0:000:00

0:00

„Palimy ciała od razu, kiedy je nam przywożą, bez ceremonii pogrzebowej. Jakby to była wojna. Wirus pożera nasze miasto jak jakiś straszny potwór" – mówi agencji Associated Press Mamtesh Sharma z krematorium w Bhopalu. Zamiast kilkunastu, stosów jest już 50 i to wciąż za mało, rodziny na kremację czekają godzinami. Stosy pogrzebowe jak te na zdjęciu, które według wyznawców hinduizmu poprzez spalenie ciała pozwalają na reinkarnację duszy, płoną od rana do wieczora.

W krematorium w Suracie stopiły się od nadmiernego użytku kraty, na których pali się ciała – donosi „The New York Times".

„Wokół nas przyjaciele, znajomi, młodzi umierają" – pisze z New Delhi koleżanka ze studiów.

„Mam 65 lat i sztywniejące zapalenie stawów kręgosłupa, dlatego mam saturację 52" – pisał na Twitterze dziennikarz z Lucknow Vinay Srivastava, który próbował dostać się do jakiegokolwiek szpitala. „Nie ma nikogo w szpitalnym laboratorium, nikt nie odpowiada na telefony". Strażnik nie wpuszcza mnie do szpitala". Jego ostatni przed śmiercią tweet brzmiał: „Saturacja 31, kiedy ktoś mi pomoże". Minimalna normalna saturacja to 94.

View post on Twitter

Indie stanęły w obliczu katastrofy humanitarnej o rozmiarach, których jeszcze w tej pandemii nie widzieliśmy – przypominającej dramaty z przeszłości, o których dziś uczymy się z podręczników historii – bo nawet nasi najstarsi żyjący krewni nie pamiętają hiszpanki sprzed ponad stu lat. Według analizy amerykańskiego instytutu IHME w szczycie fali, w połowie maja, Indie będą potrzebowały 344 tys. łóżek na intensywnej terapii – a dysponują niespełna 20 tys.

Brakuje nie tylko miejsc na intensywnej terapii, ale i tlenu, który stał się czarnorynkowym towarem pierwszej potrzeby. W obawie przed kradzieżą cysterny z tlenem poruszają się z policyjną eskortą, a szpitale nie przyjmują chorych nie tylko z braku łóżek, ale właśnie z braku tlenu.

View post on Twitter

Liczby bezwzględne pokazują rozmiar tragedii

Jeśli spojrzeć na wykresy, sytuacja w Indiach nie wygląda wcale tak źle: więcej zakażeń na milion mieszkańców jest we Francji, w Turcji, nawet w Szwecji.

zakażenia: Indie vs. wybrane kraje

Ale w liczącym sobie prawie 1,4 mld mieszkańców kraju w liczbach bezwzględnych to już ponad 350 tys. wykrytych zakażeń na dobę – takiej liczby nie zarejestrowano jeszcze nigdzie w tej pandemii.

zakażenia w liczbach bezwględnych Indie vs. wybrane kraje

I eksperci są zgodni, że rzeczywista liczba zakażeń jest wielokrotnie większa. Indie testują mało i wybiórczo – przede wszystkim w bogatszych stanach. W tej chwili liczba wykonanych testów na jeden potwierdzony przypadek SARS-CoV-2 to 5,6, czyli mniej więcej tyle, co w Polsce: 5,3. A w Polsce testujemy przede wszystkim osoby z objawami koronawirusa i jesteśmy na dole europejskiej stawki, jeśli chodzi o liczbę wykonanych testów na milion mieszkańców. Oznacza to, że większość zakażeń pozostaje niewykrytych.

testy Indie vs. wybrane kraje

W Indiach podobna sytuacja ma miejsce także jeśli chodzi o zgony. Oficjalnie jest ich 2,04 na milion, w Polsce w tej chwili 5,1 (średnia siedmiodniowa). Ale znowu w liczbach bezwzględnych to 2 336 dziennie w Indiach, a tylko 483 w Polsce.

Bhramar Mukherjee, epidemiolog z Uniwersytetu Michigan mówi „New York Timesowi", że „dane są zmasakrowane" – według szacunków jego zespołu rzeczywista liczba zgonów jest od dwóch do pięciu razy większa niż oficjalna.

A więc dziennie na COVID-19 umiera od pięciu do 12 tys. osób.

Nawet bez epidemii Indie zbierają dane medyczne tylko o jednej piątej wszystkich śmierci. Większość mieszkańców subkontynentu umiera poza radarem ochrony zdrowia i statystyki.

To, że dane o zgonach są znacznie zaniżone, potwierdzają również informacje anegdotyczne: według AP w krematorium w Phopalu skremowano ponad 110 osób, podczas gdy według oficjalnych danych w 1,8-milionowym mieście na COVID zmarło tylko 10.

Miała być już odporność populacyjna

Jeszcze niedawno wydawało się, że Indie mogą mieć już „to" za sobą. Analizy występowania przeciwciał w populacji wskazywały, że 22 proc. mieszkańców subkontynentu powyżej 10. roku życia już przechorowało koronawirusa. W wielkich miastach, jak New Delhi czy Mumbaj (Bombaj) liczba ozdrowieńców miała sięgać 40 proc. Manoj Murhekar, epidemiolog, który był współautorem badania, ostrzegał co prawda w „Nature", że oznacza to, iż trzy czwarte Hindusów jeszcze nie miało kontaktu z wirusem, ale wróżył, że kolejna fala nie będzie tak wielka jak ta w sierpniu i wrześniu ubiegłego roku. Tymczasem jest ponad trzy razy większa.

Teraz eksperci zastanawiają się, „co poszło nie tak" (w ich optymistycznych założeniach). Cytowany znowu przez „Nature" indyjski wirusolog Gagandeep Kang jest zdania, że badania przeciwciał nie zostały przeprowadzone proporcjonalnie na wszystkich segmentach populacji Indii. Poza tym pierwsza fala uderzyła przede wszystkim w miejską biedotę, natomiast osoby zamożniejsze podczas trwającego wtedy lockdownu mogły skutecznie się chronić przed zakażeniem. Teraz kiedy ruszyła kampania masowych szczepień, a media i rząd donosiły o wysokim odsetku ozdrowieńców z przeciwciałami, mieszkańcy Indii przestali się bać zakażenia, doprowadzając do rozprzestrzenienia się go w grupach do tej pory niemających kontaktu z tym patogenem.

Druga hipoteza, która uzupełnia pierwszą, jest związana z nowymi wariantami wirusa – wiemy już, że bardziej zakaźny i bardziej śmiertelny jest wariant tzw. brytyjski, B.1.1.7, a to on opanował na przykład Pendżab. Ale już w Maharasztrze, drugim pod względem ludności stanie Indii, wydaje się dominować lokalny wariant B.1.617. Wydaje się, bo Indie sekwencjonują niewielką ilość próbek wirusa i robią to wyrywkowo. Nie ma też jeszcze wyników badań na temat jego zakaźności, choć amerykański wirusolog Trevor Bedford, który jest jednym z najważniejszych autorytetów w dziedzinie wirusowych mutacji, zwraca uwagę, że wariant brytyjski i indyjski wydają się reprodukować w podobnym tempie.

warianty koronawirusa w Indiach
źrodło: Trevor Bedford/Twitter

„Kiedy B.1.617 i B.1.1.7 dalej zwiększą częstotliwość występowania, będą w bardziej bezpośredniej rywalizacji i okaże się, który wariant ma ewolucyjną przewagę" – konkluduje Bedford. W przypadku wariantu brytyjskiego wiemy już, że działają na niego dostępne szczepionki, w tym AstraZeneca, produkowana w największej na świecie fabryce szczepionek, która mieści się właśnie w Indiach – Instytucie Serum. Jeśli chodzi o wariant indyjski, badania nad skutecznością wobec niego przeprowadzili na razie twórcy innej indyjskiej szczepionki - Bharat Biotech. I tutaj wiadomości z laboratorium są dobre – ich szczepionka Covaxin w III fazie badań klinicznych jest skuteczna również przeciwko B.1.617.

Potwierdza to analiza mutacji „indyjskiego" wirusa – z trzech kluczowych, dotyczących białka szczytowego SARS-CoV-2, żadna nie wydaje się szczególnie groźna, jeśli chodzi o unikanie barier immunologicznych ludzkiego organizmu. Jednak mimo tego, że w Indiach zaszczepiono już co najmniej jedną dawką prawie 120 mln ludzi, i tym razem liczby bezwzględne są dla Indii bezlitosne – to zaledwie 8,5 proc. populacji. Nawet podjęta kilka tygodni temu przez indyjski rząd decyzja zatrzymania na subkontynencie całej produkcji Instytutu Serum nie pomoże w szybkim opanowaniu epidemii, która teraz pustoszy Indie.

Przeczytaj także:

;

Udostępnij:

Miłada Jędrysik

Miłada Jędrysik – dziennikarka, publicystka. Przez prawie 20 lat związana z „Gazetą Wyborczą". Była korespondentką podczas konfliktu na Bałkanach (Bośnia, Serbia i Kosowo) i w Iraku. Publikowała też m.in. w „Tygodniku Powszechnym", kwartalniku „Książki. Magazyn do Czytania". Była szefową bazy wiedzy w serwisie Culture.pl. Od listopada 2018 roku do marca 2020 roku pełniła funkcję redaktorki naczelnej kwartalnika „Przekrój".

Komentarze