0:000:00

0:00

Prawa autorskie: Krzysztof Cwik / Agencja Wyborcza.plKrzysztof Cwik / Age...

To już druga rozprawa dotycząca "utrudniania" polowania na stawach w Kośmidrach (woj. śląskie) w 2021 roku. Nie możemy jednak relacjonować jej z sądu. Sędzia Eliza Włodarczyk zdecydowała o utajnieniu procesu - na sali nie może być obecna publiczność, a uczestnicy nie mogą zdradzać żadnych szczegółów dotyczących rozpraw.

Przed sądem w Lublińcu stanęli Małgorzata i Rafał Bednarkowie, mieszkańcy Kośmider i przeciwnicy polowań (to ich druga sprawa o "utrudnianie"), ornitolog Rafał Świerad, a także obecni na miejscu polowania w 2021 adwokat i operator kamery OKO.press.

Myśliwi nie chcą komentować

„Jestem głęboko zaniepokojony, tym, że sąd zdecydował się na wyłączenie jawności. Nie zgadzam się z tym kategorycznie, bo to negatywnie wpływa na gwarancję procesową (środki prawne zapewniające ochronę praw i interesów uczestników postępowania karnego – od aut.). Szczególnie, gdy jedynym z oskarżonych jest dziennikarz” - komentował w rozmowie z nami Paweł Murawski, prawnik reprezentujący operatora OKO.press.

Myśliwi, którzy postanowili pozwać tę grupę, powołują się na punkt 8 art. 52 prawa łowieckiego:

„[Kto:] celowo utrudnia lub uniemożliwia wykonywanie polowania – podlega grzywnie, karze ograniczenia wolności albo pozbawienia wolności do roku”.

To zapis, który został wprowadzony do prawa łowieckiego na początku 2020 roku w wyniku ustawy nazywanej lex Ardanowski (od nazwiska ówczesnego ministra rolnictwa). W lipcu 2022, kiedy informowaliśmy o pierwszej rozprawie, wysłaliśmy pytania do Koła Łowieckiego Żbik Katowice, które oskarżyło grupę miłośników zwierząt o utrudnianie polowania. Chcieliśmy wiedzieć, na czym to utrudnianie polegało. Pytaliśmy również, w czym przeszkadzał im dziennikarz wykonujący obowiązki zawodowe i czy myśliwi mają pewność, że na stawach w Kośmidrach nie ma gatunków chronionych. A jeśli są, to jak myśliwi odróżniają je od tych niechronionych podczas oddawania strzału.

Odpowiedź nie przyszła do dziś.

"Nie weszliśmy na teren polowania"

Stawy w Kośmidrach to miejsce, w którym co roku na początku września spotykają się myśliwi, żeby polować na ptaki. Właśnie we wrześniu zaczyna się sezon na takie polowania. Małgorzata Bednarek, mieszkanka Kośmider, w 2020 roku próbowała sama przekonać myśliwych, żeby nie polowali w tym miejscu - blisko zabudowań, na stawach, gdzie żyją chronione gatunki.

W 2021 roku zebrała większą grupę. Za obie te interwencje grozi jej teraz nawet więzienie.

„Nie weszliśmy na teren polowania” – mówiła Małgorzata Bednarek w rozmowie z OKO.press, opisując wydarzenia z 5 września 2021.

„Teren polowania nie był dobrze oznakowany, wiedzieliśmy też, że na stawach obecnie znajdują się chronione gatunki ptaków, o czym poinformowaliśmy myśliwych. Naszym zdaniem to polowanie nie powinno się odbyć. Myśliwi po krótkiej rozmowie z nami wezwali policję. Przedstawili swoje podstawy prawne, my przedstawiliśmy swoje. Policja uznała, że może się odbyć. Wszyscy zastosowali się do zaleceń policji" - dodała.

Polowanie się odbyło. Nie trwało długo, zakończono je po około pół godziny. Małgorzata Bednarek relacjonowała, że mimo oddania wielu strzałów, myśliwym udało się zabić tylko jedną kaczkę.

Zdaniem aktywistów i miłośników zwierząt polowania na ptaki w ogóle powinny być zakazane.

„Jest to ewidentna nieścisłość prawna; jak można obejmować ochroną ptaki, a jednocześnie pozwalać na strzelanie do nich. Każdy, kto widział, jak wyglądają polowania na ptactwo wodne, potwierdzi, że myśliwi nie są w stanie rozróżnić z odległości, czy strzelają do ptaka łownego, czy do chronionego. Śrut to nie jest inteligentna rakieta, zaprogramowana na jeden cel. Śrut wali we wszystko, co ma na drodze. Po wystrzale może zginąć nie tylko ptak, do którego celuje myśliwy, ale też ten, który leci obok" - mówił z kolei Rafał Świerad, ornitolog, który był na stawach w Kośmidrach we wrześniu 2021.

Całą sprawę opisywaliśmy tutaj:

Przeczytaj także:

Proces za wykonywanie swojej pracy

Operator OKO.press, który zasiada na ławie oskarżonych, wyjaśnia, że nie rozmawiał z żadnym z myśliwych. Nie wchodził na teren polowania, stał jedynie na na miejscu postojowym przed stawami i na drodze na pobliskie łąki. „Byłem zdziwiony, kiedy ktoś z grupy mnie zawołał i powiedział, że policja chce mnie spisać. Pokazałem policjantowi swoją legitymację dziennikarską, ale wyglądał, jakby w ogóle go to nie interesowało” – relacjonował po pierwszej rozprawie.

"Nie słyszałem do tej pory o takiej sytuacji, żeby wytoczono sprawę dziennikarzowi, który po prostu nagrywał wydarzenia" - komentuje w rozmowie z OKO.press Seweryn Blumsztajn, prezes Towarzystwa Dziennikarskiego, który został dopuszczony do obserwowania procesu przed sądem w Lublińcu w charakterze męża zaufania.

"Jest to naruszenie wolności mediów. Szczególnie, że dziennikarz miał przy sobie legitymację. Dodatkowym kuriozum jest wyłączenie jawności procesu.

Jako mąż zaufania nie mogę mówić, co się działo na rozprawie. Samo wytoczenie takiego procesu za wykonywanie swojej pracy, jak i zamknięcie go jest ogromnym skandalem" - dodaje Blumsztajn.

Myśliwi zaczynają sezon

Dzień przed rozprawą, 4 września, grupa mieszkańców zebrała się w okolicy stawów w Kośmidrach. "Myśliwi widzieli, że przyszło kilkanaście osób. Nie próbowali nawet wjechać na teren stawów. Wcześniej dostałam dwa telefony od lokalnego myśliwego, który chciał mnie zdenerwować" - mówi Małgorzata Bednarek.

"Za to dzień wcześniej, kiedy byłam z koleżanką na spacerze ornitologicznym, obok nas padły strzały. Pobiegłyśmy w ich stronę i okazało się, że ten sam myśliwy przyjechał na polowanie indywidualne. Przy wejściu na stawy czekał jego kolega z koleżanką, nagrywając nas. To była jawna prowokacja. Myśliwi nas zaskoczyli podczas spaceru, nie sprawdzili też, czy ktoś spaceruje nad stawami. Strzały padały w stronę spacerowiczów, narażając nas i innych na utratę zdrowia. Myśliwy nie zachował też ustawowej odległości 500 m od miejsca publicznego - czyli wiaty turystycznej przy drodze. Informowałam wcześniej koło łowieckie o obowiązku utrzymania tej odległości, zgłosiłam to również wójtowi i policji. W sobotę na miejsce przyjechał dzielnicowy, zrobił notatkę, wziął ode mnie zeznania. Myśliwi grożą mi teraz kolejnym procesem" - dodaje.

O poniedziałkowej rozprawie nic nie może powiedzieć ze względu na wyłączoną jawność procesu.

Kolejna rozprawa ma odbyć się w połowie października.

Udostępnij:

Katarzyna Kojzar

Absolwentka Uniwersytetu Jagiellońskiego i Polskiej Szkoły Reportażu. W OKO.press zajmuje się przede wszystkim tematami dotyczącymi ochrony środowiska, praw zwierząt, zmiany klimatu i energetyki.

Komentarze