„Pacjentki boją się zachodzić w ciążę, a te, które są w ciąży, nie mają zaufania do lekarzy. To bardzo ważne, by to zaufanie odbudować, ale musi być wola każdej ze stron”. W rozmowie z OKO.press posłanka Lewicy Katarzyna Kotula mówi, czy przeprosi za tweeta o lekarzach, który wywołał burzę
Po tragicznej śmierci Doroty z Nowego Targu, która, będąc w ciąży, na czas nie otrzymała pomocy medycznej, trwa spór o odpowiedzialność. Kto jest winien — lekarze, czy wyrok TK? Całą historię Doroty opisaliśmy tutaj:
Burzę na Twitterze rozpętała posłanka Lewicy, Katarzyna Kotula, oskarżając o tragedię lekarzy. Od razu, tego samego dnia, odpowiedziała jej Naczelna Izba Lekarska, która do tej pory milczała.
Rozmowa z Katarzyną Kotulą.
Magdalena Chrzczonowicz: Napisała Pani na TT: “Dorota nie żyje, bo lekarze patrzyli, jak umiera. Drodzy lekarze i drogie lekarki – przestańcie nas zabijać!” Mocno.
Katarzyna Kotula: To zdanie, które faktycznie bardzo poruszyło środowisko lekarskie i opinię publiczną. Ale emocje, mówię o komentarzach pod tweetem, układały się różnie, w większości jednak po stronie kobiet, po stronie pacjentek.
Dodam, że to był cytat z nazwy wydarzenia, demonstracji, która ma nagłośnić sprawę śmierci pani Doroty.
To także wyraz naszej frustracji. Od lat apelujemy do środowiska medycznego o włączenie się w debatę publiczną w sprawie aborcji, w sprawie także takich przypadków jak przypadek Izabeli z Pszczyny, czy teraz po śmierci pani Doroty.
Te głośne historie kobiet, które znamy z imienia i nazwiska, poruszały opinię publiczną i wtedy oczekiwałyśmy, że będzie jakiś silny, jasny głos środowiska, które stanie po stronie swoich pacjentek i po stronie ich bezpieczeństwa.
Tego głosu nie było. Były pojedyncze stanowiska różnych instytucji po wyroku TK – ale i tak dość zachowawcze.
Mówiono m.in. o tym, że obowiązujący przed 2021 r. tzw. kompromis dawał kobietom możliwość wyboru. I dlatego te stanowiska częściowo zakłamywały rzeczywistość, bo wiemy, że są i były wtedy na mapie Polski białe plamy, gdzie aborcje się nie odbywały.
Kobiety nie miały wcale faktycznego wyboru przed wyrokiem.
Zgadzamy się natomiast co do tego, że Zjednoczona Prawica dokręciła śrubę. I nastąpił efekt mrożący, który przewidziałyśmy i mówiłyśmy o tym jeszcze przed decyzją TK.
Pacjentki boją się zachodzić w ciążę, a te, które są w ciąży, nie mają zaufania do lekarzy.
To bardzo ważne, by to zaufanie odbudować, ale musi być wola każdej ze stron. Może tragiczna śmierć pani Doroty wyzwoli taką chęć rozmowy i dobrej woli ze strony środowiska lekarskiego.
Brak tej dobrej woli i głosu lekarzy po poprzednich takich tragicznych przypadkach wyzwoliło emocje, które wczoraj sięgnęły zenitu.
Co ta dobra wola miałaby oznaczać?
Chciałabym na przykład, żeby funkcjonowały jasno sprecyzowane wytyczne, standardy, rekomendacje medyczne w sytuacjach takich, jak ta z Nowego Targu i żeby lekarze wiedzieli, co robić, jak się zachować, a nie dzwonili do konsultanta, gdy pacjentka leży na stole. Oczywiście to takie minimum, dopóki rządzi PiS.
Po Pani tweecie odezwała się – w święto! – Naczelna Izba Lekarska żądając przeprosin. Przeprosi Pani?
Zapraszam do debaty i do refleksji nad tym, dlaczego te emocje są w zenicie. Liczę na to, że spotkamy się w pół drogi, że każdy z nas zrobi pół kroku wstecz i że usiądziemy do merytorycznej rozmowy.
Mam nadzieję, że to się wydarzy na przykład na najbliższym posiedzeniu parlamentarnego zespołu ds. praw reprodukcyjnych [14 czerwca], na który wszystkich zapraszam. Mam nadzieję, że będzie tam zarówno Rzecznik Praw Pacjenta, jak i przedstawiciele Naczelnej Izby Lekarskiej, czy też Okręgowych Izb Lekarskich, konsultanta krajowego w dziedzinie położnictwa oraz przedstawiciele polskiego towarzystwa ginekologów i położników. To wszystko bardzo ważne głosy. Potrzebujemy ich zaangażowania.
Mam też nadzieję, że będzie ktoś z Ministerstwa Zdrowia. Tylko w sytuacji, gdy każdy z nas wykazuje dobrą wolę i chęć rozmowy, możemy faktycznie coś zmienić. Inaczej śmierć pani Doroty będzie tylko kolejną dramatyczną historią kobiety, ciężarnej kobiety, która zmarła w polskim szpitalu w momencie, w którym powinna mieć pełne poczucie bezpieczeństwa, możliwość wyboru, a rodzina powinna czuć, że ich żona, partnerka, matka, córka jest w pełni zaopiekowana.
Nie wystosowała Pani oficjalnych przeprosin, ale dzisiaj spotkała się Pani z Michałem Bulsą, Prezesem Okręgowej Rady Lekarskiej w Szczecinie. O czym rozmawialiście?
Tak, zostałam przez niego zaproszona. Pan doktor już wcześniej był aktywny w sprawach dotyczących praw reprodukcyjnych. Brał udział w spotkaniach organizowanych przez środowiska kobiece w Szczecinie, na których była obecna także Fundacja na Rzecz Kobiet i Planowania Rodziny. To pokazuje, że jest otwarty.
Cieszy mnie bardzo, że ten tweet doprowadził do tak szybkiego spotkania, na którym mogłam wyrazić swoje oczekiwania, ale także chęć współpracy. Zaskoczyło mnie wcześniej, że Naczelna Izba Lekarska nie była w stanie wydać stanowiska po śmierci pani Doroty, a teraz w tempie ekspresowym, w święto, odniosła się do mojej wypowiedzi.
A dr Bulsa coś zadeklarował?
Zadeklarował chęć współpracy i rozmowy o standardach, wytycznych, o których mówiłam wcześniej. Oczywiście chodzi o to, by nie tylko o nich rozmawiać, ale i wprowadzić je w życie. Mam poczucie, że tutaj uzyskaliśmy porozumienie. Zresztą, wiem już, że po naszej rozmowie dr Bulsa jest w kontakcie z PTGiP (Polskie Towarzystwo Ginekologów i Położników) w tej sprawie.
Dlatego mam poczucie, że jest szansa na dalsze kroki. Wierzę w to, że lekarze, jak już ostygną emocje po wymianie tweetów, będą chcieli zaangażować się w te prace i dalej rozmawiać. My, posłanki Lewicy, od lat chcemy na przykład porozmawiać o dekryminalizacji aborcji albo o tym, by misoprostol był lekiem, który można w szpitalach, wykonując aborcję, stosować.
Powiedziała Pani dr Bulsie o tym misoprostolu?
Tak.
Oczywiście, to marzenia na przyszłość. W idealnym świecie spotkalibyśmy się kiedyś na jakiejś debacie, w której uczestniczyliby wszyscy: lekarze i lekarki, FEDERA, Aborcyjny Dream Team.
No, ale na razie róbmy to, co jest możliwe. Na razie wypracujmy standardy, które będą pierwszym krokiem do zapewnienia kobietom bezpieczeństwa, ale także odzyskania zaufania do lekarzy przez pacjentki. Sądzę zresztą, że to także dałoby lekarzom poczucie bezpieczeństwa.
Jak powinny te standardy, o których Pani mówiła wyglądać? Pytam o sytuację tu i teraz — czyli PiS rządzi i obowiązuje wyrok TK.
Po pierwsze, to powinny być standardy, które obowiązują w każdym szpitalu, każdej placówce i nie zależą od poglądów i opinii lekarza. Są jednolite.
Po drugie, nikt się nie zastanawia i nie opóźnia ratowania zdrowia i życia kobiety.
Po trzecie, pacjentka powinna mieć jasną informację, jaka jest jej sytuacja, co grozi jej, a co zagraża ciąży. I do czego ma prawo. I żeby mogła faktycznie podjąć decyzję. W przypadku Izabeli z Pszczyny i Doroty z Nowego Targu tak się nie stało. Na razie mamy przypadki, że być może kobieta nie ma wyboru, bo nawet jeżeli będzie chciała przerwać ciążę, to lekarz ma inną opinię i tego nie zrobi.
Konieczne jest także, by w wypracowaniu tych standardów brało udział Ministerstwo Zdrowia. I zapewniło np. rozporządzeniem ich realizację.
Trzeba mocno podkreślić, że dzisiaj mówimy jedynie o tej przesłance, która wciąż obowiązuje w polskim, drakońskim prawie, czyli zagrożenie zdrowia i życia. To takie minimum na ten moment.
Powtórzę: te standardy nie działały i przed wyrokiem TK, przez 30 lat obowiązywania tzw. kompromisu.
Właśnie, przez 30 lat. Te postulaty do środowiska lekarskiego to jakaś nowość w tej ponad 30-letniej historii prawa antyaborcyjnego. Zazwyczaj mówiło się prawodawstwie, politykach, ewentualnie sądach. A teraz ta debata weszła w nową fazę — apelu do lekarzy.
Zgadza się, chociaż my, posłanki Lewicy, mówimy już o tym od jakiegoś czasu. Nie ma szans na zmianę w obszarze praw reprodukcyjnych bez współpracy ze środowiskiem lekarskim. Bez zaangażowania tego środowiska będziemy druga Irlandią.
To źle?
Źle w tym sensie, że tam udało się zmienić prawo, ale z realizacją jest cały czas duży problem. To byłby dla Polski zły scenariusz.
Powiedzmy, że wygrywa u nas opozycja, nawet udaje się zliberalizować prawo. Ale ono jest martwe, bo lekarze są w kontrze. Marny sukces.
Ale mam naprawdę poczucie, że ta debata się u nas zaczęła, że udało się m.in. tymi tweetami wciągnąć środowisko lekarzy w rozmowę. Wszyscy lekarze i lekarki, instytucje zrzeszające lekarzy powinny być żywo zainteresowane uczestnictwem w takiej debacie.
No dobrze, debata się rozpoczęła, wciągnięto do niej lekarzy. Ale czy oni faktycznie będą chcieli coś zmienić? Czy to środowisko nie jest zbyt konserwatywne, kostyczne?
Być może, tego najbardziej się obawiam. Nie chciałabym, żebyśmy się okopali na własnych pozycjach. Szczególnie nie chciałabym, żeby środowisko lekarskie to zrobiło. Chciałabym, żeby jednak pokazało odrobinę dobrej woli, z naszej strony ta dobra wola jest.
To nie jest pierwsza sytuacja, w której apelujemy o spotkanie, o stanowisko, jakąś współpracę, apelujemy o to od dwóch lat, od wyroku TK.
To, co cieszy, to to, że w środowisku lekarskim są właśnie osoby młode, osoby zaangażowane, które chcą współpracy.
Jeśli będziemy mieć więcej takich lekarzy, będziemy realnie w stanie ocenić, czy naprawdę możemy zliberalizować prawo aborcyjne Polsce i doprowadzić do sytuacji, w której każda kobieta w Polsce będzie miała do niej dostęp.
A jakie będą teraz Pani dalsze kroki, by zapobiec takim sytuacjom w przyszłości?
Będę dalej rozmawiać z lekarzami, angażować ich w prace nad wytycznymi. W środę zapraszam wszystkich na posiedzenie sejmowego zespołu do spraw praw reprodukcyjnych. Mam nadzieję, że będą tam przedstawiciele środowiska medycznego, ale też organizacje kobiece. Mam nadzieję, że to będzie początek współpracy — że dowiemy się, co jest możliwe w ramach prawa, co trzeba uzupełnić, co dopracować.
Liczę, że uda się nawiązać współpracę z Ministerstwem Zdrowia — żeby decydenci także nie umywali rąk od problemu. Powinno im zależeć na tym, by pacjentki czuły się bezpiecznie. Nie jest dobrą praktyką, by organizacje, posłanki i media były zmuszone interweniować w szpitalach, gdzie życie kobiety jest zagrożone.
Dlatego na koniec apeluję do wszystkich lekarzy i lekarek — jako kobieta, polityczka, pacjentka: stańcie po stronie swoich pacjentek.
Naczelna OKO.press, redaktorka, dziennikarka. W OKO.press od początku, pisze o prawach człowieka (osoby LGBTQIA, osoby uchodźcze), prawach kobiet, Kościele katolickim i polityce. Wcześniej pracowała w organizacjach poarządowych (Humanity in Action Polska, Centrum Edukacji Obywatelskiej, Amnesty International) przy projektach społecznych i badawczych, prowadziła warsztaty dla młodzieży i edukatorów/edukatorek, realizowała badania terenowe. Publikowała w Res Publice Nowej. Skończyła Instytut Stosowanych Nauk Społecznych na UW ze specjalizacją Antropologia Społeczna.
Naczelna OKO.press, redaktorka, dziennikarka. W OKO.press od początku, pisze o prawach człowieka (osoby LGBTQIA, osoby uchodźcze), prawach kobiet, Kościele katolickim i polityce. Wcześniej pracowała w organizacjach poarządowych (Humanity in Action Polska, Centrum Edukacji Obywatelskiej, Amnesty International) przy projektach społecznych i badawczych, prowadziła warsztaty dla młodzieży i edukatorów/edukatorek, realizowała badania terenowe. Publikowała w Res Publice Nowej. Skończyła Instytut Stosowanych Nauk Społecznych na UW ze specjalizacją Antropologia Społeczna.
Komentarze