W wywiadzie dla "Naszego Dziennika" wiceminister obrony Bartosz Kownacki tłumaczył się ze swojej wypowiedzi sprzed kilku dni - w której zarzucił politykom PO, że "mają na rękach krew 96 osób". Przy okazji pogrążył się jeszcze bardziej. Tłumaczymy wiceministrowi, na czym polega różnica pomiędzy śledztwem, a prawomocnym wyrokiem. Może zapamięta
23 lutego w Sejmie wiceminister Kownacki wziął udział w debacie rozpoczętej na wniosek PO, której politycy twierdzili, że loty premier i prezydenta wojskowymi samolotami to "patologia władzy i przepalanie pieniędzy". Poseł Mariusz Witczak przytaczał obliczenia dziennikarzy, którzy twierdzili, że jeden lot kosztuje 34 tys. zł.
Zarzuty PO odpierał Kownacki. Powiedział wtedy:
Skończcie ten chocholi taniec wokół transportu najważniejszych osób w państwie. Na całym świecie się to odbywa, a wy jako Platforma Obywatelska macie najmniejsze prawo, żeby o tym mówić, bo to wy macie krew 96 osób na rękach, bo robiliście ten chocholi taniec przez ostatnie kilka lat.
Słowa wiceministra wywołały oburzenie opozycji. PO zapowiedziała pozew do Komisji Etyki w Sejmie oraz do sądu. Polityk PO Rafał Grupiński skomentował, że wypowiedź Kownackiego była "mało inteligentna i głupio emocjonalna".
Wiceminister szedł w zaparte: 27 lutego mówił w telewizji TVN24, że "nie boi się pozwu (...), bo nikt nie jest w stanie uciszyć sumienia tych, którzy ponoszą odpowiedzialność za to, co się stało w Smoleńsku".
Ostrzej wiceminister wypowiedział się w wywiadzie dla "Naszego Dziennika", w którym m.in. tłumaczył, że premier musi latać wojskowym samolotem ze względów bezpieczeństwa i że premier nigdy nie lata prywatnie, ponieważ "funkcję sprawuje 24 godziny na dobę". Zaatakował także opozycję:
PO ponosi odpowiedzialność polityczną i moralną za katastrofę, a niektórzy urzędnicy tamtej ekipy ponoszą także odpowiedzialność karną, czego dowodzą trwające postępowania sądowe i prokuratorskie.
Następnie narzekał, że "grożenie mu odpowiedzialnością karną jest w tym kontekście nie na miejscu", debata sejmowa rządzi się swoimi prawami, a PO jest wrogiem wolności słowa (!).
OKO.press przypomina wiceministrowi Kownackiemu, że jak dotąd żadnego z urzędników rządu Donalda Tuska ani żadnego polityka PO nie skazano "za Smoleńsk".
W marcu 2016 r. rozpoczął się proces z oskarżenia prywatnego przez rodziny ofiar katastrofy, którzy zarzucają "niedopełnienie obowiązków przy organizacji lotu" Tomaszowi Arabskiemu, b. szefowi Kancelarii Premiera, oraz czworgu urzędnikom niższej rangi.
Prokurator w 2014 r. prawomocnie umorzył śledztwo w tej sprawie, a jeszcze w styczniu 2016 r. chciał "umorzenia procesu wytoczonego przez pokrzywdzonych" (relację TVN24 można znaleźć tu). Prokuratura po "dobrej zmianie" zmieniła jednak zdanie i przyłączyła się do procesu jako "rzecznik interesu publicznego".
O możliwości postawienia "zarzutów karnych" - jak się można domyślać, w sprawie Smoleńska - Donaldowi Tuskowi mówił Jarosław Kaczyński, ale na zapowiedziach się skończyło - nie ma nawet żadnego dochodzenia w tej sprawie.
Główny problem z wypowiedzią Kownackiego polega na tym, że nie rozumie on - jak widać - różnicy pomiędzy śledztwem i oskarżeniem a wyrokiem. Prowadzone "postępowania sądowe i prokuratorskie" niczego nie "dowodzą". Są postępowaniami, które, być może, doprowadzą do aktu oskarżenia, a on - po uczciwym procesie - może zakończyć się prawomocnym wyrokiem.
Najwyraźniej jednak są to rozróżnienia zbyt subtelne dla intelektu wiceministra obrony narodowej odpowiedzialnego za modernizację armii.
Dziennikarz OKO.press, historyk i socjolog, profesor Uniwersytetu SWPS w Warszawie.
Dziennikarz OKO.press, historyk i socjolog, profesor Uniwersytetu SWPS w Warszawie.
Komentarze