Justyna, mama rocznej Marceliny: „Zainteresowałam się w ciąży tym, co się dzieje na naszej planecie i pożałowałam. Zrozumiałam, że moje dziecko nie zobaczy takiego świata jaki ja widziałam będąc w jej wieku. Gdybym wiedziała to, co teraz, to bym decyzję o dziecku opóźniła do momentu, aż rządy będą coś robić”
Dla wielu osób w wieku reprodukcyjnym kluczowym pytaniem staje się decyzja o urodzeniu potomstwa, osoby, które już dzieci mają, muszą zmierzyć się z emocjami o losie, który czeka ich dzieci w związku z nadciągającą katastrofą klimatyczną.
Z rozmów z rodzicami świadomymi katastrofy klimatycznej przebija ponury nastrój. Jak mówi Lucyna Wieczorek z organizacji Angry Parents (z ang. Wściekli rodzice): „Cała uwaga mojej 18-letniej córki jest zwrócona na Młodzieżowy Strajk Klimatyczny (MSK). Cały czas wolny, literatura, którą czyta, związane są z kryzysem klimatycznym".
„Chciałabym żeby moja córka miała więcej beztroski. Ale jednocześnie cieszę się, że ma 18 lat, a nie np. 4. Współczuję rodzicom, którzy mają małe dzieci. W tym jest taki brak radości. Zwykle jak rodzi się dziecko, to się cieszymy, chcemy patrzeć z zaufaniem w przyszłość. A teraz przyszłość budzi niepokój”.
Małgosia, mama 3-letniej Tosi i miesięcznego Alberta: „Wydaję na świat ludzi, którzy mogą być ofiarami katastrofy klimatycznej. Być może moje dzieci nie będą miały co jeść i pić”.
Wściekli rodzice dla klimatu
Lucyna opowiada, że grupa Angry Parents powstała w celu wsparcia młodzieży z MSK, dodać siły ruchowi, zaangażować nauczycieli. Nazwa »wściekli rodzice« oddaje stan w jakim jest większość z nich: „Złościmy się na to, w jakim stresie są nasze dzieci, bo ciągłe informacje o degradacji przyrody są trudne nawet dla dorosłego. A przede wszystkim czujemy złość, że osoby za to odpowiedzialne nie robią tyle, ile powinny. To też złość z bezradności, która pojawia się kiedy chcemy obronić siebie i nasze dzieci”.
Angry Parents zrzesza w grupie na Facebooku ok. 1000 osób, które przede wszystkim wspierają działania i popierają postulaty Młodzieżowego Strajku Klimatycznego, choć, jak mówi Lucyna, młodzież poradziłaby sobie bez tego wsparcia.
Jednym z zadań jest trafiać do innych rodziców. Więcej informacji można znaleźć na fanpage’u Rodzice dla klimatu.
Podobna grupa, „Rodzice dla Klimatu”, działa w Łodzi i ma na razie ok. 150 członków i członkiń. Monika, 32-letnia etnografka i mama trzyletniego Tymka, opowiada, że gdy dowiedziała się z zeszłorocznego raportu IPCC jak bardzo jest źle, przyłączyła się do Strajku dla Ziemi.
Okazało się, że pojawiło się tam wiele osób właśnie na fali niepokoju o dzieci. Łódzka inicjatywa zamierza wspierać młodych aktywistów z MSK w kwestiach technicznych i logistycznych.
Drugą gałęzią działań jest uświadamianie i zachęcanie do działań rodziców małych dzieci: „Staramy się dotrzeć do rodziców, którzy być może z lęku wypierają wiedzę o katastrofie klimatycznej. Przygotowaliśmy ulotkę informacyjną dla rodziców, która będzie dostępna w miejscach gdzie bywają rodzice. Ale i tak przyłącza się do nas dużo nowych osób, a one przyciągają kolejne”.
Ważnymi funkcjami obu grup jest dzielenie się wiedzą, doświadczeniem, ale przede wszystkim wzajemne wsparcie.
Adam, fizjoterapeuta dziecięcy i aktywista z Warszawy, po przeczytaniu zeszłorocznego raportu IPCC zrozumiał, że następstwa zmian klimatu dotkną nas bezpośrednio. Zdecydował się na odsunięcie w czasie decyzji o urodzeniu dziecka.
„Dziś już jestem przekonany, że nie będę miał dzieci. Świadomość zmian klimatycznych mnie przytłacza. Na początku moja żona nie dzieliła tego poglądu, ale w miarę zapoznawania się z informacjami na ten temat zgodziła się, że posiadanie dziecka nie jest obecnie dobrym pomysłem”.
Podobnie artystka i aktywista związana mi.in. z Obozem dla Mierzei, Mayra, zdecydowała się nie mieć potomstwa: „Jeżeli w krótkim czasie grozi nam katastrofa to wolę jeszcze zobaczyć miejsca na świecie, które być może niedługo znikną oraz angażować się w aktywizm. Małe dziecko by mi to w dużym stopniu uniemożliwiło. Z drugiej strony może ten lęk towarzyszył każdemu pokoleniu? Moja mama bała się mieć dziecko bo żyła w cieniu zimnej wojny i groźby użycia bomby atomowej”.
Kilka miesięcy temu w Wielkiej Brytanii powstała grupa #BirthStrike (z ang. „strajk urodzeniowy”), której członkowie deklarują, że nie decydują się na dzieci z powodu kryzysu klimatycznego i obojętności rządów na to zagrożenie.
Chcą zwrócić uwagę, że spowodowana działalnością ludzi katastrofa ekologiczna wpływa na planowanie przyszłości.
Ruch ten, wbrew nazwie, nie promuje podejmowania indywidualnej odpowiedzialności za zmianę klimatu. Przeciwnie, zgodnie z naukowcami i ruchami takimi jak Extinction Rebellion, postuluje, że priorytetem w walce z globalnym ociepleniem są zmiany systemowe i sprawiedliwość społeczna.
#BirthStrike nie ma na celu oceniania i piętnowania rodziców ani osób decydujących na dzieci. Nie popiera też twierdzenia, że rozwiązaniem kryzysu klimatycznego jest kontrola populacji.
Z pewnością liczba ludności na Ziemi jest jednym z wielu czynników wpływających na ocieplenie klimatu. Jednak przekonanie, że „przeludnienie” stanowi główną przyczynę kryzysu klimatycznego, jest jednym z tych argumentów, który podważa sens zbiorowej walki o zmianę całego systemu i sprawiedliwość społeczną.
Zaledwie 10 proc. najbogatszych mieszkańców naszej planety jest odpowiedzialnych za 49 proc. emisji dwutlenku węgla do atmosfery rocznie. Natomiast 50 proc. ludzkości żyje w biedzie i odpowiada jedynie za 10 proc. emisji.
Świeżym przykładem ilustrującym tę nierówność w emisjach na naszym podwórku mogą być loty byłego marszałka Kuchcińskiego. W okresie od marca 2018 do maja 2019 Kuchciński wraz z rodziną odbył 98 lotów, które wyemitowały ok. 225 ton CO₂ do atmosfery. Średnio obywatel lub obywatelka Polski produkuje rocznie 7,5 tony CO₂.
Dzieci nie emitują dwutlenku węgla do atmosfery. Nadmierne emisje są wynikiem rabunkowej gospodarki, nadmiernej produkcji i konsumpcji oraz nierówności społecznych i ekonomicznych.
Dziennikarz specjalizujący się w zmianie klimatu David Roberts pisze, że redystrybucja dóbr na świecie, czyli zmniejszenie zarazem liczby bardzo bogatych i liczby żyjących w biedzie ludzi może mieć taki sam pozytywny efekt na emisje, co zmniejszenie populacji.
Decyzja o posiadaniu potomstwa powinna być osobista i nie należy jej oceniać. Adam rozumie osoby, które mają potrzebę posiadania i wychowywania dzieci: ”Osoby o większej świadomości klimatycznej decydują się na spełnienie własnych ambicji pokładając nadzieję w społeczeństwie, które ma jeszcze 11 lat na zmniejszenie emisji CO₂ do 50 proc. Ich dzieci będą kontynuować walkę przez następne 50 lat, aż do zerowych emisji”.
Małgosia opowiada o swoich dylematach tak: ”Mam potrzebę posiadania rodziny, jednak wiem, że nie będzie ona tak duża, jak planowałam. Szczególnie przed drugim dzieckiem dużo myślałam. Podziwiam ludzi, którzy mimo biologicznego instynktu są w stanie całkowicie zrezygnować z posiadania dzieci. Smuci mnie, że nastały czasy, w których musimy podejmować tak radykalne decyzje”.
Mayra uważa, że bycie rodzicem powinno zobowiązywać do interesowania się tym, co dzieje się z naszym światem: „Zadziwia mnie, że ludzie mający dzieci, tak mało angażują się w działania na rzecz klimatu, bo to oni powinni być tymi, którym najbardziej zależy i powinni robić więcej dla przyszłości swoich dzieciaków. Obojętność była widoczna np. podczas happeningu Die-In w Gdańsku kiedy chyba żadna osoba z wózkiem dziecięcym nie wzięła od nas ulotki”.
Jednak dziewczyny z grup rodziców dla klimatu mają także inne doświadczenie. Lucyna opowiada o znajomej mamie 7-miesięcznego dziecka, która została aktywistką właśnie po urodzeniu dziecka. Ponadto przypomina, że powinien nas cieszyć niedawny sondaż pokazujący, że ochrona klimatu to dla Polek i Polaków najważniejszy temat podczas kampanii wyborczej zaraz po ochronie zdrowia.
Komentarze