Mieszkańcy państw naszego regionu, które przyjęły euro, są dziś największymi zwolennikami wspólnej waluty. Estończycy, Litwini, Łotysze, Słowacy i Słoweńcy nie odczuli też wzrostu cen, bo podrożało głównie (choć niewiele) w kawiarniach i restauracjach. Ale to tylko pół opowieści: brak własnej polityki monetarnej może oznaczać duży problem w czasie kryzysu
Prezes PiS Jarosław Kaczyński podczas konwencji partii 13 kwietnia 2019 w Lublinie poświęcił ponad trzy z 17 minut wystąpienia na krytykę waluty euro, podkreślając opozycję swojej partii do wejścia Polski w jej strefę.
„Mówimy »nie« euro. Mówimy »nie« europejskim cenom” – grzmiał z mównicy. Został po tych słowach nagrodzony brawami, m.in. przez premiera Mateusza Morawieckiego.
Niezależnie od tego, jaki będzie mechanizm przyjęcia euro [...], to w ten czy inny sposób na tym stracimy, będzie kolejny wstrząs.
Dotychczas temat euro nie był obecny w kampanii wyborczej. Decyzja Kaczyńskiego, by go podjąć, nie dziwi: PiS ze swoim sprzeciwem jest bliżej nastrojów społecznych niż opozycja, która w większości – przynajmniej oficjalnie – popiera wejście Polski do strefy euro (w rzeczywistości jest różnie, co pokazuje długa historia wchodzenia do strefy euro za czasów rządów koalicji PO-PSL). Polacy w większości są przeciwni przyjmowaniu wspólnej waluty (więcej na ten temat poniżej).
Kaczyński powtarza opowieść, według której na zmianie waluty stracą „kieszenie zwykłych Polaków”.Czy faktycznie tak się stanie?
Prawda jest skomplikowana.
Euro jest wspólną walutą 19 spośród obecnych 28 członków UE. W krajach naszego regionu, które przyjęły euro, poparcie obywateli dla wspólnej waluty jest dziś, po kilku latach od zmiany, ogromne. Wyższe nawet niż w krajach „starej UE”.
Jak pokazują dane Eurobarometru (sondażu prowadzonego na zlecenie Parlamentu Europejskiego przez Kantar TNS), w listopadzie 2018 roku za euro opowiadało się:
Dla porównania, unijna średnia poparcia dla unii gospodarczej ze wspólną walutą euro to 62 proc.
Objaśnienie wykresu: od lewej zestawy kolumn z danymi kolejno dla Estonii, średniej UE, Litwy, Łotwy, Słowenii i Słowacji. Pierwszy zestaw to procent odpowiedzi „przeciw”, drugi „nie wiem”, trzeci „za”, czwarty to odmowa odpowiedzi.
Na podstawie danych z całego regionu raport Narodowego Banku Chorwacji z 2017 roku stwierdza, że
niewielki i krótkotrwały był wpływ zmiany waluty na ceny towarów i usług,
wyrażany przez zharmonizowane wskaźniki cen konsumpcyjnych (HICP). A na dodatek podobny w krajach „nowej” i „starej” Unii. Wstrząsu nie było ani w Holandii, ani w Belgii, ani Słowacji.
W szerokiej perspektywie czasowej, konwersja na euro z koron, guldenów czy franków złożyła się na ok. 0,7 punktu procentowego wzrostu HICP. W Polsce przy zakupach za 50 zł odpowiadałoby wzrostowi o 35 groszy.
Efekt złowieszczego zaokrąglania cen w górę do euro (tj. sytuacji, gdy np. towar kosztujący dziś 4 zł po konwersji kosztuje 1 euro, czyli 4,27 zł, a nie 93 centy, czyli zgodnie z obowiązującym kursem) zanotowano – jak podaje raport – w kawiarniach, restauracjach, kwaterach i rekreacji, czyli usługach raczej nie pierwszej potrzeby.
Przejście na euro w żadnym z krajów byłego bloku wschodniego nie przełożyło się na znaczący spadek lokalnej siły nabywczej.
Nawet jeśli występuje chwilowy wzrost inflacji, to jest on rekompensowany w kolejnych miesiącach. Jedynie w przypadku Słowenii moment wysokiej inflacji zbiegł się z przyjęciem euro. Był to jednak szczyt światowego kryzysu finansowego lat 2007-2008 wywołanego w USA, podczas którego proporcjonalny spadek wartości pieniądza występował w krajach bez euro.
Nie zanotowano również niekorzystnego odchylenia w postrzeganiu inflacji względem jej realnej wysokości.
Paradoksalnie, najwięcej przeciwników euro ma nie tam, gdzie je wprowadzono, lecz w krajach, w których go nie ma.
Lista najbardziej niechętnych euro krajów pokrywa się więc z krajami, które pozostają przy narodowej walucie:
Nawet w dotkniętej kryzysem Grecji tylko 30 proc. obywateli jest przeciw euro (przyjęła je w 2002 roku). Można to tłumaczyć racjonalizowaniem decyzji – skoro przyjęliśmy euro, to nie chcemy przyznać, że się pomyliliśmy.
Objaśnienie wykresu: od lewej widać zestawy kolumn z danymi kolejno dla Bułgarii, Czech, Danii, średniej UE, Chorwacji, Węgier, Polski, Rumunii, Szwecji i Wlk. Brytanii. Pierwszy zestaw to procent odpowiedzi „przeciw”, drugi „nie wiem”, trzeci „za”, czwarty to odmowa odpowiedzi.
Tam, gdzie przyjęcie Euro wciąż jest tematem politycznej debaty, duża liczba przeciwników nie dziwi. To nie tylko naturalne przywiązanie do lokalnej waluty, ale też swego rodzaju samospełniająca się przepowiednia: prezes Kaczyński (lub jego lokalny odpowiednik) straszy euro na podstawie sondaży, więc Polacy boją się euro, czemu dają wyraz w sondażach, na które reaguje prezes…
Należy dodać, że choć tylko 36 proc. wszystkich Polaków chce euro, to wśród przedsiębiorców i szefów firm ten wskaźnik wynosi 58 proc. (dane z International Business Report). Bo przyjęcie europejskiej waluty to nie tylko łatwiejsze wewnątrzwspólnotowe transakcje, dostęp do „głównego stołu” decyzji o polityce gospodarczej UE, ale też wzrostu międzynarodowego bezpieczeństwa, szczególnie dla krajów na mniej spokojnej wschodniej granicy Unii.
To jednak także brak możliwości samodzielnego kształtowania kursu waluty.
Z punktu widzenia konsumentów może dziwić, że NBP dba o to, by złotówka nie była zbyt „silna”, bo chcemy taniej kupować zagraniczne produkty. Sytuacja wygląda odwrotnie z perspektywy rodzimego eksportera – jemu zależy, by cena produktu dla zagranicznego odbiorcy była jak najniższa. To szczególnie dotkliwe w czasie kryzysu.
Grecja, która nie nie mogła zareagować obniżeniem kursu drachmy na globalny kryzys finansowy, aby odzyskać konkurencyjność zmuszona była do „wewnętrznej dewaluacji”, czyli cięć pensji w budżetówce i świadczeń. To z kolei doprowadziło do załamania PKB, dalszego zadłużenia, a co gorsza – drastycznego zubożenia społeczeństwa i bezrobocia.
Pozbawienie państw możliwości elastycznego reagowania na zewnętrzne warunki ma konsekwencje w całej strefie euro. Analiza z okazji 20-lecia euro niemieckiego think tanku Centre for European Policy (CEP) stwierdza, że Niemcy i Holandia to dwa kraje „starej UE”, które najbardziej skorzystały na wprowadzeniu euro – a m.in. Francja i Włochy mogłyby być dzisiaj w dużo lepszej sytuacji finansowej, gdyby zostały przy narodowej walucie.
Wymienione kraje nie potrafiły utrzymać konkurencyjności, do której zachowania wcześniej miały więcej instrumentów. Efekt? Ich PKB per capita jest niższe, niż mogłoby być, gdyby nie wspólna waluta.
„Jeśli jedno państwo radzi sobie kiepsko, wiń to państwo, jeśli wiele państw radzi sobie źle – wiń system” – pisze laureat nagrody im. Nobla z ekonomii Joseph Stiglitz.
Mimo że strefa Euro zmaga się problemami już od dekady, wciąż brak rozwiązań, które by je niwelowały. Stiglitz wskazuje przede wszystkim na brak unii bankowej, wspólnego długu, skutecznej polityki wyrównywania szans między regionami o różnym stopniu uprzemysłowienia czy skupienie na wybiórczym zwalczaniu skutków kryzysów (zadłużenie), a nie ich przyczynach, tj. braku inwestycji w ludzi, technologie i infrastrukturę.
Te problemy, pomimo ciągnących się od dekady negocjacji, nie zostały rozwiązane. Pomysłów nie brakuje, ale możliwość reformy jest ograniczona. Zmiany mogą być zawetowane przez dowolne z państw członkowskich. A przecież są państwa, które wygrywają na euro – patrz tabelka powyżej.
Zamiast rozwiązań od lat słychać natomiast różne warianty tego, co Paul Krugman, inny ekonomiczny noblista i krytyk euro, nazywa „moralitetem”: skoro państwa południa Europy wpadły w takie tarapaty, to na pewno na to zasłużyły, bo nieodpowiedzialnie się zadłużały. Problem z samą konstrukcją strefy euro zupełnie ginie w tej opowieści.
Jarosław Kaczyński pokazuje więc zagrożenia tam, gdzie ich nie ma. Milczy natomiast o rzeczywistych problemach strefy euro. Politycy postulujący szybkie wejście do strefy euro mają z kolei skłonność do niezauważania problemów, z którymi boryka się wspólna waluta. Jest wszak symbolem nowoczesności, zjednoczenia Europy, ale i bezpieczeństwa: Polska, przyjmując euro, jeszcze mocniej związałaby się z Zachodem.
To ważne argumenty. Jednak dla – bardzo potrzebnej – dyskusji o wejściu do strefy euro lepiej będzie, jeśli zauważymy też realne problemy państw w tej strefie.
Gospodarka
Władza
Jarosław Kaczyński
Mateusz Morawiecki
Unia Europejska
euro
eurosceptycyzm
inflacja
pieniądze
Dziennikarka, absolwentka ILS UW oraz College of Europe. W OKO.press od 2018 roku, od jesieni 2021 w dziale śledczym. Wcześniej pracowała w Polskim Instytucie Dyplomacji, w Komisji Europejskiej w Brukseli, a także na Uniwersytecie ONZ w Tokio. W 2024 roku nominowana do nagrody „Newsweeka” im. Teresy Torańskiej.
Dziennikarka, absolwentka ILS UW oraz College of Europe. W OKO.press od 2018 roku, od jesieni 2021 w dziale śledczym. Wcześniej pracowała w Polskim Instytucie Dyplomacji, w Komisji Europejskiej w Brukseli, a także na Uniwersytecie ONZ w Tokio. W 2024 roku nominowana do nagrody „Newsweeka” im. Teresy Torańskiej.
Maciek Piasecki (1988) – studiował historię sztuki i dziennikarstwo na Uniwersytecie Warszawskim, praktykował m.in. w Instytucie Kultury Polskiej w Londynie. W OKO.press relacjonuje na żywo protesty i sprawy sądowe aktywistów. W 2020 r. relacjonował demokratyczny zryw w Białorusi. Stypendysta programu bezpieczeństwa cyfrowego Internews.
Maciek Piasecki (1988) – studiował historię sztuki i dziennikarstwo na Uniwersytecie Warszawskim, praktykował m.in. w Instytucie Kultury Polskiej w Londynie. W OKO.press relacjonuje na żywo protesty i sprawy sądowe aktywistów. W 2020 r. relacjonował demokratyczny zryw w Białorusi. Stypendysta programu bezpieczeństwa cyfrowego Internews.
Komentarze