0:000:00

0:00

Prawa autorskie: Renata Dabrowska / Agencja GazetaRenata Dabrowska / A...

"Ludzie się czują zranieni, wierzyliśmy, że potrafimy być solidarni, odnosić się z szacunkiem do siebie. Mord na Adamowiczu jest wyrazem języka i sposobu uprawiania konfliktów politycznych, który niestety już promieniuje [z centrum]. Gdańsk czuje się dotknięty, tym bardziej że w wyborach powiedział, że nie życzy sobie takiej kultury politycznej" - mówi OKO.press Basil Kerski, dyrektor Europejskiego Centrum Solidarności w Gdańsku.

Byliśmy tam w nocy z czwartku na piątek (z 17 na 18 stycznia 2019). Na mrozie stoi długa na 1,5 km kolejka osób, które chcą oddać hołd zmarłemu. Trzeba odstać 5-6 godzin, ale nikt nie rezygnuje. W środku nocy udało nam się porozmawiać z dyrektorem ECS.

To nie tylko poruszenie z powodu śmierci Pawła Adamowicza, to coś więcej - mówi dyrektor Europejskiego Centrum Solidarności

OKO.press: Jest 1.30 w nocy, ludzi ciągle przybywa, stoją po 5-6 godzin, żeby go pożegnać.

Basil Kerski, dyrektor Europejskiego Centrum Solidarności w Gdańsku: Dowiedziałem się od pracowników, że być może do godziny 17.00 w piątek, kiedy trumna stąd zostanie wyprowadzona do Bazyliki Mariackiej, sto tysięcy ludzi pożegna prezydenta.

Jest potrzeba zbudowania wspólnoty wokół pozytywnych wartości, bo to wydarzenie jest tragiczne. Ludzie chcą się z Nim pożegnać.

Nie wiem, czy to będzie miało wpływ na kulturę w Polsce. Wiem tylko, że jutro przyjadą wszyscy ważni samorządowcy z całej Polski. To jest niesamowite. To nie tylko poruszenie z powodu śmierci Pawła Adamowicza, to coś więcej.

My też mamy władzę, my też mamy odpowiedzialność, chcemy innej formy konkurencji politycznej.

Paweł Adamowicz był wyeksponowanym przedstawicielem tego środowiska, ale każdy z nas, który był w jego cieniu, doświadczył próby wyeliminowania nas w sposób, mówiąc delikatnie, niesportowy.

Po wyborach samorządowych Ministerstwo Kultury o ponad 40 proc. obcięło dotacje na ECS, odebrali nam pieniądze na program. Uzasadnienie jest właściwie propagandą polityczną poniżej pasa i nazwisko Adamowicz się permanentnie w nim pojawia.

To próba ocenzurowania, kontrolowania programu instytucji publicznych, które nie odpowiadają jednemu ministrowi. A przecież należą do wszystkich podatników. Z komunikatu ministerstwa wynika, że kompletnie nie rozumieją tego.

To był atak na co? Na to, że Paweł Adamowicz systematycznie, odwołując się do wartości "Solidarności", programu "Solidarności", wytykał centralizację państwa, ograniczenie trójpodziału władzy, język, hipokryzję partii, które się powołują na chrześcijaństwo, a działają antychrześcijańsko. Już nie mówiąc o niszczeniu ładu europejskiego, który powstał dzięki "Solidarności".

Nie podawali mu ręki po Westerplatte

W jednej z ostatnich moich rozmów z wysokimi przedstawicielami rządu, powtarzali, że Adamowicz robi taką politykę kulturalną, że odczepi za chwilę Gdańsk od Polski.

Moglibyśmy długo rozmawiać o wielu konfliktach, które powodowały, że dla aktualnie rządzących polityków Paweł Adamowicz był symbolem czegoś, co było dla nich nie do zaakceptowania, z czym nie potrafili polemizować.

Potrafili z nim polemizować jedynie za pomocą języka poniżania, odgrodzenia, nie mówiąc o gestach na Westerplatte, kiedy nie podawano mu ręki. A to on w 1998 roku, jako młody prezydent miasta, zapytał, dlaczego my nie mamy obchodów 1 września. Ja to zorganizuję. I zorganizował.

To, że się jemu nie podaje ręki na Westerplatte, coś pokazuje i to wszystko ludzie wiedzą.

Mówię o rzeczach oczywistych dla ludzi, którzy tutaj przychodzą dziś w nocy. I to połączenie z tym strasznym morderstwem ojca małych dzieci, powoduje tę dynamikę.

To jest i sympatia, i szacunek, i solidarność z rodziną, ale też powiedzenie dosyć, dosyć już tego, dosyć, to musi się skończyć.

Demokracja jest po to, żeby zmieniać władze, żeby zdobywać na nowo władzę, ale na innych zasadach gry.

Polak, Europejczyk i jeszcze gdańszczanin

Jak byś opisał prezydenta Adamowicza, jaki był?

To niełatwe, bo on składał się z wielu cech, niekiedy wydawało się sprzecznych.

Zawsze w biegu, ale bez nerwowości. Zawsze z poczuciem humoru, którym potrafił rozładowywać każdą sytuację. Miał dystans do samego siebie. Z drugiej strony, miał tę godność osoby, świadomej swego mandatu demokratycznego, reprezentowania tak dumnego miasta.

Podziwiałem go za ciekawość ludzi. To cecha bardzo potrzebna samorządowcom. Muszą wychodzić zza biurek. Choć był nieśmiałym człowiekiem, to szukał kontaktu z ludźmi, był zainteresowany światem.

Był absolutnym entuzjastą tego miasta. Traktował je jako księgę. Księgę, z której można wszystkiego się dowiedzieć na pewno o XX w., na pewno o historii Polski, Europy.

No i chyba wiedział, że jego generacja stoi przed ważnym zadaniem, jak to nazywam, drugiej odbudowy Gdańska.

Nie umniejszam odbudowy Gdańska po 45 roku, ale ona nie została zakończona z powodów ekonomicznych, kryzysu późnego PRL, ale też z powodów politycznych, kulturowych. Nie była wtedy możliwa szczera, otwarta konfrontacja z całą historią, ze wszystkimi tożsamościami miasta.

Era Adamowicza to już świadomy wybór generacji ludzi, którzy wiedzieli, że muszą wybudować nowe osiedla, infrastrukturę, dokończyć materialną odbudowę, ale też zastanowić się, jakim miejscem jest ten Gdańsk.

Doświadczyli życia w zamkniętym kraju, więc odbudowę Gdańska zawsze stawiali w jakimś kontekście — także tym spoza Polski. To jest taki kosmos Adamowicza.

Mam wrażenie, że żyjemy pod presją wyboru — albo jesteś Europejczykiem, albo Polakiem. A on był jeszcze z tej generacji, że jedno i drugie jest jednocześnie możliwe, i jeszcze trzecie - Gdańsk.

Wiedział, że by zabezpieczyć Gdańsk, trzeba myśleć o Polsce, a żeby zabezpieczyć Polskę, trzeba myśleć o Europie. Żyjemy w czasach, kiedy takie podejście jest rzadkie, ale to powróci, jestem przekonany.

Jest dzieckiem "Solidarności"

I druga rzecz, jest takie hasło, nieco już nadwyrężone „działaj lokalnie, myśl globalnie”. Jego wybory polityczne były właśnie takie. On jest dzieckiem „Solidarności”, ruchu, który odnosił się do uniwersalnych wartości.

Adamowicz wiedział, że każdy człowiek ma ograniczoną siłę, ograniczony czas życia, że trzeba dokonać wyboru, by urzeczywistnić swoje idee. Był wizjonerem, któremu same idee nie wystarczały. Jego interesowała realizacja, czy materializacja idei. Nie szukał totalnych wizji naprawy świata.

Starał się wizję przenieść na konkret życia w demokracji, w pluralizmie, konkret czasem trudny, bolesny wręcz, wewnętrznie sprzeczny. To go interesowało, fascynowało.

Był intelektualistą. Nieprzypadkowo stoimy pod biblioteką, nieprzypadkowo powiedziałem nie możemy zgasić światła biblioteki, jak on — jego ciało — tutaj będzie. Bo on kochał książki.

Jest autorem dwóch — z dzisiejszej perspektywy — bardzo ciekawych książek o swojej pracy, misji. Ostatnią napisał w 2018 roku. Rozmawiałem z Edwinem Bendykiem, który powiedział, że to jest taki testament, i to nie tylko gdański.

Bardzo trudno było go zaszufladkować, wielu miało z tym problem. Każdy element jego osobowości, na którym się skupimy, rodzi pytanie dlaczego taki był?

Żeby odpowiedzieć, trzeba wiele warstw Adamowicza poznać. Dopóki żył, wydawało się, że jeszcze długa droga przed nim. I nagle to nas spadło, musimy odczytać rzeczy, które były rozpoczęte, albo dokończone na pewnych etapach.

Tak jak upamiętnienie "Solidarności", które znalazło optymalną formę w Europejskim Centrum Solidarności, tutaj. Ale jest to też miejsce, w którym stawiamy niewygodne pytania:

Co dalej z tą "Solidarnością", jakie ma ona znaczenie dzisiaj? I to nie jest zakończone, to jest otwarty proces.

Zostawił nas, niestety żegnamy się, on nas, my jego...

Granica między państwem i kościołem

Boli Cię serce, gdy patrzysz na wystawioną trumnę?

Jest to trudne... Jaki jest sens Europejskiego Centrum Solidarności. Chcieliśmy stworzyć miejsce, w którym człowiek czuje się wyjątkowo nobilitowany. Poczucie, które masz, jak wchodzisz do świątyni, obojętnie jakiej, czy wierzący, czy niewierzący.

Gdzie mówisz trochę ciszej, pojawia się inny rodzaj koncentracji.

Jest jakiś zanik agresji, inny ton, to było od początku i była to świątynia demokracji. Paweł to bardzo wierzący katolik, ktoś konserwatywny, ale twardo stawiał granice między państwem a Kościołem.

Przeczytaj także:

Był wierny swojej kulturze, ale bardzo otwarty wobec innych religii, pielęgnował ekumenizm, chodził do wszystkich wspólnot, brał udział w ich świętach. Nie tylko w czasie kampanii wyborczej.

Podkreślam jeszcze raz, jak ważna, święta, była dla niego sfera publiczna, obywatelska. Ja bym to tak ujął:

sfera publiczna bez wartości nie ma sensu, ale nie do zaakceptowania jest Kościół czy wspólnoty, które nie szanują przestrzeni publicznej otwierającej szansę spotkania z innym.

Żył w równowadze, która wydawała się jego generacji normalna, ale dzisiaj jest zachwiana z powodów wiadomo jakich, ideologicznych.

Zostaliśmy zranieni

Myślisz, że coś z tego wyniknie dla całej Polski?

To dla gdańszczan bardzo ważny moment, został zamordowany człowiek, który bywał w każdej dzielnicy, na każdej ulicy, dbał o kontakt z obywatelami, tworzył mechanizmy konsultacji.

Mord nastąpił na scenie wydarzenia, rytuału, który był oczywisty co roku.

Ludzie się czują zranieni, my zostaliśmy zranieni, bo wierzyliśmy, że potrafimy być razem, solidarni, potrafimy odnosić się z szacunkiem do siebie.

Ten mord jest wyrazem języka i sposobu uprawiania konfliktów politycznych, który niestety już promieniuje. W Gdańsku czujemy to silnie, bo jest miastem „Solidarności”, która była próbą scalenia różnych, często sprzecznych środowisk.

Gdańsk czuje się dotknięty, tym bardziej, że w ostatnich wyborach powiedział, że nie życzy sobie takiej kultury politycznej. Nie było chyba regionu w Polsce, w którym wynik wyborów samorządowych był tak jednoznaczny. To była porażka partii politycznych.

I w Trójmieście, na Pomorzu ten rezultat, już nie mówiąc o zaskakująco dużej frekwencji, był wyrazem jakiejś potrzeby. I to morderstwo jest rozdziałem tej opowieści zbiorowej.

Imigranci to bogactwo

Krytykował to, że się opowiada ludziom bajki, że można zachować dobrobyt takiego miasta jak Gdańsk, zamykając się przed światem, na przykład przed imigrantami, na przykład zamożnymi, jak to mówił, informatykami z Niemiec, z Rosji, z Ukrainy, którzy tutaj płacą podatki.

I wiedział dokładnie, że obecność takich rodzin ma też wpływ na bogactwo kulturalne miasta. On był jednym z pierwszych, który się zastanawiał, czy dziecko ukraińskie w Gdańsku ma być za 20 lat dwujęzyczne, czy kompletnie zasymilowane.

Stawiał na wielokulturowość, niech to dziecko będzie pomostem, niech się nauczy polskiego, tradycji, kultury, ale niech też nie neguje swojego bagażu. On w tym kierunku szedł.

To było bardzo racjonalne, to po prostu kwestia, jak będzie wyglądało zabezpieczenie dobrobytu mieszkańców miasta.

Albo jako gdańszczanin pochodzący z Wilna, nie kwestionował faktu, że to miasto zostało wybudowane przez niemieckojęzycznych protestantów.

Udostępnij:

Robert Kowalski

Dziennikarz radiowy i telewizyjny, producent, reżyser filmów dokumentalnych. Pracował w m.in Polskim Radiu, „Panoramie” TVP2. Był redaktorem naczelnym programu „Pegaz” i szefem publicystyki kulturalnej w TVP1. Współpracuje z Krytyką Polityczną, gdzie przeniósł zdjęty przez „dobrą zmianę” program „Sterniczki” z Radiowej Jedynki. Tworzy cykl „Kamera OKO.press”.

Przeczytaj także:

Komentarze