0:00
0:00

0:00

"Pracuję w radzie nadzorczej Wuzetem, co jest informacją jawną i powszechnie dostępną, od grudnia 2015 r." - napisała inicjatorka projektu "Zatrzymaj aborcję" w poście na facebooku. "Zarabiam 3416 zł miesięcznie. Podejmując pracę zrezygnowałam z zasiłku dla niepracujących rodziców wychowujących niepełnosprawne dziecko 1500 zł i 500 zł na pierwsze dziecko w ramach programu 500 Plus. Gdybym nie pracowała, obciążałabym podatników kwotą 2000 zł miesięcznie. Podejmując pracę dostaję o 1400 zł więcej niż nie pracując i są to pieniądze z zysku wypracowanego przez firmę".

"Chyba w Polsce lepiej pobierać zasiłki - nie pracować i mieć święty spokój" - konkluduje Godek.

Sama ta wypowiedź powinna ją dyskwalifikować z nadzorowania działalności i finansów jakiejkolwiek firmy. Ale po kolei.

Godek "pracuje", państwo "oszczędza"

Wywód Godek ma sugerować, że dzięki jej pracy w radzie nadzorczej państwo oszczędza pieniądze na zasiłkach.

Z załączonego przez Godek skanu przelewu wynika, że wspomniane 3416 zł to kwota netto. Wynagrodzenia za taką "pracę" w radzie nadzorczej podlegają oskładkowaniu. Godek kosztuje zatem spółkę znacznie więcej. Jej pensja brutto wynosi zapewne 4,8 tys. zł, a łączny koszt pracodawcy - czyli brutto brutto - to prawie 5,8 tys. zł.

Możemy uznać, że składki i podatki i tak ostatecznie wracają do państwa, co jednak nie zmienia faktu, że Godek czerpie z nich wymierne korzyści: ma wszelkie możliwe ubezpieczenia, a jej przyszła emerytura rośnie.

Udziałowcem spółki jest Skarb Państwa, a Godek jest jego nominatką, nie można więc uznać, że nie są to środki publiczne. Warto też wspomnieć o innym, trudniejszym do oszacowania koszcie pracy Godek - zamiast niej w radzie nadzorczej mógłby zasiadać ktoś, kto rzeczywiście miałby kwalifikacje do tej funkcji, z czego spółka mogłaby mieć wymierną korzyść.

Minus 500 plus?

"Podejmując pracę zrezygnowałam z zasiłku dla niepracujących rodziców wychowujących niepełnosprawne dziecko 1500 zł" - pisze Godek. "Oraz 500 zł na pierwsze dziecko w ramach programu 500 Plus".

Jeśli Godek rzeczywiście wcześniej pobierała zasiłek pielęgnacyjny dla niepracujących rodziców, to faktycznie podejmując pracę w grudniu 2015 straciła do niego prawo (w 2015 wynosił on 1 200 zł netto, w 2018 roku - 1 447 zł netto).

500 plus początkowo jednak nie straciła - bo jeszcze go nie było. Program Rodzina 500 plus jest realizowany dopiero od kwietnia 2016 roku. 500 plus na pierwsze dziecko wciąż by zresztą Godek przysługiwało, gdyby była jedyną zarabiającą osobą w rodzinie - Godek ma trójkę dzieci, a świadczenie na pierwsze dziecko należy się wtedy, gdy dochód w rodzinie nie przekracza 1200 zł miesięcznie na osobę.

Zasiłek to nic złego

Wszystkie te kalkulacje mają jednak mniejsze znaczenie wobec podstawowej manipulacji zawartej w wypowiedzi Godek. Zwrócił na to uwagę Leszek Kraszyna, śląski działacz Partii Razem.

"Kaja Godek jest osobą, która chce zmusić tysiące matek do urodzenia dzieci, które będą wymagać całodobowej opieki przez całe życie" - napisał Kraszyna. "I tym matkom sugeruje, że pobierając zasiłki »obciążają podatników« i z lenistwa wybierają »święty spokój«. To są szczyty bezczelności"

W pobieraniu świadczeń od państwa przez osoby potrzebujące nie ma bowiem absolutnie nic nagannego. W tym wypadku sugestia ta jest zresztą szczególnie niestosowna - chodzi wszak o osoby, które wykonują wyjątkowo ciężką i potrzebną pełnoetatową pracę, a państwo wspiera je niewielkim świadczeniem. Przy okazji warto przypomnieć, że w przypadku opiekunów dorosłych osób niepełnosprawnych świadczenie jest jeszcze niższe - od pięciu lat walczą oni o pełne prawo do świadczenia pielęgnacyjnego.

Osoby korzystające z zasiłku mogą więc tylko pomarzyć o pracy Godek - tych kilku wyjątkowo dobrze opłacanych godzinach w miesiącu.

;
Na zdjęciu Bartosz Kocejko
Bartosz Kocejko

Redaktor OKO.press. Współkieruje działem społeczno-ekonomicznym. Czasem pisze: o pracy, podatkach i polityce społecznej.

Komentarze