Poseł Krzysztof Mieszkowski i Jarosław Kaczyński starli się w Sejmie. Poseł Nowoczesnej wypomniał braciom Kaczyńskim spalenie kukły Lecha Wałęsy w 1993 roku, a prezes Prawa i Sprawiedliwości odpowiedział, że po pierwsze nie było tam jego brata, a po drugie - on "żadnej kukły nie palił". To drugie jest nadużyciem prawdy
Bracia Kaczyńscy w 1993 roku, pod polskim parlamentem, spalili kukłę Lecha Wałęsy. Panie prezesie, to nie jest śmieszne.
Na miejscu byli liczni politycy prawicy, którzy do dziś współpracują z PiS - obok Jarosława Kaczyńskiego przemawiającego spod pomnika Witosa stali m.in Jan Parys (dziś szef gabinetu politycznego ministra spraw zagranicznych Witolda Waszczykowskiego), Adam Glapiński (mianowany przez PiS prezes Narodowego Banku Polskiego) oraz Antoni Macierewicz (dziś minister obrony i wiceprezes PiS), Przemysław Gosiewski (zginął w katastrofie smoleńskiej).
W styczniu 1993 roku pod Belwederem rzeczywiście nie było jednak Lecha Kaczyńskiego, który w latach 1992-1995 był prezesem Najwyższej Izby Kontroli.
W roku pańskim 1993 roku mój świętej pamięci brat był prezesem NIK i w żadnych demonstracjach nie uczestniczył. Ja żadnej kukły nie paliłem. Zrobiono z tego niebywałą historię po to, żeby niszczyć jedyną opozycję, która walczyła o uczciwą Polskę.
Twierdzenie, że Jarosław Kaczyński "nie palił żadnej kukły" jest prawdziwe tylko w tym sensie, że sam nie podłożył pod nią ognia. W ustach polityka to jednak zaledwie półprawda - bez niego żadne palenie kukły "Bolka" nie miałoby w 1993 roku miejsca, ponieważ dzisiejszy prezes PiS był wówczas liderem ruchu zwalczającego prezydenta Wałęsę. Nie sposób uwierzyć, że ktoś mógłby przygotować i spalić gigantyczną, czerwoną kukłę Wałęsy bez jego wiedzy, a zwłaszcza gdyby się temu sprzeciwił.
29 stycznia 1993 roku prezes Kaczyński krzyczał do mikrofonu: "Miał być naszym prezydentem, a okazał się prezydentem tamtych, prezydentem czerwonych".
Kaczyński nie ma też racji, że ktoś zrobił tego - w domyśle sztucznie, na siłę - "niebywałą historię. Nigdy wcześniej ani nigdy później nie spalono kukły urzędującego prezydenta - nie przytrafiło się to ani Kwaśniewskiemu, ani Lechowi Kaczyńskiem, ani Komorowskiemu, ani Dudzie.
Konflikt Kaczyńskiego z Wałęsą
Wałęsa i Kaczyński nie zawsze byli przeciwnikami. Lech i Jarosław Kaczyńscy działali w "Solidarności" i zostali przez Wałęsę powołani na ministrów po zwycięstwie w wyborach prezydenckich. W latach 1990-1991 Lech był szefem Biura Bezpieczeństwa Narodowego, a Jarosław - szefem kancelarii prezydenta Wałęsy.
Do otwartego konfliktu doszło 1991 roku i Wałęsa wyrzucił braci z pracy. 'Byli świetni w walce. Gdybym jeszcze raz toczył walkę, to bym sięgnął po podobnych ludzi, po Kaczyńskiego. Natomiast w warunkach pracy to już nie bardzo. To nigdy nie pracowało tak porządnie, w związku z tym w ogóle nie znają się na pracy. Ja już przestawiałem się na pracę, a oni dalej walczyli i dlatego musiałem się ich pozbyć!' - tłumaczył później Wałęsa w rozmowie z Moniką Olejnik.
W 1992 roku - jako senator PC - Jarosław Kaczyński był za rządem Jana Olszewskiego, który został odwołany z inicjatywy Wałęsy po tym, gdy Antoni Macierewicz ogłosił - w dużej części fałszywą - listę współpracowników UB i SB w rządzie. Znalazł się na niej Lech Wałęsa oraz ówczesny marszałek Sejmu, Wiesław Chrzanowski.
1 lutego 1993 roku Jarosław Kaczyński wysunął postulat dymisji prezydenta Wałęsy. Od tego czasu politycy serdecznie się nienawidzą.
Socjolog, publicysta. Publikuje na łamach Gazety Wyborczej. Doktorant w ISNS UW.
Socjolog, publicysta. Publikuje na łamach Gazety Wyborczej. Doktorant w ISNS UW.
Komentarze