0:00
0:00

0:00

We wtorek 5 czerwca 2018 kilkudziesięcioro studentów i naukowców Uniwersytetu Warszawskiego rozpoczęło protest w obronie autonomii uczelni i przeciwko tzw. ustawie Gowina, która jest właśnie procedowana w Sejmie. Protestujący podzielili się na dwie grupy - jedna okupuje balkon Pałacu Kazimierzowskiego, gdzie mieści się rektorat UW, druga organizuje wydarzenia przed budynkiem. To właśnie tam wygłosił wygład dr hab. Maciej Gdula, socjolog, badacz i wykładowca, autor głośnej książki "Nowy autorytaryzm" (o badaniach Gduli pisaliśmy w tekście "Co Miastko mówi o dzisiejszej Polsce").

W mocnych słowach Gdula ostrzega przed niebezpieczeństwami ustawy, którą minister Jarosław Gowin określa jako "konstytucję dla nauki":

"można wiele rzeczy zaplanować, można wiele rzeczy określić jako cele, potem dobrać do tego środki nacisku, ale znika coś, co jest esencją pracy naukowej. Przekonanie, że jest się zaangażowanym w działalność twórczą, robi się coś wspólnie, robi się coś dla spraw publicznych i ma się dzięki temu poczucie sensu.

Maciej Gdula zaznacza też, że nowa ustawa skaże naukowców na samotną walkę:

"Zwolennicy ustawy mówią: wreszcie przewietrzymy te zatęchłe struktury. Ja bardzo się tego obawiam. Po tym przewietrzeniu każdy naukowiec będzie sam stał naprzeciwko potężnej władzy uniwersyteckiej".

Gdula twierdzi, że uniwersytet to przede wszystkim wspólnota naukowa i nowa ustawa tę wspólnotę zniszczy, a wprowadzenie rad, które będą kontrolować rektora, to policzek dla uniwersyteckiej samorządności. Socjolog zaproponował zebranym eksperyment myślowy: a gdybyśmy ustanowili radę rządu - czy chcielibyśmy takiej instytucji? W pierwszym odruchu pewnie tak, bo nie cenimy klasy politycznej i chcielibyśmy, żeby ktoś kontrolował rządzących. Ale nie powinniśmy się na to godzić, bo taka rada byłaby "zaprzeczeniem idei reprezentacji politycznej i samorządności".

Poniżej przedstawiamy zapis całego wykładu.

Przeczytaj także:

Nie ma naszej zgody na tę ustawę. Protestujemy nie tylko przeciwko tej ustawie dziś, ale protestujemy na przyszłość. To nie jest tak, że dzisiejsze zmiany w ustawie to są ostatnie zmiany.

Jestem młodym pracownikiem naukowym, od kiedy jestem zatrudniony na uniwersytecie minęło 12 lat i było już czworo ministrów nauki. To znaczy mamy nowego ministra co trzy lata. Każda partia kiedyś przegrywa wybory, każda partia kiedyś odchodzi, a uniwersytet trwa i trwa dyskusja o uniwersytecie. I trwa dyskusja nad tym, jak go dobrze zmienić i dlatego tutaj jesteśmy i ta dyskusja będzie trwała. Niezależnie od tego, co się wydarzy w Sejmie, uniwersytet będzie trwał.

Zgromadziliśmy się tutaj, bo uniwersytet to nie jest regulamin, to nie jest statut, to nie jest senat, to nie jest rektor, to nie są budynki, to nie są syllabusy. [Uniwersytet] to jest to, co się dzieje między ludźmi. To jest pewna wspólnota naukowa. I dlatego tutaj jesteśmy — żeby tej wspólnoty bronić. Bronić zdecydowanie.

Jakie są zasady, które organizują tę wspólnotę? To jest wspólnota ludzi, którzy razem ze sobą pracują. Nie pracują indywidualnie, żeby budować swoje kariery. Są połączeni jakimś wspólnym wysiłkiem bądź wspólnymi kontrowersjami. To jest piękne na uniwersytecie, że nie zgadzamy się ze sobą, ale jesteśmy ze sobą w stanie rozmawiać, jesteśmy w stanie się spierać, poszukiwać prawdy. Nie dlatego, że chcemy mieć publikacje w wysoko punktowanych czasopismach, ale dlatego, że dążymy do prawdy.

Jesteśmy wspólnotą, która nie jest tylko skoncentrowana na nauce. Jesteśmy wspólnotą, która odnosi się do ważnych spraw publicznych.

To chcą nam dzisiaj zabrać. Chcą, żeby uniwersytet był firmą. Chcą, żeby uniwersytet był rozpoznawalną marką. Nie chcą uniwersytetu krytycznego myślenia. Nie chcą uniwersytetu, który podejmuje ważne wyzwania, który podejmuje też krytykę. Kiedy będą już funkcjonować rady uczelni, na pewno nie znajdzie się to w priorytetach rozwoju: żeby uniwersytet kształcił krytyczne myślenie, żeby był przeciwko politykom, żeby patrzył politykom na ręce. Tego nie będzie.

A wciąż jest ta, że uniwersytet jest opłacany z publicznych środków i to jest ważne zobowiązanie dla nas. To jest zobowiązanie, żeby dyskutować o ważnych sprawach publicznych i je podnosić.

Czy chcielibyśmy rady rządu?

Ta ustawa to jest cios w autonomię uniwersytetu. To jest wprowadzenie zupełnie obcego ciała w logikę uniwersytetu. Rady będą miały nawet prawo wyboru rektora, jeśli takie będzie postanowienie. Kandydaci będą wskazywani przez Senat, natomiast rektor będzie wybierany przez radę. Rada nie będzie się składała w większości z osób związanych z uniwersytetem, tylko z osób, które są spoza uczelni.

To jest wielkie zagrożenie dla autonomii. Te rady będą miały duże możliwości, jeżeli idzie o plany finansowe, jeżeli idzie o strategię, jeżeli idzie o kontrolę zarządzania uczelni.

To jest wielkie zagrożenie.

Zwolennicy tej ustawy mówią, że nie ma się czego bać, bo jest to ciało wybierane przez Senat. Przeprowadźmy taki eksperyment umysłowy. Zróbmy odpowiednik rady uczelni — powołajmy radę rządu. Większość Polaków naprawdę nie lubi klasy politycznej.

Przyklasnęliby pewnie pomysłowi, żeby rząd był kontrolowany przez zewnętrznych ekspertów, wielkich mędrców, być może nawet osoby z zagranicy, dlaczego nie? Można by nawet wprowadzić zapis, że ponad 50 procent członków rady rządu jest spoza kraju. Taka rada rządu miałaby np. możliwość powoływania premiera. Oni by lepiej wskazali dobrego kandydata, który nie jest związany politycznymi układami, ale poprowadzi Polskę wyżej w rankingach rozwoju, w rankingach innowacyjności, w rankingach i tak dalej.

Wiemy, że to się nie stanie, bo taka rada byłaby zaprzeczeniem idei reprezentacji politycznej i samorządności.

Uważam, że rady są olbrzymim policzkiem dla uniwersytetu, olbrzymie policzkiem dla samorządności uniwersytetu. To jest powiedzenie: nie umiecie się sami rządzić. Potrzebujecie zewnętrznych ekspertów, potrzebujecie mędrców.

Każdy, kto po tej ustawie będzie zaczynał swoją kadencję w senacie czy jako rektor, będzie osobą z piętnem — z piętnem niesamodzielności, z piętnem tego, że nie jest w stanie autonomicznie podejmować decyzji, tylko musi być rozliczany przez zewnętrznych mędrców.

Ta ustawa jest także strasznym zagrożeniem, jeśli idzie o władzę rektora. Rektor dostaje olbrzymią władzę, jeżeli idzie o kształtowanie ustroju uczelni, jeżeli idzie o to, jak będą wyglądały wydziały, zarządzenie, finanse.

To jest koniec uniwersytetu, jaki znaliśmy. To koniec uniwersytetu, na jakim studiowaliśmy, to jest koniec tego uniwersytetu, który jest organizacją ludzi, którzy są połączeni w zakłady, w pracownie, katedry, instytuty. To się skończy.

Zwolennicy mówią: wreszcie przewietrzymy te zatęchłe struktury. Ja bardzo się tego obawiam. Po tym przewietrzeniu każdy naukowiec będzie sam stał naprzeciwko potężnej władzy uniwersyteckiej, będzie sam stał naprzeciwko rektora, naprzeciwko dziekana, tych, wielkich wydziałów, które będą miały olbrzymie prerogatywy, jeśli idzie o egzekwowanie tego, co jest dziś rozumiane jako wysokiej jakości nauka.

Będą sami. Nie będą mieli żadnej ochrony, żadnej osłony, żadnego wsparcia. To jest realizowanie idei zindywidualizowanej kontroli nad pracownikiem.

A nauka to jest coś, co robimy wspólnie. Dlatego tutaj jesteśmy.

Kapitalistyczne planowanie zabije uniwersytet

Michael Burawoy, który jest wybitnym socjologiem, byłym prezesem ISA i ASA, a także badaczem pracy, mówi, że dzisiejszy uniwersytet coraz bardziej zniża się do kapitalistycznego planowania centralnego. Zakłada się jakieś plany i wyniki, zakłada się wzrost efektywności i podejmuje się wszelkie kroki, żeby je realizować. Taki uniwersytet przygotowuje ta ustawa. To będzie kapitalistyczne planowanie.

Jaki mamy z tym problem? Ano taki:

można wiele rzeczy zaplanować, można wiele rzeczy określić jako cele, potem dobrać do tego środki nacisku, ale znika coś, co jest esencją pracy naukowej. Przekonanie, że jest się zaangażowanym w działalność twórczą, robi się coś wspólnie, robi się coś dla spraw publicznych i ma się dzięki temu poczucie sensu.

To, co jest charakterystyczne dla każdego systemu planowania, to utrata poczucia sensu własnej pracy. Przekonanie, że coraz więcej robimy dla wyników, a coraz mniejszy z tego pożytek. To jest też poczucie utraty kontroli. To inni decydują, co mamy robić, a my się mamy do tego dostosować. Nie może być naszej zgody na to, walka o to, jaka będzie struktura uniwersytetu, jak będzie wyglądało egzekwowanie tego, co dziś jest uznawane za doskonałość naukową, będzie trwała nawet po przegłosowaniu ustawy.

Kolejna rzecz, która uderza w to, co nazywam uniwersytetem wspólnoty naukowej. To sieć mniejszych, lokalnych uniwersytetów. Za tą ideą też czai się przekonanie, że trzeba zwiększać efektywność, trzeba zwiększać jakość. Zwolennicy ustawy mówią: uniwersytety lokalne mają niską jakość. Jak się rozwiązuje tę sprawę? Po prostu pozbawiając ich uprawnień do nadawania stopni rektora [brak nagrania]

Czas, który nawzajem sobie poświęcamy, to nie jest czas stracony. To jest wspólna praca, wspólny wysiłek i wspólna dyskusja o ważnych publicznie sprawach i wspólne dążenie do prawdy. Jestem przekonany, że dyskusja i walka o uniwersytet będzie trwała. Ten moment dziś to moment wyjątkowy, zapisze się w historii.

Jestem przekonany, że jeszcze będziemy mieli reformę, która wzmocni wspólnotę naukową, która będzie działała na rzecz wzmocnienia bezinteresowności, która będzie wzmacniała sieć lokalnych uniwersytetów, która nie będzie przekreślała tego, co jest produkcję naukową na rynek lokalnych — na rzecz tych, którzy tę wspólnotę finansują.

Myślę, że doczekamy lepszych zmian i będziemy się cieszyć z tego, że uniwersytet rozkwita, a nie zamienia się w firmę.

;
Na zdjęciu Agata Szczęśniak
Agata Szczęśniak

Redaktorka, publicystka. Współzałożycielka i wieloletnia wicenaczelna Krytyki Politycznej. Pracowała w „Gazecie Wyborczej”. Socjolożka, studiowała też filozofię i stosunki międzynarodowe. Uczy na Uniwersytecie SWPS. W radiu TOK FM prowadzi audycję „Jest temat!” W OKO.press pisze o mediach, polityce polskiej i zagranicznej oraz prawach kobiet.

Komentarze