0:000:00

0:00

Prawa autorskie: Bartosz Banka / Agencja GazetaBartosz Banka / Agen...

"Porozumienie było trudnym kompromisem – ale przerwaliśmy protest, bo było to w interesie pacjentów. Jesteśmy rozczarowani efektami. Ustawy nie ma, a jej projekt nie jest zgodny z porozumieniem" – mówił na konferencji prasowej 2 lipca 2018 roku Jarosław Biliński, wiceszef Porozumienia Rezydentów, które organizowało protest głodowy i akcję wypowiadania tzw. opt-outów.

Tymczasem projekt rządowej ustawy został skierowany do Sejmu.

Główne zastrzeżenia lekarzy dotyczą:

  • tego, że część zwiększonych nakładów na służbę zdrowia, zamiast na świadczenia dla pacjentów zostanie przeznaczona na Agencję Oceny Technologii Medycznych i plan Finansowy Funduszu Rozwiązywania Problemów Hazardowych;
  • „dodatku lojalnościowego” dla lekarzy rezydentów, który będzie obowiązywał tylko osoby pracujące w sektorze publicznym;
  • podwyżek dla lekarzy specjalistów, które miały być dla wszystkich, a będą tylko dla wybranych,
  • nieuregulowanej kwestii zasad wynagradzania rezydentów za dyżury poza szpitalem kierunkowym.

Krzysztof Madej, wiceprezes Naczelnej Rady Lekarskiej, podkreślał, że projekt ustawy nie był poprzedzony konsultacjami społecznymi ani dyskusjami eksperckimi: "Proces legislacyjny był co najmniej nietypowy. Nie było projektu o założeniach ustawy. 25 czerwca dowiedzieliśmy się przez przypadek, z krążących plotek, o tym, że projekt ustawy został opublikowany na stronie Rządowego Centrum Legislacyjnego".

Uwagi lekarzy do rządowego projektu ustawy są szczegółowo opisane w opinii Naczelnej Rady Lekarskiej.

Przypomnijmy: po proteście głodowym w październiku 2017 roku i masowym wypowiadaniu tzw. klauzul opt-out, dzięki którym lekarze pracowali w szpitalach bez ograniczeń godzinowych wynikających z kodeksu pracy, w lutym 2018 lekarze rezydenci podpisali porozumienie z ministerstwem zdrowia.

Pisaliśmy o tym w OKO.press.

Przeczytaj także:

Główny postulat w sprawie pieniędzy przeznaczanych na służbę zdrowia był następujący:

  • 4,78 proc. PKB na zdrowie w 2018, czyli o 2 miliardy zł więcej niż w 2017 roku,
  • 4.86 proc. PKB w 2019,
  • 5.03 proc. w 2020,
  • 5.30 proc. w 2021,
  • 5.55 proc. w 2022,
  • 5.8 proc. w 2023
  • i 6 proc. w 2024.
  • W 2024 roku na zdrowie ma zostać przeznaczone więc o 16 miliardów zł więcej, niż w 2017 roku.

Przypomnijmy, że początkowym postulatem rezydentów było 6,8 proc. PKB na zdrowie w 2021 roku. Dlaczego lekarze zgodzili się na mniejszy wzrost nakładów? Doktor Krzysztof Hałabuz z Porozumienia Rezydentów tłumaczył w lutym 2018 OKO.press: „Podpisaliśmy porozumienie w takim kształcie, bo strona rządowa wielokrotnie podkreślała, że to jest maksimum ich możliwości. Słyszeliśmy wielokrotnie, że budżet nie jest z gumy”.

Tymczasem wg. projektu ustawy rządowej, część pieniędzy z obiecanych 6 proc. PKB na ochronę zdrowia ma być przeznaczone na coś innego niż świadczenia dla pacjentów: na Agencję Oceny Technologii Medycznych i plan Finansowy Funduszu Rozwiązywania Problemów Hazardowych.

Dr Biliński z Porozumienia Rezydentów mówił na konferencji prasowej: "Jak policzyliśmy, tylko w tym roku będą to 173 mln zł. To równowartość 273 tys. rezonansów, które można by wykonać dla pacjentów"

"Dodatek lojalnościowy" tylko dla zatrudnionych w szpitalach

W lutowym porozumieniu Ministerstwo obiecało 4000 zł brutto miesięcznie dla rezydentów w tzw. dziedzinach niepriorytetowych, 4700 zł brutto dla dziedzin priorytetowych – na pierwszym i drugim roku rezydentury.

Od trzeciego roku pensje będą wynosić

  • 4500 zł brutto (dziedziny niepriorytetowe)
  • oraz 5300 zł brutto (dziedziny priorytetowe).

Dodatkowo, w porozumieniu zostało określone, że lekarze, którzy zobowiążą się do pozostania i pracowania w Polsce przez co najmniej dwa lata po zakończeniu rezydentury, otrzymają „dodatek lojalnościowy” do pensji – 500 zł miesięcznie brutto.

To właśnie ten dodatek jest teraz kością niezgody między rezydentami a ministerstwem. W projekcie ustawy pojawił się bowiem zapis o tym, że lekarze po skończeniu rezydencji muszą przepracować dwa lata na etacie w szpitalu NFZ.

Doktor Sobotka: „To miał być ogólny zapis o tym, że lekarze będą pracować w Polsce. Tymczasem ministerstwo chce zrobić z lekarzy niewolników. Ktoś może chcieć np. pracować w Ambulatoryjnej Opiece Zdrowotnej, w placówce Podstawowej Opieki Zdrowotnej, albo otworzyć swój prywatny gabinet. Chodziło o to, żeby lekarze leczyli polskich pacjentów. Zamiast reformować służbę zdrowia, Ministerstwo chce wprowadzić zapisy o pracy niewolniczej [w szpitalu NFZ]”.

Ministerstwo ogranicza podwyżki jak tylko może

Oprócz tego protestujący rezydenci wynegocjowali w porozumieniu z rządem podwyżki dla lekarzy specjalistów. Czyli tych lekarzy, od których rezydenci uczą się zawodu.

Najpóźniej w lipcu 2018 specjaliści zatrudnieni w państwowych placówkach mają zarabiać co najmniej 6750 zł brutto miesięcznie.

Według porozumienia z lutego 2018 muszą zobowiązać się do „niewykonywania tożsamych świadczeń medycznych finansowanych ze środków publicznych w innej placówce medycznej”.

Co to oznacza? Krzysztof Hałabuz z Porozumienia Rezydentów tłumaczy: „Specjalista nie może świadczyć tej samej usługi w dwóch placówkach , czyli np. nie może dyżurować w dwóch szpitalach. Ale może np. dyżurować w jednym, a w drugim przyjmować w poradni. To była propozycja rządowa, ale przystaliśmy na nią, bo to realizacja naszego hasła 1 lekarz, 1 etat”.

Tymczasem według projektu ustawy podwyżki otrzymają tylko lekarze jednostek całodobowych i całodziennych. Co to oznacza w praktyce?

Podwyżki nie obejmują lekarzy pracujących np. w opiece ambulatoryjnej, Podstawowej Opiece Zdrowotnej i Nocnej Pomocy Lekarskiej.

Na swoim profilu na Facebooku rezydenci tak skomentowali ten zapis: „Po co takie ograniczenie? Chyba tylko po to, by ich (lekarzy) już ostatecznie namówić do odejścia z sektora publicznego do prywatnego”.

Podwyżki dostaną tylko ci specjaliści, którzy pracują tylko w jednej placówce – lekarze nie będą mogli nawet dyżurować w innych szpitalach. Tak Ministerstwo Zdrowia rozumie "zakaz konkurencji".

Biliński: "To będzie katastrofa. Niektóre szpitale będą musiały się zamknąć, bo nie będzie miał kto w nich dyżurować".

Rezydenci: wznawiamy protest, jeśli nie będzie realizacji porozumienia

Biliński podkreślał, że zaufanie rezydentów do Ministerstwa Zdrowia zostało "mocno nadwyrężone". Na konferencji prasowej w poniedziałek 2 lipca mówił: "Od lutego trwa przepychanka o to, kto będzie sprytniejszy. Projekty ustaw są przepychane w ostatniej chwili, a do tego są niezgodne z tym, co ustaliliśmy w porozumieniu. 1 lipca miała wejść w życie ustawa realizująca częściowo nasze porozumienie. Nie weszła – minister zdrowia tłumaczy nam, że to z powodu błędów urzędników ministerstwa zdrowia, którzy nie wiedzieli, na czym polegało nasze porozumienie. Projekt jest cały czas w fazie prac rządowych, ale nie było konsultacji społecznych".

Dlatego lekarze mówią wprost: jeśli Ministerstwo Zdrowia nie spełni ich warunków, powrócą do protestu.

Biliński: "Jeśli ustawa, która wejdzie w życie, nie spełni warunków porozumienia, wrócimy do wypowiadania opt-outów. Będziemy dyżurować zgodnie z Kodeksem Pracy i prawem unijnym, po 5 godzin dziennie. To kompletnie zdestabilizuje pracę w szpitalach. Punkt kulminacyjny nastąpi przed wyborami samorządowymi w 2019 roku. Będziemy masowo zwalniać się z pracy".

i dodaje: "Jesteśmy w gotowości bojowej – to ostatni dzwonek dla Ministerstwa Zdrowia. Jeśli porozumienie nie będzie zrealizowane w ustawach, rozpoczniemy dużo dotkliwszy protest niż do tej pory".

;

Udostępnij:

Monika Prończuk

Absolwentka studiów europejskich na King’s College w Londynie i stosunków międzynarodowych na Sciences Po w Paryżu. Współzałożycielka inicjatywy Dobrowolki, pomagającej uchodźcom na Bałkanach i Refugees Welcome, programu integracyjnego dla uchodźców w Polsce. W OKO.press pisała o służbie zdrowia, uchodźcach i sytuacji Polski w Unii Europejskiej. Obecnie pracuje w biurze The New York Times w Brukseli.

Komentarze