0:000:00

0:00

W czwartek 19 listopada Ministerstwo Zdrowia poinformowało o 637 zgonach z powodu COVID-19. Aż 124 osoby nie miały żadnych chorób współistniejących, które są czynnikiem ryzyka w przypadku tej choroby.

To więcej o 34 zgony w stosunku do poprzedniego dnia. Wszystko wskazuje na to, że mamy do czynienia z efektem „górki” po największym wzroście wykrytych zakażeń (do ponad 27 tys.) przed dwoma tygodniami.

Za kilka dni dobowa liczba zgonów powinna zacząć spadać, bo w dół idą inne wskaźniki, co świadczy o tym, że zakażeń jest mniej. Na przykład liczba skierowań od lekarzy POZ spadła o ponad 11 tys. w stosunku do dwóch tygodni wcześniej, z 38 668 4 listopada do 27 158 18 listopada. To zbyt duży odsetek, żeby można było tłumaczyć go np. problemami z dodzwonieniem się lekarza pierwszego kontaktu.

Spada również liczba pacjentów w szpitalach i pod respiratorami: pierwszych o 276, do 22 536 , drugich o 37 do 2 080.

Czy to oznacza, że najgorsze już za nami?

Wiele na to wskazuje, choć w czwartek znów mieliśmy więcej przypadków – prawie 24 tys., po dwóch dniach, kiedy ta liczba spadła poniżej 20 tys.

I trudno to wytłumaczyć większą liczbą testów, bo ta zwiększyła się zaledwie o tysiąc w stosunku do poprzedniego dnia, a liczba przypadków o 4 tysiące.

W epidemiologii nie wysuwa się jednak wniosków z trendów jednodniowych, więc trzeba poczekać, co przyniosą najbliższe dni.

W każdym razie mamy już 796 798 wykrytych przypadków SARS-CoV-2, a z powodu zmiany strategii i testowania od września przede wszystkim pacjentów objawowych, rzeczywista liczba zakażeń w ich szczycie, czyli dwa tygodnie temu mogła być nawet 10 razy większa, czyli sięgająca milionów osób.

Czy przybliża nas to do odporności zbiorowiskowej? Nie wiemy tego, bo Polska nie prowadzi badań przeciwciał w populacji, żeby się tego dowiedzieć.

Jesteśmy - jak napisali koledzy z „Gazety Wyborczej” - „w covidowej mgle” (to parafraza opisu jednego z symptomów tzw. długiego COVID, utrzymująca się długo niemożność koncentracji i poczucie zagubienia).

W poprzednim raporcie pisałam, że naukowcy z PAN proponują systematyczne testowanie grupy losowo wybranych osób, żeby władze miały obraz sytuacji, jeśli chodzi o zakażenia. Na razie nic jednak nie wskazuje, żeby ta strategia miała zostać wprowadzona w życie.

Przeczytaj także:

Czy szkoła była rozsiewaczem wirusa?

Nie wiemy też, w jakim stopniu na wzrost zakażeń w drugiej połowie września wpłynęło posłanie dzieci do szkoły. Eksperci z wrocławskiej grupy MOCOS są na przykład zdania, że w znaczącym.

Tymczasem w czwartek Hans Kluge, regionalny dyrektor Światowej Organizacji Zdrowia na Europę, stwierdził, że szkoły podstawowe powinny być otwarte, bo dzieci i nastolatki nie odpowiadają za wzrost zakażeń.

Kluge uważa również, że lockdown to „środek ostatniej szansy” i można by go uniknąć, gdyby 95 proc. osób konsekwentnie nosiło maseczki.

Według licznika Uniwersytetu Johnsa Hopkinsa na świecie wykryto już 11,5 mln przypadków SARS-CoV-2, zmarło 1,3 mln osób. Stany Zjednoczone, mierzące się z kolejną falą epidemii, przekroczyły właśnie 250 tys. zgonów.

;

Udostępnij:

Miłada Jędrysik

Miłada Jędrysik – dziennikarka, publicystka. Przez prawie 20 lat związana z „Gazetą Wyborczą". Była korespondentką podczas konfliktu na Bałkanach (Bośnia, Serbia i Kosowo) i w Iraku. Publikowała też m.in. w „Tygodniku Powszechnym", kwartalniku „Książki. Magazyn do Czytania". Była szefową bazy wiedzy w serwisie Culture.pl. Od listopada 2018 roku do marca 2020 roku pełniła funkcję redaktorki naczelnej kwartalnika „Przekrój".

Komentarze