0:000:00

0:00

Oświadczeniem "w sprawie doniesień medialnych na temat ochrony prezesa Jarosława Kaczyńskiego" PiS odpowiedział 13 maja na materiał śledczy TVN24, który ujawnił skalę i koszty tego procederu. Postawa Kaczyńskiego, którą partia usiłuje uzasadnić, nasuwa skojarzenia z legendarnym królem Popielem ogarniętym obsesją zagrożenia. Lęk i wyrzuty sumienia kazały mu schronić się w zbudowanej na wyspie wieży, inna rzecz, że nieskutecznie...

Poniżej całe oświadczenie PiS, dalej jego analiza.

PiS cytuje konstytucję. Ryzykowne!

Zapewne dla podkreślenia powagi argumentacji PiS powołuje się na art. 11 Konstytucji RP, który "zapewnia wolność tworzenia i działania partii politycznych". Ryzykowny pomysł, bo w tym samym art. 11 konstytucja stawia partiom warunek:

"Partie polityczne zrzeszają na zasadach dobrowolności i równości obywateli polskich w celu wpływania metodami demokratycznymi na kształtowanie polityki państwa" (podkr - OKO.press).

1. Rzeczpospolita Polska zapewnia wolność tworzenia i działania partii politycznych. Partie polityczne zrzeszają na zasadach dobrowolności i równości obywateli polskich w celu wpływania metodami demokratycznymi na kształtowanie polityki państwa. 2. Finansowanie partii politycznych jest jawne.

Według narracji PiS istotą demokracji są wybory i tzw. decyzja suwerena, która daje zwycięskiej formacji pełną swobodę działania; taki pogląd, zwany wyborczym autorytaryzmem, wyraził m.in. prezydent Duda stwierdzając, że podważanie polityki partii rządzącej to "łamanie podstawowej zasady demokracji i podmywanie fundamentów parlamentaryzmu".

Tymczasem istota demokracji polega właśnie na ograniczaniu rządów większości przez wiele instytucji i wiele reguł, jak choćby zasady trójpodziału władzy i niezawisłości sądów, co PiS programowo podważa.

Art. 11 konstytucji to zatem nieudany argument - kwestionuje on raczej niż uzasadnia istnienie PiS jako partii demokratycznej.

Ochrona przywódcy politycznego o takiej skali też nie wpisuje się w demokratyczny sposób sprawowania władzy i nasuwa skojarzenia z zupełnie innymi ustrojami politycznymi.

Przeczytaj także:

Policja: 40 funkcjonariuszy, 24 godziny na dobę

13.12.2020; policja pod domem Jarosława Kaczynskiego, Strajk Kobiet

Według ustaleń TVN24, domu Jarosława Kaczyńskiego pilnuje co najmniej 40 policjantów, zarówno umundurowanych, jak tajniaków w nieoznakowanych radiowozach. Rozgoryczeni policjanci nazywają siebie "cieciami".

Mundurowi to funkcjonariusze Oddziału Prewencji Policji lub kursanci ze szkół policyjnych. TVN24 dotarł do rozpiski składu radiowozów ochraniających trzy tzw. trasy alarmowe: plac Wilsona, ulica Mickiewicza i bezpośrednie okolice domu Kaczyńskiego, gdzie gromadzą się funkcjonariusze. Podobno prezes PiS denerwuje się, gdy policjantów zanadto widać obok jego domu.

Tajniacy pełnią z reguły 12-godzinną służbę w dwóch nieoznakowanych samochodach po obu stronach domu Kaczyńskiego. Są nadzorowani przez trzeci nieoznakowany samochód, który krąży wokół. Służą w Wydziale Wywiadowczo-Patrolowym Komendy Stołecznej Policji, jedynej tego typu jednostce w Polsce, którą sama policja reklamuje tak: "wyjątkowa mobilność, szybkie, zdecydowane działanie i przemieszczanie się". Zadaniem Wydziału jest zwalczanie i zatrzymywanie na gorącym uczynku sprawców "najbardziej uciążliwych społecznie przestępstw pospolitych", czyli: kradzieży pojazdów, rozbojów, bójek, a także zabezpieczanie imprez masowych oraz "prowadzenie działań o podwyższonym stopniu ryzyka", jak zatrzymywanie sprawców szczególnie niebezpiecznych przestępstw czy działania pościgowe.

Były zastępca komendanta głównego policji Adam Rapacki w „Wyborczej” szacował, że roczny koszt całej tej policyjnej ochrony może sięgać 4 mln zł.

Ochrona Kaczyńskiego jest sporym przedsięwzięciem logistycznym. Tymczasem w stolicy brakuje policjantów, w Garnizonie Warszawskim 1 stycznia 2020 roku było 1028 wakatów.

Policja oficjalnie nie przyznaje, że prowadzi non-stop operację ochrony Kaczyńskiego, podkreśla, że patrolują okolice jego domu ze względu na demonstracje po wyroku tzw. TK z października 2020. Wtedy rzeczywiście brały w nich udział dziesiątki tysięcy osób, tłum parokrotnie kierował się pod dom Kaczyńskiego, który ochraniały rzesze funkcjonariuszy i policyjnych pojazdów.

Ale demonstracje skończyły się w listopadzie 2020 roku, a ochrona trwa.

PiS kłamie: Grom to nic nadzwyczajnego

Według ustaleń TVN24, Kaczyński nie korzysta z przysługującej mu ochrony Służby Ochrony Państwa (dwaj funkcjonariusze, środki techniczne), co oznacza, że marnowane są publiczne pieniądze przeznaczone na ochronę wicepremiera. Woli Grom, który go ochrania od lata 2010 roku; już wcześniej bracia Kaczyńscy korzystali zresztą z usług Gromu w czasie wyborów 2005 roku.

Jak to po swojemu ujął senator PiS Jan Maria Jackowski, Kaczyński "został wicepremierem i pozostał przy tej formie ochrony, do której najwyraźniej ma zaufanie i uważa, że jest optymalna w tych warunkach".

Rzecz jest o tyle wątpliwa, że prywatna firma nie ma wielu uprawnień, jakie przysługują SOP. Z drugiej strony, te ograniczenia są naruszane, np. auto Gromu z Kaczyńskim wjeżdża na teren budynków rządowych, a strażnicy salutują nie sprawdzając pojazdu. Ochroniarze Gromu wchodzą też do budynków Sejmu, choć parlament jest ochraniany przez sopowców i Straż Marszałkowską.

Wydatki na ten cel [ochronę Kaczyńskiego i siedziby PiS - red.] są jawne i nie są niczym nadzwyczajnym w przypadku rozpoznawalnych publicznie osób
Koszty Gromu są podawane w sprawozdaniach PiS. Ale ochrona tej skali - od 11 lat, non stop - jest czymś nadzwyczajnym w polskiej polityce, zwłaszcza, że Kaczyński chroniony jest też przez służby państwa
Oświadczenie,13 maja 2021
Nie ma żadnego innego polityka, który korzystałby non stop z ochrony o takiej skali, jest to coś w Polsce zupełnie wyjątkowego. Budzi skojarzenia z ochroną przywódców państw autorytarnych czy totalitarnych.

Za usługi firmy ochroniarskiej GROM Group płaci Prawo i Sprawiedliwość. Ze sprawozdań finansowych dla PKW wiadomo, że w 2019 roku partia wydała na to ponad 1,8 mln zł. Według tygodnika "Polityka" w pandemicznym roku 2020 koszty spadły do 1,65 mln zł.

Partyjne pieniądze pochodzą z subwencji, jaką PiS dostaje z budżetu; jak informuje PKW w 2020 roku wyniosła ona 23,5 mln zł. Jest oczywiście decyzją partii, na co wydaje środki, ale tak znacząca suma (8 proc. subwencji) dla prywatnej firmy ochroniarskiej budzi wątpliwości. Jakbyśmy nie oceniali PiS, za takie pieniądze partia mogłaby przecież zamówić wiele analiz, przeprowadzić badania, zorganizować spotkania z wyborcami itd.

Jest jeszcze czynnik bezpieczeństwa. Wicepremier i lider PiS w obecności pracowników Gromu prowadzi rozmowy telefoniczne, odbywa spotkania. Kilku funkcjonariuszy Gromu gromadzi od 11 lat wiedzę, która może obejmować wiele delikatnych kwestii czy nawet naruszać bezpieczeństwo państwa. Zatrudnieni w SOP muszą "dawać rękojmię zachowania tajemnicy stosownie do wymogów określonych w przepisach o ochronie informacji niejawnych", w Gromie takich obostrzeń nie ma.

Policja pod domem Jarosława Kaczyńskiego, 30.10.2021

Straszne zagrożenie wisi nad Prezesem. 7 argumentów od sasa do lasa

Aby uzasadnić zagrożenie, jakie wisi nad Jarosławem Kaczyńskim, PiS zestawia zupełnie nieporównywalne fakty. Przypomina o:

  • "mordzie politycznym" z października 2010 roku w biurze poselskim PiS w Łodzi. Sprawca faktycznie odgrażał się, że chciałby zabić Jarosława Kaczyńskiego, ale ten jest zbyt dobrze chroniony. Wcześniej zamierzał zaatakować polityka SLD. Został skazany na dożywocie;
  • "atak nożownika na Krakowskim Przedmieściu" - chodzi o awanturę przy trasie marszu smoleńskiego 10 lutego 2018, której tło polityczne pozostaje niejasne, ugodzona nożem ofiara zmarła w szpitalu.

Te dwa pojedyncze wydarzenia sprzed wielu lat, niepowiązane ze sobą, robią wrażenie argumentu ad hoc. To tak jakby Borys Budka domagał się ochrony z powodu zabójstwa Pawła Adamowicza 13 stycznia 2019 roku.

PiS wykorzystuje dalej oświadczenie do pokazania protestów społecznych jako aktów agresji wymierzonej w Kaczyńskiego, przed którą trzeba go permanentnie bronić zwłaszcza, że opozycja je "wręcz inspiruje":

  • "Nie można pominąć również agresywnych i wzywających do przemocy haseł, wznoszonych przez uczestników rozmaitych zgromadzeń wspierających opozycję.
  • Nie doczekały się one nigdy potępienia z jej strony, a co więcej, niektórzy politycy opozycji wręcz je inspirują".

PiS operuje językiem insynuacji (wytłuszczone zwroty należą do kanonu propagandy jeszcze z czasów PRL), sugeruje, że pokojowe demonstracje czy happeningi - operujące często językiem agresji i wulgaryzmami (tu analiza) - mogłyby stanowić realne i to śmiertelne zagrożenie dla Kaczyńskiego. Przy okazji przecenia rolę opozycji, która miałaby "inspirować" protesty obywatelskie.

Tragiczne przypadki zabójstw i protesty obywatelskie wymienione są jednym tchem z trudną do zweryfikowania informacją, która ma wzmocnić poczucie grozy:

  • "Do siedziby PiS regularnie kierowane są groźby - w tym zabójstwa - pod adresem Jarosława Kaczyńskiego, informacje o ładunkach wybuchowych itp.".

Skąd się wzięło patroszenie Kaczyńskiego? Kto go tak sponiewierał?

W podsumowaniu PiS odwraca uwagę od tematu horrendalnych wydatków na ochronę jednego polityka i atakuje w swoim stylu "środowiska tak polityczne, jak medialne". Stwierdza, że "obecna sytuacja" (nie wiadomo, o jaką sytuację chodzi, ale zapewne o śmiertelne zagrożenie wiszące nad Kaczyńskim):

  • jest efektem wieloletniej kampanii nienawiści wobec Jarosława Kaczyńskiego. Kampanii prowadzonej przez środowiska tak polityczne, jak i medialne, które nie potrafią odnaleźć się w systemie demokratycznym i na każdą różnicę zdań - naturalną w demokracji - reagują nienawiścią i agresją".
Charakterystyczna składnia Oświadczenia (np. powtórzenie słowa "kampanii") i jego ciężka nieco archaiczna stylistyka przypominają publiczne wypowiedzi Jarosława Kaczyńskiego.

Na koniec pada zdumiewające sformułowanie, które nie mieści się w żadnej znanej do tej pory stylistyce.

"Tak długo jak nasi przeciwnicy polityczni będą wzywać do patroszenia czy odstrzeliwania prezesa PiS, tak długo będzie on miał ochronę".

OKO.press próbowało odnaleźć kogoś, kto chciałby Kaczyńskiego "patroszyć czy odstrzelić", ale bez skutku. Zapewne autorzy Oświadczenia PiS znaleźli jakąś tego typu wypowiedź w sieci, może niestosowną fantazję na temat przyrządzania kaczki i/lub polowania na kaczki?

Nie wzięli pod uwagę, że powtarzanie takich obrzydliwych zwrotów i traktowanie ich z nomen omen śmiertelną powagą, może mieć niezamierzony efekt legitymizowania agresji, oswajania z nią.

Brutalny język, od którego nie stroni sam prezes PiS, jest w naszym życiu politycznym faktem, a sieć jest pełna obrzydliwych sformułowań, ale to wszystko nie uzasadnia ani oskarżania opozycji czy protestujących o wzywanie do fizycznego ataku na Kaczyńskiego, ani wydawania ogromnych pieniędzy publicznych na otaczanie go ochroną.

;

Udostępnij:

Piotr Pacewicz

Naczelny OKO.press. Redaktor podziemnego „Tygodnika Mazowsze” (1982–1989), przy Okrągłym Stole sekretarz Bronisława Geremka. Współzakładał „Wyborczą”, jej wicenaczelny (1995–2010). Współtworzył akcje: „Rodzić po ludzku”, „Szkoła z klasą”, „Polska biega”. Autor książek "Psychologiczna analiza rewolucji społecznej", "Zakazane miłości. Seksualność i inne tabu" (z Martą Konarzewską); "Pociąg osobowy".

Komentarze