0:000:00

0:00

Prawa autorskie: AFPAFP

Polski ochotnik na Ukrainie: Rosjanie wciąż się zbroją. Jestem snajperem. Moje życie jest mniej warte niż przyszłość Ukrainy. Wśród zagranicznych żołnierzy, tu na froncie, są nie tylko Polacy, są też inne nacje. Z tego, co wiem, zgłosiło się 20 tysięcy osób. W Białej Cerkwi jest nas kilkudziesięciu obcokrajowców - mówi OKO.press.

Od dwóch dni propaganda prowadzi kampanię przeciwko cudzoziemcom, którzy przyjechali walczyć w obronie Ukrainy. Moskwa ostrzega też w oficjalnych komunikatach, że schwytani cudzoziemcy nie będą traktowani jak jeńcy.

Szymon Opryszek OKO.press: Czym się Pan zajmuje?

Wróciłem do starego stanowiska, czyli jestem snajperem. Służę niedaleko Białej Cerkwii (ok. 100 km od Kijowa). Podkreślam, że nie jestem najemnikiem. Nie przyjechałem tutaj dla pieniędzy. Jestem ochotnikiem, który chce walczyć o Ukrainę. Motywacje? Mój dziadek służył na Ukrainie, mam korzenie. Ale główna motywacja to przede wszystkim świadomość, że jeśli Ukraina zniknie, to następna będzie Polska.

I jak wygląda sytuacja?

W Białej Cerkwi na razie jest w miarę spokojnie. Kilka dni temu były ostrzeliwania, teraz jest bezpieczniej. W okolicy pojawiają się separatyści. Dostajemy też informacje, że były widziane dwie kolumny rosyjskie, ale idą bokiem, grają na czas, jakby czekali na rozwój sytuacji w Kijowie i na południowym wschodzie Ukrainy. Sam jeszcze nie wystrzeliłem ani naboju.

Co robicie?

Stawiamy umocnienia, a niektórzy snajperzy, jak ja, mają wyznaczone pozycję do obrony. Jesteśmy cały czas w pełnej gotowości.

To prawda, że liczebność armii rosyjskiej na terenie Rosji ciągle wzrasta?

Wieści są zmienne. Raz słyszy się, że idzie oddział około stu, dwustu osób, a potem, że pół tysiąca plus brygady zmotoryzowane. Na początku Putin posłał tutaj ochotników i rezerwistów, którzy byli przekonani, że jadą na ćwiczenia.

Sam byłem przy przesłuchaniu rosyjskiego jeńca. To 17-letni chłopak, który zgłosił się do wojska, bo chciał służyć dla Rosji. Przysięgał, że mówiono mu, że jedzie na ćwiczenia z obrony granic przed Ukrainą.

Ale wiemy, że armia rosyjska cały czas się zbroi.

W zachodniej Ukrainie dużo mówi się o gotowości wojsk białoruskich do ataku, choćby na tereny Wołynia.

Dostałem wiadomość z dobrego źródła, że białoruski oddział, około 200 osób, przekroczył granicę z Ukrainą. Zaraz potem wszyscy poddali się i powiedzieli, że nie chcą walczyć po stronie Łukaszenki.

Ukraińcy walczą już dziewiąty dzień. Nie są zmęczeni?

Jeśli chodzi o morale, to nie podupadają. Są zawzięci, będą walczyć do końca. Podkreślę też, że to samo dotyczy cywili. Biała Cerkiew jest praktycznie opustoszała, ale ci, którzy tutaj zostali, są niezwykle pomocni i zmotywowani. Są z nami, jako pomoc, 15-letnie dzieciaki, które biegają z karabinami na plecach.

Są z panem inni Polacy?

Oczywiście. Trafiłem tutaj przez ukraińskie kontakty z armii. Byłem żołnierzem zawodowym, później prowadziłem firmę budowlaną na Zachodzie, ale koledzy z dawnych lat się odzywają i wielu poszło lub pójdzie moimi śladami. Nie jest to trudne, wystarczy zgłosić się do ambasady Ukrainy, albo jechać na granicę i powiedzieć celnikom o takim planie, a oni skierują, gdzie trzeba. Wśród zagranicznych żołnierzy na froncie są też inne nacje. Z tego co wiem, zgłosiło się 20 tysięcy osób. W Białej Cerkwi jest nas kilkudziesięciu obcokrajowców.

Kreśli pan jakieś dalsze scenariusze?

Nie jestem optymistą. To, co się działało ostatniej nocy, czyli bombardowanie elektrowni atomowej, to kolejny pretekst do tego, by Putin mógł stwierdzić, że skoro wojna wybuchła, to idźmy na całość.

Czy się boję? Nie odpowiem. Uważam, że moje życie jest mniej warte niż przyszłość Ukrainy.

;

Udostępnij:

Szymon Opryszek

Szymon Opryszek - niezależny reporter, wspólnie z Marią Hawranek wydał książki "Tańczymy już tylko w Zaduszki" (2016) oraz "Wyhoduj sobie wolność" (2018). Specjalizuje się w Ameryce Łacińskiej. Obecnie pracuje nad książką na temat kryzysu wodnego. Autor reporterskiego cyklu "Moja zbrodnia to mój paszport" nominowanego do nagrody Grand Press i nagrodzonego Piórem Nadziei Amnesty International.

Komentarze