0:000:00

0:00

Na wieść o tym, że prezydent Iván Duque zamiast obiecanego dialogu z obywatelami wprowadza kolejną reformę podwyższającą podatki, 28 kwietnia 2021 Kolumbijczycy wyszli na ulice. Temat reformy szybko zszedł na dalszy plan, bo pilniejsza okazała się przemoc policyjna, która eskalowała do alarmujących rozmiarów.

Oficjalne dane mówią o 27 ofiarach śmiertelnych, ale organizacje monitorujące przemoc donoszą o znacznie wyższych liczbach. Organizacja Temblores informuje o 47 osobach zabitych. W 39 przypadkach udało się ustalić, że protestujący zginęli z rąk policji. 34 osoby zmarły od kul, dwie pod kołami policyjnych wozów opancerzonych. Jeden policjant miał zostać zabity przez złodziei, którzy korzystając z chaosu, okradali bankomat.

Temblores informuje też o 1 876 przypadkach przemocy policyjnej, 234 ofiarach przemocy fizycznej, 963 "arbitralnych aresztowaniach", 111 przypadkach użycia broni przez policję i 12 przypadkach przemocy seksualnej ze strony funkcjonariuszy.

Skala przemocy zaalarmowała ONZ, Stany Zjednoczone i Unię Europejską. O próbach zastraszenia przez policję donosili obserwatorzy z misji ONZ w Kolumbii. Jednak prezydent i minister obrony narodowej zgodnie utrzymują, że kraj jest atakowany przez terrorystów.

"Rząd nie słucha obywateli"

Bezpośrednią przyczyną protestów była ogłoszona przez rząd reforma podatkowa. Kolumbia jest dziś państwem OECD o jednym z najniższych dochodów podatkowych. W 2019 z podatków pochodziło jedynie 19,7 proc. PKB. W Polsce to 35,4 proc. Jednak w Kolumbii w 2020 roku 42 proc. społeczeństwa żyje w biedzie, a pandemia bardzo pogorszyła sytuację wielu obywateli. W 2020 PKB Kolumbii spadło o 6,8 proc. Jak informuje BBC, to najgłębszy krach od pół wieku. Pandemia podniosła też znacząco stopę bezrobocia.

Prezydent zapewniał, że wzrost podatków ma zahamować zadłużanie się kraju, wprowadzić dochód podstawowy i fundusz ochrony środowiska. Krytycy projektu zwracali uwagę, że wciąż łaskawa dla najbogatszych, reforma uderzała głównie w klasę średnią, która bardzo ucierpiała przez pandemię. Rząd nie umiał skutecznie komunikować się ze społeczeństwem wielokrotnie zmieniając zdanie co do kształtu reformy.

"Podatki były punktem zapalnym, ale wcześniej była już zła reforma systemu zdrowia, emerytalna, więc przyczyn protestu jest wiele. Rząd bardzo źle radzi sobie z pandemią, ludzie ubożeją" - mówi OKO.press José Luis Rodriguez, stolarz z Bogoty.

28 kwietnia Narodowy Komitet Strajkowy złożony m.in. z największych związków zawodowych zarządził strajk narodowy. Prezydent Iván Duque 2 maja wycofał się z nowych podatków. Podczas wystąpienia publicznego poprosił Kongres o wycofanie projektu, tak żeby można go było zastąpić nowym, który będzie "owocem konsensusów".

Ale wściekłość Kolumbijczyków sięga daleko poza niefortunną propozycję rządu. Kryzys nie zaczął się dziś - tłumaczy w nagraniu aktywiska Cathy Juvinao i przypomina, że pierwsze protesty przeciwko obecnemu rządowi wybuchły w listopadzie 2019 roku. Kolumbijczycy protestowali przeciwko korupcji, brutalności policji i reformom proponowanym przez prezydenta.

„Rząd miał możliwość wysłuchania i odpowiedzenia na żądania obywateli biorących udział w protestach w 2019 i wywiązania się z niespełnionych obietnic, ale nigdy nie usiadł do negocjacji, nie szukał porozumienia. Przeciwnie - piętnowano protestujących i stosowano wobec nich represje" - uważają organizatorzy strajku, którzy żądają nie tylko rezygnacji z reformy, ale też m.in. wprowadzenia dochodu podstawowego i rozwiązania owianego złą sławą ESMAD, czyli specjalnego oddziału policji do przeciwdziałania zamieszkom.

To właśnie działania policji i ESMAD stały się główną przyczyną wściekłości i buntu protestujących. "Wyszliśmy po to, żeby cofnięto plan reformy. W Kolumbii zdarzały się już protesty, zwykle trwały dzień lub dwa. Ale ten rząd nie słucha obywateli, odwrócił się do nas plecami. Policja zaczęła strzelać do protestujących i choć na początku to były odosobnione przypadki, zmobilizowały jeszcze więcej ludzi do dalszego protestu" - mówi Rodriguez.

Brutalne represje

"Równolegle dzieją się dwie rzeczy - pokojowe protesty obywateli za dnia i policyjne represje w nocy" - mówi OKO.press Esteban - Kolumbijczyk z Bogoty.

Represje wymknęły się spod jakiejkolwiek kontroli. O próbach zastraszenia donosili obserwatorzy z misji ONZ w Kolumbii. "Członkom komisji grożono, zachowywano się wobec nich agresywnie, policja strzelała, ale tak, żeby nie trafić".

View post on Twitter

Media społecznościowe są pełne nagrań i zdjęć, na których widać przemoc policji, rany postrzałowe i ciała zamordowanych. Kolumbijczycy czują się opuszczeni, widząc, że Rzecznik Praw Obywatelskich nie reaguje na przemoc - w jednym z wywiadów zdawał się zgodnie z linią rządu nie widzieć policyjnej przemocy. Milczy też prokuratura.

Jak poinformowały lokalne władze, w nocy 3 maja w Cali życie straciło przynajmniej 5 osób, 33 zostały ranne, w tym 23 ciężko. "Kiedy w Cali trwały najgorsze represje mieszańców odcięto od internetu i od prądu" - mówi Rodriguez, który uważa, że chciano w ten sposób uniemożliwić informowanie o policyjnych represjach. Na nagraniach widać, jak policja otwarcie strzela do protestujących.

W nocy z 4 na 5 maja Bogota płonęła. Starcia policji z protestującymi były brutalne. Podpalono ok. 15 posterunków policji - w jednym z nich było kilkunastu funkcjonariuszy. Wszystkim udało się uciec z płomieni. Z płonącego budynku wychodzili z uniesionymi rękoma, ale ataki nie ustawały.

Esteban tłumaczy, że podpalenia i kradzieże to marginalne przypadki, a przemoc zwykle wychodzi od funkcjonariuszy policji. "Stosują siłę w sposób, który gwałci wszystkie zasady i protokoły. Używają na przykład broni, ale nie po to, żeby odstraszyć, celują prosto w protestujących" - mówi Esteban.

Poza umundurowanymi funkcjonariuszami po miastach krążą też uzbrojone grupy ubrane po cywilnemu, które prawdopodobnie również współpracują z policją. "W Cali krążą po osiedlach i strzelają z samochodów do ludzi na ulicach. W mieście Pereira krążą na motorach. Czasem policja razem z osobami w samochodach atakuje organizacje broniące praw człowieka i ratowników. Niewiarygodne barbarzyństwo".

W jednym przypadku udało się oficjalnie potwierdzić, że uzbrojone osoby ubrane po cywilnemu, które wybiegły z furgonetki i zaczęły strzelać do ludzi, to policjanci. Furgonetka też okazała się należeć do policji. Policja się do tego przyznała, ale poinformowała, że to funkcjonariusze zostali zaatakowani jako pierwsi, więc musieli zareagować.

Unia Europejska, USA i ONZ wyraziły zaniepokojenie i potępiły nadmierne użycie siły przez państwo. Ale państwo zapewnia, że walczy z terrorystami, a nie protestującymi obywatelami.

To terroryści

Minister obrony narodowej Diego Molano zapewnił, że kolumbijskie siły respektują prawa człowieka, a rozlewowi krwi winne są gangi.

"Kolumbia konfrontuje się z zagrożeniem terrorystycznym ze strony organizacji przestępczych, które pod przebraniem wandali nękają miasta takie jak Cali, Bogota, Pereira, Manizales i Pasto, żeby destabilizować sytuację w kraju" - mówił i pisał na Twitterze. Wymienił też organizacje przestępcze, które mają finansować zamieszki, a zmarłego policjanta uznał za ofiarę terrorystów.

View post on Twitter

W podobnym tonie wypowiadał się prezydent Iván Duque: "Bogotá przeżyła tej nocy atak zorganizowanych przestępców, którym stawiają czoła nasze siły porządkowe. Zdecydowanie potępiamy te zamachy na funkcjonariuszy".

Wielu Kolumbijczyków boi się wpływu byłego prezydenta Alvaro Uribe - to z jego partii wywodzi się prezydent. Uribe znany z polityki "twardej ręki" i podejrzany o silne związki z grupami paramilitarnymi, które pod pretekstem walki z terrorystami FARC same terroryzowały ludność. Uribe widzi zamieszki w Kolumbii jako kolejny akt lewicowego terroru i podważa skuteczność pokoju podpisanego między poprzednim rządem, a FARC, które zakończyły wojnę domową w Kolumbii.

View post on Twitter

"Nie jesteśmy terrorystami" - mówi OKO.press Sebastian Rivera, kolumbijski nauczyciel. "Jesteśmy studentami, robotnikami, matkami, ojcami, nauczycielami, kierowcami, ludnością tubylczą... Nie ma chyba grupy, która dziś nie protestuje. To do nas strzela policja " - mówi Sebastian.

"Pokojowe manifestacje odbywają się w całym kraju w bardzo różnych miejscach - na centralnych placach, w biednych i bogatych dzielnicach, na głównych ulicach. Wychodzą młodzi, dzieciaki, osoby starsze, biedne, z klasy średniej. Co noc z największych miast dociera przynajmniej jedno doniesienie o nękaniu i policyjnej brutalności" - wyjaśnia Esteban.

Policja: ten sam wróg, te same metody.

Niezadowolenie z rządów prezydenta to jedno, ale nienawiść, z jaką obrócono się przeciwko policji, ma własną historię. Korespondent BBC w Kolumbii Daniel Pardo tłumaczy, co symbolizują podpalane w Bogocie posterunki policji [niektórzy podejrzewają, że podpalenia były prowokacją wymierzoną w protestujacych]- Comandos de Atención Inmediata, w skrócie CAI.

Sieć CAI, czyli lokalnych dzielnicowych posterunków stworzono w latach 80., kiedy w Kolumbii trwała "dekada terroru", narkotykowe gangi siały postrach i śmierć. Posterunki miały służyć bezpieczeństwu mieszkańców, ale też zbrataniu policji ze społeczeństwem.

"Jednak w oczach wielu członków tych społeczności stało się coś zupełnie przeciwnego" - pisze Pardo. "Od tego czasu odnotowano liczne przypadki przemocy seksualnej, handlu narkotykami i sprzedaży broni, które miały mieć miejsce w CAI".

Jeden z przywódców strajku uważa, że „CAI zamiast gwarantować bezpieczeństwo, są zagrożeniem dla społeczeństwa. Wielu z nas zostało tam arbitralnie zatrzymanych, nielegalnie pobitych, a potem wypuszczonych bez żadnego rozstrzygnięcia sprawy”.

Brutalność policji od dawna jest w Kolumbii problemem. Fale protestów wywołała we wrześniu 2020 roku śmierć Javiera Ordóñeza, taksówkarza, który złamał zasady kwarantanny. Nagrano, jak wobec leżącego na ziemi mężczyzny policja używa paralizatora. Zdaniem rodziny mężczyzna miał być po aresztowaniu bity. Zmarł w szpitalu. Wielu porównywało jego śmierć do śmierci Georga Floyda w USA.

Funkcjonariusze zwracają uwagę na pracę w trudnych warunkach, przemęczenie oraz wrogość społeczeństwa. "Mają 24-godzinne zmiany, czasami muszą spać na podłodze i nie ma dla nich wystarczającej ilości jedzenia. Bycie policjantem nie jest łatwe i wtedy wpadają w złe praktyki ” - mówi BBC były policjant Jaime Moreno. Policjanci są też przekonani, że od lat walczą z tym samym wrogiem, który przybiera różne maski - gangami narkotykowymi. "Wróg zmienia imię, ale wciąż jest ten sam". "Nie możemy zmienić strategii, bo walka nigdy się nie skończyła" - uważają.

Udostępnij:

Marta K. Nowak

Absolwentka MISH na UAM, ukończyła latynoamerykanistykę w ramach programu Master Internacional en Estudios Latinoamericanos. 3 lata mieszkała w Ameryce Łacińskiej. Polka z urodzenia, Brazylijka z powołania. W OKO.press pisze o zdrowiu, migrantach i pograniczach więziennictwa (ośrodek w Gostyninie).

Komentarze