0:000:00

0:00

Prawa autorskie: Lukasz Cynalewski / Agencja Wyborcza.plLukasz Cynalewski / ...

„Osiem stów” - skandowali podczas pikiet pracownicy Solaris Bus&Coach. Takiej podwyżki brutto domagali się pracownicy wielkopolskich fabryk autobusów. W toku negocjacji strajkujący związkowcy zamienili swój postulat na „pięć stów” - bo właśnie 500 złotych brutto wyniosą najniższe podwyżki w zakładach Solarisa po zakończeniu sporu płacowego.

Porozumienie podczas nocnych rozmów

Zatrudnieni przez międzynarodowego potentata na rynku autobusów strajkowali od 24 stycznia. Porozmienie z kierownictwem spółki oznacza koniec sporu zbiorowego i powrót załogi do pracy po ponad pięciu tygodniach. Taki jest efekt ostatniej tury negocjacji, zakończonych w nocy ze środy na czwartek.

Przed pierwszą w nocy o uzgodnieniach pomiędzy zarządem a pracownikami poinformował rzecznik firmy Mateusz Figaszewski.

Najważniejszym z nich jest właśnie podwyższenie kwoty minimalnej podwyżki do 500 złotych. Na początku płace wzrosną o minimum 400 złotych, a od lipca o kolejnych sto złotych.

W przyszłym roku pracownicy należącej do hiszpańskiego koncernu CAF spółki mają z kolei liczyć na wzrost wynagrodzenia o pół punktu procentowego powyżej wskaźnika rocznej inflacji (nie więcej niż 7,5 proc. i nie mniej niż 250 złotych brutto). Związkowcy ze strajkującej Solidarności i OPZZ Konfederacji Pracy wywalczyli również dodatkową premię zaplanowaną na 2023 rok. Jej wysokość jest jeszcze do ustalenia. Można powiedzieć, że to spotkanie w połowie drogi. Poprzednia propozycja zarządu mówiła o podwyżkach w wysokości 270 złotych brutto dla najmniej zarabiających.

Przeczytaj także:

Ponad miesiąc ostrego sporu

Jeszcze we wtorek wydawało się, że do porozumienia jest daleko. Figaszewski informował wtedy, że związkowcy żądają 650 zł podwyżki dla każdego pracownika. Miała być to kwota nie do zaakceptowania przez pracodawcę. Dodatkowo z funkcji mediatora zrezygnował były prezydent Wrocławia Rafał Dudkiewicz, jak czytamy w oświadczeniu Figaszewskiego, „ze względów osobistych”.

Ponad miesięczny spór pomiędzy zarządem a strajkującymi był wyjątkowo ostry. Zarząd Solarisa długo nie chciał negocjować. Szefostwo do rozmów przystąpiło dopiero w czwartym tygodniu strajku. Pracodawca oskarżał związkowców o „zastraszanie” osób, które mimo trwania sporu normalnie pracowały. Związkowcy odpowiadali zapowiedzią kroków prawnych i twardo opowiadali się za równymi, kwotowymi podwyżkami dla wszystkich pracowników – sprzeciwiając się propozycji 6-procentowego wzrostu uposażenia. W jednej z rund negocjacji nie wzięli członkowie Konfederacji Pracy, którzy chcieli obecności działacza społecznego - tłumacza języka hiszpańskiego - Piotra Ikonowicza. Nie zgodził się na to pracodawca.

Zmęczenie i wojna

„Negocjowaliśmy do samej północy, dopilnowaliśmy każdego przecinka w tekście porozumienia, każdego paragrafu i mamy to!” - ogłosili na swoim profilu na Facebooku związkowcy z Konfederacji Pracy. - „Dziękujemy za ludzką solidarność, za determinację. Za to, że przez sześć tygodni byliśmy prawdziwą jednością, że wspieraliśmy się i że razem wygraliśmy!”

O „umiarkowanym sukcesie” mówi OKO.press Wojciech Jasiński, lider Konfederacji Pracy w Solarisie. Wyjaśnia, że strajkujący byli już mocno zmęczeni ponad miesięczną walką o wyższe płace. Pomagało w niej zaangażowanie mediów i zainteresowanie społeczeństwa. Według związkowca dzięki niemu udało się podtrzymywać wysokie morale w załodze tak długo.

Niestety, sporo zmieniła wojna. Informacje o strajku w wielkopolskich fabrykach spadły z serwisów informacyjnych po agresji Rosji na Ukrainę. Zwolniły również wpłaty na fundusz strajkowy założony na portalu zrzutka.pl, ale z planowanego miliona i tak udało się zebrać prawie 460 tysięcy złotych. Część tych pieniędzy załoga postanowiła przeznaczyć na dodatkowe wsparcie dla ukraińskich pracowników Solarisa.

„To nie jest osiem stów, o których skandowaliśmy w czasie protestów. Jednak pamiętać należy, że na początku negocjacji spółka mówiła zaledwie o 150 złotych minimalnej podwyżki. Kiedy zaczynaliśmy strajk, zarząd mówił o 270 złotych. W obecnej sytuacja 500 złotych to jednak jest sukces” - mówi Jasiński.

„Niestety dalsze prowadzenie strajku byłoby zbyt wyczerpujące dla załogi. Trzeba zrozumieć, że strajkowaliśmy ponad miesiąc i znaczna grupa strajkującej załogi zaczęła odczuwać negatywne skutki tej sytuacji. Wszyscy mamy swoje zobowiązania finansowe, wielu zaciągnięte kredyty” - wyjaśnia związkowiec, dodając, że od pierwszego dnia strajku pracownikom pozostającym w sporze nie były naliczane wypłaty.

"Ludzie podnieśli głowy”

„Dziękuję za każdą najmniejszą wpłatę na zrzutkę, a było ich tysiące. Wielkim wsparciem było dla nas zaangażowanie ludzi kultury, działaczy społecznych, dziennikarzy. Wszystkich tych, którzy nie pozwalali, aby o tym proteście zapomniano” - napisał na swoim facebookowym profilu Grzegorz Ilnicki, prawnik z Konfederacji Pracy. - „Do tej pory załoga Solarisa miała satysfakcję z pracy i jej efektów, z każdego dobrze zbudowanego autobusu. Teraz dojdzie do tego trochę większa satysfakcja finansowa”.

Zdaniem Jasińskiego sukces strajku nie ogranicza się do jego finansowego rezultatu. Według niego związkowcy pokazali Polsce, że walka o prawa pracownicze ma sens. Związkowcy wysłali też w kierunku zarządu ważny sygnał – w negocjacjach podwyżek na kolejne lata pracownicy muszą być traktowani poważnie:

„Pracownicy odważyli się powiedzieć "nie". Przestali być jedynie zasobem ludzkim, stali się partnerami do dyskusji. Zażądali dla siebie szacunku. Nasza praca nie będzie wyglądać już tak samo, jak przed strajkiem. Ludzie podnieśli głowy”.

Udostępnij:

Marcel Wandas

Reporter, autor tekstów dotyczących klimatu i gospodarki. Absolwent UMCS w Lublinie, wcześniej pracował między innymi w Radiu Eska i Radiu Kraków, publikował też w Magazynie WP.pl i na Wyborcza.pl.

Komentarze