"Dziennik Gazeta Prawna" odrzuca nasze argumenty i trzyma się tezy, że program 500+ już wywołał efekt dezaktywizacji zawodowej kobiet. Ale to, co "Dziennik" przedstawił jako fakty, to tylko interpretacja danych GUS - na dodatek bardzo ryzykowna
Spór OKO.press z „Dziennikiem Gazeta Prawna” dotyczy wpływu programu 500+ na spadek zatrudnienia kobiet.
Dyskusja zaczęła się od publikacji "Dziennika" z 7 grudnia 2016 roku. Grzegorz Osiecki i Marek Chądzyński są autorami tekstu zatytułowanego „Efekt 500 plus? 150 tysięcy kobiet odeszło z pracy”, w którym napisali po prostu: "Rezygnacja z zatrudnienia przez kobiety pobierające świadczenie 500+ staje się faktem. Taki wniosek płynie z najnowszych, państwowych statystyk".
OKO.press dwukrotnie polemizowało z tą tezą. Po raz pierwszy - z tekstem DGP, którego główna teza była szeroko cytowana w Internecie. Po raz drugi - gdy w programie telewizyjnym pojawiły się oparte na tekście wypowiedzi. Ich autorami byli m.in. Henryka Bochniarz oraz wicenaczelny "Dziennika Gazety Prawej", który podniósł liczbę kobiet odchodzących z rynku pracy do 250 tysięcy.
Na teksty OKO.press odpowiedzieli dziennikarze Dziennika Gazety Prawnej.
Korzystamy z tych samych danych GUS, który w kwestionariuszowym Badaniu Aktywności Ekonomicznej Ludności (BAEL) liczy tzw. biernych zawodowo, czyli osoby po 15 roku życia, które nie pracują i nie szukają pracy oraz pyta o powody tej bierności. W różnych miejscach GUS-owskiej ankiety można zaznaczyć odpowiedź „opiekuję się dziećmi lub innymi osobami zależnymi” i „z innych powodów osobistych lub rodzinnych”. Interpretując te dane, GUS tworzy kategorię osób, które nie pracują ze względu na „obowiązki rodzinne związane z prowadzeniem domu”.
Badanie Aktywności Ekonomicznej Ludności odbywa się na podstawie kwestionariuszy, na które odpowiadają respondenci z ponad 54 tys. mieszkań. Część badana jest po raz pierwszy, część po raz drugi i kolejny.
W artykule, który dał początek całemu zamieszaniu, Grzegorz Osiecki i Marek Chądzyński napisali, że „jak pokazuje GUS, od marca do września liczba biernych zawodowo zwiększyła się o 150 tys.”. Tytuł artykułu precyzował, że chodzi o kobiety. To nie jest to prawda. Liczba biernych zawodowo kobiet między I i III kwartałem nie wzrosła, lecz spadła o 14 tys. (z 8283 tys. do 8269 tys.). Rok do roku ten spadek wyniósł 34 tys.
Rzecz w tym, że DGP nie brał uwagę ogólnej liczby biernych zawodowo kobiet, lecz analizował wyłącznie te z nich, które zostały zaliczone do kategorii niepodejmujących pracy ze względu na „obowiązki rodzinne związane z prowadzeniem domu”. DGP zaobserwował wzrost liczebności tej kategorii (przy jednoczesnym spadku całej grupy biernych zawodowo kobiet) i wysnuł wniosek, że rośnie liczba kobiet rezygnujących z pracy z powodu 500+.
To śmiałe wnioskowanie. Ponieważ:
Inaczej mówiąc: BAEL nie bada przepływów z aktywnych do biernych zawodowo z powodu "obowiązków rodzinnych i z prowadzeniem domu".
DGP pisze, że „w tym samym czasie [kiedy spada liczba osób biernych ogółem – K.F.] podgrupa kobiet, które nie pracują z powodów rodzinnych – a która jest częścią zbioru kobiet nieaktywnych zawodowo ogółem – może się zwiększać”, ale tak naprawdę rejestrujemy tylko wzrost deklaracji.
Podobnie jak np. w grupie osób od trzech lat bezrobotnych może zwiększyć się odsetek deklarujących, że przyczyną bezrobocia nie jest brak pracy, ale niskie pensje – liczba bezrobotnych pozostaje taka sama, wzrasta jedynie liczba deklarujących, że powodem bezrobocia są niskie pensje.
To nie oznacza, że część kobiet rzeczywiście nie opuszcza rynku pracy. Być może tak się dzieje, ale po pierwsze nie wiemy, jaka to część spośród grupy 101 tys., a po drugie wraz z odchodzącymi z rynku pracy kobietami nie znikają miejsca pracy. A przynajmniej nie wszystkie. Oznacza to, że 500+ może mieć swój walor aktywizacyjny - miejsca pracy, które do tej pory zajmowały kobiety odchodzące z pracy zostają objęte przez kobiety (i mężczyzn), którzy do tej pory byli albo bierni zawodowo, albo bezrobotni.
Dlatego uznałem, że teza, że 500+ wywarło już tak duży efekt na zatrudnienie, jest jedynie hipotezą, na którą nie znajdziemy dowodów w BAEL-u.
Nasza polemika poszła ostro. DGP odsądził OKO.press od czci i wiary, ale to ja pierwszy użyłem słowa „bzdura” - co było wyrazem przesadnego ferworu polemicznego.
W polemice DGP wspomina też, że resort rodziny i pracy poinformował dziennikarzy „o wzroście już w II kwartale liczby biernych zawodowo matek z dwójką dzieci, czyli takich, które kwalifikują się do 500 Plus. I to o 23 tys. osób!". Nie wiadomo, co to za dane (resort korzysta zapewne z raportów GUS), trudno więc je ocenić.
Ja z kolei dotarłem do danych GUS, z których wynika, że liczba biernych zawodowo kobiet w wieku 25-44 lata zwiększyła się o 23 tys. (zbieżność przypadkowa, mam nadzieję...). Jeżeli gdzieś efekt dezaktywizacji miałby wystąpić, to w tej grupie wiekowej, choć i tutaj w grę wchodzą inne czynniki. Ale 23 tys. to nie 150 czy 100 tys.
Tak czy inaczej trzeba poczekać na porządne badania skoncentrowane na efekcie 500+.
Dlaczego możemy mieć do czynienia nie z dezaktywizacją, a jedynie ze zmianą deklaracji biernych zawodowo kobiet?
Wskazywanie powodów „rodzicielsko-rodzinnych” może być wynikiem zmiany „dyskursywnego klimatu” debaty publicznej na bardziej konserwatywny. Osoby, które wcześniej zajmowały się dziećmi i nie chciały podawać tego jako przyczyny, teraz chętniej się do tego przyznają. Lub osoby, które wcale nie zajmują się domem, chętniej deklarują właśnie taką przyczynę bierności.
I tu - paradoksalnie - DGP może mieć o tyle rację, że skutkiem 500+ może być zmiana deklarowanych powodów bierności zawodowej - i to zarówno bezpośrednio, gdy niepracująca kobieta zaczyna dostawać od państwa 500 zł miesięcznie na dziecko i czuje się osobiście doceniona w "obowiązkach rodzinnych", jak i pośrednio, gdy kobieta sama nie dostaje świadczenia, ale dostrzega zmianę klimatu wokół obowiązków opiekuńczych i pracy w domu i chętniej podaje taki motyw swej bierności zawodowej.
Możliwe również, że biernych zawodowo, którzy decydują się na opiekę nad dziećmi, przybywa. Ale nie musi się tak dziać z powodu 500+, a przynajmniej nie tylko z tego powodu. Równie dobrym wyjaśnieniem mogą być podwyżki płac. Lepsze zarobki męża/partnera mogą skłonić żonę/partnerkę do porzucenia kiepsko płatnego zajęcia i zostania w domu. Zdarza się i odwrotnie, choć rzadziej (z sondaży CBOS można wnioskować, że w 5 proc. rodzin), że to mężczyzna rezygnuje z pracy bo żona/partnerka dobrze zarabia.
Nie kwestionuję dezaktywizującej mocy rządowego programu, zgadzam się z autorami DGP, że tak może być. Trudno się dziwić, że ktoś porzuca pracę za 1350 zł na rękę, aby za pracę w domu dostać np. niemal równowartość tej kwoty. Mówienie jednak o konkretnych liczbach jest jeszcze nieuprawnione. Tym bardziej o tak dużych, jakie podaje DGP.
Zapytaliśmy wprost rzeczniczkę prezesa Głównego Urzędu Statystycznego, czy uprawnione jest twierdzenie, że 101 tys. kobiet odeszło z pracy w wyniku otrzymania pieniędzy z programu 500+. „To nie wynika z naszych badań” – stwierdza Karolina Dawidziuk, rzeczniczka prasowa. I precyzuje: "Nie badamy zmiennej 500+”.
Analityk nierówności społecznych i rynku pracy związany z Fundacją Inicjatyw Społeczno-Ekonomicznych, prekariusz, autor poczytnego magazynu na portalu Facebook, który jest adresowany do tych, którym nie wyszło, czyli prawie do wszystkich. W OKO.press pisze o polityce społecznej i pracy.
Analityk nierówności społecznych i rynku pracy związany z Fundacją Inicjatyw Społeczno-Ekonomicznych, prekariusz, autor poczytnego magazynu na portalu Facebook, który jest adresowany do tych, którym nie wyszło, czyli prawie do wszystkich. W OKO.press pisze o polityce społecznej i pracy.
Komentarze