0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: x.comx.com

Piotr Pacewicz, OKO.press: Na FB swego Ośrodka Rehabilitacji Jeży w Kłodzku pisał pan w sobotę wieczorem: „Jeszcze rano miałem nadzieję, ale teraz zdaje się, że nie ma najmniejszych szans, aby wielka woda nie zagościła w Kłodzku, a tym samym w moim ośrodku. Zabezpieczyliśmy jeże w domkach na strychu, ale jak przyjdzie naprawdę wielka woda, to i tam nie będą bezpieczne. Jestem zrozpaczony, zbliża się koniec mojej blisko 20-letniej przygody z jeżami. Nie mam szans na odbudowanie ośrodka, przykro”. Rozmawiamy 24 godziny później. Jest pan wciąż w domu?

„Jerzy od Jeży” Gara:* Jestem teraz w domu sąsiadów, na ulicy Lutyckiej 14, na ostatnim, drugim piętrze. No i patrzę sobie na ulice, na domy i widzę po prostu ogrom wody.

Wszystko do wysokości wysokiego parteru jest pod wodą.

Ta woda przez moment się zatrzymała, ale teraz powoleńku, powoleńku rośnie. Brzydko to wygląda. Ściemnia się, w mieszkaniu robi się mrok.

Nie ma prądu? Rozmawiajmy szybko, żeby oszczędzać baterię pana telefonu. Teraz pada?

Nie, w tej chwili nie, ale są groźne zapowiedzi. To wszystko jest woda opadowa. Niestety, tak się dzieje, jak w 1997 roku, że deszczowe chmury są naganiane z północy w Kotlinę Kłodzką, opierają się na górach i wycieka z nich masa wody. Są ulewne deszcze, to wszystko spływa do Kłodzka.

Pan był tutaj w 1997 roku?

Tak, byliśmy z żoną nawet w tym samym domu, u tych samych sąsiadów. Wydaje mi się, że przynajmniej w tej chwili, wody jest trochę mniej niż wtedy. Patrzę na budynki, wtedy było gorzej. Ale sytuacja jest, jak mówią trochę dziwnie w telewizji, rozwojowa i trudno nam powiedzieć, czy to się już zatrzyma, czy jeszcze urośnie. To jest nie do określenia.

Jesteście w centrum miasta?

Trochę za centrum, ale jeszcze w środku Kłodzka, niedaleko dworca PKP, dworca PKS, no w zasadzie niedaleko wszystkiego. Rynek jest kawałek dalej, na górce pod Twierdzą Kłodzką, tam jest bezpiecznie.

A normalnie mieszkacie państwo w tym domu na parterze?

Mieszkam niedaleko, w mniejszym domu, teraz jestem w gościnie. Ci dobrzy ludzie pozbierali też innych sąsiadów i czekamy aż nasze mieszkania opuści woda i będziemy mogli zobaczyć, co się stało. Ale co się stało, to ja wiem, bo to będzie to samo, co w 1997 roku. Wszystko zniszczone, wszystko do wyrzucenia, samo wyrzucanie to kawał ciężkiej pracy.

Ile jest teraz osób w tym mieszkaniu?

Jest sąsiadka z parteru, sama, bo córka i zięć akurat na ten tydzień wyjechali na wczasy, zresztą z razem z moim synem i synową. Jest dwóch panów z I piętra, są też sąsiedzi z drugiego piętra i jest siostra pana z pierwszego piętra, która przyjechała z Niemiec z mężem w odwiedziny. Akurat teraz!

Jesteście przygnębieni, przestraszeni, wkurzeni?

Taka mieszanka nastrojów. Ja z sąsiadką z parteru przeżyliśmy to samo w 1997 roku, więc trochę inaczej już patrzymy. Ci, którzy to widzą po raz pierwszy, to widać, że są przerażeni ogromem tej wody i taką ludzką niemocą.

Człowiek w przypadku tej wielkiej wody, no nic, ale to nic nie jest w stanie zrobić, tylko patrzeć, jak woda wszystko niszczy.

Ale wasze życie nie jest zagrożone na tym drugim piętrze?

Myślę, że nie.

W razie czego jeszcze możemy wyjść na dach, czyli poziom wyżej.

A jakieś służby docierają?

Widziałem przez okno, bo mamy trochę widoku na ulicę, czyli teraz na potok, że tam łodzie czy to ze strażakami, czy z żołnierzami pływały, ale żeby się ktoś nami zainteresował, to nie. Problem mamy z telefonami, cały czas ktoś dzwoni, cały czas coś się dzieje, a my musimy mieć kontakt z ludźmi, ze światem, telefony się rozładowują, a nie ma jak naładować.

Więc gdyby ktoś jakiegoś powerbanka podrzucił, to by było dobrze.

Nawet próbowaliśmy zagadać, jak strażacy przepływali, ale nikt nie zareagował.

Wody w kranach też nie ma?

Woda jest, tylko nie nadaje się do użycia, można ją spuścić w toalecie, ale urząd miasta ostrzega, żeby nawet do mycia zębów przynajmniej dwie minuty pogotować.

Przeczytaj także:

A wracając do jeży, co będzie z pana ośrodkiem?

Ośrodka nie ma, wszystko, co było, uległo zniszczeniu.

Miałem 28 kojców ogrodowych, w każdym kojcu stał mieszkalny domek, ocieplony, obok był drugi domek, karmnik, bo jeże trzeba chronić przed kotami i deszczem. To wszystko po prostu popłynęło. Miałem też taki ładny duży pawilon, który służył jako sala edukacyjna. Woda to wszystko rozwaliła. I dwa pomieszczenia w budynku gospodarczym, jedno to szpital dla chorych jeży i drugie do wychowywania małych jeżyków. Wszystko jest potopione, połamane, nadaje się już tylko do wyrzucenia, a pomieszczenia do generalnego remontu.

Aż się boję zapytać, te jeżyki się potopiły?

Nie, proszę pana, na to nie mogliśmy pozwolić. Zdołałem je uratować, wszystkie 32.

Zgłosił się znajomy z Polanicy, sąsiedniej miejscowości, który ma busa. Zgłosił się pan od zarządzania kryzysowego, żeby koordynować akcję. Najpierw ze znajomymi zapakowaliśmy je wczoraj do klatek i wynieśliśmy na strych, żeby były bezpieczne. Jak przyjechał bus, to znieśliśmy te domki z jeżami i kontenerki do busa. Pojechały do Świdnicy do ośrodka dla zwierząt, a w międzyczasie pani Justyna z Trójmiasta wsiadła samochód i już pędziła w naszą stronę, dojechała w nocy do Świdnicy. I w tej chwili część jeży jest w Trójmieście, a część pod Warszawą u innej jeszcze pani, która też się zajmuje jeżami. Wiem, że wszystkie dojechały, całe, zdrowe i są bezpieczne.

Udało się, udało się, dla mnie to byłaby najstraszniejsza rzecz, gdyby się potopiły.

To są jeże, którym poświęciłem sporo czasu, bo to albo maluch wychowywany od maleńkiego, gdy zniszczone zostaje gniazdo i dzieci zostają bez opieki, albo jeże chore, słabe, które trzeba było ratować.

O, patrzę teraz przez okno i akurat widzę, jak ulicą-rzeką płyną dwa moje domki jeżowe. No, przykro.

Jerzy Gara z jednym ze swoich podopiecznych. Fot. FB Ośrodek Rehabilitacji Jeży w Kłodzku "Jerzy dla Jeży”

Dobrze, że pan je uratował.

Tak, choć szczerze mówiąc, było trochę załamki, bo to koniec ośrodka.

Ale czy koniec? Pan poseł Łukasz Litewka zorganizował zbiórkę i jakąś godzinę temu dostałem sms, że na koncie dla ośrodka mamy już 150 tysięcy złotych.

[Uzupełnienie od redakcji OKO.press: poseł Łukasz Litewka, znany z akcji charytatywnych i w obronie praw zwierząt napisał na FB Ośrodka Jerzego Gary: „Pan mnie nie zna, ale ja już znam Pana. Jak mogę pomóc?”. Potem dodał: „Proszę przede wszystkim zabrać jeże w bezpieczne miejsce, wiem, że ludzie pomogą, bo widzę, co tu się dzieje. Gdy już to wszystko minie i wrócicie z jeżami do domu, który zabrała woda, to… to proszę się już o nic nie martwić. „Ja to tylko gdzieś wtedy zostawię”, ale to już będziemy się do siebie tylko uśmiechać”. Ten wpis ma 12 tys. reakcji, prawie 3 tys. udostępnień i 1400 komentarzy. Zbiórka trwa]

Tylko się martwię, nie mam siły na to całe sprzątanie, 10 września skończyłem 68 lat. Trzeba wszystko wyrzucić, wszystko jest przesiąknięte taką cuchnącą, brudną wodą z mułem. I nikogo nie ma do pomocy. Ulice pełne ludzi, ciekawskich, jak sobie powodzianie radzą, chodzą jak na wycieczki, robią zdjęcia. My z żoną jesteśmy miłośnikami książek, mieliśmy ich kilka tysięcy, wszystko się utopiło, wszystko się zniszczyło, wyrzucałem na ulicę. Naprawdę chciałbym, żeby mi ktoś pomógł. Ale ludzie to sobie przeglądali te książki, które wyrzuciłem, ale jak mówiłem, żeby wejść do środka i samemu wybrać i ewentualnie pomóc wynosić, to nie było chętnych.

No tak, ale to wszystko opowieści z 1997 roku, prawda?

Tak, dzisiaj to wszystko jest jeszcze pod wodą, wszystko przed nami. Najbardziej żałuję, że zamknąłem dom. Nauczony doświadczeniem powinien zostawiać wszystkie drzwi i okna pootwierane, żeby wszystko to, co mogło wypłynąć, niechby sobie popłynęło z tą brudną wodą i miałbym o tyle mniej roboty. A tak muszę wejść tam i po prostu sam wszystko od początku do końca wyrzucić.

A żona z panem.

Proszę pana, niestety... W 1997 roku przeżywaliśmy to wszystko razem, bardzo podobnie, byliśmy dokładnie w tym samym miejscu u tych samych sąsiadów w budynku obok, bo jest po prostu wyższy, ale

w 2020 roku moja żona zmarła na raka i zostałem sam z tą powodzią.

Na pociechę mam kochanego psa, ma na imię Leoś i jest leonbergerem, wielkim, sympatycznym i pogodnym pieskiem. Leoś bardzo się denerwuje całą sytuacją.

A lubi te pana jeżyki?

Lubi, proszę pana, on kocha wszystkich. Specjalnie takiego zwierzaka chciałem, mnie odwiedza mnóstwo ludzi, przynoszą jeże, przychodzą dzieciaki z przedszkola ze szkoły podstawowej, muszę mieć takiego psa, który po prostu kocha cały świat.

Jakby pan miał powiedzieć, ile pan teraz widzi w Kłodzku dobra i solidarności, a ile jest obojętności, a może i gorszych uczuć.

Generalnie staram się widzieć to, co jest dobre. Większość ludzi jest życzliwych. Pod tym postem, który pan cytował o zagrożeniu dla ośrodka, jest ponad sześć i pół tysiąca komentarzy, dostaję cały czas mnóstwo wsparcia, po prostu niewiarygodne. Większość ludzi reaguje na nasze nieszczęścia wspaniale.

* Jerzy Gara, inżynier agronomii, absolwent Akademii Rolniczej we Wrocławiu, studia podyplomowe na Uniwersytecie Wrocławskim z biologii, przez 27 lat uczył w szkole rolniczej w Bożkowie niedaleko Kłodzka. Obecnie na emeryturze, prowadzi Ośrodek Rehabilitacji Jeży w Kłodzku

;
Na zdjęciu Piotr Pacewicz
Piotr Pacewicz

Założyciel i redaktor naczelny OKO.press (2016-2024), od czerwca 2024 redaktor i prezes zarządu Fundacji Ośrodek Kontroli Obywatelskiej OKO. Redaktor podziemnego „Tygodnika Mazowsze” (1982–1989), przy Okrągłym Stole sekretarz Bronisława Geremka. Współzakładał „Wyborczą”, jej wicenaczelny (1995–2010). Współtworzył akcje: „Rodzić po ludzku”, „Szkoła z klasą”, „Polska biega”. Autor książek "Psychologiczna analiza rewolucji społecznej", "Zakazane miłości. Seksualność i inne tabu" (z Martą Konarzewską); "Pociąg osobowy".

Komentarze