W Hiszpanii odnotowano już 292 zgony i ponad 7,8 tys. przypadków zakażenia koronawirusem. W sobotę premier Pedro Sánchez ogłosił stan wyjątkowy. W Madrycie wszystko zamknięte, a Katalonia prosi rząd o pomoc w całkowitej izolacji. Sewilla odwołuje procesje wielkanocne - korespondencja z Hiszpanii
Hiszpania to drugi po Włoszech najdotkliwiej zaatakowany przez koronawirusa kraj w Europie. Największym ogniskiem epidemii jest Madryt. Ponad połowa zakażonych wirusem COVID-19 to mieszkańcy stolicy i okolic. Burmistrz Madrytu ostrzegł, że zamknięcie miasta jest „bliżej niż myślimy”.
Od soboty 14 marca 2020 zamknięte jest wszystko poza aptekami, sklepami spożywczymi, kioskami i stacjami benzynowymi. Nawet parki miejskie zamknęły swoje bramy, na co dopiero w piątek zdecydował się Mediolan – miasto zmagające się z wirusem już od dawna. Wszystko, by uniknąć dużych zbiorowisk.
Jeszcze w czwartek 12 marca bary i restauracje tętniły życiem, jak to zwykle w Hiszpanii. Miało się wrażenie, że rzeczywistość zagrożenia kreowana przez media nie ma zbyt wiele wspólnego z tym, co działo się na ulicach. Poza tym, że w sklepach – podobnie, jak w innych krajach – zaczęło brakować papieru toaletowego i makaronu, mijani na ulicy ludzie niespecjalnie wyglądali na przejętych epidemią.
Widać było trochę maseczek. Ludzi w metrze było mniej i wcierali sobie kremy dezynfekujące w ręce, ale atmosfera niczym nie przypominała paniki.
Teraz, choć słońce świeci i pogoda jak w czerwcu, większość mieszkańców stolicy została w domach. Lekarze oraz służby apelują o odpowiedzialność i niewychodzenie na ulice. Ale i tak parkingi przy supermarketach oraz w pobliskich górach, gdzie Madrytczycy uciekają, by odpocząć od miasta, są pełne samochodów. Część ludzi uciekła do swoich do domów nad morzem zaraz po tym, jak w poniedziałek ogłoszono zamknięcie szkół w regionie.
Centrum Madrytu dzisiaj to świecące pustkami miasto duch. Kolejki (zachowując odpowiedni dystans) jedynie do autobusów, w których pobierana jest krew, której zaczęło brakować w madryckich szpitalach. Stan wyjątkowy od poniedziałku wprowadza zakaz poruszania się po mieście poza dotarciem do pracy i z powrotem oraz zdobyciem produktów pierwszej potrzeby.
Pierwszy przypadek zakażenia ogłoszono 1 lutego, jednak liczba zainfekowanych podniosła się znacząco dopiero pod koniec miesiąca, gdy zaczęto testować na obecność wirusa pacjentów z zapaleniem płuc niewiadomego pochodzenia. Fernando Simón - koordynator ds. przeciwdziałania epidemii - uspokajał i tłumaczył, że zagrożenie istnieje, ale że wszystko jest pod kontrolą.
Poza Madrytem, niepokoiła obecność wirusa w regionie Walencji, gdzie odwołano święto Fallas, słynne z palenia rzeźb i figur. W jednym z hoteli na Wyspach Kanaryjskich, gdzie pojawił się wirus, zarządzono kwarantannę. Wirusa odkryto też w Andaluzji, słynącym z wina regionie La Rioja oraz w Kraju Basków.
W środę szkoły w Madrycie zostały zamknięte, a firmom polecono wysłać pracowników do pracy w domu. Pojawiły się wątpliwości, co do skuteczności zamknięcia szkół, gdyż dziećmi zaczęli się opiekować dziadkowie, najbardziej narażeni na powikłania związane ze złapaniem wirusa.
Studenci, patrząc na rozwój sytuacji we Włoszech – gdzie zarządzono izolację najpierw północnych regionów, a potem całego kraju – czym prędzej wyjechali do swoich domów rodzinnych poza Madrytem. Tych, co zostali, można było zobaczyć w parkach miejskich pełnych ludzi jeszcze w piątek.
Podobnie jak w innych krajach, gdzie indeksy giełdowe zaczęły lecieć na łeb na szyję, hiszpański Ibex-35 stracił tylko w tym tygodniu ponad 20 proc. To drugi najgorszy wynik w historii. Zaraz po tygodniu z października 2008 roku, po upadku firmy Lehman Brothers. Wtedy rozpoczął się światowy kryzys finansowy, szczególnie dotkliwy dla gospodarki Hiszpanii, która dopiero niedawno stanęła na nogi.
Świadomy zagrożenia, rząd w czwartek uchwalił zastrzyk gotówki – ponad 18 miliardów euro, czyli 1,5% PKB Hiszpanii. Opozycja, do tej pory nie szczędząca ataków na rządzącą koalicję socjalistów z radykalną lewicą, obiecuje pomoc. Pomimo to istnieje obawa, że koronawirus wpędzi Hiszpanię z powrotem w recesję.
Z pewnością zmiecie wiele miejsc pracy, jako że większość umów pracy podpisanych od czasów kryzysu to śmieciówki oraz kontrakty czasowe.
W piątek, gdy ilość potwierdzonych zakażeń szła już w tysiące i zaczęła dramatycznie rosnąć, premier Sánchez (zakażona jest jego żona Begoña Gómez) po telekonferencyjnym posiedzeniu rządu ogłosił, że w sobotę wprowadzony zostanie stan wyjątkowy. Posiedzenie rządu odbyło się zdalnie, gdyż testy potwierdziły, że dwie ministry – Irene Montero od równouprawnienia i Carolina Darias od polityki terytorialnej – są nosicielkami wirusa. Wicepremier Pablo Iglesias (prywatnie partner Montero) jest objęty kwarantanną.
To nie jedyni politycy zakażeni wirusem. U Any Pastor, byłej minister i marszałek sejmu z Partii Ludowej, również potwierdzono obecność wirusa. Słynny jest też casus Javiera Ortegi-Smitha, z radykalnie prawicowego Vox (hiszpańskich przyjaciół PiS-u), który był w Mediolanie na wakacjach już po tym jak wybuchła epidemia we Włoszech.
Ortega-Smith najprawdopodobniej „sprzedał” wirusa również liderowi Vox - Santiago Abascalowi - na wielkim wiecu partyjnym skrajnej prawicy, urządzonym specjalnie 8 marca, by przeciwstawić się masowej manifestacji w obronie praw kobiet, która, mimo obaw o epidemię, jednak odbyła się tego samego dnia w Madrycie i innych miastach Hiszpanii.
Hiszpanie cieszą się jednym z najlepszych państwowych systemów opieki zdrowotnej na świecie. Być może to jeden z powodów, dlaczego mimo powagi sytuacji, atmosfera na razie jest dość spokojna.
Santiago Moreno, szef oddziału chorób zakaźnych w madryckim szpitalu Ramón y Cajal, powiedział w sobotę gazecie „El País”, że Hiszpanie „zgrzeszyli zbytnią pewnością siebie” i z tego powodu nikt nie przewidział rozmiaru zagrożenia.
Do tej pory pacjenci zarażeni koronawirusem zajmują 30 proc. łóżek na oddziałach intensywnej terapii w madryckich szpitalach. Lekarze przewidują brak respiratorów, których nigdzie nie można teraz kupić. Choć hiszpańska służba zdrowia na razie radzi sobie z epidemią, faktem jest, że wyszła poobijana z kryzysu gospodarczego, kiedy to ilość łóżek i lekarzy na mieszkańca wyraźnie spadła.
Madryt szykuje się na najgorsze. Pojawiła się informacja, że mają powstać szpitale polowe w hotelach, gotowe do przyjęcia zakażonych pacjentów. Stan wyjątkowy ogłoszono na 15 dni, ale już wiadomo, że wprowadzone ograniczenia dadzą efekty dopiero za parę tygodni. Hiszpanię, tak jak inne kraje, czekają trudne tygodnie, jeśli nie miesiące.
Komentarze