0:000:00

0:00

W sobotę 9 kwietnia — w przeddzień 12. rocznicy katastrofy w Smoleńsku — minister spraw wewnętrznych i administracji Mariusz Kamiński ogłosił, że dla upamiętnienia jej ofiar w Polsce o 08:41 zawyją alarmowe syreny.

View post on Twitter

Ta zapowiedź wywołała natychmiastową reakcję polityków opozycji, którzy przypomnieli, że w polskich miastach mieszkają dziś setki tysięcy uchodźców z Ukrainy, często straumatyzowanych po rosyjskich bombardowaniach. Dźwięk syren - które w Ukrainie ostrzegają przed nalotem czy atakiem rakietowym - może być dla nich dodatkowym wstrząsem.

„Jeszcze jest czas wycofać się z tego idiotycznego pomysłu. Ofiary smoleńskiej katastrofy z pewnością da się uczcić lepiej niż znęcając się nad ofiarami putinowskiej agresji”

Historyk PRL, prof. Andrzej Zawistowski ze Szkoły Głównej Handlowej, przypomniał na Facebooku, że włączanie syren dla uczczenia ważnych dat — najpierw 9 maja (w PRL obchodzono wtedy koniec II Wojny Światowej), a potem 1 września (początek wojny) — wprowadzono w PRL.

Wcześniej w takich sytuacjach bito w dzwony. Władze PRL potrzebowały jednak świeckiego symbolu. „Wcześniej »dźwiękiem pamięci« zawsze były bijące dzwony kościelne, a syreny były zarezerwowane dla straży pożarnej” — pisał prof. Zawistowski.

Przeczytaj także:

Obrzędy na Jasnej Górze, gesty lojalności i oddania

W sobotę 9 kwietnia na Jasnej Górze rozpoczęły się obchody rocznicy katastrofy z udziałem władz i dostojników państwowych. W niedzielę w Smoleńsku na miejscu katastrofy złoży kwiaty ambasador Polski w Rosji Krzysztof Krajewski. Na Polskim Cmentarzu Wojennym w Katyniu zostanie odprawiona msza.

Politycy PiS demonstrują lojalność wobec prezesa, podkreślając publicznie znaczenie katastrofy w Smoleńsku i składając ostentacyjny hołd ofiarom.

„Katastrofa smoleńska już na zawsze pozostanie raną dla naszej wspólnoty. Nikomu nie potrzeba przypominać tamtych dni. (…) Straty, jaką był Smoleńsk, nikt nam nie zrekompensuje. Ale jedno jest pewne.

Tylko pamięć o tej tragedii, tylko pamięć o dziedzictwie Lecha Kaczyńskiego daje nam nadzieję na lepszą Polskę, lepszą Europę i lepszy świat”

mówił w rozmowie z „Super Expressem” premier Mateusz Morawiecki.

Podobne wypowiedzi możemy jeszcze cytować, ale — dla dobra czytelników — nie będziemy.

Prezes mówi o zamachu i 10 tys. stron raportu Macierewicza

Sam prezes PiS Jarosław Kaczyński wypowiadał się w ostatnich dniach kilkukrotnie na temat katastrofy smoleńskiej — twierdząc wprost, że jego zdaniem był to zamach (wcześniej przez wiele lat zwykle tylko to niedwuznacznie sugerował).

W wywiadzie dla „Radia Plus” 8 kwietnia Kaczyński tłumaczył, w jaki sposób doszedł do tego przekonania.

„Najpierw to brało się z takiego intuicyjnego przeświadczenia, tak jak katastrofy zdarzają się bardzo rzadko. Później już z pewnej wiedzy, sprowadzającej się do tego, że brzoza nie mogła przeciąć tego skrzydła, czy urwać, to w ogóle niemożliwe. Taką informację otrzymałem kilka tygodni po katastrofie. Po prostu przyszedł ktoś, kto się na tym zna i powiedział mi, że to całkowita bzdura tego rodzaju…”

Na pytanie dziennikarza, który próbował wydobyć od prezesa PiS szczegóły, Kaczyński odesłał go do raportu podkomisji smoleńskiej Antoniego Macierewicza — który cały czas nie został ujawniony. Jego zdaniem „zawiera bardzo wiele nowych informacji”, które „wyjaśniają wszystko”.

Kiedy raport Macierewicza zostanie ostatecznie ujawniony? Nie wiadomo.

„Przy rocznicy nie będzie, ale po rocznicy, sądzę, będzie (…) jest to dokument ogromny, przeszło 10 tys. stron” — mówił Kaczyński. Zwróćmy uwagę, że „po rocznicy” może oznaczać równie dobrze „za rok” albo „kiedykolwiek”. W każdym razie — nie teraz.

O pracach komisji Macierewicza OKO.press pisało wielokrotnie:

Wszystkie nasze teksty na ten temat pod tym linkiem PODKOMISJA SMOLEŃSKA

Prezes twierdzi, że w Smoleńsku „polegli”

W liście wystosowanym do uczestników obchodów rocznicy na Jasnej Górze prezes Kaczyński użył wyrażenia „polegli” — którego nie używa się wobec ofiar katastrofy komunikacyjnej.

„Modlimy się za dusze ofiar tej największej tragedii narodowej w powojennej historii Polski. Pochylając głowy w głębokiej zadumie oddajemy im cześć należną tym, którzy zginęli na posterunku, polegli w służbie ojczyzny, w drodze do katyńskiego lasu. Polecieli tam – jak to boleśnie pamiętamy – z poczucia patriotycznego, obywatelskiego, ale także i ogólnoludzkiego obowiązku”

— pisał Kaczyński.

W liście nie obciążył jednak jednoznacznie odpowiedzialnością za ich śmierć Władimira Putina, chociaż sugerował — w swoim tradycyjnym insynuacyjnym stylu”.

„Pełnoskalowa napaść Rosji na Ukrainę (…) dobitnie świadczy o tym, że reżim Putina jest zdolny do wszystkiego, że nie cofnie się przed niczym”

— napisał Kaczyński, dodając, że ma nadzieję na ujawnienie „pełnej wiedzy” o katastrofie w tym roku.

Ukraińcy sugerują zamach

O ile większa część tego repertuaru jest na Polkom i Polakom doskonale znana — prezes PiS nie mówi o katastrofie niczego, czego nie powiedziałby już wcześniej — to nowością ostatnich tygodni jest wykorzystywanie katastrofy smoleńskiej przez polityków ukraińskich i rosyjskich.

15 marca prezydent Ukrainy Wołodymyr Zełenski sugerował nieczystą grę prowadzoną przez Rosję podczas śledztwa w sprawie katastrofy.

„Pamiętamy straszną tragedię w Smoleńsku z 2010 roku. Pamiętamy, jak były badane okoliczności tej katastrofy. Wiemy, co to oznaczało dla was i co oznaczało dla was milczenie tych, którzy wszystko dokładnie wiedzieli, ale cały czas oglądali się jeszcze na naszego sąsiada” - mówił.

23 marca były wicepremier Rosji (2011-2018) Dmitrij Rogozin skomentował na Twitterze propozycję Kaczyńskiego wprowadzenia misji pokojowej na Ukrainie słowami „przyjedź do Smoleńska, porozmawiamy” — co można odebrać albo jako szyderstwo, albo jako sugestię, że Rosja maczała palce w katastrofie. Wpis został szybko skasowany.

1 kwietnia przebywający w Polsce szef MSZ Ukrainy, Dmytro Kułeba, złożył kwiaty przed pomnikami katastrofy smoleńskiej oraz prezydenta Lecha Kaczyńskiego. „Rosja odpowie za wszystkie zbrodnie, których dopuściła się w historii przeciwko Polsce i Ukrainie. Tragedia smoleńska jest tego częścią” — powiedział, znów sugerując, że Rosjanie przyczynili się do katastrofy.

Wszystkie te wypowiedzi sprzyjają powrotowi spiskowej teorii o katastrofie. Są oczywiście też miłe uchu prezesa PiS.

Paliwo smoleńskie się wyczerpało

Nic nie wskazuje, aby po 12 latach od katastrofy mogła ona mobilizować elektorat partii rządzącej. Wyborcy PiS mają na głowie wiele innych, współczesnych problemów — od wojny w Ukrainie po inflację.

Według badania sondażowni Social Changes na zlecenie prorządowego portalu wPolityce.pl 48 proc. Polaków „bierze pod uwagę” możliwość, że katastrofa „mogła być wynikiem celowego działania osób trzecich”. Warto jednak zwrócić uwagę na konstrukcję pytania. Z faktu, że ktoś „bierze pod uwagę możliwość” o zamachu wcale nie wynika, że jest o tym przekonanym. Taka konstrukcja pytania z pewnością znacząco zawyża wynik badania.

Jaki sens polityczny — pomijając sprawy osobiste — dla Kaczyńskiego ma więc nadawanie katastrofie tak wielkiego politycznego znaczenia i sugerowanie zamachu?

  • po pierwsze, jest to sprawdzian lojalności dla jego współpracowników, którzy muszą oficjalnie wówczas złożyć hołd bratu prezesa;
  • po drugie, jest to próba budowania heroicznego mitu i tragicznego symbolu — nie bez powodu Kaczyński porównuje tragedię smoleńską do zbrodni ZSRR w Katyniu (która była zupełnie czymś innym).

Kaczyński wie, że symbole - w tym symbole tragiczne i heroiczne - są w polityce potrzebne, a w Polsce zawsze miały duże znaczenie. Budują pozycję jego i jego ugrupowania w długiej perspektywie, nawet jeśli doraźnie niewiele znacząc. Żeby jednak odgrywały taką rolę, muszą się zakorzenić w umysłach i pamięci zbiorowej Polaków — i państwo PiS robi wszystko, co może, żeby tak się stało.

Udostępnij:

Adam Leszczyński

Dziennikarz OKO.press, historyk i socjolog, profesor Uniwersytetu SWPS w Warszawie.

Komentarze