Ksiądz Grzegorz K., skazany w 2014 roku za molestowanie ministranta, został mianowany administratorem Domu Księży Emerytów w diecezji warszawsko-praskiej. To jemu emerytowani księża powinni opowiadać o wyjściach z domu. A kto nadzoruje księdza K.? Nie wiadomo. Kuria nie odpowiada na pytania
Sprawa księdza Grzegorza K. była jedną z najgłośniejszych afer pedofilskich w polskim Kościele. W 2013 roku reporterzy TVN24 odkryli, że ksiądz K., mimo ciążącego na nim wyroku za molestowanie małoletniego, wciąż jest proboszczem w jednej z parafii na warszawskim Tarchominie, odprawia msze i opiekuje się 32 ministrantami.
Ksiądz był skazany w I instancji na rok więzienia w zawieszeniu na cztery lata za molestowanie 11-letniego ministranta przez rok i trzy miesiące w 2001 i 2002 roku w parafii w Otwocku Wielkim.
Jak podliczyli wtedy dziennikarze TVN, ks. Grzegorz K. przewodniczył co najmniej 500 nabożeństwom od 2011 roku, gdy prokuratura zawiadomiła kurię warszawsko-praską o wszczęciu przeciwko niemu postępowania.
Ówczesny arcybiskup praski Henryk Hoser wiedział więc o tym, że na księdzu K. ciążą zarzuty, ale przez dwa lata nic z tym nie zrobił. Odsunął księdza K. od posługi dopiero po reportażu TVN24 we wrześniu 2013 roku, choć nie od razu.
Na konferencji zwołanej po emisji reportażu ówczesny kanclerz kurii ks. Wojciech Lipka bronił księdza Grzegorza K., tłumacząc, że „były to czyny dawne, z roku 2001, zatem nieaktualne”, a poza tym wyrok jest wciąż nieprawomocny. Na pytanie dziennikarza o to, czy masturbowanie się przy nieletnim i oglądanie z nim pornografii nie jest wystarczającym powodem do usunięcia proboszcza ze stanowiska, ks. Lipka odpowiedział, że w wyroku nie ma o takich czynach mowy, a
"inna czynność seksualna", za której dopuszczenie się został skazany ksiądz K., to "kwestia podlegająca interpretacji". Za te słowa został usunięty z funkcji.
Sąd uznał, że zeznania nie zostawiają złudzeń: zachowania księdza z pewnością mają charakter seksualny ("ksiądz całował mnie przed samą mszą", "mówił, »chodź, połóż się na brzuszku«. (...) Dotykał moich włosów i mówił: »zobacz, jak mi staje«").
W styczniu 2014 Sąd Okręgowy Warszawa-Praga podtrzymał wyrok pierwszej instancji. Ksiądz K. był też oskarżony o molestowanie innego ministranta w tej samej parafii, ale nie wiemy, jak zakończył się proces.
Według ostatnich doniesień z października 2013 roku ks. K. nie zjawił się na rozprawie, dlatego musiała być przełożona na inny termin. Zapytaliśmy o finał sprawy sąd rejonowy w Otwocku, czekamy na odpowiedź.
Prokuratura w Wołominie wszczęła także postępowanie w sprawie zgwałcenia i molestowania przez ks. Grzegorza K. kolejnego ministranta z wcześniejszej parafii ks. K. w latach 2001-2003.
Śledczym nie udało się jednak udowodnić mu winy i sprawę umorzono. Z powodu przedawnienia karalności umorzono też postępowania dotyczące rozpijania ministrantów i pokazywania im filmów pornograficznych w kolejnej parafii.
W 2014 roku, po uprawomocnieniu wyroku w pierwszej ze spraw, kuria warszawsko-praska ogłosiła, że wszczęła postępowanie kanoniczne w sprawie ks. K. Zgodnie z ogłoszonymi w 2001 roku przez Jana Pawła II zasadami dotyczącymi “najcięższych przestępstw”, sprawy molestowania nieletnich po wstępnym dochodzeniu powinny być przekazane watykańskiej Kongregacji Nauki Wiary.
Przy okazji kanclerz kurii zapewnił, że “ks. Grzegorz K. nie sprawuje żadnych funkcji w Diecezji i pozostaje nadal odsunięty od wszelkich posług duszpasterskich”.
Nie wiadomo, gdzie ksiądz Grzegorz K. przebywał po opuszczeniu parafii w Tarchominie. Do niedawna poświęcona mu strona na serwisie diecezji warszawsko-praskiej była zabezpieczona hasłem.
Obecnie ze strony kurii można dowiedzieć się, że ks. K. przebywał na urlopie od 23 września 2013 do 15 marca 2014 roku. Podobno - jak donosił “Newsweek” w listopadzie 2013 roku - został ukryty w jakimś klasztorze na południu Polski. Potem w jego życiorysie następuje przerwa aż do 1 kwietnia 2018, kiedy biskup diecezji warszawsko-praskiej Romuald Kamiński mianował go administratorem Domu Księży Emerytów.
Na informację o nominacji ks. Grzegorza K. natrafiliśmy przypadkiem w ubiegłym tygodniu.
Zdumiało nas, że ksiądz, który dopuścił się “najcięższego przestępstwa przeciwko moralności”, jak sklasyfikował je Jan Paweł II, może pełnić jakiekolwiek funkcje kierownicze w Kościele katolickim.
Zgodnie z watykańskimi zasadami dotyczącymi postępowań w sprawach przestępstw przeciwko szóstemu przykazaniu popełnianych z nieletnim, duchowny “winien być ukarany odpowiednio do wagi przestępstwa, nie wyłączając wydalenia lub pozbawienia urzędu”. Na przykład w latach 2011-2012, tuż po aktualizacji watykańskich wytycznych przez Benedykta XVI, ze stanu kapłańskiego usunięto 384 księży.
O nominacji księdza Grzegorza K. zdecydował następca abp. Hosera, biskup Romuald Kamiński, który pełni tę funkcję od września 2017 roku.
Hoser jako emerytowany biskup dzięki papieżowi Franciszkowi w maju 2018 roku został “wizytatorem apostolskim o charakterze specjalnym” dla parafii w Medjugorie w Bośni i Hercegowinie.
Powierzenie księdzu K. funkcji administratora domu emerytów oczywiście nie może równać się z zaszczytem, którego dostąpił kardynał Bernard Law najpierw (w 2002 r.) pozbawiony funkcji arcybiskupa Bostonu w związku z tuszowaniem przestępstw pedofilnych podległych mu księży, a następnie mianowany (w 2004 r.) przez Jana Pawła II arcyprezbiterem Bazyliki Matki Bożej Większej w Rzymie, tradycyjnie powierzanej w opiekę zasłużonym kardynałom.
Trudno jednak uznać nominację ks. K. za karę odpowiednią do popełnionego przestępstwa.
Może być wręcz odbierana jako przywilej, a zarazem sygnał dla wszystkich innych księży, dopuszczających się przestępstw, że ze strony Kościoła nie muszą obawiać się kary.
We wtorek 28 sierpnia zadzwoniliśmy do księdza administratora K. z prośbą o rozmowę o jego nowej funkcji w kontekście zapadłych w jego sprawie wyroków.
“Jak dla mnie sprawa jest zamknięta. Proszę dzwonić do kurii” - odpowiedział K.
Następnego dnia zapytaliśmy więc biuro prasowe kurii warszawsko-praskiej m.in.:
Poprosiliśmy kurię o odpowiedź mailową, a także o spotkanie z biskupem Romualdem Kamińskim lub kanclerzem kurii ks. Dariuszem Szczepaniukiem. W czwartek od pracownika biura prasowego usłyszeliśmy, że odpowiedź dostaniemy prawdopodobnie jeszcze tego samego dnia. W piątek wyłączył telefon. W poniedziałek, po zapowiedzi, że nie będziemy czekać kolejnego dnia z publikacją, dostaliśmy SMS-a: “jestem przekonany, że dzisiaj otrzyma pan odpowiedź”.
Nie otrzymaliśmy żadnej.
Zaniepokoiło nas także, że ksiądz Grzegorz K. może mieć możliwość kontaktu z dziećmi lub młodzieżą. Mieszkańcy domów emerytów dla księży nie są więźniami. A ks. Grzegorz K. sam emerytem jeszcze nie jest, ma 62 lata.
Rytm dnia w domach księży emerytów wyznaczają pory posiłków i modlitw, ale poza nimi księża mogą dowolnie dysponować swoim czasem. “Księży nie obowiązuje żaden regulamin, nie muszą np. prosić o pozwolenie na wyjście na spacer czy jakiś wyjazd. (...) A wyjazdy zdarzają się dość często. Niektórzy księża są jeszcze na tyle sprawni, że w niedziele i święta wyjeżdżają pomagać w posłudze duszpasterskiej w okolicznych parafiach” - pisało w 2004 o domu w Otwocku katolickie pismo “Niedziela”.
Księża emeryci wciąż są potrzebni, a wręcz, jak mówił “Gościowi Niedzielnemu” dyrektor domu księży emerytów w Łomiankach,
“niezastąpieni w duszpasterstwie parafialnym, bo często dopiero w tym wieku, gdy odejdą obowiązki kancelaryjne, ma się wystarczająco dużo czasu na konfesjonał i inne niespieszne posługi kapłańskie”.
Dlatego księża emeryci często odwiedzają okoliczne parafie i tamtejsze konfesjonały.
Zresztą, żeby opuścić dom emeryta, wcale nie muszą tłumaczyć się obowiązkami duszpasterskimi. Portal naszemiasto.pl, którego reporter odwiedził kilka takich domów, pisał, że mieszkają w nich także kapłani “którzy preferują bardziej towarzyski tryb życia. Wolny czas poświęcają na spotkania ze znajomymi, rozmowy, wycieczki. (...) O tymczasowym opuszczeniu domu muszą za każdym razem poinformować swoich przełożonych. Nikt nie może im jednak tego zakazać”.
Skoro warszawsko-praskim Domem Księży Emerytów kieruje ks. Grzegorz K., prawdopodobnie to on odpowiada za monitorowanie miejsca pobytu swoich podopiecznych. I prawdopodobnie nie ma nad sobą nikogo, kto mógłby kontrolować jego własne wyjścia i wycieczki. Dlatego zapytaliśmy kurię warszawsko-praską:
Zapytaliśmy o kaplicę Domu Księży Emerytów, ponieważ według jednego z księży z diecezji warszawsko-praskiej, który zgodził się z nami porozmawiać,
“ksiądz K. był obłożony karą suspensy i chyba ostatnio została cofnięta, ale tylko w zakresie pełnienia posługi na terenie Domu Księży Emerytów”.
Zdaniem rozmówcy OKO.press “Funkcja administratora nie jest żadną nobilitacją czy formą nagrody, ale wykorzystaniem jego umiejętności na bezpiecznym terenie. Jeśli jego prawa ograniczone byłyby tylko do tego domu, to szanse, że będzie miał kontakt z dziećmi są ograniczone do zera” - zapewnia ksiądz. Nie gwarantuje jednak, że pogłoski, które do niego dotarły, są prawdziwe. A kuria jak dotąd ich nie potwierdziła.
Nawet jeśli na ks. Grzegorza K. nałożono zakaz posługi poza Domem Księży Emerytów, nie wiadomo, czy wiedzą o tym inni księża, do których mógłby zgłosić się z ofertą pomocy. W 2016 roku wyszło na jaw, że rekolekcje w krakowskiej parafii Najświętszego Salwatora prowadzi ks. Andrzej Z. skazany w procesie świeckim na trzy lata w zawieszeniu za fotografowanie nagiej dziewczynki podczas obozu oazowego, a przez sąd kanoniczny na zakaz kontaktu z dziećmi. Proboszcz parafii tłumaczył, że nie wiedział o wyrokach, a rzecznik kurii - że o księżach z zakazem kontaktu z dziećmi wiedzieć powinien każdy proboszcz.
Od 2023 r. reporter Frontstory. Wcześniej w OKO.press, jeszcze wcześniej w Gazecie Wyborczej. Absolwent filozofii UW i Polskiej Szkoły Reportażu. Był nominowany do nagród dziennikarskich.
Od 2023 r. reporter Frontstory. Wcześniej w OKO.press, jeszcze wcześniej w Gazecie Wyborczej. Absolwent filozofii UW i Polskiej Szkoły Reportażu. Był nominowany do nagród dziennikarskich.
Komentarze