"Oczekiwanie na śmierć płodu, żeby zakończyć ciążę to absurd. Wyrok TK może opóźniać lekarskie decyzje, które do tej pory były oczywiste, które opierają się na wiedzy medycznej" - mówi OKO.press konsultant położnictwa i ginekologii województwa pomorskiego prof. Krzysztof Preis
Wywiad z prof. Krzysztofem Preisem, kierownikiem kliniki położnictwa w Katedrze Perinatologii Gdańskiego Uniwersytetu Medycznego, konsultantem wojewódzkim położnictwa i ginekologii woj. pomorskiego, publikujemy po tragicznej śmierci 30-letniej Izabeli, która zmarła z powodu zakażenia septycznego w Pszczynie. Kobieta zgłosiła się do szpitala z żywą ciążą z bezwodziem, ze zdiagnozowanymi wadami płodu. Izabela 20 godzin przed śmiercią pisała, że lekarze "nie mogą nic zrobić, bo by było, że specjalnie”. „Tragedia. Moje życie zagrożone. A ja mam czekać” - pisała niecałe 9 godzin przed śmiercią.
Prof. Preis w rozmowie z OKO.press wyjaśnia, że wyrok TK utrudnia lekarzom podejmowanie decyzji zgodnie z wiedzą medyczną, a czekanie na śmierć płodu może być konsekwencją mrożącego efektu po wyroku TK. Podkreśla jednak, że w sytuacji z Pszczyny ratowanie życia kobiety nie powinno mieć nic wspólnego z ustawą antyaborcyjną: "Proces decyzyjny w tej sytuacji nie musiałby zostać przeprowadzony, bo jest oczywiste, że ciąża zagraża życiu kobiety.
Nigdy w takiej sytuacji lekarze nie sporządzali protokołu dopuszczalności przerwania ciąży. Ale nawet gdybyśmy zastosowali przesłankę z punktu pierwszego, czyli zagrożenie zdrowia i życia kobiety, to i tak byłaby ona uzasadniona. Bo jest zagrożone życie kobiety".
Julia Theus, OKO.press: Jak przebiega procedura zakończenia ciąży, kiedy zdrowie lub życie kobiety jest zagrożone?
Prof. dr hab. med Krzysztof Preis*: Przed zakończeniem ciąży, oprócz lekarza, który wykonuje zabieg, potrzebna jest opinia dwóch specjalistów z dziedziny, której dotyczy problem. Jeżeli jest to problem kardiologiczny potrzebna jest opinia dwóch kardiologów, jeżeli neurologiczny, to dwóch neurologów, jeżeli psychiatryczny, to dwóch psychiatrów. Bo zagrożenie zdrowia psychicznego i fizycznego to to samo. Przerwanie ciąży musi być uzasadnione i dobrze udokumentowane.
Dwóch psychiatrów może zaświadczyć, że kobieta tak źle reaguje psychicznie na noszenie płodu z wadą wrodzoną, że zamierza popełnić samobójstwo i, że jest to wskazanie do zakończenia ciąży. Z taką opinią pacjentka zgłasza się do szpitala, w którym lekarze powinni rozpocząć procedurę przerwania ciąży. Na wielu oddziałach tak się jednak nie dzieje. Niektórzy lekarze zasłaniają się klauzulą sumienia, inni mówią, że nie zrobią aborcji, bo „nie”. Na to nie ma sposobu.
Stan kobiety, która trafiła do szpitala w Pszczynie z bezwodziem w 22. tygodniu ciąży pogarszał się z godziny na godzinę. Wtedy też potrzebna jest opinia dwóch specjalistów, a lekarz może zasłonić się klauzulą sumienia?
Nie wiemy dokładnie jaki był przebieg zdarzeń. Dla mnie w podobnej sytuacji czym innym jest praktyka położnicza, a czym innym ustawa antyaborcyjna. Mówię o tym po 37 latach pracy na położnictwie i 19 latach kierowania kliniką. Zakończenie ciąży w takiej sytuacji jest obowiązkowe i nie jest przerwaniem ciąży w rozumieniu Ustawy. Nieważne zresztą, którą drogę wybierzemy, wszystko zmierza do zakończenia ciąży, gdy płód i macica są śmiertelnym źródłem zakażenia.
Co wtedy z procedurami?
Ustawa z 1993 roku mówi o trzech przesłankach, które wskazują na przerwanie ciąży. Pierwsza mówi o zagrożeniu zdrowia i życia matki. Druga o aborcji ze względu na duże prawdopodobieństwo ciężkiego i nieodwracalnego upośledzenia płodu albo nieuleczalnej choroby zagrażającej jego życiu. Ta przesłanka została zakwestionowana przez tak zwany Trybunał Konstytucyjny, a wyrok stał się prawomocny. Przestała obowiązywać 21 stycznia 2021 w momencie publikacji wyroku. Trzecia przesłanka mówi o ciąży z gwałtu lub powstałej w innych okolicznościach będących naruszeniem prawa.
Rozumiem to tak, że punkt pierwszy ustawy antyaborcyjnej, czyli zagrożenie życia matki, został stworzony do sytuacji, w której pacjentka przychodzi do lekarza i konsultuje z nim czy jej życie lub zdrowie jest zagrożone. Jako lekarz podejmuję decyzję czy lepiej zakończyć ciążę czy kontynuować. Jeżeli uznaję, że ciążę trzeba zakończyć, sporządzam protokół z konkluzją o dopuszczalności przerwania ciąży. Sytuacja ze szpitala w Pszczynie to coś zupełnie innego. Nie odnosi się do ustawy, tylko do praktyki lekarskiej, o ile informacje medialne są wiarygodne.
Nie musiałby pan decydować czy ciąża zagraża życiu kobiety czy nie?
Nie. Proces decyzyjny w tej sytuacji nie musiałby zostać przeprowadzony, bo jest oczywiste, że ciąża zagraża życiu kobiety. Nigdy w takiej sytuacji lekarze nie sporządzali protokołu dopuszczalności przerwania ciąży. Ale nawet gdybyśmy zastosowali przesłankę z punktu pierwszego, czyli zagrożenie zdrowia i życia kobiety, to i tak byłaby ona uzasadniona. Bo jest zagrożone życie kobiety.
Logicznie taka sytuacja nie odnosi się do stosowania Ustawy, tylko do procedury medycznej, bo rozwija się zakażenie. Wiadomo, że jak rozwija się gangrena, to trzeba odciąć nogę, bo zagraża to utratą życia. Wiadomo, że jak rozwija się zakażenie septyczne, to trzeba zakończyć ciążę, dlatego wywołałbym farmakologiczne poronienie nie kwalifikując tego jako przerwanie ciąży z pkt. 1. cytowanej Ustawy.
I jakby to pan udokumentował?
Jako poronienie lub poród w zależności od wielkości ciąży. W tej sytuacji byłoby to poronienie septyczne, które znajduje się w katalogu procedur medycznych. W położnictwie to nie ma nic wspólnego z Ustawą o ochronie płodu ludzkiego.
Przy okazji, w obecnych czasach płód nie zostaje usunięty na fotelu przy pomocy ostrych narzędzi, jak to się czasem w drastyczny sposób pokazuje. Poronienie obecnie wywołuje się tabletkami. I dalej to po prostu biologiczne sprowokowane poronienie, konsekwencja choroby.
Każda procedura, która jest wykonywana w szpitalu i każde rozpoznanie są opisywane specjalnym kodem ICD. Narodowy Fundusz Zdrowia wie, czy lekarze przerywają ciążę. To ma znaczenie?
To nie ma nic do rzeczy. Poronienie się zdarza i NFZ nie ma powodu do kontroli. Ich zadaniem jest pokrywać koszty medycznie uzasadnionych procedur, a nie decydować komu się one należą i co robić – to zadanie lekarzy.
Z wiadomości, które pisała kobieta do rodziny wynika, że podejrzewała u siebie zakażenie septyczne, miała wysoką gorączkę. Czuła się źle – bolały ją kości, podejrzewała, że to zakażenie. Lekarze mieli czekać, aż „przestanie bić serce płodu”
Według informacji medialnych w szpitalu leżała dobę. To bardzo krótki czas. Podejrzewam, że zespół medyczny został zaskoczony dynamicznym rozwojem posocznicy, tak zwanej żargonowo sepsy. To zakażenie krwi rozwijające się w organizmie, w wyniku którego występują po sobie następujące kolejno objawy kliniczne i laboratoryjne. Z tego, co rozumiem zakażenie septyczne u kobiety w szpitalu w Pszczynie postępowało dramatycznie szybko. Być może do organizmu dostał się wyjątkowo zjadliwy drobnoustrój, ale to będziemy wiedzieć dopiero po wnikliwych wynikach badań bakteriologicznych.
Niezależnie od tego, którą formalną drogą pójdziemy, oczekiwanie na śmierć wewnątrzmaciczną płodu, żeby zakończyć ciążę, jest absurdem. Lekarz w takiej sytuacji nie musi zbierać żadnych podpisów specjalistów. Musi zakończyć ciążę, żeby ratować życie kobiety. Stwierdzenie, że „oczekujemy na śmierć płodu”, czyli nie interesuje nas stan zdrowia i życia matki, byłoby dla mnie zupełnie niezrozumiałe. Nie rozumiem dlaczego lekarze mieliby czekać na śmierć płodu. Jeżeli takie zdanie rzeczywiście padło, to niewątpliwie jest to konsekwencja wyroku TK – jego efektu mrożącego.
Nie znam środowiska w szpitalu w Pszczynie, ale w niektórych szpitalach w Polsce zespół medyczny jest zdominowany przez doktrynę „pro-life”, co wpływa na sposób leczenia.
Chce pan powiedzieć, że doktryna „pro-life” wpływa praktyki medyczne? Do tej pory wywołanie porodu lub poronienia w sytuacji zakażenia septycznego czy zagrożenia życia matki było normalną procedurą medyczną, a teraz dla wielu lekarzy to decyzja ryzykowna.
Tak wynika z informacji, które pojawiają się w mediach. Oczekiwanie na śmierć płodu, żeby zakończyć ciążę to absurd. Nie ma znaczenia czy płód żyje, czy nie żyje. Ważne jest życie kobiety. Wyrok TK może opóźniać lekarskie decyzje, które do tej pory były oczywiste, które opierają się na wiedzy medycznej. Każdemu z nas zdarza się pomylić. Wtedy wyciągamy z tego wnioski. Ale jeżeli dodatkowo stoi nad nami prokurator i zmienione prawo, to jest to zupełnie inna rozmowa.
Bezwodzie, czyli pęknięcie błon płodowych nie jest przesłanką do terminacji ciąży. W takiej sytuacji monitoruje się laboratoryjne wykładniki zakażenia, czyli markery zapalne, bo przy odpłynięciu płynu owodniowego otwiera się droga do zakażenia. Jeżeli pokazują pierwsze objawy kliniczne lub laboratoryjne, trzeba zakończyć ciążę.
Ustawa antyaborcyjna mówi o ochronie płodu. Art. 156 a mówi: „Kto powoduje uszkodzenie ciała dziecka poczętego lub rozstrój zdrowia zagrażający jego życiu, podlega karze ograniczenia wolności do dwóch lat”. Lekarze się boją.
Miałem młodszych asystentów, którzy chcieli w takich sytuacjach sporządzać protokół „na wszelki wypadek”. Mówiłem im, że jak chcą, to mają sobie sporządzać, ale ja zawsze odpowiedzialność za trudne decyzje o zakończeniu ciąży brałem na siebie. Na sporządzanie protokołów nie zawsze jest czas i miejsce. Wywołanie poronienia w przypadku zakażenia septycznego to normalne postępowanie medyczne a nie przerwanie ciąży według rozumienia Ustawy.
Sprawę do prokuratury kierują osoby, które chcą zniszczyć życie lekarzowi. Zawsze może znaleźć się w zespole lekarskim lub pielęgniarskim ktoś „życzliwy” albo sąsiadka z sali lub osoba odwiedzająca może zgłosić, że coś jest nie tak. Niezależnie od tego czy zgłosi to słusznie czy niesłusznie, pojawia się problem.
Tydzień temu ktoś zadzwonił do kuratorium, że w jednej z krakowskich szkół chcą urządzać Halloween i drążyć dynie, więc wydarzenie zostało odwołane. Taką samą sytuację mamy po wyroku Trybunału Konstytucyjnego. Ustawa o Ochronie płodu ludzkiego z 1993 roku spełniała przesłanki do odpowiedniej reakcji w tak trudnych sytuacjach. Pozwalała kobietom przerwać ciążę, jeżeli została u nich zdiagnozowana wada wrodzona ale też jednocześnie blokowała nieuzasadnione ich terminacje. Teraz wiele kobiet rozwiązuje ten problem za granicą.
Pytanie tylko, dlaczego kobiety w cywilizowanym europejskim państwie mają wyjeżdżać za granicę, aby uzyskać pomoc medyczną i płacić za nią, skoro są ubezpieczone.
Czy pan jako konsultant wyda zalecenia dotyczące postępowania w trudnych sytuacjach wymagających przerwania ciąży, szczególnie po tym, co wydarzyło się w Pszczynie?
Na razie nie mam takiego planu. Nie mogę ocenić tej konkretnej sytuacji nie znając szczegółów, bez dokumentacji pacjentki. Powiedziałem pani to, co bym zrobił na podstawie wiedzy medycznej i standardowego postępowania położniczego.
Powiedział pan, że wyrok Trybunału Konstytucyjnego wywołał efekt mrożący wśród lekarzy, że może opóźniać lekarskie decyzje, które do tej pory były oczywiste, które opierają się na wiedzy medycznej. Jak rozumiem zalecenia dotyczące postępowania w tak trudnych sytuacjach po zmianie prawa mogłyby pomóc.
W tej sprawie głos powinien zabrać konsultant krajowy. Wszystko, co mówimy, powinno być spójne we wszystkich województwach. Jestem konsultantem w województwie Pomorskim i zalecenia w Pomorskim nie mogą być inne niż w Podkarpackim. Zresztą ze względu na złożoność i niejednoznaczność takich sytuacji bardzo trudno wydać jednolite zalecenia.
*Prof. dr hab. med. Krzysztof Preis, kierownik kliniki położnictwa w Katedrze Perinatologii Gdańskiego Uniwersytetu Medycznego, Konsultant Wojewódzki położnictwa i ginekologii woj. pomorskiego, koordynator Kliniki Położnictwa, Chorób Kobiecych i Ginekologii Onkologicznej w Wojewódzkim Szpitalu Zespolonym w Toruniu.
Dziennikarka, absolwentka Filologii Polskiej na Uniwersytecie im. Adama Mickiewicza w Poznaniu, studiowała też nauki humanistyczne i społeczne na Sorbonie IV w Paryżu (Université Paris Sorbonne IV). Wcześniej pisała dla „Gazety Wyborczej” i Wirtualnej Polski.
Dziennikarka, absolwentka Filologii Polskiej na Uniwersytecie im. Adama Mickiewicza w Poznaniu, studiowała też nauki humanistyczne i społeczne na Sorbonie IV w Paryżu (Université Paris Sorbonne IV). Wcześniej pisała dla „Gazety Wyborczej” i Wirtualnej Polski.
Komentarze