Pomoc 2002 - radomski ośrodek terapii reparatywnej, "leczącej" z homoseksualizmu, jeden z kilku w Polsce. Młodzi mężczyźni rozbierają się, przytulają i śpią z liderem ośrodka Mirosławem Chmurą, żeby "oswoić męski dotyk i przekonać się, że niekoniecznie każdy kontakt z mężczyzną kończy się aktem seksualnym". Do tego modlitwy, trochę sportu. Wpisowe 200 zł
Jakub Lendzion (na zdjęciu), gej, członek Kampanii Przeciw Homofobii, opowiada OKO.press o swej sześciotygodniowej "terapii reparatywnej, w ośrodku radomskiego stowarzyszenia Pomoc 2002, jednym z kilku, które oferują "leczenie" osób homo- i biseksualnych. Poddał się jej w ramach prowokacji przeprowadzonej w 2013 roku we współpracy z TVP.
Na stronie internetowej stowarzyszenia Pomoc 2002 można przeczytać, że "narodziło się jako odpowiedź na problemy młodych ludzi. U jego zarania był głos wołania o pomoc". Są też zapewnienia, że młodzi mężczyźni "z problemami" znajdą w grupie alternatywną rodzinę i upragnione "uzdrowienie".
"Bądź tym, który podaje pomocną dłoń" - zachęca Pomoc 2002.
Jakub Lendzion: Grupę prowadzi Mirosław Chmura. Jest w niej człowiekiem orkiestrą. Ma za sobą doświadczenie seminarium duchownego. Poza tym - żadnego wykształcenia wyższego. Z własnego 50-letniego doświadczenia życiowego buduje metody - jak sam to określa - "wspierania osób o skłonnościach homoseksualnych".
Pierwsze spotkanie poprzedzała wymiana mailowa i 200 zł wpisowego. Do zakupienia były jeszcze książki i śpiewniki. Spotkaliśmy się u Mirosława w domu. Mieszkał z 70-letnią matką. Choć twierdził, że się wyleczył z homoseksualizmu, to nigdy nie założył rodziny.
To, co szczególnie zapamiętałem z pierwszej wizyty to cukierki. Miał ich pełne garści i wciskał mi je przy każdej okazji.
Traktował mnie szalenie infantylnie. Wtedy udawałem, że mam 24 lata. Opowiedziałem kilka słów o sobie. Powiedziałem, że wychowała mnie matka, jestem wierzący i jestem gejem. Utrzymywałem, że ze względu na wiarę jest mi źle z homoseksualnością i szukam wsparcia.
Po tym Mirosław przeprowadził krótki wywiad. Interesowały go tylko relacje z matką. Po 10 minutach pojawiła się diagnoza:
Moje "skłonności" homoseksualne są wynikiem nadopiekuńczości matki.
Terapie konwersyjne (inaczej reparatywne) są od lat zdyskredytowane w środowiskach psychologicznych i seksuologicznych. W 2016 roku Polskie Towarzystwo Seksuologiczne nazwało je "niezgodnymi ze współczesną wiedzą na temat seksualności człowieka" i ostrzegało, że u osób poddanych jej działaniu mogą powodować "poważne niekorzystne skutki psychologiczne".
Mimo to w Polsce do dziś działają przynajmniej trzy zorganizowane grupy - w Lublinie, Radomiu i Warszawie. Oprócz nich mamy niezliczoną ilość prywatnych praktyk oferujących złoty środek na nienormatywną seksualność.
Polskie organizacje pozarządowe – m.in. Kampania Przeciw Homofobii, Lambda Warszawa, fundacja Autonomia – przygotowały dla Komitetu Praw Osób z Niepełnosprawnościami ONZ raport opisujący sytuację lesbijek, gejów, osób trans- i interpłciowych z niepełnosprawnościami w Polsce.
Po zapoznaniu się z raportem Komitet skierował do polskiego rządu pytania. Jedno z nich dotyczy tolerowania kontrowersyjnych terapii konwersyjnych (inaczej reparatywnych) stosowanych wobec osób LGBTQ. To już kolejne, po stanowisku Parlamentu Europejskiego z 1 marca 2018 roku, upomnienie międzynarodowej organizacji dla Polski w tej sprawie. Więcej w tekście poniżej.
A lekarstwo? Przytulanie.
Podstawowym elementem terapii było oswojenie męskiego dotyku poprzez bliski kontakt fizyczny. To miało nam udowodnić, że niekoniecznie każdy kontakt z mężczyzną kończy się aktem seksualnym. Przytulać mieliśmy się oczywiście z Mirosławem.
Inną metodą było wspólne spanie bez ubrań. Na pierwszym spotkaniu poprosił mnie, żebym położył mu głowę na udach, aby mógł mnie pogłaskać. Na wspólne spanie nigdy się nie zgodziłem, mimo namów. Wiele razy opowiadał mi, że inni u niego spali.
Poza tym mieliśmy odstawić używki - kawę, energetyki, papierosy i alkohol. Wszystko to - według Mirosława - odciągało nas od celu. Zakazana była oczywiście masturbacja. Gdy ktoś się złamał przychodził do Mirosława i "przyznawał się".
Za to groziły kary: od 50 do 150 zł.
Ważnym elementem "zdrowienia" było też całkowite odcięcie się od swojego środowiska. Odstawienie rodziny i znajomych było warunkiem uczestnictwa w grupie. To ona miała stać się nową rodziną. Mechanizm znany z organizacji sekciarskich.
Poza indywidualnymi spotkaniami w mieszkaniu Mirosława, codziennie spotykaliśmy się na wideo czacie. Tam dzieliśmy się swoimi doświadczeniami i przemyśleniami. Pamiętam, że na sylwestra planowaliśmy nawet w tej formie wspólny różaniec.
Raz na miesiąc były wspólne wyjazdy. To tam osobiście poznałem innych członków grupy. Pojechaliśmy do zakonu w Kluczborku. Było nas 10 osób - sami mężczyźni, głównie młodzi - przed 25 rokiem życia. Nie chcę ich oceniać, ale gdybym miał powiedzieć co ich łączyło, to na pewno była to niedojrzałość emocjonalna.
Wszyscy też byli głęboko wierzący. Szukali wsparcia, gdy uświadomili sobie, że ich homoseksualność staje na drodze ich głównego celu, czyli zbawienia. Ich marzeniem było założenie szczęśliwych rodzin - takich z żoną i dziećmi.
Część z nich była po inicjacji seksualnej z mężczyzną, ale część przyszła tylko z doświadczeniem fantazji towarzyszących masturbacji.
Wszystkich łączyło też emocjonalne uzależnienie od Mirosława. Taką zresztą ideę forsował lider. Aby się wyleczyć, musieliśmy mu bezgranicznie zaufać.
Zjazd trwał od piątku do niedzieli. W trakcie, uczestniczyliśmy w mszy zorganizowanej dla wszystkich wiernych, ale także w nabożeństwach przygotowanych specjalnie dla nas. Miałem poczucie, że zakonnicy prowadzący ceremonie byli zdystansowani wobec nas i Mirosława.
Poza mszami mieliśmy pogadanki i warsztaty motywacyjne. Wszystkie prowadzone przez Mirosława. Był też wspólny sport. W planie maksimum miała być gra w piłkę nożną bez ubrań. Jednak było za zimno. Zamiast tego - wymyślił gimnastykę. Tym razem w ubraniach.
Pamiętam, jak Mirosław spytał mnie, co bym zrobił gdyby poprosił, żebym się rozebrał. Nie zgodziłem się. Wydaje mi się, że sprawdzał moją reakcję. Raz podczas wyjazdu przekroczyłem swoje granice.
Mirosław poprosił mnie bym położył się z nim na łóżku. Obejmował mnie i głaskał. Robił to też z innym chłopakiem.
Po ujawnieniu mojej roli w grupie prokuratura w Radomiu wszczęła postępowanie w sprawie. Jedyne, czego mogli się przyczepić, to kwestie związane z finansami. W innych kwestiach śledczy mieli związane ręce, bo wszyscy uczestnicy "terapii" byli pełnoletni i zgadzali się na metody Mirosława.
Niestety, muszę przyznać, że poza nagłośnieniem sprawy nie wydarzyło się nic. Grupa działa do dziś.
Skąd moja motywacja? Kiedyś sam byłem nie tylko wierzący, ale też silnie związany z Kościołem.
Byłem ministrantem, lektorem, członkiem oazy. Gdy w wieku 17 lat odkryłem, że jestem homoseksualny byłem przerażony. Długo to wypierałem. W 2008 czy 2009 roku zupełnie serio myślałem o podobnej terapii.
Na szczęście w internecie było już dużo opinii autorytetów seksuologicznych i psychologicznych, które stanowczo odradzały udziału.
Przed prowokacją przez ponad rok robiłem internetowy research na ten temat. Chciałem sprawdzić, czy znajdę grupę do ewentualnych badań jakościowych. Przez 12 miesięcy szperania na forach internetowych i portalach dla osób LGBTQ znalazłem 6 osób, które zdecydowały się ze mną rozmawiać. Ale żadna z nich nie chciała pójść do mediów, ani wziąć udziału w badaniu. Dlatego tak mało wciąż wiemy na ten temat.
Dziennikarz i reporter. Uhonorowany nagrodami: Amnesty International „Pióro Nadziei” (2018), Kampanii Przeciw Homofobii “Korony Równości” (2019). W OKO.press pisze o prawach człowieka, społeczeństwie obywatelskim i usługach publicznych.
Dziennikarz i reporter. Uhonorowany nagrodami: Amnesty International „Pióro Nadziei” (2018), Kampanii Przeciw Homofobii “Korony Równości” (2019). W OKO.press pisze o prawach człowieka, społeczeństwie obywatelskim i usługach publicznych.
Komentarze