Jarosław Kaczyński w "Sieciach Prawdy" zachwyca się kampanią billboardową. Wejścia na stronę sprawiedliwesady.pl mnożą mu się w oczach. Tak jak procenty poparcia dla pisowskich ustaw sądowych. Prezes PiS oskarża też sędziów o zabieranie dzieci Polakom i oddawanie ich cudzoziemcom
Prezes PiS, Jarosław Kaczyński, udzielił obszernego wywiadu Tygodnikowi „Sieci Prawdy” (całość w wersji papierowej, tutaj są obszerne fragmenty). Uwagę OKO.press przykuły wypowiedzi dotyczące kampanii „Sprawiedliwe sądy”, w których mylił się na potęgę.
PiS zaproponował trzy reformy – Sądu Najwyższego, Krajowej Rady Sądownictwa oraz Sądów Powszechnych. Po szybkim przegłosowaniu przez Sejm, trafiły na biurko prezydenta, który w obliczu fali protestów postanowił dwie z nich (o SN i KRS) zawetować. Na 25 września obiecał własne projekty.
Nim do tego doszło, Polska Fundacja Narodowa (PFN) ruszyła 8 września z kampanią „Sprawiedliwe sądy”, mającą – m.in. przy pomocy osławionych billboardów – przekonać obywateli, że pozbawieni kontroli sędziowie bezkarnie popełniają przestępstwa, a obowiązki wykonują w sposób niedbały, krzywdząc zwykłych ludzi.
Kampania finansowana jest z pieniędzy publicznych spółek Skarbu Państwa kontrolowanych przez PiS. Głównym zadaniem PFN miała być promocja Polski za granicą. Tymczasem kampania „Sprawiedliwe sądy” prowadzona jest wyłącznie w kraju i robi wrażenie promocji projektu politycznego PiS. Politycy tej partii próbowali zaprzeczać tym faktom twierdząc, że - jak to ujął marszałek Stanisław Karczewski - "to nie jest kampania partyjna absolutnie. Robią to fachowcy. To jest kampania, która ma poprawić polski wizerunek na świecie".
Wiele osób zwracało uwagę, że niektóre informacje przedstawione na stronie internetowej i billboardach albo są nieprawdziwe, albo prawdę naginają. Przykładem może być sprawa sędziego Zbigniewa J., który dopuścił się kradzieży kiełbasy za 6,90 zł oraz prowadził samochód pod wpływem alkoholu.
Głównym hasłem kampanii „Sprawiedliwe sądy” jest pytanie „Czy na pewno chcesz, żeby zostało tak, jak było?”. Tymczasem Zbigniew J. już w 2006 roku przestał orzekać, a w 2015 umarł.
"Wyborcza" wskazała na cztery inne przekłamania i manipulacje w informacjach 0 "złych sędziach".
To jest doskonała, bardzo skuteczna kampania, mająca dziesiątki milionów wejść internetowych
Dużo zależy od tego, co Kaczyński ma na myśli: czy chodzi o liczbę realnych użytkowników, czyli takich, którzy weszli na stronę przynajmniej raz (kolejne wizyty już się nie liczą do statystyk), czy o całkowitą liczbę wejść (jeśli jedna osoba weszła na stronę pięć razy, to do statystyk zaliczy się wszystkie pięć wejść).
Tak czy inaczej, Kaczyński mocno mija się z prawdą.
18 września 2017 serwis Wirtualne Media poinformował o badaniu Gemius/PBI: strona www.sprawiedliwesady.pl 13 września zaliczyła 60,1 tys. realnych użytkowników i 133,3 tys. wszystkich odsłon. W pozostałe dni między 8 a 13 września liczba realnych użytkowników była niższa niż 40 tys.
Przyjmijmy najbardziej optymistycznie (dla Kaczyńskiego), że liczymy odwiedziny strony od 8 września do 22 września (wywiad ukazał się 25 września, ale rozmowa odbyła się parę dni wcześniej) i że średnio dziennie liczba realnych użytkowników wynosiła 40 tys., a liczba odsłon 100 tys.
15 dni pomnożone przez 40 tys. daje 600 tys. realnych użytkowników, a przez 100 tys. - 1,5 mln odsłon. Pomnóżmy to jeszcze (znowu zaokrąglając na korzyść PiS) razy dwa, bo „Sprawiedliwe sądy” można też odwiedzać pod adresem www.takjakbylo.pl.
Dostajemy w najlepszym/najgorszym (zależy z czyjej perspektywy) razie 1,2 mln użytkowników i 3,0 mln odsłon. Kilkadziesiąt lub kilkanaście razy mniej niż mówił Kaczyński.
„To działanie całkowicie uprawnione, dotyczące sprawy, która w żadnym wypadku nie ma charakteru partyjnego, ale dotyczy ważnej reformy państwa, ma więc charakter państwowy" - mówił Kaczyński, I dalej:
Przecież to nie jest reklama konkretnej reformy, naszych propozycji, ale kampania wskazująca, jakie są przesłanki do przeprowadzenia zmian
Wypowiedź Kaczyńskiego jest jawnie sprzeczna z faktami. Owszem, kampania wskazuje na "przesłanki", jakie - według PiS - wskazują na konieczność zmian w sądach (w tym manipulując przykładami - o czym wyżej). Ale na stronie internetowej kampanii jest - czarno na białym - zakładka „Założenia reformy”, gdzie można znaleźć dokładne omówienie ustaw PiS.
Na konferencji PFN inaugurującej kampanię 8 września 2017 stawiła się sama Beata Szydło. Dziękowała sponsorom i tłumaczyła, dlaczego kampania jest potrzebna:
„Nie zgadzajmy się, żeby zostało tak jak było” – powiedziała premier rządu i wiceprezes (od 2010 roku) PiS, używając hasła kampanii.
Szydło dodała też, że „pozorowana reforma sądownictwa to żadna reforma”, co stanowiło czytelną aluzję do zapowiedzi prezydenta przygotowującego swój projekt ustaw o KRS i SN.
„Konieczność zmian w sądownictwie pojawiała się jako jeden z pierwszych tematów na spotkaniach z wyborcami. Tego Polacy oczekują, z tego chcemy się wywiązać” – dodała Szydło. Umieściła kampanię nie tylko w kontekście planów większości parlamentarnej, ale także zobowiązań wyborczych PiS.
Badania pokazują, że ponad 80 proc. obywateli jest zainteresowane naprawą wymiaru sprawiedliwości. 70 proc. twierdzi, że reforma jest potrzebna
Oba zdania znaczą w zasadzie to samo: jeśli ktoś "jest zainteresowany naprawą wymiaru sprawiedliwości", to uważa, iż reforma jest potrzebna. Podane odsetki są autentyczne, ale Kaczyński przemilcza inne dane, nawet z tych samych danych, które pozwalają stwierdzić, że nie o taką naprawę czy reformę chodzi Polakom.
W kwietniu Dziennik Gazeta Prawna opublikował sondaż, w którym faktycznie 72 proc. respondentów uznało, iż reforma sądownictwa jest potrzebna.
Ale w tym samym badaniu założenia reformy PiS poparło zaledwie 28 proc. badanych, a jeszcze mniej, bo 21 proc., uznało za słuszne, by prezesów sądów apelacyjnych, okręgowych i rejonowych powoływał samodzielnie minister sprawiedliwości (bez konsultacji ze zgromadzeniami sędziów).
W marcu, CBOS podał, że 51 proc. ankietowanych źle ocenia funkcjonowanie wymiaru sprawiedliwości. Wynik ten jest gorszy niż w 2007 roku, ale nieco lepszy niż w 2012 r (badanie jest powtarzane co pięć lat). Jednocześnie większość respondentów uznała za zły pomysł, by to parlament wybierał sędziów do Krajowej Rady Sądownictwa.
Na początku września CBOS podał, że 81 proc. Polaków zgadza się z ogólną tezą, że reforma sądownictwa w Polsce jest potrzebna, ale aż 69 proc. ankietowanych poparło weta prezydenta. W tym samym badaniu jedynie 23 proc. poparło zmiany proponowane przez PiS.
Większość osób uznała, że największy wpływ na dalsze prace nad ustawami powinien mieć Andrzej Duda (61 proc.), potem wskazywano na środowiska sędziowskie i prawnicze (54 proc.). Rząd wskazało zaledwie 26 proc.
W sondażu OKO.press aż 72 proc. uznało, że w sporze o weta rację ma Duda, a tylko 12 proc. przyznało ją Kaczyńskiemu.
Tak więc Jarosław Kaczyński podaje prawdziwe liczby, ale manipuluje opinią publiczną pomijając niewygodne dla siebie dane, z których wynika, że Polacy wcale nie są zadowoleni z propozycji Prawa i Sprawiedliwości. Nawet w elektoracie PiS budzą one wątpliwości.
„Dziś polskie sądy mają niebywałą wręcz skłonność, by stawać po stronie cudzoziemców, choćby w sprawach dotyczących dzieci" - wypalił Kaczyński w "Sieciach prawdy". I doprecyzował:
Czasem w sytuacjach jednoznacznych, gdy polski rodzic miał rację i gwarantował lepszą opiekę. Ale Holender, Niemiec czy Francuz zyskiwał uznanie polskiego sądu z racji samego pochodzenia
Takie twierdzenie - jak zwykle u Kaczyńskiego podane z emfazą jako "oczywista oczywistość" - nie jest łatwe do weryfikacji. Trudno ustalić, czy rzeczywiście - i w których sprawach - polski rodzic gwarantował lepszą opiekę, nie bardzo też wiadomo, skąd Jarosław Kaczyński ma taką wiedzę. I nie jest jasne, co oznacza „niebywała skłonność” do faworyzowania cudzoziemców, ani z czego miałaby wynikać taka polonofobia.
Skupmy się na tym, co wiemy. Sprawy, w których sąd ma rozstrzygnąć, komu przypadnie opieka nad dzieckiem, gdy rozpada się związek między Polką/Polakiem, a cudzoziemką/cudzoziemcem, najczęściej rozpatrywane są w myśl Konwencji haskiej dotyczącej cywilnych aspektów uprowadzenia dziecka za granicę. Konwencja obowiązuje również w Polsce.
W 2015 roku do Polski wpłynęły 93 wnioski w tego typu sprawach, a w 2016 - 105 (najwięcej z Wielkiej Brytanii). Rzeczywiście, w niektórych sprawach polskie sądy przyznawały opiekę nad dzieckiem cudzoziemcom, jak w przypadku pani Eweliny, której dziecko, decyzją sądu, ma zostać odesłane do ojca w Brazylii.
Rzecznik Praw Dziecka, Marek Michalak napisał o tym do prezydenta Dudy oraz ministra Ziobry. Ocenił, że sądy często działają w pośpiechu i nie dość wnikliwie przyglądają się dowodom obu stron. Mogą nie zauważyć powodów, by dziecko nie wyjeżdżało z kraju do drugiego rodzica.
RPD zaproponował zatem, by rozszerzyć katalog spraw z zakresu prawa rodzinnego, od których przysługuje skarga kasacyjna, właśnie o sprawy rozstrzygane na podstawie Konwencji haskiej.
Ministerstwo Sprawiedliwości przychyliło się do tych sugestii i 29 sierpnia 2017 złożyło projekt zmian, które zakładają, że wyroki sądu będą wykonalne dopiero po ich uprawomocnieniu.
Ministrowi sprawiedliwości, RPD oraz Rzecznikowi Praw Obywatelskich przysługiwać będzie możliwość wniesienia wniosku o kasację wyroku, a sędziowie orzekający w tego typu sprawach przejdą specjalne szkolenia.
Jak więc widać, problem, o którym mówi Jarosław Kaczyński jest właśnie w trakcie załatwiania dzięki wspólnej pracy Rzecznika Praw Dziecka oraz ministerstwa sprawiedliwości.
Paradoksalnie, może to być argument na rzecz tezy, że sądownictwo w Polsce niekoniecznie wymaga gruntownej reformy, tylko rozsądnych korekt przygotowanych przez współpracujące ze sobą instytucje.
Jędrzej Dudkiewicz - dziennikarz, współpracuje między innymi z serwisem warszawa.ngo.pl, dla którego pisze o sektorze pozarządowym. Z wykształcenia historyk i filmoznawca. Gdy tylko może, angażuje się w działania społeczne.
Komentarze