"Rząd narzuca obowiązek organizacji ogromnego wydarzenia w momencie, w którym lawinowo rośnie liczba zachorowań, w którym cały wysiłek powinien być skierowany na walkę na innym froncie. Sytuacja, w której w trakcie epidemii służby porządkowe zajmują się doręczaniem pakietów wyborczych wydaje mi się farsą" - dr Adam Gendźwiłł komentuje nowy projekt PiS
Grupa posłów Prawa i Sprawiedliwości złożyła we wtorek 31 marca w Sejmie projekt ustawy "w sprawie szczególnych zasad przeprowadzania głosowania korespondencyjnego w wyborach Prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej zarządzonych w 2020 r.". Projekt zakłada, że głosowanie korespondencyjne będzie dostępne dla wszystkich wyborców. O jego szczegółach pisaliśmy w tekście Przewrót majowy. PiS wrzuca specustawę, by zrobić wybory w czasie epidemii.
Z dr. Adamem Gendźwiłłem (Katedra Rozwoju i Polityki Lokalnej Uniwersytetu Warszawskiego) rozmawiamy o tym, czy taki pomysł w ogóle jest realistyczny.
Dominika Sitnicka, OKO.press: PiS chce, żeby wszyscy w Polsce mogli zagłosować korespondencyjnie. Poczta Polska przeprowadzi nam wybory?
Dr Adam Gendźwiłł: Zacznijmy od rzeczy podstawowych. W tej ustawie jest odesłanie do zapisów kodeksu wyborczego, które określają reguły głosowania korespondencyjnego dla osób niepełnosprawnych. One teraz miałyby zostać zastosowane szerzej. Taki wyborca zgłasza do komisarza wyborczego chęć głosowania korespondencyjnego. Komisarz wyborczy musi tę informację wraz ze wszystkimi danymi, czyli PESEL, adres, pod jaki adres chce dostać przesyłkę, przekazać urzędnikom wyborczym. I oni są odpowiedzialni za to, żeby za pomocą poczty – listem poleconym, do rąk własnych – dostarczyć wyborcom pakiety do głosowania. Wszystko musi się wydarzyć w kodeksowym terminie: wyborca zgłasza chęć głosowania korespondencyjnego najpóźniej 15 dnia przed terminem wyborów, a pakiet dostaje najpóźniej siedem dni przed datą głosowania.
To bardzo wąski margines czasu. Ten przepis jest zaprojektowany dla osób niepełnosprawnych, które mają determinację, żeby zagłosować samodzielnie z domu. W ostatnich wyborach parlamentarnych to było półtora tysiąca osób w skali całego kraju. Ta ustawa proponuje, by ten zapis rozciągnąć na wszystkich zainteresowanych wyborców – setki tysięcy, może miliony. To jest ogromne przedsięwzięcie.
Ani te terminy, ani obecna nadzwyczajna sytuacja, nie są do tego dostosowane.
Teraz piłeczka jest przerzucona na stronę Poczty Polskiej. Jestem ciekaw, czy to jest w ogóle do zorganizowania. Czy to też mielibyśmy organizować siłami służb porządkowych? Sytuacja, w której w trakcie epidemii służby porządkowe zajmują się doręczaniem pakietów wyborczych wydaje mi się farsą.
A poczta pracuje też w epidemii w sposób ograniczony, o czym alarmują samorządowcy. Czy ktoś w ogóle mógłby nagle nakazać poczcie zwiększenie zatrudnienia?
Poczta pewnie byłaby obarczona zadaniem do wykonania ze względu na to, że jest tzw. operatorem wyznaczonym, dociera do wszystkich Polaków. Ale śmiem wątpić, czy jest w stanie wypełnić takie zobowiązanie. Niby od strony logistycznej w przypadku wyborów prezydenckich sprawa jest nieco prostsza, bo karty do głosowania są takie same, nie trzeba drukować kilkudziesięciu tysięcy różnych wersji tak, jak w wyborach samorządowych. Ale to kwestia doręczenia jest tutaj kluczowa. I nie oszukujmy się - to jest bezpośredni kontakt, a więc dodatkowe zagrożenie. Te pakiety nie mogą być przecież wsuwane pod drzwi. One muszą być doręczone do rąk własnych.
A do tego ten projekt ustawy nie wyklucza możliwości głosowania osobistego w wyborach, a więc oprócz głosowania korespondencyjnego mają być tradycyjne lokale wyborcze.
Tam jest zapis [art. 7 - przyp.red.], że PKW może rozważyć nieprzestrzeganie zasad określonych kodeksem przy powoływaniu obwodowych komisji wyborczych. Enigmatyczne, nie wiadomo dokładnie, o co chodzi. Prawdopodobnie o to, że można by powołać mniej komisji wyborczych i w mniejszym składzie. Ale jakieś powołać trzeba – kilkanaście tysięcy co najmniej. Te wypełnione karty do głosowania mają być dostarczone do tych komisji, a potem tam zliczone.
To oznacza, że tak czy inaczej musimy zaangażować kilkadziesiąt, a prawdopodobnie sto kilkadziesiąt tysięcy członków komisji do liczenia głosów.
I samorządy zgłaszają, że nie mają chętnych do komisji. Są spekulacje, że ten art. 7 miałby umożliwić wykorzystanie w komisjach wojska albo policji.
Ten projekt tego nie rozstrzyga, tylko przerzuca to zobowiązanie na PKW. Ciekawe, jak PKW w tej sytuacji się zachowa.
A ta konstrukcja: mamy kodeks, ale uchwalamy ustawę, w której wyznaczamy PKW, która nie jest ciałem prawodawczym, do zmian przepisów kodeksu. Co to jest?
PKW różne rzeczy dookreśla na podstawie wytycznych. Kodeks wyborczy też tak czasem przewiduje.
Ale tu jest napisane wyraźnie: "określa inne warunki". To nie jest dookreślanie, tylko zmienianie.
Ta ustawa jest po prostu napisana na kolanie, w pośpiechu i zapewne bez kontaktu z ludźmi, którzy znają się na organizacji wyborów. Dlatego zostawia dużo niedopowiedzeń. Zrzuca tak naprawdę na później, na inne organy władzy podjęcie decyzji, które miałyby nadać wyborom ostateczny kształt. Takie doraźne zmiany w kodeksie wyborczym to jest jakiś dziwny rodzaj legislacyjnego by-passa. To jest oczywiście rażące i zaskakujące, zmienia reguły gry i warunki przeprowadzenia wyborów. Ale przede wszystkim - nie rozwiązuje problemu podstawowego:
nie zmniejsza ryzyka związanego ze zdrowiem i życiem obywateli. Nadal to nieodpowiedzialność i narażanie ludzi na niebezpieczeństwo.
Słyszałem wypowiedź ministra Dworczyka, który powiedział, że jeśli te wybory się odbędą, to będzie to przejawem tego, że państwo polskie jest silne. Dla mnie to przykład tego, że polskie państwo ma problem z ustaleniem priorytetów.
Jesteśmy w momencie, w którym lawinowo rośnie liczba zachorowań, epidemia się rozwija. A teraz jakiejś części aparatu państwowego, administracji rządowej i samorządowej, a obecnie do tego jeszcze poczcie, narzuca się obowiązek zorganizowania trudnego, odpowiedzialnego przedsięwzięcia. Zorganizowania wyborów, których tak naprawdę większość Polaków w tym terminie nie chce - i to się dzieje w sytuacji, w której cały wysiłek organizacyjny i cała uwaga powinna być skierowana na walkę na zupełnie innym froncie. To dla mnie kompletnie niezrozumiałe. Priorytetem administracji rządowej i samorządów powinno być zapewnienie bezpieczeństwa i walka z koronawirusem.
No właśnie. To nie jest tak, że za dwa tygodnie wprowadzimy sobie stan klęski żywiołowej i zapomnimy o sprawie i o tych wyborach. Bo działania muszą być podejmowane już teraz.
Tak. Pierwsze czynności związane z powoływaniem komisji wyborczych zaczynają się już w przyszłym tygodniu. Trzeba rekrutować członków komisji, wyznaczyć obwody głosowania. PKW za pomocą swoich delegatur już niedługo musi rozpocząć organizowanie szkoleń. Ale jak je organizować, gdy niepewne są reguły, nie ma szczegółowych wytycznych? Jak mają postępować z kopertami, jak zachowywać reguły bezpieczeństwa, czego w ogóle mogą się spodziewać w lokalach wyborczych? Organizacja wyborów to nie jest proces zdalny, nie da się tego zrealizować tylko przy pomocy telekonferencji. To wymaga spotkań ludzi, dopinania różnych kwestii w terenie. A sytuacja jest dynamiczna, zmienia się z tygodnia na tydzień.
Praca w takich warunkach, planowanie, szkolenie, przygotowywanie materiałów na tak masową skalę jest po prostu skazane na niepowodzenie.
Pamiętajmy też o terminach. To jest projekt ustawy. Jeśli zostanie uchwalona przez Sejm, to stanie się to najwcześniej w piątek. Jeśli Senat zechce wykorzystać przysługujący mu konstytucyjnie termin wnoszenia poprawek, to może pracować nad tą ustawą do pierwszych dni maja. To znaczy, że dopiero na początku maja byłyby reguły określające ten nadzwyczajny tryb wyborów? Wtedy minie już wiele terminów, choćby na zgłaszanie się wyborców. A administracja nie może przecież działać na podstawie nieuchwalonych aktów prawnych.
Ten projekt jest nieodpowiedzialny, mam szczerą nadzieję, że upadnie.
Absolwentka Prawa i Filozofii Uniwersytetu Warszawskiego. Publikowała m.in. w Dwutygodniku, Res Publice Nowej i Magazynie Kulturalnym. Pisze o praworządności, polityce i mediach.
Absolwentka Prawa i Filozofii Uniwersytetu Warszawskiego. Publikowała m.in. w Dwutygodniku, Res Publice Nowej i Magazynie Kulturalnym. Pisze o praworządności, polityce i mediach.
Komentarze