończeniu pięciotygodniowego okresu tych konsultacji Projekt w wersji z dnia 5 września br. (niedziela), liczący już 257 stron został rozesłany w dniu 6 września br. (poniedziałek) do rozpatrzenia przez Stały Komitet Rady Ministrów (SKRM).

Taki krótki czas, zaledwie kilka godzin roboczych, wyznaczonych na analizę nowej, rozbudowanej wersji Projektu, uniemożliwił przeprowadzenie jego pogłębionej weryfikacji oraz przedstawienie ewentualnych uwag na SKRM”.

Przedstawiciele ministerstwa mogli nie zauważyć, że w ostatnich latach jest to legislacyjny standard rządu. Zwykle nie przeszkadza on przedstawicielom władz. Dopiero w momencie, gdy spółki skarbu państwa mogą zostać zobowiązane do oddania zwiększonej części swoich dochodów w postaci podatku, pojawia się problem.

No i wygląda to fatalnie w kontekście "sprzedawania" Polskiego Ładu opinii publicznej: ministerstwa publicznie kłócą się o sposób procedowania kluczowej dla rządu reformy.

Emeryci na plusie...

Bez zmian pozostaje to, że na reformie najwięcej zyskują emeryci. Dla większości wyższa składka zdrowotna zostanie zrekompensowana przez wyższą kwotę wolną. Emeryci, którzy mają świadczenie niższe niż 2,5 tys. złotych miesięcznie, nie zapłacą ani złotówki podatku dochodowego. Z najnowszych danych GUS wynika, że poniżej 2,4 tys. zł otrzymuje 56,6 proc. emerytów, poniżej 2,6 tys. – 63,5 proc.

Wniosek jest prosty – większość emerytów nie będzie płacić podatku dochodowego. Rząd od początku utrzymywał, że na zmianach zyska około 90 proc. emerytów i to prawda.

Mniejsze świadczenia otrzyma niewielki odsetek emerytów – to ci, którzy dostają powyżej 4-4,5 tys. złotych. Z jednej strony to normalna konsekwencja reformy, która ma mieć efekt redystrybucyjny – najbogatsi płacą nieco większe podatki. Z drugiej jest tutaj pewna niekonsekwencja. Przedsiębiorcy na podatku liniowym otrzymali niższą składkę zdrowotną. Pracownikom rząd gwarantuje „ulgę dla klasy średniej”, która gwarantuje osobom między dochodem 5,7 tys. a 11,1 tys. złotych, że na reformie nie stracą.

Wśród emerytów tego mechanizmu nie ma.

Czyli etatowiec z pensją 11 tys. brutto nie straci, ale emeryt ze świadczeniem w wysokości 5 tys. złotych dostanie w przyszłym roku mniej. Gdzie tu konsekwencja?

...poza najuboższymi

Jest jeszcze jeden poważny problem z emeryturami w Polskim Ładzie.

Najbiedniejsi – ci, z emeryturami poniżej 850 złotych - nie zyskają nic. Bo już teraz żadnego podatku nie płacili, więc wyższa kwota wolna nic im nie da. W efekcie dystans między najuboższymi emerytami a resztą jeszcze się zwiększy.

Osoby z tak niskimi świadczeniami nie stanowią dużej grupy – to około dwóch procent. Nie jest to grupa atrakcyjna wyborczo, nie jest też aktywna politycznie, więc nie wywalczyła sobie lepszych warunków tak, jak przedsiębiorcy. Najubożsi emeryci z Polskiego Ładu nie będą mieli nic.

Ulga dla klasy średniej

Sama ulga dla klasy średniej też była skonstruowana tak, że wykluczała tych, którzy stosują pięćdziesięcioprocentowe autorskie koszty uzyskania przychodów. To zostało zmienione i teraz ulga obejmie również rozliczających się w ten sposób artystów, architektów, naukowców, czy dziennikarzy.

W najnowszej wersji ustawy ulga wygląda tak:

  • (A x 6,68 proc. – 4566 zł) ÷ 0,17, dla A wynoszącego co najmniej 68 412 zł i nieprzekraczającego kwoty 102 588 zł,
  • (A x (-7,35 proc.) + 9829 zł) ÷ 0,17, dla A wyższego od 102 588 zł i nieprzekraczającego kwoty 133 692 zł

Algorytm ten i tak został uproszczony. Ostatecznie sprowadza się do tego, żeby nie stracił żaden pracownik, który zarabia pomiędzy 68 412 zł a 133 692 zł rocznie. Czyli miesięcznie pomiędzy 5,7 tys. a 11,1 tys. Nie obejmuje on jednak osób pracujących na umowach zlecenie i umowach o dzieło.

Dolna granica została wybrana w prosty sposób: to kwota, od której pracownik według pierwotnych zasad zaczynał tracić. Górna jest wybrana arbitralnie. Ulga była rozwiązaniem wymyślonym post factum, gdy okazało się, że spora grupa pracowników straci, a PiS nie chciał ich drażnić. Dlatego nie jest to rozwiązanie wpisujące się w system, a raczej przyklejone do systemu podatkowego taśmą klejącą.

To generuje problemy.

Bo przekroczenie limitu o złotówkę oznacza utratę prawa do ulgi. Co zrobić, gdy pracownik zarabia 11 tys. brutto, ale pracodawca chce dać mu nagrodę na koniec roku? W zeznaniu rocznym pracownik będzie musiał ulgę zwrócić. Kolejny raz zwycięzcami reformy podatkowej są doradcy podatkowi, którzy będą mieli u siebie setki skołowanych klientów. Bo nawet jeśli zgadzamy się, że zwiększenie progresji w PIT jest właściwym krokiem, to nie tak tworzy się system podatkowy.

Niezadowoleni przedsiębiorcy

I chociaż korekty w ustawie są dla wielu przedsiębiorców korzystne, organizacje przedsiębiorców ze zmian zadowolone nie są.

„Chaos, bałagan, pośpiech - to słowa, które najlepiej charakteryzują, to co się dzieje w sprawie przyszłorocznych podatków dla przedsiębiorców. Firmy w Polsce i potencjalni inwestorzy 8 września o godz. 11-tej dowiedzieli się z Twittera Ministerstwa Finansów, że od 1 stycznia zapłacą jakiś podatek przychodowy. Nie tak stanowi się prawo jeśli celem jest długoterminowy rozwój inwestycji i gospodarki”

czytamy w komunikacje Macieja Wituckiego, prezydenta konfederacji Lewiatan.

Dalej Witucki: „Trudno ufać nowym propozycjom, ponieważ powstają w ekspresowym tempie, są niedopracowane i nie poddane konsultacjom społecznym. Nie mieszczą się w jakichkolwiek standardach prowadzenia polityki gospodarczej. Konsekwencją tej legislacyjnej gorączki będzie dalsza degradacja i tak już archaicznego i antyrozwojowego systemu podatkowego”.

Trudno więc znaleźć grupę, która byłaby w pełni zadowolona z rozwiązań podatkowych Polskiego Ładu. Być może PiS popełnił błąd, wkładając wszystko do jednej ustawy. Konieczność podniesienia składki zdrowotnej nie jest dziś bardzo kontrowersyjna i mogłaby liczyć, być może, na poparcie Lewicy. Mało kto sprzeciwiłby się zwiększeniu kwoty wolnej od podatku, bo byłoby to polityczne samobójstwo. Gdy jednak wszystko upycha się w jednej, kilkusetstronicowej ustawie, którą mało kto jest w stanie ogarnąć w pełni, a część zmian jest niepopularna, to sprawy się komplikują.

Warto teraz śledzić, jakie zmiany wprowadzą posłowie podczas prac w komisjach i czy ustawa znajdzie poparcie w Sejmie. W obecnym chwiejnym układzie wcale nie jest to oczywiste. Premier Mateusz Morawiecki zakłada, że ustawa będzie przyjęta do listopada.

;
Na zdjęciu Jakub Szymczak
Jakub Szymczak

Dziennikarz OKO.press. Autor książki "Ja łebków nie dawałem. Procesy przed Żydowskim Sądem Społecznym" (Czarne, 2022). W OKO.press pisze o gospodarce i polityce społecznej.

Komentarze