0:000:00

0:00

Prawa autorskie: Przemek Wierzchowski / Agencja GazetaPrzemek Wierzchowski...

Asesorzy, których Krajowa Rada Sądownictwa nie zgodziła się dopuścić do orzekania w sądach, to tegoroczni absolwenci Krajowej Szkoły Sądownictwa i Prokuratury. Są tzw. sędziami na próbę - po czterech latach mogą stać się pełnymi sędziami. W sądach czekają już na nich etaty. Zbigniew Ziobro w ciągu ostatnich dwóch lat prawie w ogóle nie ogłaszał konkursów na zwalniane stanowiska sędziowskie, choć powinien robić to “niezwłocznie”. Wakatów uzbierało się prawie osiemset, co sprawia, że sędziowie są jeszcze bardziej przeciążeni pracą, a przewlekłość w sądach wciąż rośnie.

Mimo to KRS postanowił odrzucić wszystkie kandydatury na stanowiska asesorskie, bo nie spełniały ustawowych wymogów. Na dzisiejszej (31 października 2017) konferencji rzecznik KRS Waldemar Żurek ogłosił, że większość kandydatów nie miała aktualnych badań zdrowotnych lub psychologicznych. Poza tym wśród mianowanych przez Ziobrę asesorów były osoby, które m.in. zostały skreślone z listy studentów Krajowej Szkoły Sądownictwa i Prokuratury, notorycznie łamały przepisy drogowe lub nie miały jeszcze dyplomu ukończenia KSSiP.

Minister Sprawiedliwości mianował więc asesorów z naruszeniem przepisów. Nie oznacza to jednak, że żaden z asesorów nie ma wiedzy i umiejętności potrzebnej do sądzenia, KRS nie mógł bez zbadania ich kwalifikacji i ich dokumentów zatwierdzić kandydatur, bo byłoby to kolejne naruszenie prawa. “Gdybyśmy to zrobili, następnego dnia prokuratura mogłaby wszcząć postępowanie w sprawie nadużycia przez nas uprawnień” - tłumaczył sędzia Żurek.

Asesorzy niekonstytucyjni

Sędzia Żurek przypomniał, że w ocenie KRS asesorowie są potrzebni w polskich sądach, ale powinni być niezależni od ministra sprawiedliwości. Trybunał Konstytucyjny uznał 10 lat temu podporządkowanie asesorów ministrowi za niekonstytucyjne, ustawa została zmieniona, ale PiS przywrócił w w 2016 r. zakwestionowane przez TK przepisy.

Zgodnie z nimi, asesorów mianuje nie prezydent - tak jak sędziów - na wniosek KRS, lecz samodzielnie minister sprawiedliwości. Ma on też wpływ na ewentualne odwołanie asesorów. A jeśli zrezygnują z asesury lub zostaną odwołani ze stanowiska, będą musieli zwrócić stypendium pobrane w KSSiP, czyli ok. 100 tys. zł.

KRS nie skierowała obecnych przepisów do Trybunału Konstytucyjnego, bo do dotychczasowych wniosków Rady przydzielani byli dublerzy sędziów. Więc wyroki z ich udziałem mogą być kwestionowane.

Przeczytaj także:

Żurek przypomniał też, że Polska przegrała w 2010 roku sprawę przed Europejskim Trybunałem Praw Człowieka, który uznał, że ówczesna pozycja asesora nie gwarantuje mu niezawisłości. Ponowne dopuszczenie do orzekania asesorów zależnych od ministra pewnie też skończy kolejnymi sprawami przed ETPCz.

Sędzia Żurek podkreślił, że Rada nie wchodzi w rolę Trybunału Konstytucyjnego: odrzuciła asesorów nie z powodu niekonstytucyjności przepisów, na podstawie których zostali powołani, ale dlatego, że minister Ziobro się do nich nie zastosował.

“Z korespondencji Rady z Ministerstwem Sprawiedliwości wynika, że minister zdawał sobie sprawę z braków we wniosku o powołanie asesorów” - powiedział na konferencji sędzia Sławomir Pałka, zastępca rzecznika KRS.

Minister Ziobro nie stawił się jednak 30 października na posiedzeniu Rady, na którym opiniowano wnioski asesorów, choć jest jednym z jej 25 członków.

Sędzia Żurek nie chciał też przesądzać, czy Zbigniew Ziobro złamał prawo mianując asesorów, którzy nie spełniali kryteriów formalnych. Rozstrzygnie to zapewne Sąd Najwyższy, do którego każdy z absolwentów KSSiP będzie mógł odwołać się od odmownej decyzji KRS w jego sprawie.

Kto jest winny

Choć Ziobro zdawał sobie sprawę z braków w swoim wniosku o powołania asesorów, nie przeszkadzało mu to w publicznym ogłoszeniu, że to Krajowa Rada ich “skrzywdziła".

Gdy KRS wydała komunikat o swojej decyzji, Ziobro zwołał specjalną konferencję tego samego dnia późno wieczorem i powiedział:

“KRS pokazała, że jest niereformowalna, że korporacyjne interesy są ważniejsze niż interesy wymiaru sprawiedliwości, że interesy spółdzielni sędziowskiej są ważniejsze niż losy 260 sędziów. Nie patrzyli na to, co jest ważne dla polskiego sądownictwa, ale tylko na egoistyczny interes korporacyjny”.

W podobnym tonie o Radzie wypowiedzieli się także szef MSWiA Mariusz Błaszczak i wicepremier Piotr Gliński.

Politycy PiS próbują więc przekuć swoją porażkę w zwycięstwo. Minister sprawiedliwości Zbigniew Ziobro blokował opróżnione stanowiska sędziowskie, by zapełnić je zależnymi od siebie asesorami. Zapewne spodziewał się, że ich kandydatury będzie oceniać nowy skład Rady. Ustawę, która miała usunąć skład obecny zawetował jednak w lipcu prezydent Duda.

Ziobro mógłby poczekać z wnioskiem do Rady w sprawie asesorów do czasu przejęcia jej przez PiS, ale składając go teraz nic nie ryzykuje. Może zyskać za to dwa argumenty przeciwko “kaście sędziowskiej”: teraz odrzucenie kandydatur asesorów uznał za kolejny powód do usunięcia obecnych sędziów z KRS, a ewentualne odrzucenie ich skarg przez SN uzna za powód do usunięcia sędziów z Sądu Najwyższego.

To argumenty skierowane nie tylko do wyborców PiS, ale i do prezydenta Andrzeja Dudy, który wciąż nie porozumiał się z Jarosławem Kaczyńskim w sprawie poprawek do ustaw o KRS i SN. Jeśli negocjacje będą się przeciągać i KRS nadal będzie niezależna od PiS, za winnego zapaści polskiego sądownictwa może zostać uznany prezydent.

Gdyby zaś prezydent nie pozwolił na przejęcie KRS i SN, może się zdarzyć, że asesorzy i tak trafią do sądów. Prezesi sądów co prawda nie mogą ich zatrudnić mimo sprzeciwu KRS, ale jeśli będzie tego wymagał Zbigniew Ziobro, mogą się ugiąć. W przeciwnym razie minister wymieni ich na bardziej posłusznych.

Udostępnij:

Daniel Flis

Dziennikarz OKO.press. Absolwent filozofii UW i Polskiej Szkoły Reportażu. Wcześniej pisał dla "Gazety Wyborczej". Był nominowany do nagród dziennikarskich.

Komentarze