0:000:00

0:00

Prezes PiS w wystąpieniu złożył w niedzielę wieczorem, podczas “miesięcznicy smoleńskiej”, ważną i powszechnie przytaczaną w mediach deklarację: PiS nie zrezygnuje ze swoich pomysłów zmian ustroju RP i nie ustąpi również pod presją zza granicy. Kaczyński mówił:

"Nikt nam nie narzuci woli z zewnątrz. Nawet jeżeli w pewnych sprawach pozostaniemy w Europie sami, to pozostaniemy i będziemy tą wyspą wolności, tolerancji, tego wszystkiego, co tak silnie było obecne w naszej historii".

Kaczyński przekonywał także zwolenników, że “zwycięstwo jest blisko” i powinni “cierpliwie, z determinacją iść do przodu”.

Wyspa tolerancji i wolności? Fałsz

Martwi nas deklaracja Kaczyńskiego, że mamy być "wyspą" w Europie - co oznacza, że jeszcze bardziej oddalimy się od Unii Europejskiej. W OKO.press cieszymy się jednak, że prezes obiecuje, że Polska będzie “wyspą wolności i tolerancji” - chociaż trudno nam w to uwierzyć, bowiem Polska pod rządami PiS zmierza w kierunku, który z tolerancją i wolnością nie ma wiele wspólnego.

Od wygranych przez partię Kaczyńskiego wyborów nastąpiło:

  • Pogorszenie sytuacji lesbijek, gejów i osób transpłciowych, w tym ataki na Kampanię przeciw Homofobii.
  • Pogorszenie sytuacji kobiet na rynku pracy.
  • Tolerancja dla ONR i radykalnej prawicy.
  • Tolerancja dla ataków słownych i fizycznych na cudzoziemców. Tych ataków przybywa z miesiąca na miesiąc.
  • Próby ograniczenia wolności organizacji pozarządowych i poddania ich państwowej kontroli.
  • Ograniczanie wolności zgromadzeń.
  • Przejęcie mediów publicznych.
  • Cenzura w kulturze.
  • Zamach na Trybunał Konstytucyjny i system sądownictwa.

Deklaracji Kaczyńskiego o Polsce jako "wyspie tolerancji i wolności" nie możemy jednak sprawdzić, bowiem wybiega ona w przyszłość. Bardzo możliwe, że kiedy prezes mówi "wolność i tolerancja", rozumie przez to coś zupełnie przeciwnego. Na przykład rząd PiS jest w trakcie powoływania Instytutu Wolności, który ma ograniczyć wolność organizacji pozarządowych, szczególnie tych krytycznych wobec władzy. To nazewnictwo rodem z Orwella.

Możemy jednak sprawdzić opinię prezesa o przeszłości Polski - że “wolność i tolerancja” była tak silnie obecna w polskiej historii.

Pozostaniemy i będziemy tą wyspą wolności, tolerancji, tego wszystkiego, co tak silnie było obecne w naszej historii.
Bardzo różnie i z wolnością, i z tolerancją w Polsce bywało.
Wystąpienie na miesięcznicy smoleńskiej,10 września 2017

W skrócie: wolność w polskiej historii była obecna, ale tylko dla wybranych. Tolerancja zaś - na tle Europy - cechowała polskie społeczeństwo przez krótki czas i w dość odległej epoce. Później już ani z wolnością, ani z tolerancją nie było zbyt dobrze. Twierdzenie Kaczyńskiego kwalifikujemy więc jako półprawdę.

Wolność w dawnej Rzeczypospolitej miała tylko szlachta (ok. 10 proc. ludności), która faktycznie cieszyła się licznymi i unikalnymi w ówczesnej Europie przywilejami, takimi jak prawo wyboru króla w czasie wolnej elekcji. Szlachta miała także od XV w. nadany przez Władysława Jagiełłę przywilej zakazujący monarsze uwięzienia szlachcica (i tylko szlachcica) bez wyroku sądowego.

Były to wolności cenne, z czego szlachta doskonale sobie zdawała sprawę. "Polsce żadne państwa wolnością nierówne" - pisał w jednym ze swoich dialogów szlachecki publicysta Stanisław Orzechowski w 1563 roku. "Przeciwko rzeczy naszey pospolitey ine Państwa y Krółestwa tyrannides i niewolstwa jawne są: o czym bym wiele mógł mówić (...) Ale to jednak na koniec wiedz, że

Królestwa żadnego na Świecie nie masz, któreby te dwie rzeczy w sobie miało, które Polska ma: Pierwsza rzecz jest, że samo tylko Polskie Królestwo jest, któremu się Król nie rodzi. Druga rzecz jest, że w samey tylko Polsce Prawo tak Królowi, jako poddanemu rozkazuje".

Całość dialogu można przeczytać tutaj (cytat pochodzi ze s. 27).

Równocześnie jednak Rzeczypospolita słynęła w Europie - zwłaszcza w XVII i XVIII w. - z surowości poddaństwa, niewiele różniącym się od niewolnictwa, w którym żyła przytłaczająca większość chłopów (stanowiących 85-90 proc. populacji).

Chłop nie mógł opuścić ziemi, był sprzedawany wraz z gospodarstwem (a niekiedy także i bez niego) oraz poddany był sądownictwu pana. Musiał także pracować na jego rzecz. W XVIII w. wielu obserwatorów z Zachodu traktowało to już jako anachronizm i coś sprzecznego z elementarnym poczuciem sprawiedliwości.

Wolność więc jest w polskiej tradycji historycznej - ale przez wieki była to wolność nie dla wszystkich, a tylko dla wybranych.

Tolerancja w dawnej Polsce przeżywała złoty okres w XVI w. Historycy za jej szczytowy moment uznają akt konfederacji warszawskiej z 1573 roku, która gwarantowała pokój wyznaniowy i równe traktowanie ludziom (ale tylko wolnym) niezależnie od wyznania. W tym samym czasie Niemcy i Francję rozdzierały konflikty religijne, których Rzeczypospolitej udało się uniknąć.

Znakomity historyk Janusz Tazbir tolerancję nazwał w jednym z wywiadów "cnotą silnych". Warto także przypomnieć, że historycy - tacy jak Norman Davies - przypisują ją także słabości państwa polskiego.

"Polska "anarchia" i "złota wolność" stały się w tej samej mierze przeszkodą dla skutecznych rządów, co dla fanatyzmu religijnego"

- pisał Davies w "Bożym Igrzysku", swojej wizji historii Polski.

W miarę upadku dawnej Rzeczypospolitej ginęła także tradycja tolerancji. Na początku XVIII w. zakazano różnowiercom sprawowania urzędów. W oświeceniowej Europie szerokim echem rozszedł się "tumult toruński" - zamieszki pomiędzy protestantami i katolikami w Toruniu w 1724 roku, za które represjonowano wyłącznie protestantów (dwóch burmistrzów miasta skazano na śmierć). Na tle ówczesnej Europy, coraz bardziej tolerancyjnej, Rzeczpospolita zmierzała w przeciwnym kierunku.

Znacznie trudniej znaleźć przykłady tolerancji w Polsce w XIX i XX wieku: antysemityzm był kluczowym elementem programu jednego z najważniejszych polskich ugrupowań politycznych, czyli Narodowej Demokracji, a w okresie dwudziestolecia międzywojennego także innych ugrupowań nacjonalistycznych (takich jak ONR “Falanga”). II Rzeczpospolita ograniczała m.in. prawa mniejszości narodowych, a opozycję zamykała bez wyroku sądu w Berezie Kartuskiej.

Do pogromu na Żydach - z udziałem polskiej skrajnej prawicy - doszło w Warszawie nawet w czasie okupacji niemieckiej, na Wielkanoc 1940 roku. Historia pogromów w Jedwabnem w 1941 czy w Kielcach w 1946 roku jest doskonale znana badaczom - chociaż niekoniecznie politykom i polityczkom PiS, którym zdarza się kwestionować prawdę historyczną na ten temat (jak np. zdarzyło się to minister edukacji Annie Zalewskiej we wrześniu 2016).

To miłe i zaskakujące, że prezes Kaczyński powołuje się na tradycje tolerancji i wolności, ale są one zdecydowanie bardziej dwuznaczne, niż może mu się wydawać.

;

Udostępnij:

Adam Leszczyński

Dziennikarz OKO.press, historyk i socjolog, profesor Uniwersytetu SWPS w Warszawie.

Komentarze