"Nie możemy dopuścić do tego, żebyśmy się wyzbywali najlepszego materiału genetycznego" - w taki kuriozalny sposób resort rolnictwa próbuje kryć finansową porażkę ostatniej aukcji koni arabskich w Janowie. Nie przekonuje to nawet premier Beaty Szydło, która zażądała wyjaśnień. Być może polecą głowy
"To już nie porażka, nie pogrom, a wielki skandal!" - powiedział o aukcji koni Marek Trela, były prezes stadniny w Janowie Podlaskim. "Podczas całej aukcji dominował smutek" - napisał dla OKO.press Jerzy Sawka, dyrektor Wrocławskiego Toru Wyścigów Konnych - Partynice. "Prawdę mówiąc, to nie była licytacja, to były namolne prośby aukcjonera, żeby ktoś wystawionego konia w końcu kupił. Żebranina".
Pride of Poland - bo o tym wydarzeniu mowa - jest głównym punktem Święta Konia Arabskiego. To organizowany przez Stadninę Koni Janów Podlaski cykl imprez dla hodowców koni arabskich oraz ich pasjonatów. Tegoroczna edycja miała być szczególna również z tego względu, że polska stadnina obchodzi dwustulecie swojego istnienia.
Jednak XLVIII Aukcja Pride of Poland 13 sierpnia była klapą. Z licytowanych 25 koni sprzedano zaledwie sześć. Najwięcej - 150 tys. euro - zapłacono za klacz o imieniu Prunella.
Łączna suma za wszystkie zlicytowane konie wyniosła 410 tys. euro. W porównaniu z ubiegłymi latami to dramatycznie słaby wynik.
"Celem państwowych stadnin jest zachowanie dobrej kondycji hodowli koni w Polsce. Handel końmi nie może być celem samym w sobie" - komentował po aukcji Zbigniew Babalski, sekretarz stanu w Ministerstwie Rolnictwa i Rozwoju Wsi (MRiRW). Zaznaczył, że "nie można dopuścić do tego, żebyśmy się wyzbywali najlepszego materiału genetycznego". Podkreślił, że trzeba "nasz narodowy skarb, który mamy, szczególnie w Janowie Podlaskim, starannie pilnować i hołubić".
Z porażki w "Gościu Wiadomości" TVP 16 sierpnia tłumaczył się również minister rolnictwa i rozwoju wsi Krzysztof Jurgiel. Prowadząca program Danuta Holecka przypomniała, że impreza jest atakowana przez opozycję, która nazywa ją "skandaliczną", bo "za jej czasów padały tam rekordy, a teraz taki rekord nie padł".
Minister odpowiedział:
Genetyka i utrzymanie polskich ras koni jest ważniejsze od przychodów ze sprzedaży koni. Genetyka została przez ostatnie lata zmarnowana. Te wszystkie rasy polskie - było ich siedem, a zostało pięć.
"Te zasoby genetyczne ulegały zaniknięciu i dlatego trzeba to odbudować" - dodał jeszcze minister.
Organizatorzy Pride of Poland napisali na stronie internetowej imprezy, że aukcja to "niepowtarzalna okazja do wzbogacenia hodowli o najcenniejsze okazy koni arabskich czystej krwi z najznamienitszych i najbardziej utytułowanych linii i rodów". Pojawia się więc pytanie:
to po co była ta aukcja, skoro genotyp polskich arabów jest rzekomo tak zagrożony, że nie należy zabiegać o sprzedaż koni?
I co to miałoby znaczyć, że "genetyka została przez ostatnie lata zmarnowana"? Owszem, raport NIK z 2013 roku ujawnił różne nieprawidłowości w państwowych stadninach. Ale wskazywał głównie na zaniedbania administracyjne oraz nierentowność polskich hodowli i generowane przez nie straty finansowe. Nie było tam nic o tym, by konie w tych stadninach - w tym araby - stały na skraju jakiejś "katastrofy genetycznej".
Minister Jurgiel myli się, kiedy mówi, że "było siedem, a zostało pięć" ras polskich koni. Obecnie jest ich sześć, a nie pięć: wielkopolska, huculska, śląska, małopolska oraz konik polski (zwany też biłgorajskim) i polski koń zimnokrwisty. W Polsce w XIX w. wymarła jedna rasa - tarpan. Były to konie dzikie, nieudomowione.
Ale dlaczego z tego wszystkiego miałyby wynikać jakieś postulaty ograniczania sprzedaży hodowanych w Polsce koni arabskich? Tego minister nie wyjaśnia.
Za to mówi kolejną nieprawdę:
Przychody nie były takie małe. 600 tys. euro, sprzedaliśmy kilkanaście koni.
Minister Jurgiel miał na myśli zapewne sumaryczną kwotę z dwóch aukcji. Bowiem w ramach Święta Konia Arabskiego obok Pride of Poland odbyła się dzień później Letnia Aukcja Koni Arabskich Summer Sale. Jej wynik również był słaby, na co zwróciła uwagę prasa branżowa). Z oferowanych 29 koni sprzedano tylko osiem. Za 144 tys. euro.
Ale, jak słusznie zauważył portal gazeta.pl, gdy zsumujemy wyniki finansowe obydwu aukcji, to wyjdzie nam kwota 554 tys. euro, a nie 600 tys.
Osiągnięcia finansowe Summer Sale spadają również w perspektywie minionych lat. W 2016 roku kupcy za konie zapłacili 382 tys. euro. Ale w 2015 roku, za kadencji poprzedniego dyrektora janowskiej stadniny Marka Treli, udało się sprzedać konie za łączną kwotę 603 tys. euro.
Nieporadne tłumaczenia ministra Jurgiela nie przekonują szefowej polskiego rządu. "Na pewno to wymaga analizy, dlaczego w tym roku taki wynik, a nie inny. Pani premier będzie chciała na ten temat na pewno porozmawiać z panem ministrem Jurgielem" - powiedział rzecznik rządu Rafał Bochenek o efektach finansowych aukcji.
Powstaje raport, który wyjaśni przyczyny tegorocznej porażki. Ma być gotowy na początku września.
Być może jego efektem będą zmiany kadrowe w janowskiej stadninie.
Ale na razie minister Jurgiel mówi, że "jak będzie miał raport, to będzie oceniał".
Od kiedy stadnina w Janowie w 2016 roku przeszła w ręce namaszczonego przez PiS prof. Sławomira Pietrzaka, nie dzieje się tam najlepiej. Już w ubiegłym roku wyniki finansowe Pride of Poland były słabe. Sprzedano szesnaście z trzydziestu jeden wystawionych koni – za 1,27 mln euro. To wyraźny spadek w porównaniu z latami poprzednimi. W szczególności w zestawieniu z 2015 rokiem, który był rekordowy.
Rok temu nowy szef stadniny tłumaczył się podobnie, jak dziś. "Na siłę żadnych koni nie sprzedawaliśmy. Postanowiliśmy sobie pewne minima, które chcieliśmy osiągnąć. Tak, że nie była to wyprzedaż dóbr narodowych” – powiedział dziennikarzom.
W 2016 roku nie obyło się bez skandalu. Jeden z koni został zlicytowany podwójnie.
Dziennikarz i publicysta. W OKO.press pisze o ochronie przyrody, łowiectwie, prawach zwierząt, smogu i klimacie oraz dokonaniach komisji smoleńskiej. Stały współpracownik miesięcznika „Dzikie Życie”.
Dziennikarz i publicysta. W OKO.press pisze o ochronie przyrody, łowiectwie, prawach zwierząt, smogu i klimacie oraz dokonaniach komisji smoleńskiej. Stały współpracownik miesięcznika „Dzikie Życie”.
Komentarze