Ministerstwo Zdrowia ogłosiło w czwartek 12 marca 2020 przed południem, że w szpitalu w Poznaniu zmarła pierwsza osoba zarażona koronawirusem, to 57-letnia kobieta. Łącznie mamy wykrytych 47 przypadków zarażenia (stan na godz. 12:00 w czwartek).
OKO.press rozmawia z rzeczniczką Szpitala Uniwersyteckiego im. Karola Marcinkowskiego w Zielonej Górze Sylwią Macher-Nowak. To do tej placówki 2 marca 2020 trafił pierwszy w Polsce pacjent, u którego wykryto zakażenie koronawirusem.
4 marca pisaliśmy jakie są potrzeby zielonogórskiego szpitala w obliczu zagrożenia epidemią. Tydzień później sprawdzamy, czy placówka otrzymała pomoc, o jaką się starała.
„Na razie wszystkich na oddział zakaźny (35 łóżek) przyjmujemy. Nie zdarzyło się, że ktoś przyjechał i został odesłany z kwitkiem. Wszyscy mają też pobierane wymazy do badań i czekają. Laboratorium najwcześniej przysyła wyniki w ciągu 12 godzin, więc pacjent musi być hospitalizowany przynajmniej jedną dobę” – mówi rzeczniczka
Sławomir Zagórski, OKO.press: Występowaliście o 2,2 mln zł „w związku z możliwością wystąpienia koronawirusa”. Udało się?
Sylwia Macher-Nowak, rzeczniczka szpitala: Tak. Dostaliśmy zapewnienie, że otrzymamy 2 mln 15 tysięcy 600 zł, a więc mniej więcej tyle, o ile występowaliśmy. Gros wydamy na najpotrzebniejsze zakupy sprzętowe, zaś kwota 115 tys. zł zostanie przeznaczona na bieżące potrzeby.
Za 1,9 mln zł chcemy wyposażyć przede wszystkim trzy stanowiska intensywnego nadzoru, które zorganizujemy na oddziale zakaźnym. Tam takich stanowisk nie ma, a w przypadku przyjęcia pacjentów z poważnymi problemami oddechowymi, będą bardzo potrzebne.
Na wyposażenie tych stanowisk planujemy zakupić m.in. respiratory, kardiomonitory i ECMO, czyli aparaturę do pozaustrojowego natleniania krwi. Nasz dział aparatury właśnie nad tym intensywnie pracuje.
Pieniądze już do was dotarły?
Fizycznie jeszcze nie są naszym koncie, ale mamy zapewnienie, że będą. Zresztą w tym przypadku chyba nie będziemy musieli dokonywać płatności natychmiast. Więc jesteśmy w trakcie kompletowania całego zamówienia, jeżeli chodzi o aparaturę.
A inne potrzeby?
Jeśli chodzi o sprzęt jednorazowego użytku, czyli materiały do zabezpieczenia naszych pracowników, to niestety cały czas jest walka. Poszukujemy go na wszystkie możliwe sposoby na rynku.
Poza tym większość tego sprzętu jest nam też potrzebna na innych oddziałach, nie tylko na oddziale zakaźnym. Bo my jesteśmy dużym szpitalem, który w ciągu roku przyjmuje prawie 70 tys. pacjentów na oddziałach i ponad 100 tys. osób w poradniach.
Sprzęt jest cały czas zużywany na bieżąco, więc dlatego go cały czas szukamy. Nasi dostawcy nie dostarczają nam tego wszystkiego, o co wnioskujemy, ponieważ sami tym nie dysponują. Co jakiś czas otrzymujemy wsparcie ze strony firm zewnętrznych. Przekazują nam w formie darów maseczki, środki do dezynfekcji.
Z Agencji Rezerw Materiałowych do tej pory dotarły do nas dwie dostawy. Dostaliśmy 340 kombinezonów i 1400 masek.
Na jak długo to wystarczy?
Na razie jesteśmy zabezpieczeni, ale tych pacjentów może być więcej.
Ponadto w drugim transporcie przyjechały kombinezony, ale nie w pełni wyposażone. Bo na oddziale zakaźnym musimy używać takich kombinezonów, które mają i gogle, i maseczki, i obuwie, i rękawice specjalne. To już musi być najwyższy standard zabezpieczenia, tymczasem kombinezony były niekompletne.
W tej chwili najbardziej brakuje nam zwykłych maseczek chirurgicznych. Mamy jeszcze pewien zapas, ale na rynku już ich nie ma, zostały wykupione przez obywateli.
My ich używamy na bloku operacyjnym, rocznie wykonujemy 16 tys. zabiegów. W każdym uczestniczy kilka osób – lekarze, instrumentariuszki, anestezjolodzy, itd. Na bloku operacyjnym maseczki są podstawą, a w tej chwili praktycznie nie można ich dostać.
Takich prostszych maseczek Agencja Rezerw Materiałowych już nie dostarcza?
Te, które przyszły, to tzw. półmaski z filtrem, które służą do kontaktów z pacjentami z podejrzeniem zakażenia koronawirusem.
Natomiast ja mówię o zwykłych maseczkach chirurgicznych, których – jeżeli nie będziemy mieli – to będziemy musieli w ogóle wstrzymać lub ograniczyć przyjmowanie planowe pacjentów na różnego typu zabiegi.
Na dwóch dostawach specjalistycznych masek i kombinezonów z Agencji chyba się nie skończy?
To pytanie do Agencji, ale myślę, że mają tego świadomość. Nie jesteśmy przecież jedynym szpitalem, który wysyła szczegółowe zapotrzebowania, np. na miesiąc, bezpośrednio do Agencji czy też za pośrednictwem służb wojewody. I te potrzeby idą w tysiące.
Bo my jesteśmy naprawdę bardzo dużym szpitalem. Mamy praktycznie wszystkie oddziały dla dorosłych poza kardiochirurgią plus dwa oddziały dla dzieci. Także my tego sprzętu zużywamy bardzo dużo.
Natomiast każdy pobyt pacjenta z podejrzeniem koronawirusa na oddziale zakaźnym to ileś tzw. kompletów pełnych, bo każdy kontakt z pacjentem wymaga procedur ubierania się, itd.
Na jednego pacjenta z wirusem lub z podejrzeniem zarażenia używa się co najmniej 8 pełnych kompletów na dobę. Proszę policzyć. Przy 35 zajętych łóżkach (bo tyle liczy oddział) potrzebnych jest aż 280 kompletów na dobę.
A zatem sytuacja z aparaturą wygląda dobrze, natomiast jeśli chodzi o zwykłe maseczki…
… to jest walka o ogień, bo walczą o to wszystkie szpitale. Pracownicy naszego działu gospodarczego praktycznie całe dnie spędzają przy telefonie i kupują co się da, chyba że ceny są tak zaporowe, że aż nieprzyzwoite.
Macie nadal tylko jednego pacjenta z koronawirusem.
I kilku, którzy czekają na wyniki. Sytuacja jest rozwojowa, dynamiczna.
Co godzinę można by dzwonić na oddział zakaźny i pytać, i z reguły jest inna sytuacja.
Jeżeli przychodzą wyniki testu i okazuje się, że pacjenci nie są zakażeni koronawirusem, to niemal natychmiast wypisujemy ich z oddziału.
Ewentualnie przekazujemy na inne oddziały, bo bywa też tak, że trafiają do nas osoby tak naprawdę bez wskazań, kierowani niepotrzebnie. Zajmują czas, uwagę, miejsce, no ale sytuacja jest jaka jest.
Na razie wszystkich na ten oddział zakaźny przyjmujemy. Nie zdarzyło się, że ktoś przyjechał i został odesłany z kwitkiem. Wszyscy mają też pobierane wymazy do badań i czekają. Laboratorium najwcześniej przysyła wyniki w ciągu 12 godzin, więc pacjent musi być hospitalizowany przynajmniej jedną dobę.
Chybya juz nikt nie wiezy w opanowanie wirusa w Polsce?
Pytanie co bedzie dalej? Oswiadczenie Merkel o epidemii nie daje watpliwosci ze Niemcy przygotowuja sie na najgorsze scenaria. Niemieckie sluzby dobze dzilaja, znaja sytuacje rowniez w Polsce. Powazne kraje maja komisje skladajace sie z ekspertow a nie z PiSiomatolkow i sa juz dawno swiadomi ze nie uda im sie wylewu wirusa przez kraje jak Polska wpostrzymac obojetnie co by zrobili. Co bedzie kiedy liczba zgonow zacznie rosnac i szukajac tych ktorzy zawalili sprawe palce Europy beda pokazywac na Polske?
Moze to was w koncu ruszy abyscie podniesli wasze du.y i zrobil porzadek z tym PiSiorskim burdelem?
Nie ma stracha. Prezydent pociesza. Premier zapewnia. Minister gledzi. Tylko biskupi zacierają ręce – tłumy w kościołach i na cmentarzach. Kasa płynie.
Ważne, żeby była kaplica i zwiększona liczba mszy w szpitalu.
W 1943 roku (okupacja hitlerowska) jako trzylatek straszyłem siostry w masce jaką dla mnie i dla wszystkich domowników przygotowała matka.
Był to trójkątny kawałek białego płótna pikowany watą z wyciętymi otworami na oczy zaszytymi przezroczystym celofanem i tasiemkami do umocowania na głowie. Na dzisiejszy sarin taka "maska gazowa" pewnie by się nie przydała, ale na mniejsze stężenie fosgenu albo chloru mogła czemuś zapobiec.
Dlatego jak słyszę, że z braku maseczek – nota bene – z papieru toaletowego ktoś tam odmawia pracy to ręce opadają.
To co zaproponuję to pewnie nie na skalę szpitali – ale do domowego użytku… Kto wie ? !
Otóż w stanie krytycznym proponuję uszyć takie trójkątne maseczki – tylko na usta – z dwóch albo trzech warstw też białego płótna. Po zaopatrzeniu ich w tasiemki lub sznurki na pewno zastąpią te toaletowe.
Ponadto mogą być wielokrotnego użytku. Czyli !!! Po powrocie do domu zdejmujemy taką maseczkę, trzymając za tasiemki lub sznurki i zanurzamy ją w 10 procentowym roztworze detergentu. Może być płyn do mycia sanitariatów lub zwykły "Ludwik"
Nie wierzę by w takiej – przynajmniej godzinnej- kąpieli jakiś koronkowiec się uchował.
A potem wystarczy już maseczkę wypłukać pod bieżącą wodą i zawiesić na sznurku do wysuszenia.
I mamy sterylną maseczkę do ponownego użytku.
No tak, ale do tego trzeba mieć w głowie trochę mózgu a nie polityczne trociny.
Mnie jako pleszewianina to na razie nie dotyczy, ale gdy by co to sam złapię za igłę. I nie będę skrzeczał, ze nie ma maseczki.
PS. Hitlerowcy jednak – bardziej bojąc się o siebie niż o wroga – trujących gazów w II WS nie użyli. I dobrze. Ale wspomnienie zagrożenia pozostało.
A po mszy winko mszalne, skitrane na czarną godzinę. Minister zdrowia, dostanie dużą premię, ile Zusów nie trzeba będzie płacić…