Epidemia wywołana przez koronawirus 2019-nCoV nabiera na sile. Liczba zakażonych w ciągu jednej doby (z poniedziałku 27 stycznia 2020, na wtorek) wzrosła prawie o 60 proc. przekraczając 4500. W środę 29 stycznia chińskie władze podały, iż liczba ta wzrosła do 5974. 132 osoby zmarły. "Wirus wcześniej czy później dotrze do Polski" – twierdzi minister zdrowia
Koronawirusy to drobnoustroje dobrze znane nauce. Jak tłumaczy w rozmowie z PAP dr hab. Ernest Kuchar z Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego są one odpowiedzialne za ok. 10-20 proc. zwykłych przeziębień. Co jakiś czas pojawia się jednak znacznie bardziej niebezpieczna ich odmiana.
Tak było w roku 2002, gdy zaczął grasować nowy zarazek wywołujący tzw. zespół ciężkiej ostrej niewydolności oddechowej (SARS). Wirus zaatakował wówczas ok. 8000 osób, ponad 700 zmarło.
10 lat później pojawił się jeszcze groźniejszy drobnoustrój. Podobnie jak wirus SARS przeskoczył on ze zwierząt na ludzi, ale o ile ten pierwszy przenosił się potem z człowieka na człowieka, o tyle nowym patogenem ludzie zakażali się bezpośrednio od zwierząt. Wywoływał on tzw. bliskowschodni zespół oddechowy (w skrócie MERS). Zapadło na niego blisko 2,5 tys. osób, aż 858 zmarło.
Na początku grudnia 2019 roku koronawirusy dały znać o sobie po raz kolejny. W liczącym 11 mln chińskim mieście Wuhan w prowincji Hubei pojawił się nowy zarazek wywołujący infekcję dróg oddechowych.
Zakażenie początkowo objawia się gorączką i suchym kaszlem. Infekcja może jednak prowadzić do zapalenia płuc, które w niektórych przypadkach okazuje się śmiertelne.
Wirus z Wuhan, w skrócie 2019-nCoV, jest również pochodzenia zwierzęcego. Jak twierdzi w rozmowie z PAP dr Paweł Grzesiowski, prezes Fundacji Instytut Profilaktyki Zakażeń, wirus wywodzi się od nietoperzy. Nie wiadomo natomiast jakie zwierzę było tu ogniwem pośrednim, z którego patogen przeskoczył ostatecznie na człowieka. Naukowcy podejrzewają, że chodzi tu o węże lub bieługi – rzadkie ryby z rodziny jesiotrowatych.
„Co ciekawe, tzw. pacjent X., czyli pierwszy, który – jak się podejrzewa – został zarażony tym drobnoustrojem, nie miał w ogóle kontaktu z targiem rybnym, gdzie mogło dojść do zakażenia" – mówi dr Grzesiowski.
Początek epidemii był powolny. Zakażenia przez jakiś czas utrzymywały się wyłącznie w Chinach. Jednak w dobie masowych podróży lotniczych wiadomo było, że prędzej czy później zarazek dotrze także do innych krajów, na inne kontynenty.
W tym tygodniu epidemia wyraźnie przyspieszyła.
28 stycznia 2020 władze chińskie przyznały, że w ciągu jednej doby oficjalna liczba potwierdzonych przypadków zakażenia 2019-nCoV wzrosła prawie o 60 proc.! Jeszcze w poniedziałek, 27 stycznia wynosiła ona 2835, by nazajutrz sięgnąć 4515.
Skoczyła też liczba zgonów. 27 stycznia odnotowano ich 81, następnego dnia było ich już 106.
W środę 29 stycznia chińskie władze oświadczyły, że liczba potwierdzonych przypadków zakażenia wirusem znów skokowo wzrosła do 5974. 132 osoby zmarły.
Najmłodsza zakażona osoba to 9-miesięczna dziewczynka, mieszkanka Pekinu. Poza granicami kontynentalnych Chin do 28 stycznia 2020 odnotowano 73 zakażenia. 14 z nich w Tajlandii, 8 w Hongkongu, 7 w Japonii, po 5 w USA, na Tajwanie, Australii i Makau, po 4 w Singapurze, Korei Płd., Malezji i Francji, 3 w Kanadzie, 2 w Wietnamie i wreszcie po jednym w Nepalu, Kambodży i Niemczech.
Do tej pory nie stwierdzono żadnego zgonu poza Chinami.
Naukowcy od samego pojawienia się zagrożenia ruszyli ostro do pracy. Dosłownie w 10 dni po ogłoszeniu wiadomości o pierwszym przypadku zakażenia badacze z Chin i Australii określili dokładny zapis informacji genetycznej wirusa.
"Po raz pierwszy w historii, gdy mierzymy się z epidemią wywołaną przez nowy zarazek, społeczność naukowa dzieli się swoimi danymi na jej temat niemal w czasie rzeczywistym" – mówił na łamach „The Washington Post” biolog, Michael Letko.
Co jeszcze udało się ustalić naukowcom?
Wiadomo już bezspornie, że nowy wirus przenosi się z człowieka na człowieka, co zwiększa ryzyko rozprzestrzeniania się epidemii.
Oszacowano też tzw. R0, czyli średnią liczbę osób, które zakaża jedna chora osoba. Jak podaje strona Biokompost (powołując się na „Nature”), sięga ona 1,4-2,5. Jest to wielkość porównywalna z R0 dla SARS i ptasiej grypy. Chociaż oznacza to, że konieczne są działania epidemiologiczne, bo epidemia nie wygaśnie sama z siebie, to wielkość ta jest wyraźnie niższa niż w przypadku wielu innych chorób zakaźnych (np. odry, gdzie jedna osoba zakaża przeciętnie aż 12 innych).
Niektórzy naukowcy szacują jednak, że w przypadku wirusa z Wuhan R0 jest wyższe i wynosi 3,3-5,5.
Wiemy też, że śmiertelność z powodu infekcji nowym wirusem jest stosunkowo niska. W przypadku SARS wyniosła ona blisko 10 proc., a MERS prawie 35 proc. Tym razem śmiertelność sięga (jak dotąd) 2-3 proc.
Naukowcy nadal nie wiedzą natomiast, czy 2019-nCoV wywołuje bezobjawowe zakażenia i czy osoba bez żadnych objawów może być zaraźliwa. Ta ostatnia kwestia jest kluczowa dla walki z epidemią.
Pierwszy przypadek w Niemczech wskazuje na to, że wirus może być przekazywany od osób nie mających objawów. Niemiec spotkał się z menedżerką z Chin, która poczuła się źle podczas lotu powrotnego z Niemiec. Testy potwierdziły obecność wirusa. Powiadomiła o tym władze niemieckie.
28 stycznia wieczorem niemieckie ministerstwo zdrowia poinformowało, że obecność koronawirusa wykryto u trzech kolejnych osób z najbliższego otoczenia pierwszego pacjenta.
Zakażenia nie bardzo jest też czym leczyć. Chińscy lekarze próbują, czy okażą się tu pomocne specyfiki przeciw wirusowi HIV.
"Najłatwiej byłoby, gdyby w walce z wirusem skuteczny okazał się lek już dostępny na rynku" – powiedział PAP prof. dr hab. Krzysztof Pyrć z Małopolskiego Centrum Biotechnologii UJ.
Na nowego wroga nie ma również szczepionki, choć prace nad nią w różnych laboratoriach na świecie już trwają. Także na UJ.
Świat boi się wirusa 2019-nCoV. Chiny wprowadziły całkowitą blokadę miasta Wuhan. 3 stycznia 2020 wszystkie loty stamtąd zostały odwołane. Został również wstrzymany cały transport publiczny oraz dalekobieżny. Miejsca spotkań publicznych zamknięto do odwołania. Ludzie nie wychodzą z domów, miasto wygląda jak wymarłe.
Te same środki zostały podjęte w co najmniej 10 miastach w pobliżu Wuhan, dotykając ponad 20,5 mln ludzi.
Jak pisze „The New York Times”, chiński system opieki zdrowotnej nie daje sobie rady z epidemią.
Zdesperowani chorzy nie bardzo mają się gdzie zgłaszać, więc szturmują głównie szpitale. Sfrustrowani, przepracowani lekarze przyjmują dziennie nawet po 200 chorych. Brakuje testów do szybkiej diagnostyki.
Dlatego też sądzi się, iż oficjalna liczba potwierdzonych zakażeń jest zaniżona. Fundacja Billa i Melindy Gatesów 26 stycznia 2020 ogłosiła, że przeznacza 5 mln dolarów na pomoc Chinom w walce z epidemią.
Tybet jest jedyną chińską prowincją, do której zaraza jeszcze nie dotarła. Lokalne władze zdecydowały się zamknąć turystyczne miejsca w obawie przed jej nadejściem.
Hongkong świetnie pamięta epidemię SARS z 2002 roku, kiedy to wirus z kontynentalnych Chin zabił w tym mieście aż 299 osób. Dlatego zdecydowano się na zawieszenie połowy lotów do i z Chin oraz odwołano pociągi w tym kierunku.
Stany Zjednoczone postanowiły sprowadzić specjalnym samolotem urzędników swojego konsulatu w Wuhan, a także amerykańskich turystów. Amerykanie rekomendują ponadto swoim obywatelom, by nie wybierali się do Chin o ile nie jest to konieczne. Ostatnia decyzja - Stany zwiększają kontrolę na lotniskach.
We wtorek 28 stycznia 206 obywateli swego kraju ewakuowała także Japonia.
Inne kraje nie pozostają w tyle. Jak podała 27 stycznia 2020 TVN, rząd brytyjski planuje ewakuację swoich obywateli z prowincji Hubei. Epidemiolodzy w Wlk. Brytanii szukają 2000 osób, którzy wrócili do kraju z Chin od czasu wykrycia pierwszych zakażeń. 70 spośród nich przebadano, wszyscy okazali się zdrowi.
W Rosji zaostrzono kontrolę podróżnych. Wstrzymano też sprzedaż wycieczek do Chin.
Czesi zwołali Radę Bezpieczeństwa Narodowego.
Polskie władze twierdzą, że są w pełnej gotowości. MSZ odradza wszelkie podróże do prowincji Hubei. Apeluje także o śledzenie bieżących doniesień na temat wirusa 2019-nCoV przed podjęciem decyzji o wyjeździe w rejon Azji, w szczególności Azji Południowo-Wschodniej.
Ministerstwo Zdrowia wydało z kolei specjalny komunikat dla osób, które w ciągu ostatnich 14 dni były w Chinach lub miały kontakt z osobą, która w tym czasie przebywała w tym kraju. Jeśli wystąpiła u nich temperatura powyżej 38 st. C oraz kaszel i duszność, powinny zgłosić się do szpitalnego oddziału chorób zakaźnych najbliższego ich miejsca zamieszkania.
Sporo użytecznych informacji dla podróżujących (i nie tylko) jest na stronie Głównego Inspektoratu Sanitarnego.
"Koronawirus jest problemem bardziej chińskim niż naszym. Kwestia epidemii może rozwiązać się w ciągu kilku tygodni" – przekonywał Główny Inspektor Sanitarny Jarosław Pinkas, apelując o zachowanie spokoju.
„To wirus, który prędzej czy później dotrze do Polski” – powiedział z kolei 28 stycznia minister Łukasz Szumowski. - „Trzeba być w gotowości, zabezpieczyć wszystkie możliwe oddziały zakaźne" - stwierdził.
Tego samego dnia w Rządowym Centrum Bezpieczeństwa odbyło się spotkanie robocze w sprawie koronawirusa.
Główny Inspektor Sanitarny w rozmowie z „Polityką Zdrowotną” stwierdził, że polskie oddziały chorób zakaźnych świetnie wiedzą co robić w sytuacji podejrzenia zakażenia. A wcześniej wprowadzone karty lokalizacji na lotniskach pozwalają kontrolować rozwój sytuacji epidemiologicznej w kraju.
Tymczasem nasz czytelnik pod tekstem Urszuli Kuczyńskiej o epidemii w Chinach przysłał następujący komentarz:
"Właśnie wylądowaliśmy z Chin. Oprócz wypełnienia świstka papieru, kpina. Personel medyczny bez maseczek. W Pekinie nie widziałem osoby bez maseczki. W Polsce zero wskazówek co dalej. Zaraz jedziemy do szpitala zakaźnego z własnej inicjatywy".
No cóż. Maseczki być powinny. Informacja też. Wyjazd do szpitala o ile nie kaszlemy, nie mamy temperatury, nie jest - zgodnie z wytycznymi ministerstwa - konieczny, ale można to zrobić.
Na pewno lepiej chuchać na zimne. Polskę ominęła całkowicie epidemia SARS i MERS. Jak twierdzi sam minister zdrowia, tym razem się nam nie upiecze.
A przy okazji warto pamiętać, że realnym, corocznym zagrożeniem jest grypa, na która mamy szczepionkę, tylko niechętnie z niej korzystamy.
W sezonie 2018/19 na grypę i infekcje grypopodobne w Polsce zapadło blisko 3,7 mln osób. 143 zmarło.
Biolog, dziennikarz. Zrobił doktorat na UW, uczył biologii studentów w Algierii. 20 lat spędził w „Gazecie Wyborczej”. Współzakładał tam dział nauki i wypromował wielu dziennikarzy naukowych. Pracował też m.in. w Ambasadzie RP w Waszyngtonie, zajmując się współpracą naukową i kulturalną między Stanami a Polską. W OKO.press pisze głównie o systemie ochrony zdrowia.
Biolog, dziennikarz. Zrobił doktorat na UW, uczył biologii studentów w Algierii. 20 lat spędził w „Gazecie Wyborczej”. Współzakładał tam dział nauki i wypromował wielu dziennikarzy naukowych. Pracował też m.in. w Ambasadzie RP w Waszyngtonie, zajmując się współpracą naukową i kulturalną między Stanami a Polską. W OKO.press pisze głównie o systemie ochrony zdrowia.
Komentarze