Kraków starający się o tytuł "Zielonej Stolicy" jest jak osoba, która chce wystartować w zawodach jeździeckich, bo potrafi narysować konia. W ramach starań o wygraną magistrat nie posadził nawet drzew na Rynku. Zamiast tego ustawił flagi, na których napisał, że miasto jest zielone
Kraków - obok Helsingborga w Szwecji, bułgarskiej Sofii i Tallina w Estonii - zakwalifikował się do finału plebiscytu na Zieloną Stolicę Europy 2023. To konkurs organizowany przez Komisję Europejską, w którym główną nagrodą jest nie tylko zaszczytny tytuł, ale także 600 tys. euro na eko-inwestycje.
Kandydaci muszą wykazać się sukcesami w walce z zanieczyszczeniem powietrza, dbaniu o bioróżnorodność i zieleń, efektywnością energetyczną i dobrze działającym transportem publicznym. Ponadto miasta powinny wykazać, jak chcą adaptować się do zmiany klimatu.
Kraków usilnie próbuje wygrać europejski konkurs, na razie jednak bez sukcesów. W ubiegłym roku zajął piąte miejsce. W tym ma szansę na podium. Czy się uda? Tego mamy dowiedzieć się 9 września podczas ostatniej fazy konkursu w tegorocznej Zielonej Stolicy - Lahti na południu Finlandii.
Gdyby jednak jurorzy przyjechali do Krakowa, zamiast opierać swoją opinię na aplikacji napisanej pięknym PR-owym językiem, mogliby zmienić zdanie.
Aplikacja konkursowa ma 308 stron, które na potrzeby tego tekstu przeczytałam. I po tej lekturze czuję się, jakbym mieszkała w mieście składającym się wyłącznie z lasów, parków i malowniczych dopływów Wisły. A między tym wszystkim cicho przemieszcza się elektryczna komunikacja miejska (oczywiście tania i dostępna), dzięki której można dostać się z jednego siedliska ptaków, gadów i płazów do drugiego. Oddychamy tu w Krakowie czystym powietrzem, piejmy czystą wodę i napawamy się otaczającą nas, również czystą, naturą. Bajka!
Jak jest naprawdę? Powietrze, rzeczywiście, jest czystsze. Wciąż nie jest idealne, ale to Kraków jako pierwsze miasto w Polsce wprowadził zakaz palenia węglem i drewnem. Stężenia pyłów w sezonie grzewczym nadal są bardzo wysokie, ale w porównaniu do poprzednich lat spadają. Na plus.
Na minus - wciąż niewiele się dzieje w kwestii smogu transportowego. Co prawda na chwilę utworzono na Kazimierzu strefę czystego transportu, czyli taką, do której z definicji diesle i benzyniaki nie miałyby wjazdu. Zniknęła jednak bardzo szybko i już nie wróciła.
W aplikacji konkursowej znalazła się mapka, na której widać przyszłe strefy "ograniczonej emisji komunikacyjnej". Tam nie wjadą najstarsze samochody. Tylko że na razie takie ograniczenie to pieśń przyszłości.
Podobnie jak inne wielkie zapowiedzi, które Krakowowi udało się zamieścić w zgłoszeniu. Wśród nich tramwaj na Górkę Narodową, osiedle na północy miasta. O tym projekcie mówi się w mieście od dawna, mieszkańcy latami prosili o połączenie tramwajowe. W końcu budowa ruszyła. Przy okazji ostatnich ulew spłynęła z niej masa błota na parkingi i podwórka tamtejszych bloków.
Ale tutaj przynajmniej inwestycja (wreszcie) jest realizowana. A na przykład na osiedle Kliny dojeżdża dziś tylko autobus. To mocno rozbudowywana część miasta. Deweloper właśnie zajmuje użytek ekologiczny, żeby postawić tam bloki.
Problemem jest nie tylko brak tramwajów, ale i ich jakość. W 2019 roku lokalny portal LoveKrakow podawał, że średni wiek wagonów to 35 lat.
Średnią podnoszą tzw. Krakowiaki (produkowane przez bydgoską Pesę) i Lajkoniki (produkowane przez szwajcarską firmę Stadler), kupione przez miasto w ostatnich kilku latach. Ale na przykład z nowohuckiego przystanku Klasztorna do centrum miasta można dostać się linią nr 10.
Tutaj Lajkonika nie spotkamy - na dziesiątce kursują tylko "wiedeńczyki". Jak dowiadujemy się ze strony Miejskiego Przedsiębiorstwa Komunikacyjnego, wagony te "zostały wyprodukowane w zakładach Bombardier-Rotax oraz Simmering-Graz-Pauker AG w latach 1966 -1977".
Cena za taką przejażdżkę zabytkowym tramwajem z Wiednia? Aż 6 złotych. To bilet godzinny i jednoprzejazdowy. Wcześniej było to 4,60 zł (od 2019 roku). Jeszcze wcześniej: 3,80. Władze Krakowa tłumaczą, że podwyżki czasowych biletów są po to, by zachęcić do kupowania biletu miesięcznego. Mieszkańcy, którzy płacą podatki w mieście, mogą dostać Kartę Krakowską i kupić taką przejazdówkę ze zniżką. Koszt? Też coraz wyższy - w 2021 roku wzrósł z 69 do 80 zł.
Coraz częściej słyszę od znajomych: zamówmy Ubera, będzie taniej.
Na transportowe problemy Krakowa, które nie do końca chyba pasują do tytułu "Zielonej Stolicy", zwraca również uwagę prof. Paulina Kramarz z Instytutu Nauk o Środowisku Uniwersytetu Jagiellońskiego i portalu Nauka dla Przyrody.
"Zielone miasto musi również stawiać na transport publiczny, szczególnie w obecnych warunkach – żadne samochody elektryczne nie rozwiążą problemu. Bo raz - prąd w Polsce jest produkowany z paliw kopalnych, więc w skali kraju zanieczyszczeń powietrza i emisji gazów cieplarnianych się nie pozbędziemy. A dwa – nie pozbędziemy się problemów korków. No i takie samochody są produkowane z zasobów naszej planety, które są na wyczerpaniu, o czym bardzo często się zapomina" - mówi w rozmowie z OKO.press.
"Tymczasem w Krakowie buduje się osiedla, blok na bloku, właściwie bez dostępu do komunikacji. To skutkuje przyzwyczajaniem osób tam mieszkających do transportu osobowego i zniechęcaniem do korzystania z komunikacji miejskiej - nawet jeżeli takowa w przyszłości powstanie. Do tego, ceny biletów ciągle rosną, co jest niezwykle krótkowzrocznie. Jeśli myślelibyśmy o globalnym ociepleniu, adaptacjach do niego, komunikacja miejska powinna być za darmo. Oszczędzilibyśmy na opiece zdrowotnej dzięki czystszemu powietrzu, większej powierzchni terenów zielonych zajmowanych obecnie przez parkingi i niższej temperaturze w upalne dni. No i dostalibyśmy miasto, w którym po prostu lepiej się żyje" - dodaje.
Profesor Kramarz jest jedną z osób, które postanowiłam zapytać o szanse Krakowa na wygraną w konkursie. W sumie porozmawiałam o tym z czterema mieszkańcami i mieszkankami, którym na Krakowie zależy i którzy o to miasto walczą.
Każdemu zadałam jedno pytanie: "Czy Kraków zasługuje na zostanie Zieloną Stolicą Europy?".
"Zasługuje, ponieważ to pijarowy plebiscyt. A ekipa prezydenta Jacka Majchrowskiego przez ponad dwie dekady rządów sztukę przykrywania faktów pijarem opanowała niemal do perfekcji. Chciałbym, aby zostało to również dostrzeżone i docenione na arenie międzynarodowej" - ironizuje Michał Malczyński, jeden z autorów bloga Krowoderska.pl opisującego życie w mieście, a w szczególności poczynania urzędników.
"W przedłożonej Komisji Europejskiej aplikacji wspominają na przykład o budowie metra czy chwalą się rzekomym zazielenieniem jednej z najsłynniejszych brukowanych wysp ciepła w mieście - placu św. Ducha" - dodaje Malczyński.
Plac św. Ducha w ścisłym centrum miasta, zaraz przy Teatrze Słowackiego i chwilę piechotą od dworca, przeszedł ostatnio rewitalizację za ponad 2 mln zł. Pojawiły się tam kwiaty i niskie krzewy. Brakuje jednak wyższych drzew i - przede wszystkim - cienia. Krowoderska podczas lipcowych upałów sprawdziła, jaką temperaturę pokaże termometr po chwili leżenia na ławce przy placu św. Ducha. Wynik? 49 stopni.
Metro też jest projektem, o którym słyszy się od lat. Ostatecznie stanęło na "premetrze", czym miasto chwali się w konkursowej aplikacji. Będzie to transport podobny do tramwajowego jeżdżący tunelami, estakadami, a na niektórych odcinkach istniejącymi torami.
"Chcemy w ciągu paru lat uzyskać decyzję środowiskową dla pierwszego etapu premetra" - mówił prezydent Majchrowski w lipcu 2021. To oznacza, że nawet jeśli Kraków zostanie Zieloną Stolicą w 2023 roku, to "premetro" wciąż będzie w sferze planów, marzeń i rozmyślań.
"Dlaczego o tym wszystkim wspominają? Bo mogą. Mogą, ponieważ - informację tę uzyskałem od organizatorów - nikt nie przyjedzie do Krakowa, aby na miejscu zweryfikować, czy fakty pokrywają się z zawartym w aplikacji pijarem" - kwituje Michał Malczyński.
"Jeśli popatrzymy na to, co działo się wcześniej i jak zieleń była traktowana, to zauważymy zmianę na lepsze. Powstał Zarząd Zieleni Miejskiej, zadziało się dużo dobrego. Ale ostatnie inwestycje i posunięcia nie są już ani dobre, ani zielone. Przykłady? Dawny kamieniołom Zakrzówek, Park Bednarskiego – to są miejsca, gdzie »zagospodarowanie zieleni« według miasta wiąże się ze stawianiem budynków i laniem betonu" - komentuje Natalia Nazim, krakowska aktywistka.
Jak dodaje, miasto nie powinno się chwalić w aplikacji konkursowej nieistniejącymi inwestycjami w centrum - parkiem przy Karmelickiej, gdzie teraz jest parking na klepisku i zazielenieniem sąsiedniej ulicy Krupniczej.
"To są projekty, o które mieszkańcy walczą od 2012 roku. Nie są żadnym sukcesem miasta, tylko porażką w realizacji oczekiwań mieszkańców. Sama zgłosiłam projekt zielonej Krupniczej do Budżetu Obywatelskiego, ale został odrzucony ze względu na koszty i czas przygotowania dokumentacji. Miałoby to zająć dwa lata, czyli do 2023 roku. Jeśli zielona Krupnicza jest punktem w aplikacji konkursowej i jednak powstanie, to wydarzy się to szybciej? Bo przecież Kraków chce być Zieloną Stolicą już w 2023 roku. Z kolei projekt parku przy Karmelickiej wygrał w Budżecie Obywatelskim w październiku 2019. Mamy koniec sierpnia 2021, a nie ma nawet projektu budowlanego. Jak już projekt powstanie, będzie trzeba rozpisać przetarg, a dopiero potem rozpocząć realizację – to nie nastąpi szybko" - tłumaczy Nazim.
Mieszkańcy, jak dodaje Natalia Nazim, walczą o każdy skrawek zieleni. "Jeśli to ma tak wyglądać, że musimy wyszarpywać na siłę resztki drzew czy skwerów, to trudno powiedzieć, że Kraków jest Zieloną Stolicą" - ocenia.
Zgadza się z tym Maciej Fijak z grupy Akcja Ratunkowa dla Krakowa. "Kraków jest szczelnie betonowany. Niemal każda wolna parcela idzie pod zabudowę. Każde procedowanie miejscowego planu to walka z wiatrakami. Prezydent hurtem odrzuca »zielone« uwagi mieszkańców, które mają zapewnić ochronę terenów zieleni, uwzględnia za to na przykład te intensyfikujące zabudowę" - tłumaczy, podając przykład miejscowego planu dla ulicy Kobierzyńskiej na południu miasta. Tam odrzucono tysiąc uwag mieszkańców.
"Miasto chwali się parkami kieszonkowymi, które parkami są tylko z nazwy. To często pięknie urządzone skwery, jednak nazywanie ich parkami to przesada służąca poprawie statystyk" - wymienia Fijak. Mówi też, że Kraków "wycina drzewa na potęgę".
"Miejska spółka - Nowa Huta Przyszłości, w ramach urządzania przyszłości wycięła ponad 2 tys. zdrowych, dojrzałych drzew, aby prywatni inwestorzy mieli gdzie budować swoje zakłady. Ta sama spółka skupuje kawałek dalej niezalesione tereny rolne" - wylicza.
Podobnie jak Natalia Nazim podaje również przykład "rewitalizacji" Zakrzówka - dawnego kamieniołomu, dziś wypełnionego wodą i porośniętego roślinnością. To część Bielańsko-Tynieckiego Parku Krajobrazowego.
"Ten teren mógłby być dostępny dla mieszkańców po minimalnych zmianach, postawieniu toalet i przebieralni. Ale zamiast tego, jest obecnie zabudowywany, skały zostały pokryte siatkami. Zniszczono jego dzikość" - ten sam przykład przywołuje prof. Paulina Kramarz.
"W innej części miasta toczy się awantura o KL Plaszow [dawny nazistowski obóz pracy i koncentracyjny- od aut.]. Mieszkańcy chcą upamiętnić to miejsce, tworząc park. Miasto dalej prze, żeby powstało tam muzeum wraz z parkingami, które przyciągnie turystów" - dodaje.
W wypowiedziach moich rozmówców powtarza się jeszcze jedna kontrowersyjna inwestycja: Trasa Łagiewnicka. Będzie elementem tzw. trzeciej obwodnicy. W definicji ma odciążyć ruch w centrum miasta, ale tak naprawdę wtłoczy go w inne, jeszcze gęściej zamieszkałe tereny.
"Ta trasa jest ślepą autostradą. Żeby ją połączyć z północnym wschodem miasta trzeba wybudować dwie kolejne autostrady. Koszty będą straszne" - mówi Maciej Fijak. "Co więcej, budowa została wpisana do Planu Adaptacji Miasta Krakowa do zmian klimatu do roku 2030" - załamuje ręce.
Paulina Kramarz zwraca uwagę na to, że projekt Trasy Łagiewnickiej powstał 40 lat temu. "A jest realizowany obecnie, pomimo zmian klimatu. I pomimo tego, że obecnie, w nowoczesnych miastach, takich tras, ogromnych, niemal w centrum, już się nie buduje. To będzie kolejna zabetonowana przestrzeń, nie tylko dodatkowo podgrzewająca miasto w upalne dni, których, jak możemy zaobserwować, jest coraz więcej. Ale też miejsce, po którym przy każdym nawalnym deszczu będzie płynąć woda" - mówi.
Beton w Krakowie dał się we znaki szczególnie mocno podczas tegorocznych letnich ulew. Po czerwcowych podtopieniach urzędnicy uspokajali, że takie nawałnice zdarzają się “raz na 265 lat”. W lipcu, czyli o wiele szybciej, przyszły kolejne błyskawiczne powodzie. Na następne też nie czekaliśmy długo - na początku sierpnia woda zalała ulice i podwórka, a strażacy w jeden dzień odebrali ponad tysiąc zgłoszeń.
"W obecnych warunkach hydrologicznych Polski, kiedy praktycznie co roku mamy suszę, woda powinna być zatrzymywana również w miastach i powoli spływać, powoli zasilać cieki wodne, nawadniać tereny pozamiejskie. Zamiast tego, woda błyskawicznie odpływa rzekami do Bałtyku. To nie tylko źle wpływa na mikroklimat Krakowa, ale i na warunki hydrologiczne w całej Polsce" - mówi prof. Kramarz.
"Zabieramy sobie przyszłość. Nie widzę żadnego argumentu za nadaniem Krakowowi takiego tytułu. Może poza jednym – aktywnością mieszkańców i mieszkanek, które wiedzą jak ważna jest zieleń w mieście i którzy o nią walczą" - komentuje prof. Paulina Kramarz.
Maciej Fijak dodaje: "Ten tytuł ma być zdobyczą przed kolejnymi wyborami samorządowymi i wbijaniem mieszkańcom do głowy, że wcale nie jest tak źle, jak widzą za oknem. Zabieg czysto marketingowy".
Zastanawiałam się, czy do tej całej listy zarzutów i dowodów przeciwko nadaniu Krakowowi tytułu Zielonej Stolicy, mogę dodać coś pozytywnego. Na myśl przychodzą łąki kwietne, które pojawiły się w ostatnich latach wzdłuż ulic. Plusem jest też przejmowanie terenów od prywatnych osób i dzierżawców (choć i to nie odbywa się bez problemów), żeby uchronić znajdujące się na nich lasy czy użytki ekologiczne. Na bulwarach nad Wisłą stanęły leżaki i ławki, a Nowa Huta Przyszłości stworzyła ostatnio bardzo przyjemne kąpielisko.
To chyba jednak trochę za mało, żeby uważać się za stolicę zieleni.
Ostatnio pojawił się za to pomysł zasadzenia drzew na Rynku Głównym, żeby odzyskał dawną świetność i stał się przyjemniejszym miejscem do spędzania czasu. Nie tylko dla turystów, ale może wreszcie też i dla mieszkańców.
Na razie nowych drzew na Rynku nie ma. Magistrat ustawił za to szereg flag, na które wydano - jak donosi "Gazeta Krakowska" - ponad 7 tysięcy złotych. Po co te flagi?
Odpowiedź jest prosta. Mają poinformować wszystkich, że Kraków jest zielony.
Ekologia
Komisja Europejska
Akcja Ratunkowa dla Krakowa
Jacek Majchrowski
Kraków
Trasa Łagiewnicka
Zakrzówek
Zielona Stolica Europy
Absolwentka Uniwersytetu Jagiellońskiego i Polskiej Szkoły Reportażu. W OKO.press zajmuje się przede wszystkim tematami dotyczącymi ochrony środowiska, praw zwierząt, zmiany klimatu i energetyki.
Absolwentka Uniwersytetu Jagiellońskiego i Polskiej Szkoły Reportażu. W OKO.press zajmuje się przede wszystkim tematami dotyczącymi ochrony środowiska, praw zwierząt, zmiany klimatu i energetyki.
Komentarze