0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: Fot. Patryk Ogorzałek / Agencja Wyborcza.plFot. Patryk Ogorzałe...

Ostatni weekend kampanii wyborczej Jarosław Kaczyński poświęcił na tournée po ścianie wschodniej Polski. Zaczął od Podlasia, następnie skierował się na Lubelszczyznę, by zakończyć tę eskapadę na Podkarpaciu. Pozornie nic w tym dziwnego – bo na ostatniej prostej kampanii szef każdej partii musi się dwoić i troić, by mobilizować jej wyborców. Wystąpienia Kaczyńskiego były w tym kontekście jednak mocno osobliwe.

Bo tuż przed wyborami, zwracając się do wyselekcjonowanych działaczy Prawa i Sprawiedliwości z regionów, w których PiS jest wyjątkowo silne, Kaczyński konsekwentnie formułował przekaz, który wydawał się odnosić już nie do samych wyborów, lecz do tego, co może nastąpić po nich. W treści wystąpień Kaczyńskiego można było bowiem zobaczyć zarys powyborczej narracji PiS (a nawet całej strategii tej partii) na wypadek zwycięstwa opozycji.

Kaczyński straszył więc słuchaczy „rządami chaosu”, jakie miałaby przynieść koalicja KO, Lewicy i Trzeciej Drogi. „To będzie jedna wielka awantura, a dochodzi jeszcze chęć zemsty. To naprawdę będzie dla Polski straszliwe nieszczęście” – tak (w Białymstoku) charakteryzował ewentualne przyszłe rządy obecnej opozycji.

Potem zaś przyszło miejsce na coś więcej – na opisanie roli, jaką wobec rządu obecnej opozycji miałby pełnić prezydent Andrzej Duda. Podprogowa sugestia Kaczyńskiego za każdym razem brzmiała tak samo: „może i przegramy, ale i tak wrócimy do władzy, bo opozycja nie zdoła skutecznie rządzić”.

Delegatek OBWE nie wpuszczono na konwencję

W sobotę Kaczyński zaliczył aż dwie regionalne konwencje PiS – najpierw w Białymstoku, później w Lublinie. W niedzielę prezes PiS z kolei prowadził regionalną konwencję w Rzeszowie-Jasionce, a zatem w stolicy Podkarpacia będącego wyborczym „bastionem” jego partii.

Dwie z tych trzech regionalnych konwencji zaczęły się z odczuwalnym opóźnieniem. W tej kampanii politycy pozostałych partii dwoją się i troją, by uczestnicy wieców i konwencji na nich bezczynnie nie czekali, ale PiS wydaje się tym nie przejmować. Sobotnia konwencja w Lublinie zaczęła się 20 minut po wyznaczonym czasie, a niedzielna w Rzeszowie ponad pół godziny później.

Nikt jednak nie rozchodził się do innych zajęć – przede wszystkim dlatego, że każda z tych trzech konwencji miała charakter zamknięty. Wpuszczano na nie według imiennej listy – przewidziano miejsca tylko dla działaczy i zasłużonych sympatyków PiS.

Z tego to właśnie powodu na konwencję w Białymstoku nie wpuszczono dwóch obserwatorek z wyborczej misji OBWE w Polsce – co dla PiS jest tylko i wyłącznie strzałem w stopę. Dyplomatki z Czech i Mongolii uczestniczące w misji OBWE nie mogły osobiście uczestniczyć w konwencji PiS – mimo że ich wizyta ta miała charakter jedynie formalny. PiS raczej nie miał tu nic do ukrycia, a również treść wystąpień na tej kampanijnej imprezie nie była żadną tajemnicą.

Kaczyński straszy koalicją chaosu

W sobotę – zarówno w Białymstoku, jak i w Lublinie – Kaczyński straszył swych słuchaczy wizją politycznego chaosu, jaki miałyby przynieść rządy obecnej opozycji w razie jej zwycięstwa w nadchodzących wyborach.

„Gdzie kucharek sześć, tam nie ma co jeść” – mówił w Białymstoku Kaczyński i wyliczał, że opozycyjną koalicję tworzyłoby łącznie „11 czy 13 partii”. Te wyliczenia Kaczyńskiego są co do zasady prawdziwe, jeśli weźmiemy pod uwagę, że Koalicję Obywatelską oprócz Platformy tworzą również Nowoczesna, Zieloni i Inicjatywa Polska. Z kolei Lewicę współtworzą Nowa Lewica, Lewica Razem wraz z PPS i Unią Pracy oraz SDPl. Do tego na listach Trzeciej Drogi znaleźli się, prócz kandydatów Polski 2050 i PSL, również sojusznicy tej partii z kanapowych ugrupowań wchodzących w skład Koalicji Polskiej.

W oparciu o te wyliczenia Kaczyński straszył wizją rządu obecnej opozycji jako niesterownego i pogrążonego w wewnętrznych sporach.

„To będzie nieustanna kłótnia, to będzie starcie grup, indywidualności, to będzie chór ambicjonerów. To jest zło, które będzie w każdej sytuacji. Dziś jest nam potrzebny rząd, który jest stabilny, sprawdzony, który ma dorobek, który potraf sobie poradzić z kryzysami. Taki rząd to może być tylko rząd Prawa i Sprawiedliwości” – mówił Kaczyński.

W mediach społecznościowych wtórował mu Mateusz Morawiecki, który w nagranym naprędce spocie mówił z grubsza to samo, tylko że znacznie gorzej policzył wszystkie partie składające się na przyszłą koalicję rządzącą obecnej opozycji. Według Morawieckiego „koalicja chaosu” miałaby się bowiem składać jedynie z 8, a nie „11-13” – jak mówił Kaczyński – partii.

View post on Twitter

Duda gwarancją powrotu PiS do władzy

Kaczyński dość precyzyjnie zarysował rolę, jaka została przewidziana dla prezydenta Andrzeja Dudy na wypadek przegranej PiS w wyborach. „Tusk powiedział, że panu prezydentowi rura zmięknie. No, zobaczymy komu zmięknie” – mówił Kaczyński. Straszył też, że opozycja „zamierza wojować z panem prezydentem”. I zapowiadał, że trzeba będzie Dudę „bronić”.

Widać tu było wyraźnie, jak wielkie nadzieje prezes PiS pokłada w prezydenckim wecie jako narzędziu blokującym rządowi sformowanemu przez obecną opozycję możliwości realnego odwracania zmian ustrojowych przeforsowanych przez PiS. Widać też było, że nadzieje te mają charakter również stricte polityczny. Kaczyński właściwie nie krył bowiem, że liczy na to, że po przegranych wyborach właśnie tędy będzie prowadzić droga PiS do przyszłego powrotu do władzy.

W Lublinie Kaczyński mówił praktycznie to samo, co w Białymstoku. „To byłby powrót do tego co było, ale też rząd chaosu. Złożony z 11, a może i 13 partii, a może jeszcze o czymś nie wiem. Będą się spierali, kłócili. Jak to połączyć, żeby działało? Wydawałoby się, że tego chaosu się nie da połączyć. Ale jest człowiek, który ma określony program i pozycję. Tym człowiekiem jest Tusk. Mamy problem Tuska”.

W Lublinie Kaczyński znów podkreślał, że opozycja zamierza „wojować z prezydentem”. Przywoływał też słowa Donalda Tuska o „wyprowadzeniu” z NBP Adama Glapińskiego.

Żalił się, że opozycja zamierzałaby również wyprowadzić Julię Przyłębską z tego, co zostało z Trybunału Konstytucyjnego.

W niedzielę w Rzeszowie nie było już liczenia partii opozycji. Było za to podkreślanie, że ewentualne zwycięstwo opozycji może nastąpić jedynie na skutek „gigantycznego kłamstwa”. „Jesteśmy dzisiaj jedyną tak naprawdę polską siłą. Polską siłą, która może Polskę dalej zmieniać i udowodniła to w ciągu tych 8 lat i może udowadniać dalej pod warunkiem, że to gigantyczne kłamstwo, to, które pozwoliło im wygrać w 2007 roku, nie pozwoli im wygrać po raz kolejny” – mówił tam Kaczyński.

Ze wszystkich trzech wystąpień prezesa PiS w trakcie weekendu, to ostatnie rzeszowskie było zdecydowanie najsłabsze. I nie kryjmy tego, najnudniejsze.

;

Udostępnij:

Witold Głowacki

Dziennikarz, publicysta. Pracował w "Dzienniku Polska Europa Świat" i w "Polsce The Times". W OKO.press pisze o polityce i sprawach okołopolitycznych.

Komentarze