Po wygranej przed Europejskim Trybunałem Sprawiedliwości, Jacek Kurski przedstawia się jako obrońcę „niewygodnej prawdy i interesu publicznego”. Rzecz dotyczy jednej z ujawnionych przez niego „afer”. Sprawdziliśmy kogo i o co oskarżał prezes TVP w tej i innych sprawach. I jak bronił zarzutów przed sądami. A raczej: jak się z nich wykręcał
W ubiegłym tygodniu Europejski Trybunał Sprawiedliwości ogłosił, że wyrok polskiego sądu, w procesie wytoczonym Jackowi Kurskiemu przez wydawcę „Gazety Wyborczej” - Agorę, naruszał zasadę wolności wypowiedzi, gwarantowaną przez europejskie prawo. Prezes TVP triumfował w mediach:
"To wielki dzień - dla mnie i dla wolności słowa w Polsce. Ten wyrok pokazuje, że społeczność międzynarodowa spektakularnie potępiła praktykę stosowaną całe lata przez środowisko Agory, polegającą na zakładaniu sądowego knebla wszystkim tym, którzy ośmielili się stanąć w obronie niewygodnej prawdy i interesu publicznego".
Prawicowe media przedstawiały wiadomość tak, jakby zarzuty wysuwane niegdyś przez Kurskiego pod adresem „Gazety Wyborczej”, potwierdziły się. Jest jednak inaczej.
Kurski – w tej i innych sprawach – najpierw rzucał publicznie najcięższe oskarżenia, a później, w procesach sądowych wycofywał się ze swoich słów, tłumaczył się „działaniem w afekcie”. Przekonywał, że żywi pozytywne uczucia do tych, których wcześniej oskarżał i życzy im wszystkiego dobrego.
Wyrok Trybunału w Strasburgu dotyczy wystąpienia Jacka Kurskiego sprzed 10 lat. Dokładnie z 8 maja 2006 r. Kurski – wówczas poseł PiS, był gościem programu Jana Pospieszalskiego „Warto rozmawiać” w TVP2. Przekonywał, że w Polsce istnieje „układ”. I że jest w stanie wykazać związek między tym układem, a „oszalałym atakiem na PiS” prowadzonym przez „Gazetę Wyborczą”. Demonstrując opublikowaną w gazecie reklamę firmy J&S tłumaczył:
„Ta firma sprowadza do Polski przytłaczającą większość ropy naftowej, miliardy euro wyprowadza z Polski dla spółki, która jest zarejestrowana gdzieś na Cyprze. Tu nie chodzi o żadną reklamę. To jest finansowanie przez układ - który jest zagrożony przez PiS - zmasowanej propagandy przeciwko PiS”.
Podczas procesu, który mu wytoczyła Agora, Kurski tłumaczył, że mówiąc o układzie, nie miał na myśli niczego złego:
"Istnieje w Polsce układ medialny, który nie jest zachwycony rządami PiS-u. Przez określenie „układ medialny” rozumiem dominującą część mediów, wyznaczająca pewien kierunek i modę, tj. porozumienie między niektórymi mediami (…) układ ten nie obejmuje nielegalnego finansowania mediów przez podmioty ze sfery biznesowej”.
Nie próbował dowodzić, że Agorę łączą biznesowe więzi z J&S. Mówił:
"Powiązałem reklamę firmy J&S z działalnością „Gazety Wyborczej”, gdyż i ta firma i gazeta mają niechęć do rządu (PiS), nie są mu przychylne".
I zapewniał, że jego intencją nie było obrażanie redakcji:
"Mam rodzonego brata w „Gazecie Wyborczej”. Bardzo go kocham, bardzo zależy mi na jego sukcesie, zatem zależy mi na tym żeby firma, w której pracuje, była firmą dobrze postrzeganą w opinii publicznej".
Sąd uznał, że polityk nie przedstawił żadnego dowodu na to, że reklama J&S miała wpływ na treść publikacji „Gazety Wyborczej”. A także, że jego wypowiedzi są „obiektywnie zniesławiające” i „godzą w renomę” Agory. Nakazał mu zamieścić przeprosiny na łamach „Gazety Wyborczej”. Sąd apelacyjny i Sąd Najwyższy utrzymały wyrok. Kurski nie opublikował ogłoszenia, więc „Gazeta Wyborcza” zrobiła to sama, a zapłatę wyegzekwował komornik.
Zgodnie z orzeczeniem Trybunału w Strasburgu, Polska ma zwrócić prezesowi TVP te pieniądze i koszty procesu – łącznie 12 450 euro.
Miesiąc po występie u Jana Pospieszalskiego, Kurski był gościem programu „Teraz My” w TVN. I ujawnił kolejną „aferę” -którą media nazwały „aferą billboardową”.
Według jego relacji spółka PZU miała w 2005 r., wspierać kampanię prezydencką Donalda Tuska.
„Wyjdzie na jaw, w jaki sposób PZU, za pieniądze podatników, wszystkich Państwa tutaj siedzących, finansowało billboardy pana Donalda Tuska z napisem „Człowiek, z zasadami”" - zapewniał widzów.
I opisywał mechanizm, który – według jego relacji – miały zastosować władze PZU, by po cichu zaangażować się w kampanię.
„Wszystko było od początku ukartowane (…) PZU wykupiło za 50 mln zł kampanię „Stop piratom drogowym” – billboardy oraz kampanię telewizyjną (…) Te billboardy zostały sprzedane za 3 proc. pewnej firmie (…) I ta firma rozejrzała się dyskretnie po rynku i zjawiła się taka partia - Platforma Obywatelska, która za 3 proc. wartości wkupiła billboardy opłacone przez PZU”.
Donald Tusk i PO złożyli wówczas pozew sądowy przeciwko Kurskiemu. Na sali sądowej poseł przekonywał, że o nic ich nie oskarżał – przywoływał tylko relacje swoich rozmówców z PZU:
„Nie podniosłem bezpośrednio zarzutu, iż PZU finansowało billboardy Donalda Tuska z napisem „Człowiek z zasadami”, tylko pośrednio, powołując się na osoby, które mi to mówiły”. „Wprost nikomu nic nie zarzucam – nigdy bym nie ośmielił się zarzucać wprost bez dowodów”.
Tłumaczył, że jego wypowiedź w "Teraz My!" sprowokowana została wcześniejszym atakiem SLD i PO na PiS oraz nowego, wspieranego przez tą partię prezesa PZU:
„PiS został zaatakowany w kontekście PZU i ta wypowiedź była emocjonalnym afektem, ja może nie wypowiedziałbym tej kwestii, gdyby nie pewna emocjonalna sytuacja”. „Tu mi puściły nerwy i działałem w afekcie i powiedziałem cały mechanizm” – wyjaśniał na kolejnych rozprawach.
Przyznawał także, że nie ma dowodów na to, że "afera", którą ujawnił, rzeczywiście miała miejsce:
„Ja powziąłem pewną wiadomość, ale nie przesądzam, że jest to prawda. Jeżeli okaże się, w toku postępowania prokuratury, iż jest to nieprawda, jestem w stanie wyrazić ubolewanie i przeprosić jako Jacek Kurski”.
Sąd uznał, że poseł tak właśnie powinien zrobić- bo to, co mówił w "Teraz My!" było nieprawdą. Zarzuty oparł na relacjach trzech osób, które - jak czytamy w uzasadnieniu wyroku - „były nawzajem dla siebie źródłem informacji - plotki korytarzowej”. Kurski nie zadał sobie trudu by je zweryfikować, choć - jak zauważył sąd - "doskonale zdawał sobie sprawę, że jego słowa (w telewizji) odniosą „rażący skutek”. I nie działał w afekcie - bo w czasie programu korzystał z notatek, które ze sobą przyniósł.
Zgodnie z wyrokiem, podtrzymanym przez sąd apelacyjny, Kurski musiał przeprosić Tuska i PO w mediach oraz przekazać 15 tys. zł na cele charytatywne.
Pokłosiem występu Kurskiego w programie „Teraz My!” w 2006 r. był także inny proces. Wytoczył mu go były prezes PZU – Cezary Stypułkowski. Według relacji Kurskiego, to za jego rządów miało dojść do afery z odsprzedażą Platformie billboardów przeznaczonych na kampanię „Stop wariatom drogowym”. Ale nie było to najmocniejsze oskarżenie, jakie padło ze strony polityka pod adresem Stypułkowskiego.
„Perfidii i pikanterii tej sprawie dodaje fakt, że „Stop wariatom drogowym” to coś znaczy. Trzy lata wcześniej prezes Stypułkowski w wypadku drogowym zabił trzech ludzi. Zabił trzech ludzi jadąc jak pirat drogowy. Sprawę bardzo inteligentnie zatuszowano. Oto prawda o Polsce, oto prawda o układzie” – grzmiał Kurski w programie TVN.
Gdy, parę lat później, zeznawał w tej sprawie przed sądem, znane już były wyniki śledztwa prokuratury dotyczące wypadku. Według ustaleń śledczych sprawcą kolizji nie był Stypułkowski, lecz mężczyzna kierujący drugim samochodem. Były prezes PZU jechał z dozwoloną prędkością.
Kurski tłumaczył sądowi, że wiedzę o wypadku czerpał z artykułów prasowych - głównie z tygodnika „Wprost” i że był „poruszony”, a nawet „wstrząśnięty” podawanymi tam informacjami.
„Nie było moją intencją w jakikolwiek sposób obrażanie powoda, czy sprowadzenie na niego infamii. (…) Sformułowanie o zabiciu trzech osób było skrótem myślowym, padło w ferworze dyskusji telewizyjnej, odnosiło się do sytuacji, w której powód uczestniczył w zdarzeniu, w którym zginęło trzech niewinnych ludzi” – mówił. I dodawał: „Chcę również wyrazić radość, że po mojej wypowiedzi powód awansował i wiodło mu się dobrze zawodowo”.
Sąd uznał jednak, że wypowiedź Kurskiego stanowiła „instrument w walce politycznej”, była wymierzona w Stypułkowskiego i naruszyła jego dobre imię. Nakazał politykowi przeprosić byłego prezesa PZU - w telewizji oraz na kilku billboardach. Sąd apelacyjny utrzymał ten wyrok, a Sąd Najwyższy odmówił przyjęcia w tej sprawie skargi kasacyjnej.
Na tym jednak seria procesów, wytoczonych Kurskiemu w związku ze sprawą PZU, się nie kończy.
Tydzień po głośnym występie w "Teraz My!" polityk został zaproszony do programu Bogdana Rymanowskiego "Magazyn 24 godziny" w TVN24. Przekonywał widzów, że w PZU niszczone są dowody "afery billboardowej". Powołując się na swoje źródła w spółce, tym razem zaatakował Iwonę Rynieweicz - ówczesną szefową biura marketingu PZU
„Dzisiaj uzyskałem informację, że pani Ryniewicz - szefowa biura mm… tej… korporacjno-reklamowego, komunikacji korporacyjno-reklamowej jeszcze dzisiaj wynosiła segregatory i to jest skandaliczne" - relacjonował.
Gdy dziennikarz zauważył, że to poważne oskarżenie, Kurski kontynuował:
„Nie oskarżam, mówię, że dostałem taką informację i to jest skandal, że osoba, która współpracowała z prezesem Stypułkowskim i odpowiadała za cały ten proceder jeszcze może buszować po tych biurach”.
Ryniewicz pozwała Kurskiego do sądu. W pozwie pisała, że po jego wypowiedziach w mediach została dyscyplinarnie zwolniona z pracy i że naruszyły jej dobre imię - na które pracowała całe życie.
Kurski znów tłumaczył się emocjami, jakie towarzyszyły mu w tamtym czasie:
„Taka informacja (o wynoszeniu dokumentów) była powiedziana w panice, że jest kwestia utraty dowodów”. "Jeśli dobrze pamiętam, to byłem poddany wtedy presji; minister Ziobro zwołał konferencję, pojawiło się sporo informacji że dokumenty zostały zniszczone”.
Przyznawał, że nie sprawdzał, czy faktycznie ktoś wynosi dokumenty ze spółki. I tłumaczył, że przecież w programie Rymanowskiego nie oskarżał Ryniewicz, "tylko powiedział, że otrzymał taką informację".
Sprawa zakończyła się ugodą. Kurski ogłosił w prasie, że jego wypowiedzi dotyczące Ryniewicz "nie znajdują odzwierciedlenia w stanie faktycznym”.
Pół roku temu, minister skarbu Dawid Jackiewicz powołując Jacka Kurskiego na szefa Telewizji Polskiej, przekonywał, że „zna on i rozumie media oraz wie, w jaki sposób muszą funkcjonować, by gwarantować Polakom do uczciwej i rzetelnej informacji”.
Każdego dnia widzowie TVP mogą przekonać się co znaczy "prawda" według Jacka Kurskiego.
Media
Sądownictwo
Jacek Kurski
Trybunał Sprawiedliwości Unii Europejskiej
Gazeta Wyborcza
Media niezłomne
Media publiczne
procesy
PZU
Od wiosny 2016 do wiosny 2022 roku wicenaczelna i szefowa zespołu śledczego OKO.press. Wcześniej dziennikarka „Polityki” (2000-13) i krótko „GW”. W konkursie Grand Press 2016 wybrana Dziennikarzem Roku. W 2019 otrzymała Nagrodę Specjalną Radia Zet - Dziennikarz Dekady. Laureatka kilkunastu innych nagród dziennikarskich. Z łódzkich Bałut.
Od wiosny 2016 do wiosny 2022 roku wicenaczelna i szefowa zespołu śledczego OKO.press. Wcześniej dziennikarka „Polityki” (2000-13) i krótko „GW”. W konkursie Grand Press 2016 wybrana Dziennikarzem Roku. W 2019 otrzymała Nagrodę Specjalną Radia Zet - Dziennikarz Dekady. Laureatka kilkunastu innych nagród dziennikarskich. Z łódzkich Bałut.
Dziennikarz "Superwizjera" TVN
Dziennikarz "Superwizjera" TVN
Komentarze