Śledząc media, można odnieść wrażenie, że wszyscy w obozie Demokratów są za tym, by Biden zrezygnował. Jednak tak nie jest. Kilka argumentów przemawia za tym, by obecny prezydent jednak kandydował po raz drugi. Przedstawiamy tę fascynującą debatę
Sztabowcy Bidena zaprzeczają doniesieniom mediów o jego rezygnacji. W czwartek portal Axios napisał, że miałoby się to stać już w ten weekend.
Niedawne pojedyncze głosy wzywające Bidena do rezygnacji zmieniły się we wznoszącą falę. Niemal każdego dnia któryś z demokratycznych polityków ogłasza, że Biden jest bez szans i tylko wymiana kandydata może uratować Stany Zjednoczone przed rządami Trumpa.
Od Bidena odwrócili się jego najbliżsi współpracownicy: Nancy Pelosi i Chuck Schumer, który w Kongresie przepychał ustawy Bidena. A nawet jego przyjaciel i najbardziej wpływowy Demokrata — Barack Obama (według źródeł „Washington Post”).
Osamotniony i chory na covid — podsumowują ostatnie dni Bidena amerykańskie media.
Śledząc amerykańskie i polskie media, można odnieść wrażenie, że wszyscy w obozie Demokratów są za tym, by Biden zrezygnował. Jednak tak nie jest. „Biden nigdzie się nie wybiera, ile razy mamy to powtarzać! Wygra z Trumpem po raz drugi” – powtarzają sztabowcy prezydenta kandydata.
Poniżej omawiamy fascynującą debatę, jaka toczy się w Stanach Zjednoczonych. Kilka argumentów przemawia za tym, by obecny prezydent jednak kandydował po raz drugi. Przedstawiamy je niżej. Podobnie jak argumenty za tym, by zszedł ze sceny.
Jest duża szansa, że natknęliście się w mediach społecznościowych lub w telewizji na dwa nagrania z amerykańskim prezydentem. Na pierwszym Biden zawraca się do Wołodymyra Zełenskiego: „Putin”. Na drugim mówi o Kamali Harris, swojej wiceprezydentce: „Donald Trump”. Naprawdę tak było!
Musieliście też widzieć zdjęcia i nagrania z Donaldem Trumpem: jak łapie się za ucho, pada na ziemię, krwawi, podnosi pięść w geście triumfu i tak dalej. Zdjęcie jego porzuconego buta pewnie już zostało nominowane do jakiejś fotograficznej nagrody.
Te dwa zestawy obrazów i sytuacji mają dziś definiować Bidena i Trumpa i decydować o tym, że ten drugi wygra wybory, a ten pierwszy powinien odejść.
„Kontrast między słabością Bidena a napędzaną adrenaliną, zapierającą dech zaciśniętą pięścią Trumpa w odpowiedzi na strzały, jest zbyt wyrazisty.
Trump i jego ucho są w centrum uwagi. Biden, który cierpi na trzeci atak covidu, jest w izolacji – zarówno dosłownie, jak i politycznie.
To nie może dłużej trwać, co partyjni dygnitarze z Partii Demokratycznej przyznają niemal publicznie” – pisze Sasha Abramsky w „The Nation” w tekście „Czy ucho Trumpa zdecyduje o wyniku wyborów?”
Według średniej sondażowej z 19 lipca 2024 na Trumpa chce głosować 43,4 proc. wyborców, a na Bidena – 40,1 proc. 8,9 popiera kandydata niezależnego — Roberta F. Kennedy'ego Jr.
Poparcie dla Trumpa wzrosło o ok. 3 pkt proc. w ostatnim miesiącu.
W amerykańskim systemie wyborczym takie dane niewiele jednak mówią. W uproszczeniu: o tym, kto zostanie prezydentem, zdecydują wybory w zaledwie kilku stanach. To: Arizona, Georgia, Michigan, Nevada, Pensylwania i Wisconsin. We wszystkich tych stanach prowadzi Trump. W Nevadzie i Georgii różnica między kandydatami to ok. 6 pkt proc.
A popularny statystyk Nate Silver daje Bidenowi ledwie 26 proc. szansy na wygraną.
Jednak jak świetnie wiadomo, w polityce nawet 24 godziny mogą zmienić wszystko lub wiele. Kto by się spodziewał, że Trump zostanie postrzelony?
Nikt nigdy nie może być pewny wygranej — mówią ci, którzy wciąż wspierają Bidena. Hillary Clinton świetnie wypadła w trzech debatach w 2016 roku. Potem ujawniono tzw. taśmy Trumpa i wszyscy myśleli, że Clinton wygra. I co? – pyta w rozmowie opublikowanej przez The Harvard Kenneth C. Griffin Graduate School of Arts and Sciences historyk prof. Allan Lichtman. Niemal co wybory trafnie przewiduje on ich wynik. Sondaże to tylko fotografia chwili, a nie prognoza — cytuje Lichtman znany slogan.
Inni (np. Bernie Sanders) mówią, że po debacie określanej jako katastrofa można by się spodziewać tąpnięcia w poparciu Bidena. Tymczasem stracił tylko 2-3 pkt proc.
Sondaże pokazywały, że mój wynik wyborczy będzie o kilkanaście punktów procentowych gorszy — zapewnia Alexandria Ocasio-Cortez, Demokratka wciąż wspiera Bidena. Ocasio-Cortez nagrała w piątek wideo, w którym podważa argumenty osób nawołujących Bidena do rezygnacji. Prezentuje punkt widzenia „od dołu”, od strony mechaniki kampanii.
To jeden z częściej pojawiających się argumentów. Kampanie wyborcze trwają w USA miesiącami. Wygranie prezydentury w ponad 300-milionowym kraju to gigantyczny wysiłek organizacyjny. Nie ma już czasu, żeby zaczynać od początku. Zwłaszcza że Biden został wskazany jako kandydat w prawyborach, a do wyborów zostały trzy miesiące.
600 000 osób indywidualnych wpłaciło na kampanię Bidena już po debacie – twierdzi szefowa jego sztabu.
Ocasio-Cortez zwraca uwagę, że Biden wypada o wiele lepiej w bezpośrednim kontakcie z ludźmi (w debacie brakowało mu energii, którą czerpie od ludzi). Pokazał to w Detroit: „ognisty Biden” – pisał „New York Times”.
Zauważa też, że w amerykańskiej polityce liczy się poparcie od najróżniejszych środowisk, stowarzyszeń, związków. Ona sama, nawet jako socjalistyczna demokratka, miesiącami zabiegała o poparcie związków zawodowych. Skąd przekonanie, że środowiska, które poparły Bidena, automatycznie poprą nowego kandydata/kandydatkę?
Liczy się dobrze skrojona kampania. Szefowa kampanii Bidena Jen O'Malley Dillon w popularnym programie Morning Joe w MSNBC w piątek 19 lipca 2024 rano mówiła, że jego kampania ma dwa cele. Pierwszy to „re engagement” – dotarcie do tych, którzy głosowali na Bidena w 2020 roku, ale potem się wykruszyli. Drugi – dotarcie do nowych wyborców. Tych, którzy w 2020 roku nie głosowali, ale potem się wkurzyli z różnych powodów, zwłaszcza z powodu zakazu aborcji – to kobiety czy wyborcy z przedmieść.
Już pierwszego dnia po feralnej debacie ruszyła giełda nazwisk potencjalnych zastępców Bidena. Są na niej między innymi: Gretchen Whitmer – gubernatorka Michigan, Gavin Newsom – gubernator Kalifornii, Pete Buttigieg – sekretarz transportu, Josh Shapiro – gubernator Pensylwanii.
Czy którakolwiek z tych osób ma szansę wygrać z Trumpem? Trudno powiedzieć. Zwolennicy rezygnacji twierdzą, że lepiej spróbować, bo Biden nie wygra na pewno.
Dziś na czele listy osób, które mogłyby zastąpić Bidena, jest wiceprezydentka Kamala Harris. To na walkę z nią przestawiają właśnie swoje tryby sztabowcy Trumpa. Tylko czy wyborcy z robotniczych rejonów, o które zawzięcie walczy dziś Biden, poprą czarnoskórą byłą prokuratorkę z Kalifornii? I jeszcze jeden problem, o którym mówi Ocasio-Cortez: „Jeśli sądzicie, że wśród ludzi, którzy chcą, aby Joe Biden odszedł, istnieje konsensus co do poparcia Kamali Harris, to się mylicie”.
Co znaczy, że jeśli Biden zrezygnuje, wśród Demokratów może się zacząć jatka.
Biden jest popularny wśród starszych osób. To najbardziej zwarty i zdyscyplinowany elektorat, na którym Biden może polegać. Nie można zakładać, że ci ludzie przejdą do innego kandydata — przekonuje Ocasio Cortez.
Biden jest też wiarygodny dla tych, którzy zdecydują o wyniku — dla klasy pracującej. Dlaczego? Z powodu programu (o tym niżej).
Są jeszcze wolontariusze. Amerykańskie kampanie opierają się na pracy i zaangażowaniu setek tysięcy osób, które chodzą od domu do domu, dzwonią i przekonują do swojego kandydata. Widziałam to na własne oczy w 2012 roku w Filadelfii — dom zwolenniczki Baracka Obamy zmieniony w małe centrum dowodzenia lokalnej kampanii. Już dziś, oglądając ogólnopolskie telewizje, ci ludzie mogą nabrać przekonania, że ich praca jest bez sensu, bo zaraz będą agitować za kimś innym. Ale czy na pewno będą?
„Zrobił najwięcej dla ciężko pracujących rodzin w historii tego kraju” – tak ocenia kandydaturę Bidena Bernie Sanders. Dość zaskakujące, że największymi obrońcami Bidena są dziś najbardziej progresywni Demokraci. Przy czym chodzi o członków kongresu, bo młodzi progresywni wyborcy nie znoszą Bidena za jego proizraelską politykę.
W 2020 roku Sanders i Biden byli zaciekłymi przeciwnikami. Dziś Sanders mówi tak:
„Prawda jest taka, że według mnie osiągnięcia Bidena są największe spośród wszystkich prezydentów we współczesnej historii Stanów Zjednoczonych”.
„Wolę kogoś, kto nie potrafi złożyć trzech zdań, ale przedstawia program odpowiadający na potrzeby ludzi pracujących: podniesienie płacy minimalnej, ułatwienie pracownikom przystępowania do związków zawodowych, radzenie sobie z egzystencjalnym zagrożeniem zmianami klimatycznymi, ochronę praw reprodukcyjnych kobiet, budowę milionów przystępnych cenowo mieszkań” – stwierdził w rozmowie z magazynem „New Yorker” Bernie Sanders.
Sanders ma na myśli program na 100 dni, jaki Biden przedstawił w Detroit. Obiecał tam opodatkować multimilionerów (podnieść im podatek dochodowy z 8 do 25 proc.) i zakazać broni szturmowej. Ale najmocniejsza z tych obietnic to zniesienie długu medycznego. Amerykanie zadłużają się, żeby opłacić zabiegi czy pobyt w szpitalu. Dotyczy to zwłaszcza najbiedniejszych.
Gdyby media skupiały się na propozycjach Bidena, takich jak te dotyczące długu medycznego, zamiast na jego wpadkach, radziłby sobie lepiej — twierdzi Sanders. Trudno powiedzieć, czy tak by było, ale jedno muszę przyznać: amerykańskie media głównego nurtu ignorują agendę Bidena. W Detroit Biden przedstawił plan na 100 dni drugiej kadencji. W relacjach prasowych znajdowałam jeden akapit na ten temat (reszta dotyczyła zwykle szans Bidena), w przemówieniu — obietnice na 100 dni zajmują około jednej trzeciej tekstu.
Zamiast skupiać się na Trumpie, Demokraci zajmują się sobą i rozważaniami, kto mógłby Bidena zastąpić.
„Trump nie jest już tylko celebrytą z wieloma zarzutami o napaść seksualną, bankructwami i szalonymi, złośliwymi wypowiedziami, jak to było w 2016 roku. Jest skazanym przestępcą, który zorganizował próbę zamachu stanu, aby ukraść wybory, poprzez korupcję i publiczne kłamstwa, przez brutalny atak na Kongres” – przypomina znana eseistka Rebecca Solnit. Tymczasem Trump z kampanii Demokratów jakby zniknął.
Media, które powtarzają, że Biden powinien zrezygnować, osłabiają jego kandydaturę. Demokraci sami zatapiają swoją kampanię.
„Media nie informują o tym, że Biden przegrywa. One sprawiają, że on przegrywa” pisze Rebecca Solnit w „Guardianie”.
„Kandydaci nie wygrywają wyborów sami. Wybory wygrywa się, co oczywiste, poprzez to, jak elektorat się mobilizuje i głosuje. Elektorat głosuje na podstawie swojego rozumienia sytuacji i oceny kandydatów. To, jak zauważa Hannah-Jones, jest w dużej mierze kształtowane przez media, a media w tej chwili intensywnie prowadzą kampanię na rzecz porażki Partii Demokratycznej. Innym określeniem na to jest zwycięstwo Republikanów” – twierdzi eseistka.
Solnit pisze też w mediach społecznościowych, całkiem serio, że nagonkę na Bidena nakręcają starsi biali mężczyźni. „Widok Bidena, który wydaje się słaby, zmęczony i przytłoczony, wzbudził w nich strach przed własną bezbronnością i śmiertelnością”.
Wiek. Kolejne wpadki sieją wśród wyborców wątpliwości, czy Biden będzie w stanie sprawować prezydenturę tak, jak tego wymaga kierowanie globalną potęgą. W najsłynniejszym sondażu tej kampanii 74 proc. wszystkich pytanych, a 59 proc. Demokratów powiedziało, że Biden jest za stary. Ale Amerykanie wiedzieli to już wcześniej, nie musieli tego słyszeć od dziennikarzy.
Sondaże. Od wielu miesięcy wyścig był wyrównany, jednak ze wskazaniem na Trumpa. Może i po debacie poparcie Bidenowi znacznie nie spadło, ale z pewnością nie wzrosło.
Biden ciągnie w dół poparcie dla Demokratów w wyborach do Senatu. Powinno być odwrotnie – to kandydat na prezydenta powinien dawać napęd.
Strategia Trumpa. Kampania Trumpa zakłada, że to Biden będzie kandydatem Demokratów. Chris LaCivita, jeden z najważniejszych sztabowców Trumpa jeszcze przed debatą z 28 czerwca 2024 zakładał, że wyścig prezydencki z 2024 roku to będzie „«nadzwyczaj wizualny» pojedynek: kontrast siły i słabości”. Jak relacjonuje założenia tej strategii Tim Alberta w „The Atlantic”: „Trump, niezależnie od swoich niezliczonych wad jako kandydata, miał być przedstawiany jako nieustraszony i stanowczy samiec alfa. Podczas gdy Biden miał być malowany jako żałosny staruszek, nie tyle zły człowiek, ile obiekt bardzo złego żartu, kochany, ale ospały wujek Ameryki, który potrzebuje, aby w końcu położyć go spać”.
Jakikolwiek inny kandydat lub kandydatka rozwaliłby tę strategię w pył.
Brak poparcia wśród elit własnej partii. Obserwujemy efekt kuli śniegowej. Im więcej Demokratów wzywa do rezygnecji, tym więcej Demokratów wzywa do rezygnacji. Gdyby Biden wytrwał, prowadziłby kampanię wbrew swojej partii i wbrew mediom.
Nowy impuls dla kampanii. Kampania Demokratów potrzebuje potężnego ożywienia, zwłaszcza po wizerunkowym wzmocnieniu, jakim była dla Trumpa próba zamachu. Dalsza kampania Bidena tego nie gwarantuje. Wymiana kandydata – ruch historyczny – przyciągnęłaby uwagę, skupiła ją na Demokratach. Ich konwencja z pewnością wzbudziłaby ogromne zainteresowanie.
Jak pisała w „The Atlantic” Anne Applebaum: „Konwencja Demokratów byłaby pełna napięcia—dramatyczna. Każdy chciałby ją obejrzeć, być na miejscu, każdy by o niej rozmawiał. Nie dałoby się zdobyć biletów, zjechałyby się krajowe i międzynarodowe media”. Co prawda publicystka zakładała rywalizację między różnymi kandatami (której niemal na pewno nie będzie), ale sama wymiana kandydata gwarantowałaby niezły show.
„Byłoby to ironiczne, gdyby Donald Trump przegrał z lepszym reality show niż to, które sam potrafił zorganizować” – stwierdził publicysta „New York Timesa” Ezra Klein.
Dziś wszystko wskazuje na to, że to Kamala Harris zastąpi wkrótce Bidena. Gdyby tak się stało, wszystkie powyższe argumenty za kandydaturą Bidena, staną się wyzwaniami dla jej sztabu.
Na razie jednak Joe Biden zapowiedział, że w przyszłym tygodniu wraca na kampanijny szlak. „New York Times” pisze, że gdyby miał ustąpić, to zrobi to dopiero po wizycie w Washingtonie Benjamina Netanjahu, która jest zaplanowana na środę.
Redaktorka, publicystka. Współzałożycielka i wieloletnia wicenaczelna Krytyki Politycznej. Pracowała w „Gazecie Wyborczej”. Socjolożka, studiowała też filozofię i stosunki międzynarodowe. Uczy na Uniwersytecie SWPS. W radiu TOK FM prowadzi audycję „Jest temat!” W OKO.press pisze o mediach, polityce polskiej i zagranicznej oraz prawach kobiet.
Redaktorka, publicystka. Współzałożycielka i wieloletnia wicenaczelna Krytyki Politycznej. Pracowała w „Gazecie Wyborczej”. Socjolożka, studiowała też filozofię i stosunki międzynarodowe. Uczy na Uniwersytecie SWPS. W radiu TOK FM prowadzi audycję „Jest temat!” W OKO.press pisze o mediach, polityce polskiej i zagranicznej oraz prawach kobiet.
Komentarze