0:000:00

0:00

Prawa autorskie: Agnieszka Sadowska / Agencja GazetaAgnieszka Sadowska /...

Z Krzysztofem rozmawiamy chwilę po akcji ratunkowej wobec 7-osobowej rodziny z Iraku. Wyziębiona grupa z czwórką dzieci w wieku od kilku miesięcy do kilku lat obozowała od trzech dni w lesie pod Mielnikiem (woj. podlaskie). Zaniepokojeni ich stanem aktywiści Grupy Granica wezwali karetkę Medyków na Granicy – mimo przerażenia ojca rodziny, proszącego, by nie pojawiały się służby.

Po zbadaniu stanu rodziny, ratownicy zarekomendowali, aby przekazać ją służbom, by mogła aplikować o azyl. Wcześniej ludzie chcieli przejść pieszo do Niemiec, gdzie ojciec przebywał sześć lat (jest certyfikowanym pracownikiem obsługi lotniska), ma tam syna. Według medyków nie było szans, by dali sobie radę.

Grupa Granica udzieliła porady prawnej – w jej wyniku rodzina zdecydowała się prosić o ochronę międzynarodową w Polsce. Krzysztof początkowo nie dopuścił patrolu do rodziny, zasłaniając ją własnym ciałem. Domagał się zapewnienia, że procedura azylowa zostanie przeprowadzona zgodnie z prawem. Mundurowi początkowo się wycofali, później przekazali przed kamerą, że ludzie nie zostaną wywiezieni na granicę, tylko do lokalnej strażnicy.

Aktywiści odetchnęli, Krzysztof przeprosił strażnika za ostre słowa, które do niego kierował, gdy oskarżano go o utrudnianie interwencji.

Maciek Piasecki, OKO.press, Udało wam się. Jak się teraz czujecie?

Krzysztof, wolontariusz Grupy Granica: Przemęczeni, absolutnie przemęczeni… Bierzemy na siebie coś, co jest za trudne do uniesienia dla człowieka, nie jesteśmy do tego przygotowani. Nie śpimy od wielu dni. To, czego tak naprawdę potrzebujemy, to żeby to się skończyło, żeby granica została otwarta. Wszyscy ludzie, którzy w tej chwili siedzą w limbo na granicy polsko-białoruskiej, są zakładnikami tej sytuacji. To niewinni ludzie, niezależnie od tego, czy są mężczyznami, kobietami, dziećmi, czy osobami uchodźczymi – wszyscy jesteśmy ludźmi i potrzebujemy ciepła.

Jak poważna jest sytuacja osób, którym pomagacie?

Nadchodzą dni naprawdę zimne, z każdym dniem będzie coraz więcej ofiar chłodu. To jest ludobójstwo zostawianie tych ludzi na zimnie i wyrzucanie ich z powrotem na granicę, do czego przyczynia się prawodawstwo, w tej chwili przepychane przez Sejm. Od dziesięciu dni pogoda jest piękna, nie padał deszcz, jest sucho, w związku z czym można się położyć się nawet na ziemi i nie zamoczyć. Niedługo jednak spadnie deszcz, a największym wrogiem jest chłód i wilgoć.

Można was jakoś wesprzeć?

Jesteśmy przerażeni, wykończeni i naprawdę potrzebujemy, żeby więcej osób pomagało tym ludziom. Jeżeli jesteśmy w stanie zaapelować do kogoś na wschodzie Polski, to bierzcie tych ludzi do domów.

Ci ludzie zamarzają. Nie wydawajcie ich Straży Granicznej, strażnicy też nie są przygotowani na taką sytuację.

Informujcie media, grzejcie tych ludzi, oni po prostu potrzebują w tej chwili ciepła.

Osoby z innych stron Polski jak mogą pomóc?

Mogą przyjechać, tak jak my chodzić po lasach, roznosząc wodę, jedzenie i ciepłe rzeczy. Szukać tych osób, rozmawiać z nimi. My legalnie możemy tylko przyjechać tutaj, poza strefę, przekazać dary. Do strefy nie mamy żadnego wstępu.

A w strefie dzieją się rzeczy okropne. Spotkaliśmy dzisiaj człowieka w beznadziejnym stanie zdrowia, miał reakcję żołądka po tym, jak napił się wody z bagna. Wyobrażacie sobie sytuację, w której jesteście zmuszeni napić się wody z bagna?

Co jest najbardziej potrzebne?

Potrzebne jest ciepło. Przed nami zima, mróz, straszliwy mróz. Myśmy byli przerażeni wczorajszej nocy, bo wiemy, że ludzie umierali na granicy, byliśmy z nimi w kontakcie. Z człowiekiem, który został zabrany ze szpitala po kilku godzinach, z opaskami na rękach ze szpitala, w stanie psychicznym, który absolutnie nie pozwalał mu mówić w sposób sensowny i składny.

On nagrywał nam swoje wiadomości od bardzo dawna, był bardzo aktywny w komunikacji i wczoraj zamilkł po tym, jak polska Straż Graniczna zabrała go ze szpitala i odwiozła na granicę polsko-białoruską.

Takich przypadków jest więcej?

Sam pan strażnik powiedział, że jest ich siedem tysięcy. Boimy się tego, że jeśli wpuścimy tych 7 tysięcy, to przyjedzie kolejnych 7 i kolejnych 7… Jest kryzys klimatyczny, jest wojna w krajach, z których ci ludzie uciekają. Oni przyjeżdżają, żeby żyć. Nie mają pojęcia, dokąd jadą, są przerażeni tym, że nagle jest jeszcze jakiś kraj między Białorusią a Niemcami. Próbują się za wszelką cenę przedostać do bezpiecznego miejsca, skąd nikt nie cofnie ich z powrotem. Spotykamy ludzi, którzy są po pięciu push-bacach, są wykończeni. Najczęściej trafiamy na osoby w hipotermii, które po prostu umierają. To jest ponad nasze siły, to jest ponad siły kogokolwiek.

To ważne, by były tu także media?

Gdyby tu nie było mediów, ta rodzina by została spakowana do suki i wywieziona na granicę. Z dziećmi, bez dzieci, ich to nie obchodzi, to nie ma dla nich żadnego znaczenia. My już naprawdę nie wierzymy w polskie państwo i w jakąkolwiek pomoc z jego strony. Robimy to wszystko wbrew polskiemu państwu.

Na tej granicy odbywają się jakieś igrzyska śmierci, to jest jeden wielki obóz koncentracyjny.

Jedyne co może tym ludziom pomóc to to, że ludzie ze strefy, którzy mają tam swoje ciepłe domy wezmą tych ludzi do siebie na noc. Pozwolą im się ogrzać, wyjść z tej cholernej hipotermii. Ci ludzie umierają z chłodu, głodu, przerażenia.

Czy coś mogą zrobić posłowie, posłanki opozycji?

Jestem przekonany, że posłowie i posłanki opozycji, którzy naprawdę chcą pomagać osobom uchodźczym robią, co mogą. Inni mogą nie przegłosowywać prawa, które legalizuje push-back. Jestem tutaj od wielu dni, jestem odcięty od informacji, nie mamy czasu sprawdzać wiadomości politycznych.

Biegamy od jednej grupy do drugiej, staramy się przekazywać dary, które od ludzi dostajemy. Bardzo dziękuję za każdą dziecięcą kurtkę, dziecięce buty, ale też kurtkę dla mężczyzn, którzy są w takim samym stanie i też umierają. Czymś absurdalnym i straszliwym jest to, że płeć i wiek jest wyznacznikiem tego, w jaki sposób tych ludzi traktujemy.

Dzieci, rodziny, kobiety są traktowani lepiej niż grupy młodych, najsilniejszych, którzy są w stanie wyjść z tego obozu koncentracyjnego, przejść przez tę granicę wiele razy, być cofani. Oni ciągle próbują.

Dowiadujemy się jednak o tych, którzy stracili życie w ten sposób.

Ci ludzie tutaj, ich dzieci, umarliby dzisiaj, gdyby nie przyjechały media. Takich rodzin po lasach jest multum. Czasami są w okropnym stanie zdrowia, ale mimo wszystko nie decydują się na to, żeby wezwać karetkę, dlatego że karetka wysyła ich do szpitala, z tego szpitala Straż Graniczna zabiera ich na granicę. Osoby uchodźcze, które są chore, starają się za wszelką cenę, jak długo mogą iść, jak długo mają jakąkolwiek szansę, nie zostać z powrotem cofnięte na granicę. To jest piekło, absolutne piekło, tylko że piekło zamarzło.

Jak dokładnie wygląda teraz wasza pomoc?

Jedyne, co jesteśmy w stanie zrobić to w tym momencie walczyć z mrozem. Przekazujemy kolejne kurtki, dajemy zupę, kaszkę dla dzieci, tłumaczymy tym ludziom, którzy nie mają zielonego pojęcia, w jaki sposób się ubrać, jak się ochronić przed chłodem.

Ci ludzie przyjeżdżają z krajów, gdzie warunki atmosferyczne są zupełnie różne, nie są przygotowani do tego żeby biegać po polskim lesie, oni są przerażeni.

W jednej z grup jedyną osobą, która była w stanie w jakikolwiek sposób skomunikować się z nami była 11-latka, ona musiała zadbać o całą swoją rodzinę.

Widzę, że ledwo trzymasz się na nogach. Jak długo nie spałeś?

Nie wiem. Na pewno powinienem spać w tym momencie. Jednak przyjechałem tu, bo dowiedziałem się, że tej rodzinie brakuje dokumentu potwierdzającego, że przekazują pełnomocnictwo osobie, która będzie ich mogła reprezentować w sądach.

My musimy tworzyć kopie tych dokumentów, bo czasami SG nawet mając ten dokument po prostu go drze. Ci ludzie są – nawet z dokumentem, że chcą azylu w Polsce, pod którym są podpisani – wysyłani z powrotem na granicę.

Są wpisane w tych dokumentach nasze dane osobowe, które pozwoliłyby służbom się z nami skontaktować, jako z ich pełnomocnikami. To są legalne pełnomocnictwa. Ludzie z powrotem są wysłani na granicę, gdzie umierają z zimna, głodu, z wycieńczenia i my już nie jesteśmy w stanie nic na to poradzić, bo są za granicą strefy.

Ile jeszcze wytrzymacie wy, osoby udzielające pomocy?

Wiele osób, które tu przyjeżdżają, potrzebuje stąd wyjechać na jakiś czas i się zregenerować. Ci, którzy przyjeżdżają, muszą wdrożyć się w pomoc, bo to też nie jest tak, że my przyjeżdżamy i lecimy od razu do lasu. My też narażamy tych ludzi.

To, co robicie – te akcje doraźnej pomocy – powinno zajmować się tym państwo?

Już nie wierzę w to państwo. Ja nie wierzę po tym, co słyszałem, co wiem, po tym, co widziałem, nie wierzę w to, że to państwo jakkolwiek traktuje ich jak ludzi. Są traktowani gorzej niż zwierzęta. Ich życie nikogo nie obchodzi.

Rozmowa została zredagowana, by zachować czytelność. Pełna treść dostępna w naszym nagraniu na żywo. OKO.press prosiło o spotkanie z Podlaską Strażą Graniczną. Rzeczniczka odpowiedziała, byśmy przesłali pytania e-mailem.

Udostępnij:

Maciek Piasecki

Maciek Piasecki (1988) – studiował historię sztuki i dziennikarstwo na Uniwersytecie Warszawskim, praktykował m.in. w Instytucie Kultury Polskiej w Londynie. W OKO.press relacjonuje na żywo protesty i sprawy sądowe aktywistów. W 2020 r. relacjonował demokratyczny zryw w Białorusi. Stypendysta programu bezpieczeństwa cyfrowego Internews.

Komentarze