Anna Axer-Fijałkowska, kostiumografka: Zrobiłyśmy wypchane lalki o naszych twarzach. Nie mają pesela, nie można ich spisać. Są jak wolni ludzie w czasach, gdy wolności coraz mniej. Grzegorz Jarzyna, reżyser: Pod willą Kaczyńskiego chcieliśmy ośmieszyć manipulowanie epidemią
Tysiące ludzi zapowiadało swój udział w "Grupowym kaszleniu pod domem Jarosława Kaczyńskiego" na warszawskim Żoliborzu w dniu "wyborów" 10 maja. Współpracujący z OKO.press fotograf Robert Kuszyński dał nam jednak znać, że prawie nikt nie przyszedł. "Jest troje jakiś dzieciaków, nie wiem nawet, czy pełnoletni, mają duże lalki i rowery" - powiedział.
Okazało się, że te dzieciaki to troje artystów: reżyser teatralny, filmowy i operowy Grzegorz Jarzyna, lider TR Warszawa (rocznik 1968), jego żona Anna Axer-Fijałkowska, kostiumografka, oraz Olga Mazur, studentka scenografii ASP w Warszawie (ich biogramy - na końcu tekstu).
Rozmawiamy z Grzegorzem i Anną. Zdjęcie główne i ostatnie w artykule autorstwa Roberta Kuszyńskiego.
Grzegorz: Było ogłoszenie na Facebooku, że o 16:00 mamy zakaszleć pod domem Kaczyńskiego i dziewczyny wymyśliły, że zabiorą swoje lalki, żeby pokazać... Ale to niech lepiej Ania powie. Ja zrobiłem zdjęcia tym lalkom i dziewczyny taki post wrzuciły na swoją stronę.
Anna: To nasze podobizny, wypchane lalki o naszych twarzach. Nikt im niczego nie może zakazać, nie mają peselów, daty urodzeń, nie można ich spisać. Taka jest nasza z Olgą [Mazur] idea, że te lalki są jak wolni ludzie w czasach, w których wolności jest coraz mniej. A im wolno wyrażać swoje poglądy, które - tak się złożyło - są naszymi poglądami.
Piotr Pacewicz, OKO.press: A jak to się ma do kasłania? Pomysłodawcy chyba się przestraszyli pomysłu, by "kaszleć na Kaczyńskiego", że to symboliczny akt agresji, jakby ktoś miał go zakazić, a należy przecież do grupy ryzyka.
Anna: Nie chcemy narażać życia żadnego człowieka i dlatego kasłały tam lalki. Lalki nikogo nie zarażą. Rozumiesz? Prawa obywatelskie są nam zabierane, jesteśmy tłumione i władze chcą byśmy nie wyrażali już swoich poglądów.
Dlatego to nasze awatary będą pojawiać się w różnych miejscach i komentować rzeczywistość. Miałam też takiego manekina na pace samochodu, gdy brałam udział w demonstracji Strajku Kobiet w centrum Warszawy [14 kwietnia - tu relacja OKO.press].
A 12 maja fotograf Tomek Sikora zaprosił nas do akcji "Okno na Nowy Świat". Tam lalki siedziały w oknie wystawowym i broniły praw kobiet.
Przy okazji, fajnie, że wy OKO.press jesteście na tych protestach, bo to daje poczucie jakiegoś minimalnego choćby bezpieczeństwa. Świadomość, że są media uspokaja, a oni czują się obserwowani, więc uważają.
Że ktoś to widzi, rejestruje.
Właśnie. Pod domem Kaczyńskiego najpierw nie było nikogo, więc usiadłyśmy troszkę dalej, czekając, aż ludzie się zejdą. Zapaliłam papierosa. Kiedy podeszliśmy pod numer 49 i Grzesiek nam zrobił zdjęcie, to ruszyli do akcji tajniacy.
Było ich w sumie sześciu. Dwóch od początku, potem podjechał czarny samochód i jeszcze czterech wyskoczyło do nas. Potem zobaczyliśmy, że służby były również na ul. Mickiewicza, otoczyli ten dom z różnych stron, żeby prezes był bezpieczny i nikt na niego nie nakichał (śmiech).
Najpierw chcieli nas spisać za to, że robimy sobie zdjęcie, powiedziałam, że znam swoje prawa i wiem, że mogę sobie takie zdjęcie robić, bo stoję na ulicy i nie naruszam niczyjej własności. Otoczyli nas, po jakimś czasie zjechała się policja, chyba ze 30.
Tajniacy zresztą od początku narzekali do siebie: Gdzie mundurowi. Jakby ich było za mało do opanowania protestu trojga a - licząc z lalkami - pięciorga osób.
Grzegorz: Tajniacy zaczęli nas legitymować. Zjechało się do diabła policji, zostaliśmy obstawieni i przesłuchani: nazwiska, gdzie pracujemy, numery telefonów. Nie byli pewni, co nam zarzucić. Wymyślili, że Ania paliła papierosa bez maski. Potem, że nie zachowaliśmy dystansu 2 metrów robiąc zdjęcie, i jeszcze, że nie wolno fotografować prywatnej posesji, choć myśmy nie weszli na żadną posesję.
Anna: Zarzuty były absurdalne, każdy ma prawo stać na chodniku. Nawet jeśli tam mieszka Najważniejsza Osoba w Naszym Kraju, jego uliczka pozostaje miejscem publicznym. Nawet nie dotknęliśmy parkanu, stanęłyśmy pod furtką i zrobiłyśmy sobie zdjęcia (zachowując bezpieczną odległość).
Czy to był dla was happening? Jak się czuliście? Troje artystów w nie swoich rolach.
Anna: Jest taki czas, że już nie można już siedzieć cicho. Jako artyści musimy zabierać głos, bo za chwilę ten głos nam odbiorą. Musimy walczyć o prawa kobiet, o godność, o wolność , o kraj, po prostu.
Normalnie wyrażamy się w teatrze, ale skoro teatr jest zamknięty, to wychodzimy na ulicę. Jak się czułam? Tak, jak się człowiek czuje w dzisiejszych czasach, wpędzony w totalną złość, że Polska staje się państwem bezprawia i policji, to znaczy, że zmierzamy w stronę totalitaryzmu. O tym zresztą niedawno zrobiliśmy sztukę.
Grzegorz: Było nieprzyjemnie, bo byliśmy maglowani. Straszyli nas, że popełniliśmy nie wiadomo jakie wykroczenia i że nas przesłuchają na posterunku, że sprawa się będzie toczyć i zostanie wymierzona kara.
Anna: Dużo czasu im zajęło, żeby ustalić, za co nas mają ukarać. Spisują, spisują, my cały czas się domagamy, żeby powiedzieli za co. Są chyba zmieszani, plączą się w zeznaniach, ręce im się trzęsą przy spisywaniu, skaczą od wersji , że nie wolno fotografować posesji do zarzutu, że paliłam papierosa bez maski.
Na końcu się dowiadujemy, że chodzi o to, że nie trzymałyśmy odległości. Pytałam, czy jest na to świadek, bo my mamy zdjęcie, które robił Grzegorz, na którym widać, że byłyśmy daleko od siebie. Na co jeden tajniak mówi, że on jest świadkiem. Jak za czasów ubecji, która nachodziła moją babcię Zofię Mrozowską [słynna aktorka 1922-1983, zaangażowana w działania opozycji demokratycznej lat 70 i 80.], a tajniak totalnie ubekowaty.
Pochodzę z takiej rodziny, że wyrażanie się - i akurat nie chodzi o przeklinanie - mam we krwi. Od paru lat chodzę na demonstracje. Z wiekiem to się nasila. Trudno mi usiedzieć w domu, kiedy rząd chce mieć kontrolę nad moją macicą albo ignoruje Konstytucję.
Wróćmy na uliczkę, przy której mieszka Najważniejsza Osoba.
Anna: Stałyśmy tak - dwie kobiety, otacza nas ośmiu mundurowych, plus trzech tajniaków, to jednak jest jakieś absurdalne nadużycie. Nie pozwalają nam odchodzić na bok. Cały czas mówimy, że prosimy o zachowanie odległości, oni na to, że wykonują swoje obowiązki.
Mówię: "Proszę, żeby się pan odsunął", on, że nie, to ja się odsuwam, ale nie mam gdzie, jak wreszcie udaje mi się zrobić parę kroków w tył, ten sam policjant znów się przysuwa. Zachowywali się tak, jakbyśmy były groźnymi przestępcami, którzy za chwilę kogoś napadną, albo przeskoczą przez żywopłot i dadzą dyla.
Grześkowi tajniak, bez rękawiczek, zaczął szarpać rower. Przetrzymywali nas prawie godzinę, i w kółko te same pytania. Straszyli nas najpierw mandatem, potem zrobiło się wykroczenie, na koniec dowiedziałyśmy się, że będziemy wezwane na przesłuchanie. To było upokarzające.
Jaki jest sens takich gestów?
Grzegorz: Ustawa epidemiologiczna i cała sytuacja z COVID-19 jest używana do tego, żeby społeczeństwo nie mogło się wypowiadać, protestować. Tak samo było na akcji Strajku Kobiet przeciwko projektowi Godek całkowitego zakazu aborcji. Także wtedy kazali nam się rozjechać, ponieważ jest stan epidemii i to zagraża zdrowiu. Akcja policji na rondzie Dmowskiego była chaotyczna, cały czas przez megafon nadawali komunikaty, które przypomniały mi stan wojenny.
Pod domem Kaczyńskiego chcieliśmy ośmieszyć to manipulowanie epidemią i pokazać, jak nas wkurza, że rząd pozbawia nas prawa do zabrania głosu. Przeprowadza swoje ustawy i rozporządzenia, korzystając z ciężkiej sytuacji, jaka spotkała społeczeństwo.
A z perspektywy reżysera?
Grzegorz: Miałem już spotkanie z despotyczną władzą w innych krajach. Zrobiliśmy z Anią "Iwonę, księżniczkę Burgunda" Gombrowicza w Moskwie w Teatrze Narodów [premiera w październiku 2016], już na drugim spektaklu była bojówka, 60 osób, i zostaliśmy wykrzyczani, próbowali spektakl zerwać. "Iwona" okazała się dla władzy Putina nie do przyjęcia, szybko spadła z afisza.
Robiliśmy też potem spektakl w Chinach, „Dwa miecze” [metaforyczna opowieść o władzy i sprawiedliwości oparta na chińskiej legendzie z IV wieku, premiera w styczniu 2018], tam nas z kolei ocenzurowali prewencyjnie, dostałem 15 warunków do spełnienia, żeby mogło dojść do premiery, po rozmowach z producentem musiałem to przereżyserować.
Zapowiedzieli nam, że na każdym spektaklu będzie 12 cenzorów, którzy w każdym momencie mogą przerwać spektakl. Producenci sami zresztą musieli uciekać do Stanów Zjednoczonych, jeszcze przed premierą, dopiero po roku wrócili.
Jak zrobiliśmy w TR „Innych ludzi” Doroty Masłowskiej [premiera w marcu 2019] to pierwszy raz spotkałem się z czymś w rodzaju cenzury w Polsce. Spektakl został zaproszony na wiele festiwali i Instytut Adama Mickiewicza obiecał wsparcie, podpisaliśmy list intencyjny z tymi festiwalami.
IAM to państwowa, czy raczej "narodowa" instytucja, która zajmuje się promocją kultury za granicą. Jak mówi statut, działa pod nadzorem ministra kultury Piotra Glińskiego.
Grzegorz: Po premierze szefowie Instytutu wprost mi powiedzieli, że wycofują się ze wsparcia ze względu na "niektóre sceny", chodziło im głównie o te pelerynki biało-czerwone, które Ania kupiła zresztą w sklepie z odzieżą patriotyczną.
Że to kpina z barw narodowych czy coś takiego i że w ogóle jest to polityczny spektakl i nie będę mógł go pokazywać za granicą, bo to jest nie sztuka, ale polityka. Odpowiedziałem, że po prostu nie mają poczucia humoru, bo tekst Doroty Masłowskiej wali we wszystkie warstwy społeczne i obozy polityczne, w takiej gombrowiczowskiej formie. Niesamowite, pierwszy raz poczułem, że tu w Polsce jesteśmy cenzurowani.
Usłyszałem też, że jeżeli będę się wypowiadał na ten temat do prasy, a szczególnie za granicą, to Instytut cofnie mi dotację do programu, który kochamy - „Młody TR”. Odczytałem to jako szantaż.
Rozmowa jak za PRL. Kino moralnego niepokoju.
Padło pytanie, co wybieram: swoje poglądy polityczne, czy dobro instytucji i rozwijanie talentów młodych ludzi.
A gdybyś miał spojrzeć na obecną Polskę z użyciem literatury. Kto przychodzi ci do głowy?
Grzegorz: Witkacy i Gombrowicz, Witkacego strach przed „onymi”, ten rodzaj zagrożenia, z Gombrowicza przede wszystkim absurd, to razem tworzy aberrację, jaką dzisiaj mamy.
Absurd jest rozbrajający, ale widzę też coraz więcej zwykłego strachu. Jak rozmawialiśmy ze znajomymi o tym kaszleniu, to ludzie się po prostu bali pójść i protestować. Zwłaszcza teraz, w czasie epidemii. Zastraszanie zaczyna działać.
Władza nam po prostu zamyka gęby, a mówiąc uroczyście odbiera konstytucyjne prawo do wyrażania swoich poglądów. Gesty protestu, nawet takie drobne jak nasz, stają się jakimś rodzajem wykroczenia.
Działa także na zasadzie wewnętrznej cenzury. Coraz częściej zdarza się, że ludzie mogą się wypowiedzieć dla OKO.press, ale tylko anonimowo.
Ludzie się po prostu boją. I ten strach przed władzą miesza się ze strachem przed wirusem. Nakłada się ta czapa strachu na społeczeństwo, a rząd umiejętnie się w tym porusza, wykorzystuje, ustanawiając przy okazji absurdalne prawo, jak ta ustawa, że dzieci mogą brać udział w polowaniu z argumentacją w Sejmie, że one się uczą przyrody i ekologii.
Absurd śmieszy, ale też przeraża, bo absurdalna ustawa jest sygnałem, że władzy wszystko wolno. Wydaje mi się, że pojawia się takie napięcie, jakie było odczuwane w latach 30. XX wieku, przed II wojną, któremu dawali wyraz i Witkacy, i Gombrowicz.
Jakby oczekiwanie na coś groźnego, apokalipsę, krańcowe rozwiązanie, dla mnie to jest ten wyczuwalny nastrój. Że coś się strasznego stanie.
Ale to jest także nasza wina, że nie mamy narracji w odpowiedzi na propagandę władzy. Także w kulturze, bo minister kultury jest przecież propagandzistą.
A z perspektywy kostiumografki?
Anna: Lalki - nasze awatary są znakiem wolności. Naszym hasłem jest "NIECH DZIKOŚĆ WAS W TYCH TRUDNYCH CZASACH NIE OPUSZCZA A WASZE SERCA PŁONĄ!", bo odpowiedzią na strach może być odrobina szaleństwa.
Z Olgą chcemy stworzyć takie właśnie miejsce w centrum Żoliborza, gdzie się urodziłam i wychowywałam, zresztą parę numerów od domu prezesa. Dzielnica jest tu ważna, bo jest tu długa tradycja świadomości obywatelskiej.
Na Mickiewicza mieszkał też Jacek Kuroń. Z racji naszych zawodów, bo Olga też jest scenografką, będzie to specjalny komis odzieżowy, ale przede wszystkim miejsce spotkań, równości. Marzę o tym, żeby poznać ludzi z mojej dzielnicy.
Chcemy żeby to miejsce było dla wszystkich, niezależnie od rasy, poglądów politycznych, wieku czy statusu ekonomicznego. Będzie też kosz społecznościowy z ubraniami za darmo. Nasze lalki będą tam wszystkich witać, chyba, że pójdą akurat na jakąś demonstrację.
Grzegorz Jarzyna reżyser teatralny, operowy i filmowy. Poza TR Warszawa, którego jest liderem od 1998 roku, pracował m.in. w Monachium, Pekinie, Wiedniu, Moskwie, Berlinie. Eksperymentuje, szuka nowych form, wspiera młodych twórców. Debiutował „Bzikiem tropikalnym” wg Witkiewicza (Teatr Rozmaitości, 1997). Ostatnie spektakle i projekty to „Iwona, Księżniczka Burgunda" Gombrowicza (Teatr Narodów w Moskwie, TR Warszawa, 2016 ), „G.E.N" (TR Warszawa, 2017), „Dwa miecze" (Pekin oraz TR Warszawa, 2018), „G.E.N VR”, czyli pierwsze na świecie Cinematic VR z udziałem publiczności, pokazane na festiwalach w Yokohamie i Nowym Jorku w 2018. W marcu 2019 na scenie TR Warszawa/ATM Studio „Innych ludzi” na podstawie powieści Doroty Masłowskiej. Spektakl ma charakter partycypacyjny, zrealizował go kolektyw aktorów z zespołu TR Warszawa, kompozytorów, artystów hip-hopu, grafików, artystów wizualnych i twórców wideo.
Anna Axer-Fijałkowska, aktorka filmowa i teatralna, jako kostiumografka pracowała w filmie i teatrze z wieloma reżyserami (Aernout Mik, Martin Clapp, Redbad Klijnstra, Ewelina Pietrowiak, Anna Smolar, Artur Urbański, Anna Karasińska, Yana Ross). Stale współpracuje z Jarzyną, stworzyła kostiumy m.in. do dwóch oper wystawionych w Bayerische Staatsoper w Monachium (2011) i wielu spektakli: "Iwony Księżniczki Burgunda" (Moskwa), "Dwóch Mieczy"(Pekin) oraz przedstawień w TR Warszawa: "Druga kobieta" (2014), "Męczennicy" (2015). GEN (2017) oraz "Inni Ludzie" (2019).
Olga Mazur, kończy warszawską ASP. Zajmuje się scenografią i projektowaniem kostiumów. Asystowała przy scenografii do "Hejtera" w reż. Jana Komasy, oraz asystowała Annie Axer-Fijałkowskiej przy tworzeniu kostiumów do "Innych Ludzi" w reż. Jarzyny w TR Warszawa. Obecnie pracuje nad scenografią do "Trzech dni deszczu" w reżyserii Rafała Mohra w teatrze WarsSawy. Zajmuje się także malarstwem.
Założyciel i redaktor naczelny OKO.press (2016-2024), od czerwca 2024 redaktor i prezes zarządu Fundacji Ośrodek Kontroli Obywatelskiej OKO. Redaktor podziemnego „Tygodnika Mazowsze” (1982–1989), przy Okrągłym Stole sekretarz Bronisława Geremka. Współzakładał „Wyborczą”, jej wicenaczelny (1995–2010). Współtworzył akcje: „Rodzić po ludzku”, „Szkoła z klasą”, „Polska biega”. Autor książek "Psychologiczna analiza rewolucji społecznej", "Zakazane miłości. Seksualność i inne tabu" (z Martą Konarzewską); "Pociąg osobowy".
Założyciel i redaktor naczelny OKO.press (2016-2024), od czerwca 2024 redaktor i prezes zarządu Fundacji Ośrodek Kontroli Obywatelskiej OKO. Redaktor podziemnego „Tygodnika Mazowsze” (1982–1989), przy Okrągłym Stole sekretarz Bronisława Geremka. Współzakładał „Wyborczą”, jej wicenaczelny (1995–2010). Współtworzył akcje: „Rodzić po ludzku”, „Szkoła z klasą”, „Polska biega”. Autor książek "Psychologiczna analiza rewolucji społecznej", "Zakazane miłości. Seksualność i inne tabu" (z Martą Konarzewską); "Pociąg osobowy".
Komentarze