0:000:00

0:00

W pierwszym miesiącu urzędowania premier Morawiecki odebrał brutalną lekcję polityki zagranicznej - pisze dla OKO.press Katarzyna Pełczyńska-Nałęcz, specjalistka polityki wschodnioeuropejskiej, wiceminister spraw zagranicznych (2012-2014) i ambasador RP w Moskwie (2014-2016).

Z nominacją nowego premiera pojawiły się głosy, że młody, mówiący po angielsku polityk będzie w stanie ocieplić międzynarodowy wizerunek Warszawy, zwłaszcza zaś poprawić nasze nadwyrężone stosunki z Brukselą i niektórymi unijnymi partnerami. Sam premier wydawał się potwierdzać ten optymizm deklarując w swoim exposé m.in. „My chcemy żeby Polska była wielka. Polska jest częścią Zachodu. A jeśli tak, to musi mieć globalne aspiracje i nie bać się konkurencji. Nie bać się współpracy”.

Dwie pierwsze podróże zagraniczne Mateusza Morawieckiego szybko przekreśliły te oczekiwania. Dowiodły one, że

relacje międzynarodowe Polski stały się dzisiaj zakładnikiem antydemokratycznej i antyunijnej polityki wewnętrznej. Bez zmiany tej polityki nasz kraj czeka coraz więcej upokorzeń, które rząd będzie kompensować eskalacją pompatycznej narracji na rynku wewnętrznym.

Pół godziny Macrona

W tydzień po nominacji premier Morawiecki uczestniczył w szczycie UE. Na dwustronne spotkanie z Emanuelem Macronem, francuski prezydent spóźnił się pół godziny, co w języku dyplomatycznym nie jest bynajmniej objawem szacunku. W czasie rozmowy poruszona została kwestia reform sądownictwa i naruszeń praworządności w Polsce.

Nie doszło natomiast do spotkania z szefem KE, gdyż polski premier z niewyjaśnionych przyczyn opuścił szczyt 1,5 godziny przed końcem. W efekcie był jedynym przywódcą kraju członkowskiego, który nie uczestniczył w części obrad dotyczących Brexitu.

Pojawienie się nowego polskiego premiera na „salonach europejskich” nie zmieniło także, wbrew oczekiwaniom niektórych polityków i ekspertów, decyzji Komisji o uruchomieniu wobec Polski art. 7 traktatu o Unii Europejskiej.

W drugim tygodniu sprawowania urzędu Mateusz Morawiecki przewodził więc rządowi jedynego w historii UE państwa członkowskiego, wobec którego wszczęto procedurę, której celem jest piętnowanie za poważne naruszenia praworządności.

Budapeszt, czyli samotność

Pierwszą oficjalną wizytę dwustronną nowy szef Rady Ministrów złożył w Budapeszcie. Oświadczenia Morawieckiego i Orbána wygłoszone w czasie konferencji prasowej potwierdziły, że

poza „migrantofobią” oraz antyliberalną ideologią Polskę i Węgry łączy niewiele.

Trudno zresztą oczekiwać poważnych wspólnych interesów z państwem, z którym nie graniczymy, a którego gospodarka pod względem potencjału plasuje się na 18. miejscu w UE z 0,8 proc. udziałem w unijnym PKB - dla porównania gospodarka Polska zajmuje 10 miejsce z udziałem 2,9 proc. Sam fakt wybrania takiego właśnie kraju, jako celu pierwszej wizyty zagranicznej, ilustruje poziom osamotnienia Polski w Unii i szerzej w Europie.

Cztery polskie wizytówki

Dzisiaj w relacjach międzynarodowych, jeśli nie jest się wielkim mocarstwem, trzeba mieć, tak jak każdy zwykły śmiertelnik, wizytówkę - z krótkim wytłumaczeniem kim się jest, jaką „firmę” się reprezentuje i jakie zajmuje w niej stanowisko.

Za czasów ZSRR nasza wizytówka wyglądała następująco: „Polska - blok sowiecki".

Potem zmieniła się na: „Polska - kandydat do UE i NATO".

Wreszcie, w ostatniej dekadzie mogliśmy powiedzieć o sobie „Polska - sukces transformacji, najbardziej znaczący kraj »nowej Unii«”.

Ta wizytówka zaczęła nam otwierać drzwi w relacjach z Rosją - Moskwa uznała, że trudno będzie się porozumieć z Unią, bez dialogu z jej kluczowym ”młodym"członkiem". Wzbudzała szacunek na Ukrainie - Polskę uznano tam za model do naśladowania i most do UE, wreszcie budowała naszą pozycję w Brukseli - sukces Polski był bowiem sukcesem modelu transformacyjnego Unii, oraz w Europie Środkowej.

W tej ostatniej nie założono nam wprawdzie „korony lidera”, ale jeśli region chciał w UE wspólnie zabrać głos, to bez Warszawy takie wystąpienie było nie do pomyślenia.

Polski rząd i jego nowy premier właśnie doświadcza tego czym są relacje z innymi krajami - z wizytówką, która jest bardziej świadectwem degradacji, niż rozwijającej się kariery.

Przy nazwisku ciągle widnieje znacząca firma - Unia Europejska, ale nie ma już żadnego prestiżowego stanowiska. Co więcej, znajduje się tam adnotacja: „Polska - adresat art. 7”.

Premier Morawiecki miał nadzieję, że uda mu się wydrukować własne wizytówki: ”Polska - kraj prawdziwych wartości", albo "Polska - wzór demokracji, lider Trójmorza”. Rzeczywistość szybko zweryfikowała te wyobrażenia, pokazując, że takie wizytówki można rozdawać wśród własnych zwolenników w kraju. Jednak na świecie budzą one tylko zniesmaczenie i natychmiast lądują w politycznym śmietniku.

*Katarzyna Pełczyńska-Nałęcz

  • 1994-2003 pracowała w Instytucie Filozofii i Socjologii PAN, gdzie w 1999 roku obroniła pracę doktorską „Aktywność polityczna Polaków 1989-1995";
  • do 2012 w Ośrodku Studiów Wschodnich, m.in. jako kierownik działu rosyjskiego i wicedyrektor;
  • 2009-2010 – członek Komitetu Sterującego Forum Społeczeństwa Obywatelskiego Partnerstwa Wschodniego;
  • 2008-2012 członek Polsko-Rosyjskiej grupy ds. Trudnych;
  • uczestniczka wielu polskich i międzynarodowych projektów badawczych;
  • autorka kilkudziesięciu publikacji poświęconych transformacji w Rosji i krajach Europy Wschodniej, stosunkom polsko-rosyjskim, polskiej i unijnej polityce zagranicznej;
  • 2012-2014 wiceminister spraw zagranicznych;
  • 2014-2016 ambasador w Rosji.
  • dyrektor programu Otwarta Europa Fundacji im. Batorego.
;

Udostępnij:

Katarzyna Pełczyńska-Nałęcz

Dyrektorka instytutu Strategie2050. Pełniła funkcję podsekretarza stanu w Ministerstwie Spraw Zagranicznych (2012-2014) oraz ambasadora RP w Federacji Rosyjskiej (2014-2016). Po zakończeniu służby dyplomatycznej kierowała programem Otwarta Europa Fundacji im. Stefana Batorego, a następnie think tankiem Fundacji - forumIdei.

Komentarze