Sebastian Klauziński
Sebastian Klauziński
Kuria warszawska zobowiązała się do "bezwzględnego i skutecznego" nadzoru nad ks. Piotrem skazanym za molestowanie chłopca. Ale przez kolejne 2 lata ksiądz obcował płciowo z małoletnimi - w ośrodku podległym abp Nyczowi. Po wyroku Watykanu przebywa w nowoczesnym ośrodku dla księży emerytów, wbrew wyrokowi nosi sutannę. W 2018 dzielił się jajeczkiem z Nyczem
Historia księdza Piotra D., któremu sąd udowodnił wieloletnie molestowanie czterech chłopców, jest wstrząsająca także dlatego, że widać jak na dłoni, w jaki sposób Kościół staje po stronie pedofila. Kuria wstawia się za księdzem, broni go przed więzieniem, deklaruje nadzór, ale sprawy toczą się zupełnie inaczej.
W 2007 roku Piotr D. zostaje skazany za to, że przez cztery lata molestował chłopca, którego w szkole podstawowej przygotowywał do pierwszej komunii. W 2008 roku, w apelacji, sąd zmienia mu karę więzienia na wyrok w zawieszeniu. Sąd argumentuje m.in., że
"[Oskarżony] we wrześniu 2006 roku zaprzestał działań wobec pokrzywdzonego. Nastąpiło to wtedy, gdy pokrzywdzony zaczął uczęszczać do VI klasy i nosić innego rodzaju spodnie, na pasek, co uniemożliwiło Piotrowi D. wkładanie ręki do jego spodni".
Sąd zaufał też kurii warszawskiej, która zobowiązała się do "bezwzględnego i skutecznego nadzoru" nad księdzem. Na czele kurii stał już wtedy arcybiskup Kazimierz Nycz, metropolita warszawski. Umieścił duchownego pod Warszawą, w ośrodku podlegającym archidiecezji.
Tam, mimo zapewnień o nadzorze, ks. Piotr D. przez kolejne dwa lata molestował jednak małoletnich chłopców i obcował z nimi płciowo. Wszystko uwieczniał na zdjęciach i filmach. Jak to było możliwe? Co stało się dalej?
Na podstawie akt sądowych i wielu rozmów, a także wyjaśnień kurii, OKO.press odtwarza historię księdza Piotra D. Imiona ofiar zostały zmienione.
Krzyś krzyczy na księdza i z płaczem wybiega z klasy. Ksiądz chwilę wcześniej dwa razy uderzył go w głowę i wytargał za uszy. Jest koniec kwietnia 2007 roku. Dzieci nie chciały siedzieć na lekcji religii w szkole, prosiły, żeby iść do kościoła. Piotr D. często się zgadzał, ale tym razem odmówił. Dzieci nie dawały spokoju, w końcu księdzu puściły nerwy. Krzyś stał najbliżej, więc to jemu się dostało.
Rodzice od dłuższego czasu martwili się o chłopca. Krzyś nie chciał chodzić do kościoła, bał się szkoły. Tego dnia, kiedy przybiegł zapłakany do domu, wyznał przerażonym rodzicom, że ksiądz Piotr obmacuje go od drugiej klasy podstawówki. Teraz Krzyś był w szóstej.
Kilka dni po tym, jak matka chłopca zgłasza sprawę na policję, ksiądz Piotr odwiedza rodziców Krzysia w domu. Prosi, żeby wycofać zgłoszenie. "W szkole wszystko ureguluję, nie będzie żadnych problemów" – przekonuje. Bezskutecznie.
Trzy miesiące później, 16 sierpnia 2007 roku, ksiądz trafia do aresztu.
W 2007 roku ks. Piotr D. ma 57 lat. Od od 1997 jest proboszczem i nauczycielem religii w miejscowości W., niedaleko Grójca. Wcześniej pełnił posługę w wielu miejscach, głównie w Warszawie. W. to wiejska parafia, jedna z najmniejszych i najbiedniejszych w archidiecezji warszawskiej. Miejscowi lubią ks. Piotra. Wybudował ołtarz, dwie kapliczki, nową dzwonnicę, zadbał o zieleń. Wesoły, pomaga parafianom. Od tych w trudnej sytuacji nie bierze pieniędzy za sakramenty. "Według mnie był świętym" – powie w sądzie jeden z ministrantów.
Ksiądz często zaprasza dzieci do pomocy na parafii. Podlewają kwiaty, koszą trawę.
"Dzieci zawsze garnęły się do mnie. Podczas religii siadały na kolanach, traktowałem to jako rzecz naturalną" – mówi ksiądz na przesłuchaniu.
Pierwszy raz – jak to określa – "przygarnia do siebie" Krzysia w szkole kiedy chłopiec ma 9 lat. Potem robi to regularnie. W klasie, w szatni, na plebanii. Krzyś nie od razu orientuje się, że to, co robi mu ksiądz jest złe.
Ks. Przemysław Śliwiński, rzecznik archidiecezji warszawskiej: „Do momentu ujawnienia przestępstwa, nie dopływały do kurii żadne informacje o jego nagannym zachowaniu, które mogłyby wzbudzić podejrzenia u jego przełożonych”.
Ks. Piotr D. zawiera z rodzicami Krzysia ugodę. „[rodzice] podpisując dokument mają świadomość, że zawarcie niniejszej ugody może mieć korzystny wpływ na sytuację procesową oskarżonego” – mówi treść dokumentu, który widzieliśmy.
Z zeznań wynika, że rodzice są w szoku i chcą mieć to jak najszybciej za sobą. Prawnik księdza proponuje rodzicom zadośćuczynienie - 5000 zł.
Proces trwa krótko, bo ksiądz przyznaje się do wszystkiego. Wyraża skruchę, przeprasza, prosi o najłagodniejszy wymiar kary. Obrońca księdza wnosi o wyrok skazujący bez przeprowadzenia rozprawy. Proponuje karę dwóch lat pozbawienia wolności z zawieszeniu na pięć lat, ale sąd nie przychyla się do tego wniosku.
Ks. Piotr D. zostaje skazany na dwa lata bezwzględnego więzienia i zakaz kontaktowania się z osobami małoletnimi przez sześć lat.
Parafianie nie godzą się z wyrokiem. Zbierają 600 podpisów poparcia i zanoszą do prokuratury. Lokalny dziennikarz z Grójca, który przyjechał do W. miesiąc po wyroku, opowiada OKO.press:
„Ludzie z parafii murem stanęli za księdzem.
Pamiętam nauczycielki, które wątpiły w oskarżenia, mówiły, że chłopiec nie należał do najgrzeczniejszych. Ekspedientka z miejscowego sklepu nie mogła się nachwalić księdza, opowiadała, że jej dzieci ciągle biegają do niego na parafię”.
Ksiądz nie trafia do więzienia, bo obrona odwołuje się od wyroku. W oczekiwaniu na rozprawę apelacyjną arcybiskup Kazimierz Nycz przenosi ks. Piotra 40 kilometrów na północ od W., do Domu Opiekuńczo-Leczniczego im. Opatrzności Bożej w Pilaszkowie, który jest prowadzony przez fundację "Miłosierdzie i Kultura", podlegającą archidiecezji warszawskiej.
Piotr D. zostaje kapelanem ośrodka.
Kuria twierdzi, że w Pilaszkowie Piotr D. jest pozbawiony jakichkolwiek zadań duszpasterskich, a dom w Pilaszkowie może opuszczać tylko za wiedzą i zgodą dyrektora ośrodka.
Dyrektorem jest wtedy ks. Edward Sobieraj, przez wiele lat sekretarz pomocniczy Konferencji Episkopatu Polski, ważna persona warszawskiego duchowieństwa. Zmarł w 2014 roku.
Sąd Okręgowy w Radomiu, który na początku 2008 roku rozpatruje apelację, jest dla ks. Piotra D. łaskawy. Z uzasadnienia:
"[Oskarżony] we wrześniu 2006 roku zaprzestał działań wobec pokrzywdzonego. Nastąpiło to wtedy, gdy pokrzywdzony zaczął uczęszczać do VI klasy i nosić innego rodzaju spodnie, na pasek, co uniemożliwiło Piotrowi D. wkładanie ręki do jego spodni".
Sąd wskazuje na dobrą opinię, jaką ksiądz cieszy się wśród parafian. Według sądu świadczą o tym:
Sąd bierze także pod uwagę
"Kuria w wypadku warunkowego zawieszenia wykonania kary pozbawienia wolności, zobowiązuje się do skutecznego i bezwzględnego nadzoru nad przestrzeganiem i wykonywaniem wszystkich środków karnych,
w tym bezwzględnego zakazu działalności związanej z kontaktami, wychowaniem i edukacją małoletnich, a także poddaniu się ewentualnemu oddziaływaniu terapeutycznemu" (cytujemy za aktami sądowymi).
Sąd uznaje, że "mimo warunkowego zwieszenia kary pozbawienia wolności, będzie on [ksiądz] w przyszłości przestrzegał porządku publicznego". Zmienia duchownemu wyrok bezwzględnego więzienia na dwa lata w zawieszeniu na pięć lat.
"Pamiętasz historię Krzysia, tego molestowanego przez księdza Piotra?" – wyznaje Bartek koleżance z szkole średniej. Bartek chodził do podstawówki we wsi tuż obok W., w tej samej parafii. "Mnie i Jacka też molestował. Od trzeciej klasy podstawówki. Robi to nadal w ośrodku w Pilaszkowie".
Dziewczyna idzie do szkolnego psychologa i dyrektorki. Dyrekcja zgłasza sprawę na policję.
Bartek i Jacek byli ministrantami w W. Od czasu pierwszej komunii chodzili na plebanię pomagać przy kwiatach, kosić trawę. Ksiądz dawał im cukierki, zapraszał do siebie.
"Pamiętam, że był tam duży fotel. Ksiądz siadał pierwszy, potem prosił, żebym usiadł mu na kolanach" – zezna Bartek. Tak się zaczynało.
Kiedy ksiądz trafił do aresztu po pierwszej sprawie z 2007 roku, chłopcy myśleli, że mają już święty spokój.
Nie na długo. Po wyroku Sądu Okręgowego w Radomiu w 2008 roku Piotr D. dzwoni do Bartka. "Co słychać? Może się spotkamy?". Umawiają się na przystanku, ksiądz przyjeżdża samochodem. Zabiera Bartka do lasu i znów "przygarnia do siebie". Potem będzie zabierał też Jacka.
Piotr D. nie ma oporów, żeby zapraszać chłopców do ośrodka w Pilaszkowie, gdzie jest kapelanem i gdzie ma być "bezwzględnie i skutecznie nadzorowany" przez kurię.
Chłopcy przyjeżdżają lub są przywożeni przed Piotra D. do ośrodka w Pilaszkowie przez ponad dwa lata, „raz nawet na grilla” – zezna jeden z nich.
Mają wtedy powyżej 15 lat, ale nie są jeszcze pełnoletni.
Ksiądz specjalnie się nie ukrywa. Kupuje piwo i papierosy, zamyka się z chłopcami w pokoju. Tam ich molestuje.
Postanawia uwieczniać na zdjęciach i filmach to, co robi z chłopcami. Wcześniej tego nie robił.
"Gdy ktoś miał wejść, ksiądz kończył" – zeznaje Bartek.
"Pytał, czy go kochamy, bo on nas kocha". Czasami dawał coś na odchodne, 50, 100 złotych, zegarek, łańcuszek.
Dlaczego chłopcy zgadzali się na spotkania z księdzem?
"Bałem się, nie wiem, jak to powiedzieć. Ta sytuacja mnie paraliżowała, byłem bezwolny.
Wytrzymałem do listopada 2010" – zezna Bartek.
W lutym 2011 roku, po tym jak policja usłyszy historie Bartka i Jacka, ks. Piotr D. znów trafia do aresztu. W międzyczasie ujawnia się kolejna ofiara. To Marcin, kolejny były ministrant z W. Zezna w sądzie, że był molestowany od siódmego roku życia, trwało to kolejne pięć lat, do 2006 roku.
Ks. Piotr D. zostaje oskarżony o obcowanie płciowe i tzw. inne czynności seksualne z małoletnimi poniżej 15. roku życia, seksualne nadużycie stosunku zależności i rozpijanie nieletnich.
Arcybiskup Kazimierz Nycz tym razem suspenduje Piotra D. Ksiądz zostaje zawieszony we wszystkich czynnościach kapłańskich, nie może nosić stroju duchownego.
Po zatrzymaniu przez policję ks. Piotr przyznaje się:
"Te zachowania były tylko na terenie Domu Opiekuńczego w Pilaszkowie. Fotografowałem ich nago. Dawałem im pieniądze, wiedziałem, że są w trudnej sytuacji".
Według opinii sądowo-seksuologicznej ks. Piotr D. nie jest jednak pedofilem. "Podejmowanie czynności seksualnych w stosunku do obydwu wymienionych chłopców jest zachowaniem niezgodnym z prawem, natomiast nie może stanowić przesłanki do rozpoznania pedofilii. Dziewczęta oraz chłopcy będący w wieku kilkunastu lat z reguły są już biologicznie dojrzali, budowa ich ciała posiada cechy dojrzałej kobiety lub dojrzałego mężczyzny" – cytujemy bez komentarza.
Sąd w Grójcu w czerwcu 2011 roku wymierza księdzu łączną karę trzech lat i sześciu miesięcy pozbawienia wolności, zakaz zajmowania wszelkich stanowisk związanych z edukacją i wychowaniem małoletnich na zawsze oraz zakaz kontaktowania się z Bartkiem i Jackiem na zawsze.
Ksiądz po wyroku: „Tak myślę o tych dwóch, jak przyjeżdżali do mnie… tak myślałem, czy nie będzie głębszych śladów w psychice.
Zaglądałem na ich profile na Naszej Klasie, oni tam zdjęcia ze swoimi dziewczynami zamieszczają. Myślę, że nie jest tak źle, no to może ze mną też nie będzie tak źle”.
W sumie księdzu udowodniono, że molestował czterech chłopców. Każdego przez wiele lat, zaczynając gdy przystępowali do pierwszej komunii. Z dwoma utrzymywał kontakty prawie do pełnoletniości.
Ksiądz odsiaduje cały wyrok, jest w więzieniu do sierpnia 2014 roku. Pytamy kurię o to, gdzie trafił po wyjściu.
Najpierw kuria wyjaśnia, że abp Nycz umieścił Piotra D. z powrotem w domu opieki w Pilaszkowie. Później tę informację dementuje ks. Piotr Odziemczyk, delegat ds. ochrony dzieci i młodzieży w archidiecezji warszawskiej. Jego zdaniem ksiądz nie trafił do Pilaszkowa, tylko do "innego ośrodka diecezjalnego".
Gdzie? Jak go tam pilnowano? Odpowiedzi już nie dostajemy.
Pytamy rzecznika archidiecezji warszawskiej, ks. Przemysława Śliwińskiego, dlaczego pomimo zapewnień kurii o bezwzględnym nadzorze ks. Piotr bez przeszkód utrzymywał kontakty seksualne z małoletnimi od 2007 do 2010 roku, także na terenie ośrodka w Pilaszkowie?
"Pomimo nałożonych ograniczeń i środków rygoru, ksiądz nie dostosował się do nich i za pośrednictwem sieci teleinformatycznej nawiązał kontakt z nieletnimi" – odpowiada Śliwiński. Prosimy o bardziej szczegółową odpowiedź. Nie chodzi przecież o kontakty przez telefon czy internet, ale o to, że przez ponad dwa lata dwaj nastoletni chłopcy przyjeżdżali do ośrodka prowadzonego przez diecezję, gdzie byli molestowani przez księdza.
Po kilku dniach dostajemy odpowiedź od innego księdza - delegata biskupiego ds. ochrony dzieci i młodzieży archidiecezji warszawskiej, ks. Piotra Odziemczyka.
"Nie posiadam wiedzy na temat przyjazdów nieletnich chłopców do Pilaszkowa, kiedy były nałożone na księdza ograniczenia" – pisze ks. Odziemczyk. Zasłania się tym, że… wtedy jeszcze nie pełnił funkcji delegata. A przecież wszystko jest w teczce personalnej księdza Piotra D. w tajnym archiwum kurii, jak to nazywa sam Episkopat. Z tego co wiemy, dostęp do teczek księży ma oprócz biskupa najbliższy jego krąg.
Nie dostajemy również odpowiedzi na pytania, jakie konkretnie ograniczenia zostały nałożone na ks. Piotra D. w latach 2008-2010, kiedy był kapelanem w Pilaszkowie i dopuszczał się molestowania.
Czy mógł przyjmować gości? Czy takie wizyty były kontrolowane? Ofiary w zeznaniach wspominały o wspólnym grillu, o zakupach, o tym, że „gdy ktoś miał wejść, ksiądz kończył”...
Dzwonimy do ks. dra Dariusza Czupryńskiego, od 2014 roku przewodniczącego rady fundacji „Miłosierdzie i Kultura”, która prowadzi ośrodek w Pilaszkowie. Ksiądz nie pamięta jednak żadnych szczegółów dotyczących sprawy ks. Piotra D. Gdzie konkretnie na terenie ośrodka znajdowało się mieszkanie kapelana? Czy pracownicy ośrodka mogli widzieć, jak D. przywoził tam chłopców? - dopytujemy.
"Od tamtego czasu dużo się zmieniło. Nowy dyrektor ośrodka, nowi ludzie w radzie fundacji. Nie wiem, kto mógłby panu pomóc" – rozkłada ręce ks. Czupryński.
Obecnie ośrodek nie ma stałego kapelana, ksiądz z innej parafii dojeżdża tam kilka razy w tygodniu.
Zgodnie z wytycznymi Konferencji Episkopatu Polski każdy biskup, kiedy "otrzyma wiadomość, przynajmniej prawdopodobną, o popełnieniu przestępstwa" przeciwko VI przykazaniu Dekalogu z osobą poniżej 18. roku życia, powinien powiadomić watykańską Kongregację Nauki Wiary.
Biskup Kazimierz Nycz poinformował Kongregację o ks. Piotrze w lutym 2008 roku. Postępowanie kościelne – zgodnie z przepisami – zostało zawieszone na czas postępowania karnego. Kongregacja wydała wyrok kanoniczny w 2016 roku.
Watykan podtrzymał nałożoną przez abp. Nycza karę suspensy, czyli m.in. zakaz noszenia stroju duchownego i nakazał umieszczenie go w Domu Księży Emerytów w Łomiankach pod Warszawą. Ale nie usunął go ze stanu duchownego.
Ośrodek w Łomiankach to nowoczesny kompleks budynków oddany w 2013 roku, położony blisko rezerwatu przyrody, z dużym ogrodem i jeziorem. Troskliwą opiekę nad 29 księżmi sprawuje pięć sióstr (patrz wyżej - opis na stronie archidiecezji).
Jak zapewnia kuria, ks. Piotr D. nie może opuszczać Domu bez zgody ustanowionego przez kongregację kuratora. Ma też całkowity zakaz kontaktu z małoletnimi.
Na stronie arch. warszawskiej znajdujemy zdjęcia z wielkanocnego „jajeczka” z marca 2018 roku. Jest na nich kard. Kazimierz Nycz. Na jajeczko z kardynałem czeka ks. Piotr D. Mimo zakazu ma na sobie sutannę.
Dziennikarz portalu tvn24.pl. W OKO.press w latach 2018-2023, wcześniej w „Gazecie Wyborczej” i „Newsweeku”. Finalista Nagrody Radia ZET oraz Nagrody im. Dariusza Fikusa za cykl tekstów o "układzie wrocławskim". Trzykrotnie nominowany do nagrody Grand Press.
Dziennikarz portalu tvn24.pl. W OKO.press w latach 2018-2023, wcześniej w „Gazecie Wyborczej” i „Newsweeku”. Finalista Nagrody Radia ZET oraz Nagrody im. Dariusza Fikusa za cykl tekstów o "układzie wrocławskim". Trzykrotnie nominowany do nagrody Grand Press.
Komentarze