Marszałek Senatu zapowiedział złożenie zawiadomienia do prokuratury w sprawie wulgaryzmów, których wicenaczelny “Wyborczej” użył w telewizji, cytując uczestników Marszu Niepodległości. Zgodnie z orzecznictwem Trybunału w Strasburgu dziennikarz nie powinien być za to karany - mówi OKO.press Dorota Głowacka, ekspertka ds. wolności słowa Fundacji Helsińskiej
Marszałka Karczewskiego oburzyła relacja z Marszu Niepodległości Piotra Stasińskiego, wicenaczelnego „Gazety Wyborczej”. Stasiński mówił w niedzielę 12 listopada w „Loży prasowej” TVN24:
„To jest faszyzacja kraju pod troskliwą opieką władzy. Te slogany, te okrzyki, to był faszyzm i rasizm. Czy możemy mówić, że ci ludzie nie rozumieją co robią? Oni rozumieją. ONR nawiązuje do tradycji ONR-u z lat 30., faszystowskiej tradycji” - komentował.
Gdy Agnieszka Romaszewska-Guzy, szefowa Biełsat TV, wyrzuciła mu, że obraża „całą masę normalnych ludzi, którzy tam byli", Stasiński odpowiedział:
„Jasne. I jak wrzeszczą »wypierdalać z uchodźcami«, to też ci zwyczajni ludzie nie reagują i idą dalej”. Wcześniej wspomniał też o tym, że „skopano grupkę kobiet na Moście Poniatowskiego, wyzywając je od najgorszych kurew”.
Chodziło o atak uczestników Marszu na osiem kobiet z Obywateli RP i pięć z Warszawskiego Strajku Kobiet, które rozwinęły baner z napisem „Faszyzm stop”. O przebiegu i przygotowaniach do ich protestu pisaliśmy w tekście „Mogło się skończyć tak, że cały dzień byłby tylko nazistowski, ale my, baby, zrobiłyśmy im szpasa”.
Jeszcze tego samego dnia na słowa Stasińskiego zareagował Marszałek Senatu. W dwóch tweetach napisał, że złoży do prokuratury doniesienie na redaktora GW za „wulgarne opinie”. I że na słowa „k… i wyp…” zareagował jego wnuk, z którym grał wtedy w szachy.
Następnego dnia w rozmowie z reporterką „Wyborczej” potwierdził, że zamierza złożyć zawiadomienie do prokuratury. Argumentował: „To żadne tłumaczenie, że ktoś kogoś cytuje. Zacytuję jakiś wulgaryzm trwający dziesięć minut. Przyjmie pani to?”.
Stasiński na Wyborcza.pl odpowiedział: „To był niesłychanie zmasowany atak neofaszystowskiej propagandy, sloganów i symboli rasistowskich i przerażających. Były też akty przemocy i agresji w stosunku do ludzi, którzy się sprzeciwiali temu marszowi. Jeżeli miałem to sensownie opowiedzieć, to musiałem też zacytować to, co tam się działo” .
Marszałek zapewne chce powiadomić prokuraturę o naruszeniu art. 141 kodeksu wykroczeń: „Kto w miejscu publicznym umieszcza nieprzyzwoite ogłoszenie, napis lub rysunek albo używa słów nieprzyzwoitych, podlega karze ograniczenia wolności, grzywny do 1.500 złotych albo karze nagany”.
Stasiński już zapowiedział, że w razie przegranej przed sądem poprosi o zamianę grzywny na karę aresztu. “Nie zapłacę żadnych pieniędzy tej władzy, płacę już podatki, a nawet abonament na TVP, która ten marsz nazwała »wielkim marszem patriotów« i wygłaszała kłamliwe bzdury o wzmocnionej tożsamości narodowej i o ludziach, którzy szli z modlitwą na ustach" - uzasadniał.
Czy marszałek Karczewski ma rację, twierdząc, że wulgaryzmów nie można cytować w żadnym kontekście? O opinię poprosiliśmy Dorotę Głowacką, prawniczkę specjalizującą się w zagadnieniach swobody wypowiedzi, koordynatorkę programu Obserwatorium Wolności Mediów przy Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka:
„Dziwi mnie próba pociągnięcia dziennikarza do odpowiedzialności.
Nie można traktować w ten sam sposób użycia przez dziennikarza wulgaryzmów jako własnego środka ekspresji oraz sytuacji, w której odwołuje się on do obelżywych słów wypowiedzianych przez inne osoby w celu zwrócenia uwagi opinii publicznej na ważny problem społeczny.
Z uwagi na wagę tego problemu w tym przypadku oraz uzasadnione emocje wokół niego, użycie takiego środka przez dziennikarza może budzić kontrowersje, ale nie powinno spotkać się z negatywnymi konsekwencjami prawnymi. Taki punkt widzenia przyjął Europejski Trybunał Praw Człowieka, np. w sprawie Jersild przeciwko Danii. Trzeba także wziąć pod uwagę rodzaj programu i audytorium, do którego skierowany jest dany przekaz - w tej sprawie sporne wypowiedzi padły przecież w poważnym, opiniotwórczym magazynie publicystycznym skierowanym co do zasady do dorosłych, wyrobionych widzów” - komentuje Głowacka.
Wyrok Trybunału w Strasburgu, o którym mowa, dotyczył Jensa Olafa Jersolda, duńskiego dziennikarza, którego reportaż radiowy zawierał kilkuminutowy fragment wywiadu z członkami rasistowskiej młodzieżowej grupy „Greenjackets”. Jeden z nich mówił:
„Tak, uważam siebie za rasistę. Dobrze jest być rasistą. Wierzymy, że Dania jest dla Duńczyków”. Poza tym, jak wyraził się Trybunał, członkowie „Greenjackets” dopuszczali się „obelżywych i uwłaczających uwag o imigrantach i grupach etnicznych w Danii”.
Jersild został skazany przez duński sąd za pomocnictwo w rozpowszechnianiu treści rasistowskich. Trybunał w Strasburgu stwierdził jednak, że jego reportaż jako całość nie miał na celu propagowania rasistowskiego punktu widzenia i poglądów, ale poinformowanie opinii publicznej o tym problemie społecznym. Karanie dziennikarza było więc naruszeniem art. 10 Europejskiej Konwencji Praw Człowieka, gwarantującej wolność wypowiedzi.
Od 2023 r. reporter Frontstory. Wcześniej w OKO.press, jeszcze wcześniej w Gazecie Wyborczej. Absolwent filozofii UW i Polskiej Szkoły Reportażu. Był nominowany do nagród dziennikarskich.
Od 2023 r. reporter Frontstory. Wcześniej w OKO.press, jeszcze wcześniej w Gazecie Wyborczej. Absolwent filozofii UW i Polskiej Szkoły Reportażu. Był nominowany do nagród dziennikarskich.
Komentarze