0:00
0:00

0:00

Co gorsza, pandemia koronawirusa może też wykoleić przyjmowane z wielkim trudem plany redukcji emisji i adaptacji klimatycznej. W Polsce już pojawiają się głosy, że w obliczu załamania gospodarki, należy np. wyjść z unijnego systemu handlu emisjami. Silniej wybrzmiewają też opinie, że w obliczu recesji Unia Europejska powinna porzucić realizację projektu Zielonego Ładu, czyli ambitnego planu, którego głównym celem jest osiągnięcie neutralności klimatycznej w roku 2050.

(Chwilowy) niewielki spadek emisji

Wzrost gospodarczy jest dość ściśle powiązany ze wzrostem emisji gazów cieplarnianych. Od początku lat 70. ubiegłego stulecia do roku 2019 globalna wartość PKB wzrosła od 20 bilionów dolarów do ok. 130 bilionów dolarów. W tym samym czasie emisje gazów cieplarnianych wzrosły z 15 mld ton do ok. 37 mld ton.

W ciągu tych 50 lat emisje spadały w czasie kolejnych kryzysów, ale nie zawsze był to spadek długotrwały. Szoki naftowe lat 70. doprowadziły do trwałych zmian w strukturze wytwarzania energii m. in. na skutek ograniczenia roli ropy naftowej i wzrostu znaczenia gazu ziemnego czy poprawy efektywności energetycznej. To pociągnęło za sobą dłuższe okresy spadków emisji, choć oczywiście przyspieszający wzrost gospodarczy ostatecznie je niwelował.

Gdy upadek banku Lehman Brothers pogrążył Zachód w kryzysie pod koniec 2008 roku, emisje w kolejnym roku spadły o 1,4 proc. Spadek był jednak chwilowy. Już w roku 2010 emisje wzrosły o 5,8 proc do (wtedy) rekordowo wysokiego poziomu 9,1 mld ton.

To ponad dwukrotnie szybciej niż ówczesna wieloletnia średnia wzrostu emisji, wynosząca 2 proc.

Pandemia koronawirusa najprawdopodobniej doprowadzi do spadku emisji na świecie. Przynajmniej w roku 2020. Wszystkie znaczące ośrodki analityczne przewidują znaczne spowolnienie wzrostu gospodarczego lub głęboką recesję co najmniej w pierwszym i/lub w drugim kwartale w Chinach, Stanach Zjednoczonych i UE.

Chińska gospodarka skurczy się o kilka-kilkunaście do nawet – wg Deutsche Banku – 31,7 proc. (sic!) w pierwszym kwartale, przewidują analitycy. Prawdziwa skala kłopotów Pekinu jest trudna do oszacowania ze względu na małą wiarygodność danych prezentowanych przez chiński rząd.

W USA i Europie, w które koronawirus uderzył później, gospodarki wykażą - być może - nikły wzrost w pierwszym kwartale. Drugi kwartał to pewny spadek w Ameryce: od kilku do nawet kilkunastu procent w zależności od źródła prognozy. Podobnie w Unii Europejskiej.

Co prawda, większość prognoz przewiduje odbicie w trzecim i czwartym kwartale, jednak wypadki dzieją się zbyt szybko i przewidywania przekraczające horyzont drugiego kwartału obarczone są dużym ryzykiem.

Spadek PKB w pierwszych 3-6 miesiącach roku w tak dużych gospodarkach, jak Chiny, USA, czy UE – z czego dwa pierwsze kraje to najwięksi światowi emitenci CO2 – doprowadzi do zmniejszenia emisji CO2 o 0,3-1,2 proc. w 2020 roku, napisał w analizie Glen Peters, dyrektor ds. researchu w norweskim Centrum Międzynarodowych Badań Klimatu CICERO.

Nie jest to imponująca redukcja. Z pewnością – nawet gdyby się utrzymała przez lata, co jest mało prawdopodobne – będzie zbyt nikła, by znacząco przybliżyć nas do realizacji postanowień Porozumienia Paryskiego. Według tej światowej umowy klimatycznej, emisje mają spaść tak, by ograniczyć wzrost temperatury Ziemi do 1,5°C – względem epoki sprzed rewolucji przemysłowej – w roku 2100.

Jest to niemożliwe bez agresywnej polityki klimatycznej. Bez niej emisje odbiją po kryzysie spowodowanym pandemią, podobnie jak w 2010 roku po kryzysie finansowym, uważa dr Simon Evans, zastępca redaktora naczelnego w serwisie Carbon Brief.

„Nawet jeśli w tym roku nastąpi znaczny spadek emisji, kraje świata będą nadal pompować do atmosfery niemal 40 mld ton CO2. Zatem stężenie gazów cieplarnianych ponownie wzrośnie – zapewne tylko odrobinę mniej niż w świecie bez pandemii i wywołanych przez nią ludzkich dramatów” – mówi OKO.press Evans.

Cel 1,5°C właściwie wymknął się nam z rąk – by go osiągnąć musielibyśmy zmniejszać emisje CO2 o 7,6 proc rocznie co roku w latach 2020-2030. Mało kto wierzy w ten scenariusz – stąd coraz częściej mówi się o następnym progu, na którym miałoby się zatrzymać globalnego ocieplenie, czyli 2°C.

Co będzie dotkliwą porażką, jeśli przeczytać specjalny raport Międzyrządowego Panelu ds. Zmian Klimatu (IPCC) na temat z pozoru nieznacznej różnicy 0,5°C między jednym a drugim progiem. Ocieplenie o 2°C to więcej ekstremalnych zjawisk pogodowych, dotkliwsze susze i wzrost zachorowań na choroby zakaźne, w tym te o pochodzeniu tropikalnym, np. denga, czyli gorączka krwotoczna.

Peters uważa jednak, że jest nadzieja na to, że ludzkość zmieni podejście do kwestii środowiska i klimatu po traumie pandemii koronawirusa.

„Pandemia nie odwróci długoterminowego trendu wzrostu globalnych emisji. Ale rządy na całym świecie ogłaszają gospodarcze programy pomocowe. Sposób wydatkowania środków z tych programów może wpłynąć na zmiany emisji w przyszłości” – pisze badacz.

„Istnieje możliwość zainwestowania tych pieniędzy w zmiany strukturalne prowadzące do zmniejszenia emisji po powrocie wzrostu gospodarczego, np. w dalszy rozwój czystych technologii” - dodaje Peters.

Pandemia, paraliż, pozory

Zmiany strukturalne nie nastąpią bez wcielenia w życie polityki klimatycznej m. in. na podstawie Porozumienia Paryskiego. I tu prawdopodobnie skutki pandemii koronawirusa będą znaczące.

Wielka Brytania, zamiast spokojnie przygotowywać szczyt klimatyczny ONZ-owskiej Ramowej Konwencji ws. Zmian Klimatu (UNFCCC) – tzw. COP26 - w Glasgow, zajęta jest opanowywaniem koronawirusa. Premierowi Borisowi Johnsonowi nie pomoże w tym początkowo zbyt nonszalanckie podejście do rozprzestrzeniania się patogenu. Dopiero 20 marca rząd brytyjski zdecydował o zamknięciu szkół, pubów i restauracji. Westminster zaapelował też o jak najszybsze zamknięcie klubów nocnych, teatrów i kin. A jeszcze 14 marca w walijskim Cardiff zespół Stereophonics grał w szczelnie wypełnionej hali Motorpoint Arena…

„Proces UNFCCC już cierpi i nawet nie wiadomo, czy w czerwcu odbędzie się tzw. intersession [konferencja UNFCCC będąca elementem rozmów przed COP26]. Jeśli jej nie będzie, nie można spodziewać się żadnego merytorycznego wyniku negocjacji” – mówi OKO.press Lidia Wojtal, specjalistka ds. dyplomacji klimatycznej.

Zakłócone rozmowy klimatyczne przed COP26 mogą spowodować, że sam szczyt w Glasgow będzie mieć niewiele sensu. To oznacza krok w tył, bo konferencja w Szkocji ma naprawić to, co nie udało się pod koniec zeszłego roku w Madrycie – czyli prawie wszystko – oraz zmierzyć się z nowymi wyzwaniami, np. z ustanowieniem nowego celu finansowania klimatycznego na okres po 2025 roku.

Ponadto na COP26 państwa-strony Porozumienia Paryskiego – obecnie w liczbie 197 - mają przygotować plany redukcji emisji do 2025 lub 2030 roku (tzw. krajowo uzgodnione wkłady, czyli w NDC w żargonie dyplomacji klimatycznej). Jak mają to zrobić, zajęte walką z pandemią?

„Brytyjczycy albo ponownie zastanowią się nad formułą szczytu, np. przekształcając go w forum polityczne na rzecz »zielonej odnowy«, albo zaryzykują wielkie wydarzenie bez żadnego realnego znaczenia” – mówi Wojtal.

Pandemia > Zielony Ład

W oczekującej na nadejście recesji UE również podnoszą się głosy, by zastopować politykę klimatyczną. Sekretarz stanu w Ministerstwie Aktywów Państwowych Janusz Kowalski uważa na przykład, że UE powinna zlikwidować swój system handlu emisjami, znany jako EU ETS.

“Zielony Ład strategicznie jest dla Polski niekorzystny - to ideologiczna mrzonka. Czas na deregulację unijnej polityki klimatycznej - cele klimatyczne powinny realizować państwa narodowe, bo np. centralny system EU ETS okazuje się zabójczy dla polskiej gospodarki. Koniec iluzji” – napisał min. Kowalski na Twitterze.

Problem w tym, że EU ETS to jedno z kluczowych narzędzi polityki klimatycznej UE, wymuszające – przez zakup pozwoleń na emisję CO2, co zwiększa koszty produkcji energii elektrycznej z węgla – inwestycję w niskoemisyjne źródła odnawialne lub nieco mniej emisyjne od węgla źródła gazowe.

Mało zaskakujący jest fakt, że polskiemu urzędnikowi wtóruje premier Czech Andrej Babiš. Polskę i Czech łączy wysoki udział węgla w miksie energetycznym (choć Polskę oczywiście większy, bo na poziomie 74% w 2019 roku).

„Europa powinna teraz zapomnieć o Zielonym Ładzie i zamiast tego skoncentrować się na koronawirusie” – powiedział cytowany przez portal Euractiv Babiš.

To stwarza niebezpieczeństwo, że walka z pandemią zmniejszy zasoby UE przeznaczone na Zielony Ład i politykę klimatyczną.

„Istnieje ryzyko, że jeden priorytet zastąpi inny priorytet. UE nie może sobie pozwolić na [pakiet inwestycyjny], który nie będzie zgodny z zielonymi celami w sektorach takich jak mobilność, mieszkalnictwo czy energia” - powiedział cytowany przez portal Politico Europe Pascal Canfin, francuski przewodniczący komisji środowiska Parlamentu Europejskiego.

„Jeśli popełnimy błąd i zainwestujemy publiczne środki w działania lub technologie o wysokiej emisji dwutlenku węgla, opóźnimy Zielony Ład i jeszcze bardziej utrudnimy osiągnięcie neutralności klimatycznej” - powiedział Canfin.

A środki są duże jak na ograniczoną jednak do dość krótkiego czasu walkę z pandemią. Komisja Europejska przeznaczy na wsparcie gospodarki unijnej porażonej przez koronawirusa 37 mld euro. Europejski Bank Centralny – 750 mld euro. Do tego jeszcze wielomiliardowe plany państw członkowskich.

Dla porównania UE planuje wydać „zaledwie” 260 mld euro na spełnienie celów klimatycznych w roku 2030, a więc są to wydatki rozciągnięte na dekadę, nie na rok-dwa, bo tyle (prawdopodobnie) zajmie walka z koronawirusem i skutkami pandemii.
;
Wojciech Kość

W OKO.press pisze głównie o kryzysie klimatycznym i ochronie środowiska. Publikuje także relacje z Polski w mediach anglojęzycznych: Politico Europe, IntelliNews, czy Notes from Poland. Twitter: https://twitter.com/WojciechKosc

Komentarze