0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: Roman Bosiacki / Agencja GazetaRoman Bosiacki / Age...

Poniedziałkowy wieczór. Mój syn, Janek, uczeń II klasy jednego z warszawskich liceów, wpada do pokoju z informacją, że o 21:00 będzie awaryjne zebranie na teamsach. Rodzice z dziećmi. Klikam w przesłany Librusem link, pełna frekwencja, wychowawczyni oznajmia nam, że w klasie jest przypadek koronawirusa. Jeden z uczniów właśnie otrzymał wyniki testu. Zakażony jest on i jego tata, uczeń na szczęście niskoobjawowy. Nie wiadomo, kto kogo zakaził.

Dzień 1. Szkoła prosi rodziców, bo sama nic nie może

Co dalej? Szkoła powiadomiła sanepid, ale bez zgody sanepidu dyrektor nie może zarządzić nauczania zdalnego, ani zawiesić zajęć. Jak ktoś z uczniów naszej klasy przyjdzie do szkoły, to szkoła musi go wpuścić.

Nauczycielka prosi zatem nas, rodziców – abyśmy podjęli decyzję o zatrzymaniu dzieci w domu do czasu decyzji sanepidu. Ale to jest nasza – rodziców – decyzja, bo szkoła takiej podjąć nie może.

Prawdopodobnie wszyscy uczniowie klasy oraz osoby z nimi mieszkające będą objęte kwarantanną. Do soboty, bo zarażony uczeń ostatnio był w szkole w środę w zeszłym tygodniu, więc w sobotę minie 10 dni od kontaktu. Jutro pewnie będzie decyzja sanepidu, póki co, nic nie wiadomo.

Mąż e-mailowo powiadamia pracodawcę o zaistniałej sytuacji, w odpowiedzi dostaje regulamin pracy w czasie epidemii Covid-19. Nie ma decyzji sanepidu – nie ma problemu. Póki co, jutro może pracować zdalnie, ale w kolejnym dniu planowane są pomiary na linii produkcyjnej u klienta, które może wykonać tylko mąż. Mamy nadzieję, że sprawa do tego czasu się wyjaśni.

Dzień 2. Jest decyzja sanepidu, ale męża nie dotyczy

Kolejny dzień roboczy mija bez wiadomości z sanepidu. Szkoła zorganizowała niektóre lekcje zdalnie dla klasy Janka. Nie wiemy, co robić. Mąż zbiera się do wyjazdu do klienta, którego siedziba mieści się 250 km od naszego domu – następnego dnia rano ma przeprowadzić pomiary.

Nie ma żadnej decyzji o kwarantannie, więc nie ma podstaw do niewykonywania pracy. Urlop na żądanie nie wchodzi w grę, sytuacja w firmie jest napięta.

Piszę do szkoły młodszego syna, Krzyśka, z informacją o sytuacji – do wychowawczyni i do dyrektora. Krzysiek chodzi tam od kilkunastu dni, to pierwsza klasa liceum. Nie ma nawet jeszcze namiarów na nowych kolegów, aby spytać co zadane. O jakichkolwiek zajęciach zdalnych dla niego nie ma mowy, a może wystarczyłby po prostu mikrofon w sali. Szkoła tego nie przewiduje - powiedziano nam o tym na zebraniu, że nie ma scenariusza na taką ewentualność. Będą działać ad hoc. O kamerce, która pozwalałaby oglądać prowadzoną w szkole lekcję, nawet nie marzę.

Wychowawczyni Krzyśka odpowiada szybko. Prosi, aby pozostawić syna w domu i zobowiązuje się zorganizować informacje o przerobionym materiale i pracach domowych. Dyrektor milczy.

Wieczorem jeszcze raz sprawdzam Librusa u Janka. Jest wiadomość! Pisze wychowawczyni oraz dyrektor szkoły.

Powiadamiają nas, że jest decyzja w sprawie nauczania zdalnego. I że jesteśmy objęci kwarantanną do 19.09. Uczniowie, 7 nauczycieli i ich domownicy. Będzie dzwonił do nas sanepid.

Przesyłam wiadomości z Librusa mężowi, który zdążył już dojechać do miejscowości A. (pomiary u klienta nazajutrz o 08.00 rano). Mąż przekazuje informacje pracodawcy. Ten żąda decyzji. Nie mamy decyzji. Mamy e-mail z Librusa od pani dyrektor…

Dzień 3. Nie, to nie jest decyzja. I nie wiadomo, czy dotyczy domowników

Piszę do dyrektorki szkoły Janka z prośbą o przesłanie decyzji, którą otrzymała szkoła. Mąż przekonuje pracodawcę, że jego wizyta u klienta nie jest rozsądnym pomysłem. Sprawa trafia do najwyższej kadry w firmie. Jeden z dyrektorów podejmuje decyzję, aby jednak do klienta nie jechać. Mąż wraca do domu, trasa 250 kilometrów.

Po 2 godzinach dostaję na Librusie dokument ze szkoły. Jest to opinia, a nie decyzja. Pozytywna opinia sanepidu o zawieszeniu zajęć w klasie II w szkole X. Nie ma decyzji o kwarantannie. Jest zaledwie wzmianka, że w opinii wzięto pod uwagę, iż uczniowie i nauczyciele przebywali z zakażonym powyżej 15 minut „co skutkowało koniecznością odbycia kwarantanny klasy chorego ucznia i personelu”.

O domownikach ani słowa. Sanepid nie dzwoni. Może jednak nie jesteśmy na tej kwarantannie?

Piszę kolejną wiadomość do wychowawczyni z pytaniem, skąd jest informacja o kwarantannie dla nas i czy mają na to jakieś dokumenty. Tłumaczę sytuację męża w pracy. Wychowawczyni dzwoni, bo ma już dosyć pisania e-maili. Informacja została przekazana jej ustnie przez dyrektorkę, która ją uzyskała od sanepidu. Ustnie. Pytam o testy, ale wychowawczyni mówi, że o żadnych testach nikt nie wspominał… testów zatem nie będzie.

Lekcje dla klasy Janka, objętej kwarantanną, odbywają się różnie. Niektórzy nauczyciele – ci którzy nie są na kwarantannie – nie mają w szkole technicznej możliwości połączenia się z uczniami i przeprowadzenia lekcji zdalnej. Kilkoro samodzielnych, ambitnych i na kwarantannie prowadzi lekcje z domu, używając własnego sprzętu.

Mąż dzwoni do sanepidu w sprawie decyzji, po kilku próbach nawet się dodzwonił. Wyłuszcza sprawę. Mamy czekać, ktoś zadzwoni. Czy jesteśmy na kwarantannie? Nie, oficjalnie nie jesteśmy. Będziemy, jak nas wprowadzą do systemu, ale zostaliśmy powiadomieni, więc powinniśmy zachować się odpowiedzialnie…

Szkopuł w tym, że bez oficjalnej decyzji nawet ci najbardziej odpowiedzialni mogą być zmuszeni do wyjścia, pójścia do pracy. Jak jeden z rodziców pracujący w służbach mundurowych. Jego przełożeni uznali, że nie ma decyzji sanepidu – nie ma podstaw, aby nie przyjść.

Sanepid nadal nie dzwoni, kończy się dzień roboczy.

Dzień 3. cz. 2, 17:35. Telefon z sanepidu

Miła i niezwykle cierpliwa pani pyta najpierw, czy jestem z Warszawy. Gdy potwierdzam, pada kolejne pytanie - czy szkoła powiadomiła mnie o kwarantannie, bo nie wszyscy dostali tę wiadomość. Potwierdzam. Pani zbiera ode mnie dane domowników, łącznie z numerami PESEL, adresem zamieszkania, bo ze szkoły ma tylko nasze numery telefonów. Bazuje wyłącznie na informacjach ode mnie. Podaję dane zgodne z prawdą, chociaż jakiś chochlik w głowie mi podpowiada, że mogłabym powiedzieć, co chcę... Pani informuje, że jesteśmy objęci kwarantanną – uczeń i domownicy. Decyzja będzie wystawiona tylko na ucznia. Podobno będzie w niej mowa o domownikach. Będziemy wprowadzeni do systemu ZUS i dostaniemy sms-a. Jak nie zainstalujemy aplikacji (nie jest obowiązkowa), to policja będzie przyjeżdżała sprawdzać, czy jesteśmy w domu.

Na pytanie o dokument dla pracodawcy dostaję odpowiedź, że mąż może napisać oświadczenie, że jest na kwarantannie, jak Pani się wyraziła „podobno krąży taki w Internecie”.

Można też wystąpić o zasiłek do ZUS-u za czas przebywania na kwarantannie, jeśli pracodawca nie wyraził zgody na pracę zdalną. Ale to potem, jak dostaniemy wpis do systemu i decyzję. Decyzja pocztą tradycyjną. Kiedy? No, może pani zdąży wystawić decyzję do poniedziałku, ale ma jeszcze ok. 100 osób do obdzwonienia, a to jest priorytet. Kwarantanna kończy się w sobotę (tę przed poniedziałkiem).

W Librusie Janka nowa wiadomość. Zaczęli dzwonić także do innych. Jest też jedna zaskakująca – że sanepid ma 3 dni na kontakt telefoniczny. Za 3 dni to nam się kwarantanna skończy…

W Librusie Krzyśka mam zdjęcia notatek z polskiego i matematyki – notatek jednej z uczennic, najwyraźniej uzyskane przez wychowawczynię własnym wysiłkiem, bez wsparcia innych nauczycieli i dyrekcji.

Sms-a z systemu nie ma.

Epilog

Jesteśmy już po kwarantannie. Nikt na szczęście nie ma żadnych objawów. W piątek dzwoniła do nas opieka społeczna, pytała, jak się czujemy i czy nam czegoś nie potrzeba, bo „jesteśmy na liście”. W sobotę koło południa - policja. Pan aspirant chciał się dowiedzieć, jak się czujemy i powiadomił, że o północy mogę wyjść na spacer. Na mój telefon w sobotę o 22:01 przyszedł sms o treści „Twoja kwarantanna w aplikacji Kwarantanna domowa została zakończona”. Dla wyjaśnienia dodam, że nie instalowałam żadnej aplikacji…

;
Na zdjęciu Redakcja OKO.press
Redakcja OKO.press

Jesteśmy obywatelskim narzędziem kontroli władzy. Obecnej i każdej następnej. Sięgamy do korzeni dziennikarstwa – do prawdy. Podajemy tylko sprawdzone, wiarygodne informacje. Piszemy rzeczowo, odwołując się do danych liczbowych i opinii ekspertów. Tworzymy miejsce godne zaufania – Redakcja OKO.press

Komentarze