"To jest tak smutny widok, kiedy grupa policjantów dociska do ziemi 19-letniego chłopaka, kiedy rzucają się na młode dziewczyny. A w tym samym czasie wielu przestępców chodzi po ulicy, a państwo jest wobec nich bezsilne" - mówi OKO.press Krzysztof Śmiszek, który w nocy interweniował ws. zatrzymanych w komisariacie przy ul. Wilczej
Agata Szczęśniak, OKO.press: Jak znalazł się Pan w komisariacie na Wilczej? W mediach krąży pana zdjęcie „zza krat".
Krzysztof Śmiszek*, poseł Lewicy: Najpierw byłem na Solcu. W późnych godzinach popołudniowych, wraz z grupą posłanek i posłów, pojechaliśmy pod siedzibę Kampanii Przeciwko Homofobii.
Widziałem tam najdziwniejszą sytuację w moim życiu, jeśli chodzi o kontakt z policją. Osoba, wobec której wydano nakaz aresztowania, dobrowolnie wyszła z budynku i chciała się oddać w ręce policji. Byliśmy tam, żeby patrzeć policji na ręce i żeby procedury zatrzymania zostały przeprowadzone prawidłowo. Chodziliśmy z Margot od jednego wozu policyjnego do drugiego, a policjanci byli nieprzygotowani. Po kilku minutach odjechali, zostawiając ją samą.
Policjanci twierdzą, że nie po to się tam znaleźli.
Nie wiem, co twierdzą. Niektórzy mówią, że mieli obserwować nielegalne zgromadzenie. Dla mnie to tłumaczenie pozbawione sensu. Obywatela nie obchodzi, czy jeden radiowóz jest od zatrzymywania, a drugi od zabezpieczania zgromadzenia. To jest po prostu przedstawiciel władzy. Wczoraj policja ośmieszyła się już na samym początku.
Osoby spod siedziby KPH przeszły na Krakowskie Przedmieście. Był Pan z nimi?
Nie. Ale zacząłem dostawać informacje, że ludzie nie mogą znaleźć swoich bliskich, partnerów, członków swoich rodzin. Razem z Anną Marią Żukowską [rzeczniczka klubu Lewicy] przed godziną 22 pojechaliśmy na komisariat na Wilczą.
Zastaliśmy spory tłum stojący na zewnątrz, który domagał się informacji na temat poszczególnych osób, których nie mogli odnaleźć w żadnym komisariacie.
Wejście otaczał kordon, a policjanci byli aroganccy. Nie chcieli wpuścić posłów.
Pana nie chcieli wpuścić?
Ani mnie, ani Anny Marii Żukowskiej. Było to ewidentne naruszenie ustawy o wykonywaniu mandatu posła i senatora. Pokazywaliśmy legitymacje poselskie. Dopiero po ostrej wymianie zdań dowódca zgodził się wpuścić nas do komisariatu.
Na miejscu zastałem sześć czy siedem prawniczek, które pro bono bardzo szybko pojawiły się na Wilczej i czekały z gotowymi pełnomocnictwami, żeby reprezentować zatrzymywane osoby. To bardzo pocieszające.
Po co chcieliście wejść do komisariatu?
Chcieliśmy rozmawiać z komendantem. Oficer na dyżurce powiedział, że komendanta nie ma. Zastępcy też nie. Zirytowani zapytaliśmy, czy w ogóle nie ma żadnego przełożonego w najważniejszym komisariacie w stolicy. Pan powiedział, że nie ma. Nie było żadnej osoby koordynującej, żeby porozmawiać z posłami. Czekaliśmy kilka godzin.
Byłem w stałym kontakcie z pełnomocnikiem Margot. Została ona zatrzymana na Krakowskim Przedmieściu i gdzieś przewieziona. Zatrzymani są pozbawiani telefonów komórkowych. Pełnomocnik nie mógł się dowiedzieć, w jakim areszcie jest jego klientka. To była najważniejsza rzecz i pierwszy powód naszej obecności na Wilczej.
Tej informacji nie udało nam się uzyskać. To już jest bardzo potężny sygnał naruszania podstawowego prawa człowieka, jakim jest prawo do obrony, gwarantowane przez Konstytucję i Europejską Konwencję Praw Człowieka.
Obecność adwokata, obrońcy, jest gwarantowana przepisami nie tylko w momencie, kiedy stajemy na sali sądowej, ale od pierwszej minuty zatrzymania.
Zarówno w przypadku Margot, która została aresztowana postanowieniem sądu, jak i tych kilkudziesięciu osób, które były zatrzymane i przesłuchiwane, prawo do obrony zostało w sposób fundamentalny naruszone. Adwokatki, z którymi spędziliśmy kilka godzin na Wilczej, nie miały dostępu do swoich klientów. Tak było też na komisariacie na Zakroczymskiej, na Żytniej, na Jagiellońskiej.
To był drugi nasz cel na Wilczej: chcieliśmy zapewnić zatrzymanym dostęp do adwokatów.
Wiemy, że w końcu dopuszczono prawniczki do zatrzymanych.
Po kilku godzinach naszej obecności adwokatkom pozwolono widywać się ze swoimi klientami, ale tylko na kilka minut! Wychodziły po pięciu czy sześciu minutach widzenia. Co można zrobić w pięć minut? Rozmawiać o zatrzymaniu czy może przypilnować, czy ta osoba dostała wodę albo wzięła leki?
Rozmawiał Pan z kimś z zatrzymanych?
Nie. Nie jestem pełnomocnikiem. Posłowie raczej nie są dopuszczani do czynności procesowych. Jednak ja i obecne tam posłanki odbieraliśmy mnóstwo telefonów.
Ludzie próbowali się przez nas dowiedzieć, gdzie są ich bliscy.
Rodziny przez nas przekazywały leki do dyżurki. Ustalaliśmy miejsca pobytu.
Informacje były sprzeczne. Mam wrażenie, że policja nas wprowadzała w błąd. Najpierw słyszeliśmy, że te osoby są w jednym komisariacie, potem, że w innym. Można to ocenić jako utrudnianie dostępu do zatrzymanych. Może po to, żeby zyskać czas? Żeby podpisali protokoły zatrzymania tak, jak napisali je policjanci? Nie przesądzam, że tak było, ale nasuwa się takie przypuszczenie.
Część zatrzymanych dostaje zarzuty z art. 254 kodeksu karnego: § 1. „Kto bierze czynny udział w zbiegowisku wiedząc, że jego uczestnicy wspólnymi siłami dopuszczają się gwałtownego zamachu na osobę lub mienie, podlega karze pozbawienia wolności do lat 3”.
Zarzuty są różne: udział w zbiegowisku, zniszczenie mienia, naruszenie nietykalności cielesnej funkcjonariusza. Ktoś kopnął szczekaczkę albo radiowóz, a było to kwalifikowane jako zniszczenie mienia. To absurd i nadmierna gorliwość.
Jeśli niektóre z tych postępowań będą w trybie przyspieszonym, nie będzie to dobre dla zatrzymanych. Mają wtedy mniejszą możliwość kontaktu z pełnomocnikiem, przypomnienia sobie wszystkich okoliczności.
Co wiemy o zatrzymanych osobach?
To są głównie bardzo młodzi ludzie, studenci. 19, 20-latkowie zaangażowani w działalność organizacji społecznych, mają dość tego, jak traktuje ich władza. Przed chwilą dostałem telefon od matki studenta Uniwersytetu Warszawskiego, która szuka swojego dziecka [rozmawialiśmy ok. godz. 10:30 rano]
Mam wrażenie, że to jest celowo podkręcane. Można było zatrzymać Margot na Solcu. Ten pokaz siły i wyłapywanie ludzi na ulicy nie było potrzebne.
Widzieliśmy z okien komisariatu, jak ludzie spokojnie skandowali, a z komisariatu wypadali policjanci i wyciągali kogoś z tej grupki i wsadzali kogoś do samochodu. Widziałem dwie czy trzy takie sceny. Ludzie niczego nie demolowali, nie byli agresywni, czasem wręcz stali w ciszy.
Według jakiego klucza były wyłapywane te osoby? Również te na Krakowskim Przedmieściu.
Nie wiem. To jest najciekawsze: jak wybierano sobie te osoby, które miały być zatrzymane. To musi być wyjaśnione.
Będziemy wnioskowali o zwołanie połączonych komisji sejmowych: sprawiedliwości i praw człowieka oraz administracji i spraw wewnętrznych. Musi się tam pojawić komendant policji i prokurator generalny i opowiedzieć, jak ta akcja wyglądała.
A wyglądała źle, nieprofesjonalnie, brutalnie, nieadekwatnie do tego, co się działo. Wszystko zmierzało do tego, żeby pokazać siłę państwa i wywołać efekt mrożący. Czyli taki efekt, który mówi: „Obywatelu, zastanów się 5 czy 7 razy zanim pójdziesz demonstrować swoje poglądy".
To jest tak smutny widok, kiedy grupa policjantów dociska do ziemi 19-letniego chłopaka, kiedy rzucają się na młode dziewczyny. A w tym samym czasie wielu przestępców chodzi po ulicy, a państwo jest wobec nich bezsilne.
Jestem porażony tym, co wczoraj zobaczyłem.
Warszawska policja rano podsumowała na Twitterze: „W związku z wczorajszym czynnym zbiegowiskiem zatrzymano 48-osób. Czynności procesowe zostaną zrealizowane z udziałem obrońców. Prowadzone będą także w związku ze znieważeniem policjanta jak również uszkodzeniem radiowozu. O zatrzymaniach poinformowano prokuraturę".
Suchy komunikat, który ma sprawić wrażenie, że policja świetnie sobie poradziła. Pamiętam poprzedni tłit, kiedy policja triumfalnie ogłosiła zatrzymanie dwóch aktywistek, które powiesiły tęczową flagę.
W moim przekonaniu takie wiadomości mają zmniejszyć wagę tego protestu, sprowadzić go do wybryków chuligańskich i czynnych ataków na państwo.
Padały tam mocne słowa wobec policji i sądu. „J*** pały i sąd cały".
Oczywiście, że tak. Ale policja nie powinna być nadwrażliwa. Jeśli ktoś nieprofesjonalnie prowadzi akcję policyjną, musi się liczyć z tym, że działanie tłumu może pójść w różnym kierunku.
Widzę coraz większą arogancję policji nie tylko wobec zwykłych obywateli, ale też wobec posłów i senatorów.
Większą w porównaniu z czym?
W porównaniu do poprzednich lat, kiedy jeszcze nie będąc posłem, widziałem, jak policja umożliwia realizację mandatu posła i senatora parlamentarzystom. Byli bardziej komunikatywni i współpracujący
Inny tweet, już nie suchy: „Instytycje stoją na straży tego,aby w Polsce było normalnie i było przestrzegane prawo. Poprzez zachowanie faceta o kobiecym pseudonimie #Margot,który napadł na niewinnego człowieka flaga LGBT w PL jest symbolem agresji, pogardy dla innych i deprawacji. Stop anarchii i bezprawiu"
To jest odkrycie strategii PiS. Tymi działaniami PiS znalazł sobie kozła ofiarnego, wywołał panikę moralną wokół jednej grupy społecznej i bohatersko będzie bronił polskie społeczeństwo przed zagrożeniem, które samo wykreowało. To są obrzydliwe tweety. Było mnóstwo homofobicznych i transfobicznych tweetów polityków PiS. To bardzo mocny przykład tego, jakie są prawdziwe zamierzenia tej władzy.
Chodzi o kreowanie kolejnych wrogów, mobilizacja wokół tego wroga, a potem triumfalne pokazywanie zwycięstwa nad tym wrogiem. Te sytuacje przypominają lata 30.
Jak się Pan czuje?
Potwornie źle. Przypominają mi się sytuacje z początku lat 2000, kiedy prezydent Poznania triumfalnie rozbijał Marsz Równości, a pomagała mu policja konna pod wodzą Ludwika Dorna. Przypominają mi się czasy Giertycha i Wierzejskiego. Wydawało mi się, że mamy to za sobą.
W 2020 w środku Europy wróciła atmosfera nagonki, linczu.
Ale czułem się też bardzo zbudowany tym, jak społeczeństwo obywatelskie potrafi się zorganizować. Jestem pod wielkim wrażeniem adwokatów i adwokatek, którzy się pojawili na komisariatach. Jak szybko zadziałała ta sieć społeczna.
Z jednej strony jestem zdruzgotany, bardzo smutny, mam wrażenie, że znów zaczynamy od nowa. Ale widzę też, że jesteśmy w innym punkcie jako społeczeństwo obywatelskie, potrafimy się organizować. Mamy dużą część opinii publicznej po swojej stronie.
* Krzysztof Śmiszek – polityk Wiosny, poseł klubu Lewicy. Prawnik, doktor nauk prawnych, wykładowca akademicki, działacz na rzecz praw człowieka i praw mniejszości. Pomysłodawca i współzałożyciel Towarzystwa Prawa Antydyskryminacyjnego. Przewodniczący Parlamentarnego Zespołu ds. Równouprawnienia Społeczności LGBT+, członek Komisji Sprawiedliwości i Praw Człowieka i Komisji ds Unii Europejskiej. Członkiem polskiej delegacji do Zgromadzenia Parlamentarnego Rady Europy.
Redaktorka, publicystka. Współzałożycielka i wieloletnia wicenaczelna Krytyki Politycznej. Pracowała w „Gazecie Wyborczej”. Socjolożka, studiowała też filozofię i stosunki międzynarodowe. Uczy na Uniwersytecie SWPS. W radiu TOK FM prowadzi audycję „Jest temat!” W OKO.press pisze o mediach, polityce polskiej i zagranicznej oraz prawach kobiet.
Redaktorka, publicystka. Współzałożycielka i wieloletnia wicenaczelna Krytyki Politycznej. Pracowała w „Gazecie Wyborczej”. Socjolożka, studiowała też filozofię i stosunki międzynarodowe. Uczy na Uniwersytecie SWPS. W radiu TOK FM prowadzi audycję „Jest temat!” W OKO.press pisze o mediach, polityce polskiej i zagranicznej oraz prawach kobiet.
Komentarze